- Czyli jesteś kolegą Takumiego?
Dziewczyna o
intensywnie niebieskich włosach wpatrywała się we mnie, nie kryjąc
sceptycyzmu. Jeszcze nigdy nie spotkałem osoby, która przefarbowałaby
się na tak futurystyczny kolor, dlatego miałem wrażenie, że rozmawiam z
istotą z innej planety. Jej cienkie brwi zmarszczyły się delikatnie,
tworząc na czole niewielką bruzdkę. Po chwili jednak powróciły do
początkowego stanu, a na twarzy nieznajomej zagościł promienny uśmiech.
- Skoro tak
twierdzisz to zapraszam – odparła, otwierając szerzej drzwi. - Takumi
jeszcze śpi, ale zaraz go obudzę. Biedaczek, miał przeze mnie ciężką
noc.
- Nie wątpię –
mruknąłem, zerkając na białą koszulę, która swobodnie zwisała z jej
drobnego ciała. Przez niewielkie prześwity w tkaninie można było bez
trudu podziwiać wszelkie kształtne wypukłości oraz inne pozytywne
aspekty zgrabnej sylwetki dziewczyny. Całe szczęście, że nie próbowała
się przeciągnąć, bo dolna krawędź koszuli już i bez tego niebezpiecznie
balansowała na granicy górnej części jej ud.
- Przepraszam, że
przyjmuję cię w takim stroju, ale sama przed chwilą wstałam –
powiedziała, szarpiąc delikatnie za biały kołnierzyk. Jej blade policzki
w jednej chwili delikatnie się zaróżowiły. Nic tak nie bratało ludzi,
jak zażenowanie z tego samego powodu.
- Nie ma sprawy –
rzuciłem, starając się zbytnio nie taksować jej wzrokiem. Nie chciałem
przecież wyjść na kompletnego bezczela, albo w najgorszym razie
zboczeńca, który pragnie odebrać jej zapewne już nieistniejącą cnotę. –
Yuichi już się obudził?
- Słucham? Yuichi? – zapytała ze zdziwieniem. – Nie ma go przecież tutaj.
„Czyżby jednak
Takumi wypuścił go do domu po moim wyjściu?” – pomyślałem, zerkając
mimochodem na drzwi od łazienki. Nie było kluczyka w zamku, więc z
pewnością musiały być zamknięte. Rozejrzałem się dookoła. Mój wzrok
spoczął na stoliku do kawy, gdzie dostrzegłem jakiś metalowy przedmiot.
Znalazłem.
Nie zważając na
lękliwe spojrzenie obcej mi dziewczyny, chwyciłem za kluczyk i
podszedłem do drzwi. Szybko rozprawiłem się z zamkiem, po czym
otworzyłem je powoli, bojąc się tego, co mógłbym za nimi zobaczyć.
- Yuu? – zapytałem, spoglądając z niepokojem na zwiniętą czarną kulkę, leżącą na materacu.
- Właśnie umieram, więc wyjdź stąd! – warknął, instynktownie zwijając się jeszcze bardziej.
- Posłuchaj –
szepnąłem, a następnie kucnąłem przy tym co, wedle moich oczekiwań,
miało być jego głową. - Jakaś półnaga, niebieskowłosa laska siedzi w
salonie i…
Yuichi poruszył się
gwałtownie. Chwilę zajęło mu odkopanie się z ciemnego koca, ale
ostatecznie nareszcie mogłem z nim porozmawiać twarzą w twarz.
- Co? Ayako? Co ona
tu robi do jasnej cholery? – zapytał, kierując na mnie swoje przekrwione
oczy. Zadrżałem na jego widok. Wyglądał… Ehh… Właściwie to nie wyglądał
i to był największy problem. Splątane, tłuste włosy, trupioblada cera
pokryta kilkoma niewielkimi siniakami, wielkie wory pod oczami i drżące
spierzchnięte wargi, sprawiły, że miałem ochotę na to, aby znowu zakrył
się kocem.
- Chyba spędziła noc
u Takumiego – odparłem swobodnym tonem. Starałem się nie odwracać od
niego wzroku i zachowywać w miarę normalnie.
Twarz Yuichiego stężała, co sprawiało, że wyglądał jeszcze okropniej.
- Suka – wychrypiał cicho. Ledwie mogłem go zrozumieć.
Nie zdążyłem mu
nawet odpowiedzieć, bo zerwał się gwałtownie z miejsca i wyszedł z
łazienki, zostawiając mnie w towarzystwie własnego odbicia w lustrze.
- Aya! – usłyszałem jego głos, dobiegający już prawdopodobnie z salonu. – Jak miło cię widzieć!
Tak dużej dawki
ironii w jednym zdaniu nie dostrzegałem nawet w niektórych wypowiedziach
Takumiego. Postanowiłem jak najszybciej wrócić do „centrum wydarzeń”,
żeby w razie nagłego kataklizmu, móc jakoś zareagować. Yuichi w obecnym stanie
zdawał się być zdolny do wszystkiego. Szykował się naprawdę ciężki
dzień…
- Ciebie również,
misiaczku – odparła Ayako, uśmiechając się słodko. Zastałem ją siedzącą
na stole z cienkim papierosem w dłoni. To, że zapięła koszulę pod szyją,
wcale nie spowodowało nagłego wzrostu przyzwoitości jej stroju. – Co
tutaj robisz?
- Śpię w łazience, nie widać?
- Nie wnikam w twoje fetysze… Chcesz może herbaty?
- Z przyjemnością –
Yuichi usiadł na jednym ze stołków, przy okazji wskazując mi miejsce
obok siebie. – Hayato też chętnie się napije.
- To rusz swój
szanowny tyłek i zastaw wodę, bo ja także mam ochotę – rzuciła
dziewczyna, a następnie strzepnęła nadmiar popiołu do popielniczki. Po
chwili zeskoczyła ze stołu i ruszyła w stronę łazienki. – Idę teraz pod
prysznic… I nie, nie możesz do mnie dołączyć, choć szczerze mówiąc to by
ci się przydało.
- Nie proponuj mi
nawet takich ohydnych rzeczy! Ja z TOBĄ… Fuj! – prychnął, nonszalancko
zakładając nogę na nogę. – Tylko proszę, weź sobie jakieś inne rzeczy na
przebranie. Wszyscy już wiedzą, że pieprzyłaś się z Takumim, więc nie
musisz pokazywać swojego tyłka całemu światu.
Ayako odwróciła się gwałtownie. Jej błękitne włosy uroczo zafalowały razem z… Przeklęta koszula.
- A co? Zazdrosny?
Chwila niezręcznej
ciszy. Z niecierpliwością czekałem na ripostę Yuichiego, ale ta nie
nadchodziła i chyba nigdy nie zamierzała nadejść. Zerknąłem na niego.
Siedział i otwartą buzią na przemian czerwieniejąc i blednąc. Myślałem,
że zaraz zemdleje.
- Przecież… Takumi jest moim kumplem i w dodatku facetem! – zaprotestował nagle.
Do naszych uszów dotarł perlisty śmiech dziewczyny.
- Zazdrosny o MNIE, głuptasie! – odparła, zwijając się ze śmiechu.
Kompletna porażka.
Mimo, że dostrzegłem na twarzy Yuichiego wyraz znikomej ulgi, to i tak,
podobnie jak on, czułem się skrępowany zaistniałą sytuacją. Trzeba było
to jakoś przerwać. Zerknąłem na kwadratowy zegar, wiszący na ścianie.
- A czy Takumi nie
powinien być teraz w pracy? – zasugerowałem, zwracając się przede
wszystkim do Yuichiego. – Trzeba go obudzić… Będzie wściekły.
- Na mnie nie liczcie, idę pod prysznic! – wypaliła dziewczyna i zniknęła za drzwiami łazienki.
- To… To ja zrobię herbatę –powiedział Yuichi i z prędkością światła podbiegł do kuchennego blatu.
No to zostałem sam. Cudownie.
Podniosłem się z
miejsca i ostrożnie otworzyłem drzwi sypialni Takumiego. Nie
dostrzegając czyhającego na mnie niebezpieczeństwa, niepewnym krokiem
wkroczyłem do środka.
W przypływie nagłej
pracowitości zgarnąłem część ubrań z paneli i położyłem je na, stojącym
obok drewnianego biurka, obrotowym krześle. Rozejrzałem się dookoła.
Pedantyczność
Takumiego dawała o sobie znać na każdym kroku. Jedynie zawalona
ubraniami Ayako podłoga, stanowiła pewien kontrast, a zarazem dowód na
to, że w tym pomieszczeniu żył człowiek, a nie człekokształtny android.
Wszystkie przedmioty na biurku były starannie ułożone, teczki
poopisywane białymi karteczkami, a książki z dumą prezentowały się na
wielkim regale. Tak, były ułożone alfabetycznie.
Bojąc się
czegokolwiek dotknąć, aby nie narazić się na wieczny terror tego Księcia
Białej Rękawiczki, postanowiłem od razu wykonać powierzoną mi misję.
Stanąłem obok szafki nocnej Takumiego i zacząłem się zastanawiać nad
najlepszym sposobem obudzenia go, a zarazem uniknięcia zbliżającej się
katastrofy.
Szklanka wody -> pewna śmierć, ale kilka minut na ucieczkę
Szturchnięcie w ramię -> możliwość oberwania z prawego sierpowego
Pocałunek (na który z resztą nagle nabrałem ochoty) -> podwójna śmierć ze strony formacji Taku-Yuu…
Pokiwałem ze zrezygnowaniem głową. Chyba zaczynałem się cofać w rozwoju...
„Co ma być, to będzie” – pomyślałem i jednym szybkim ruchem zerwałem kołdrę z tego czarnowłosego śpiocha.
Takumi otworzył
gwałtownie oczy. Wpatrywaliśmy się w siebie w milczeniu. Wyglądał na
wstrząśniętego moją obecnością. Czyżby spodziewał się, że po wczorajszym
wyładowaniu frustracji już więcej nie przyjdę?
- CO. TY. DO.
JASNEJ. CHOLERY. SOBIE. WYOBRAŻASZ?!!! – wybuchnął i zaczął się miotać,
jak przy napadzie epilepsji. Początkowo zupełnie nie wiedziałem, o co mu
tak właściwie chodziło, dopóki moje spojrzenie nie powędrowało w
kierunku niższych partii jego ciała. Ups.
Był zupełnie nagi.
No, tak. Czego mogłem się spodziewać po facecie, który po upojnej nocy
leżał w łóżku i był pogrążony w głębokim śnie? Moja umiejętność
kojarzenia faktów znajdowała się na naprawdę niskim poziomie.
Nic nie
powiedziałem. Nawet nie podałem mu leżącej na podłodze kołdry, tylko
stałem jak słup soli i przyglądałem się jego urokliwemu ciału. Nie był
jakoś specjalnie wysportowany, ale mimo to, bez trudu dostrzegałem
delikatnie zarysowane mięśnie pod warstwą alabastrowej skóry, którą w
niektórych miejscach pokrywały czarne tatuaże. Nie miałem pojęcia, czemu
nie zauważyłem ich wcześniej.
Tuż przy wydatnych
kościach biodrowych dostrzegłem dwa zdobione wiktoriańskie klucze
skierowane w stronę… wiadomej części ciała, pod lewym obojczykiem
niewielki napis, którego jednak nie zdołałem przeczytać, gdyż Takumi
wciąż dążył do znalezienia sobie jakiegoś okrycia. Jednak moją uwagę
najbardziej przykuło bezlistne drzewo z zarysem anonimowego wisielca na
prawym boku klatki piersiowej. Ciekawe co spowodowało, że postanowił
utrwalić sobie właśnie taki motyw na swoim ciele.
Czułem się jak
zahipnotyzowany, bo nie mogłem oderwać od niego wzroku. Nawet
najmniejsze uwypuklenie przyprawiało mnie o zapierające dech w piersiach
dreszcze. W jednej chwili zapragnąłem go dotykać, czuć pod opuszkami
palców fakturę jedwabistej cery, smakować…
- Czy mógłbyś z
łaski swojej przestać się na mnie gapić? – Surowy ton Takumiego przerwał
moje lubieżne rozmyślania. Z żalem odwróciłem się w stronę okna. – Tak
lepiej. Niedługo będę musiał pobierać za to opłaty… Która godzina?
- Wpół do dziewiątej – mruknąłem, zawstydzony. Czułem, że płoną mi policzki.
- SŁUCHAM?! No to w
pracy powieszą mnie za jaja i wystawią na widok publiczny… Podaj mi
telefon z szafki i wyjdź, bo muszę tam zadzwonić z jakąś w miarę
wiarygodną wymówką.
Wręczyłem mu szybko
komórkę, po czym nie odwracając się za siebie, dynamicznym krokiem
opuściłem pokój. Moja „dziękczynna pielgrzymka z darowanie życia” nie
trwała nawet kilku sekund, gdyż zaraz po wyjściu zatrzymałem się,
kierując wzrok na zgromadzonych zdrajców.
- Wisisz mi kasę Yuu!
– Usłyszałem głos Ayako. – Wrócił i to w dodatku w jednym kawałku. Nie
ma nawet draśnięcia! Ehh… Uwielbiam się z tobą zakładać.
Oboje siedzieli przy stole z kubkami gorącego płynu w dłoniach i przesyłali mi szerokie uśmiechy.
- A ty przypadkiem nie miałaś być pod prysznicem? – zwróciłem się do dziewczyny.
- Przecież nie
przegapiłabym takiego widowiska! Poza tym nie wzięłam z pokoju swoich
ubrań, a nie chciałam już dłużej podniecać Yuichiego, choć… właściwie
teraz też to robię. Mówi się trudno.
Yuichi wydał z siebie jakiś niezidentyfikowany odgłos, wskazujący na rozdrażnienie.
- Ostatnim razem,
gdy próbowałem go obudzić to oberwałem w czoło budzikiem – mruknął,
kiwając głową w stronę drzwi. – Od tego czasu mam ogromną traumę. Nawet
mój psycholog nie jest w stanie mi pomóc…
- Chyba psychiatra – poprawiła go niebieskowłosa. – Psycholodzy nie zajmują się tak ciężkimi przypadkami.
Westchnąłem ciężko i
usiadłem między nimi, aby przypadkiem (bądź nie) nie wydrapali sobie
oczu. Minuty płynęły, a drzwi do sypialni Takumiego wciąż pozostawały
zamknięte. Przez chwilę pomyślałem nawet, aby tam zajrzeć, ale mój
pomysł szybko został odrzucony przez głos zdrowego rozsądku.
Po chwili
usłyszeliśmy jakieś wzmożone trzaski i w progu ukazał się Takumi w CAŁEJ
swojej okazałości. Spojrzałem na swoich towarzyszy. Oboje mieli
rozdziawione paszcze, które na zmianę otwierali i zamykali, niczym
duszące się skalary.
- A co to? Kółko
wzajemnej adoracji? – oznajmił Takumi, przeszywając nas wzrokiem. –
Wybaczcie, ale mam już fanklub, a jego spotkanie jest wyznaczone na „w
dalekiej przyszłości”, czyli raczej nie dzisiaj, prawda?
Odpowiedziała mu
cisza. Szybko wyjąłem kubek z drżącej dłoni Yuichiego, gdyż jego
zawartość w połowie pokrywała już nogawki moich spodni.
- Co się tak na mnie
lampicie? Przecież każdy z was widział mnie już kiedyś w negliżu, więc
nie wiem po co takie zdziwienie… To raczej na wygląd Yuichiego
powinniście zwrócić uwagę. Boże, wygląda jakby ktoś zrzucił go z
dziesiątego piętra, przejechał kilkakrotnie tirem, napluł, a potem
wniósł na dach wieżowca i znowu zrzucił…
- Dzięki, stary –
odparł Yuichi, starając się ukryć skrępowanie. – Wiedziałem, że zawsze
mogę liczyć na twój pocieszający komentarz, ale może włóż coś na siebie,
bo Ayako zostawi ci na mokrą plamę na obiciu krzesła. Widzisz? Już
napluła sobie do herbaty z wrażenia!
„I kto to mówi” –
pomyślałem, zerkając na niewielkie wybrzuszenie w spodniach Yuichiego.
Współczułem mu bardzo, ale nie mogłem w żaden sposób wpłynąć na postawę
Takumiego. Koleś traktował go jak kumpla, więc musiał się z tym jakoś
pogodzić. Jak? Nie miałem pojęcia. Przynajmniej nie tylko ja cierpiałem z
powodu nieszczęśliwej miłości…
- Jak wywinąłeś się
od pracy? – zapytałem, kierując wzrok na twarz Takumiego. Ja także
reagowałem na jego nagość w specyficzny sposób, więc musiałem się szybko
opanować.
- Normalnie.
Powiedziałem szefowi, że moja dziewczyna zemdlała w łazience i że
musiałem ją zawieść do szpitala – odpowiedział, opierając się o framugę
drzwi. – Dał mi cały dzień wolnego. Ale się zdziwił! Pewnie myślał, że
jestem gejem… Nie tak, żebym miał coś przeciwko, ale cieszę się, że
wyprowadziłem go z tego błędu. Tylko… Teraz będę miał problem, bo często
widuję go w willi mojego ojca. Wiecie, najlepsi kumple i w ogóle. Hmm…
Muszę szybko znaleźć sobie dziewczynę, żeby w razie nagłej potrzeby móc
mu ją przedstawić. Może dzisiaj w klubie jakąś wyrwę?
To musiało
cholernie zaboleć zarówno Ayako, jak i Yuichiego. Domyśliłem się tego po
gwałtownej zmianie mimiki ich twarzy, które w jednej chwili
niekontrolowanie wyzbyły się pogodnego wyrazu. Albo Takumi był
kompletnym ignorantem, albo po prostu udawał, że nie zdaje sobie z
niczego sprawy. Ta dwójka jeszcze kilka minut temu podświadomie kłóciła
się z jego powodu, a on w jednej chwili to wszystko zniszczył i podeptał
swoim czarnym, mentalnym glanem. Miałem ochotę go uderzyć, żeby
zrozumiał, że nie należało bawić się uczuciami innych. Ale czy na pewno
robił tak źle, jak sądziłem? W końcu, jeśli żadnego z nich nie kochał
to…
Nagle poczułem
mocny uścisk na swojej ukrytej za plecami dłoni. Fizyczny ból, który w
tej chwili odczuwałem był zapewne o wiele mniejszy od tego, który męczył
Yuichiego. Pozwoliłem mu się wyżyć, choć w małej cząstce uwolnić od
cierpienia, co w praktyce było właściwie niemożliwe.
- Klubu? – odezwał się nagle, skończywszy przetwarzać słowa Takumiego. Nareszcie odzyskałem czucie w prawej dłoni.
- Gdybyś
przychodził na próby zespołu, to pewnie byś o wszystkim wiedział – rzekł
kąśliwym tonem. – Wczoraj wieczorem zadzwonił do mnie Akira. Dzisiaj
dajecie koncert w… tam tara dam tam tam… Shinjuku Marz!!!
- Nie żartuj sobie, dobra? – odburknął Yuichi, przewracając oczami. – Nie mam dzisiaj humoru na takie dowcipy.
- Ale ja wcale nie
żartuję, idioto. Podobno staraliście się, aby wystąpić w roli supportu,
ale wam nie wyszło. Otóż wczoraj zadzwonili do Akiry z propozycją,
abyście wystąpili przed jakimś-tam zespołem, bo pierwotny support w
ostatniej chwili się wycofał. Dlatego rusz dupę w troki, ogarniaj się i
za dwie godziny pędzimy na próbę. Masz pewnie trochę zaległości, po
twojej ponad dwutygodniowej nieobecności…
Mina Yuichiego była
nieodgadniona. Razem z Ayako jednocześnie przenosiliśmy wzrok z jego
twarzy na twarz Takumiego, jakby miało to przyspieszyć dalszy rozwój
wydarzeń.
- Tak, to jest moment, w którym powinieneś zacząć skakać z radości – dopowiedział ze zrezygnowaniem.
Nie minęła chwila, a
Yuichi z głośnym okrzykiem radości, rzucił się na niego, przez co oboje
wylądowali na zimnej podłodze. Wszyscy zaczęliśmy się śmiać, przez co
atmosfera w pomieszczeniu odrobinę się rozluźniła. Pomijając
roztrzaskany kubek i zamoczenie moich skarpetek herbatą, obyło się bez
żadnych dotkliwszych szkód.
- Zejdź już ze mnie, kretynie! – wydyszał nagle Taku, starając się nabrać powietrza do płuc.
Yuichi cały
poczerwieniał. Nareszcie do niego dotarło, że leżał na zupełnie nagim
facecie, który wedle moich obserwacji, nie był mu chyba tak całkiem
obojętny. Ze spuszczoną głową wstał i pomógł także podnieść się
Takumiemu. Oboje wydawali się nieco skrępowani.
- To skoro zostajesz
dzisiaj w domu, to raczej nie będę już potrzebny – odparłem, podnosząc
się z miejsca. Przez tę najwyraźniej przesłodzoną herbatę, noga zaczęła
mi się lepić do podłogi. Wspaniale.
- Nie do końca –
Takumi zbliżył się do mnie pozornie rozluźnionym krokiem. Zamarłem z
wrażenia. – W czasie kiedy my będziemy na próbie, pójdziesz z Ayako do
jej domu. Ona spokojnie się spakuje, ty się trochę ponudzisz i
ponarzekasz, a potem wrócicie tutaj.
- Ja… Nie chcę
sprawiać problemów – odezwała się dotychczas milcząca dziewczyna. Przy
Takumim wydawała się tak uległa i pokorna, że gdym wcześniej nie był
świadkiem jej sprzeczki z Yuichim, pomyślałbym że jest taka na co dzień.
- Spokojnie.
Rozmawialiśmy już przecież o tym, prawda? – przypomniał jej Takumi, nie
odrywając ode mnie wzroku. Zadrżałem. Przez chwilę miałem wrażenie, że
zostaję powoli wchłaniany przez te hipnotyzujące, ciemne oczy.
- Potem pogmeracie
trochę w mojej szafie, żeby znaleźć ci jakieś „wyjściowe” ubrania –
kontynuował. – Bez urazy, ale w tym stroju wpuszczą cię jedynie do klubu
Shogi. Chociaż w sumie nawet tego nie byłbym taki pewien… Ayako
wystylizuje cię na Gota z problemami egzystencjalnymi i będziemy mogli pójść
na koncert… Nawet nie próbuj! Zamknij się, bo nie przyjmuję żadnej
odmowy. Zamiast negocjować, lepiej przygotuj się już psychicznie na
ostre afterparty. Uwierz mi, będzie się działo!
Uśmiechnąłem się
pod nosem. Nie miałem ochoty, żeby się z nim kłócić, a poza tym to
przydałaby mi się odrobina jakiejś rozrywki. Nie pamiętałem, kiedy
ostatnio byłem na imprezie w gronie znajomych.
- Zgoda –
odpowiedziałem, czując przyjemne ciepło w klatce piersiowej. Miałem
kumpli i nareszcie nie byłem samotny. Pragnąłem, aby tak już zostało do
końca.
Spuściłem nieco wzrok i spojrzałem na tajemniczy napis pod obojczykiem Takumiego.
„There's no fun until someone dies!”
W co ja się wpakowałem…
Coraz lepsze, weny życzę!
OdpowiedzUsuńNana
super xd. lecę dalej
OdpowiedzUsuńJesteś niesamowita! Dużo weny życzę! ♥
OdpowiedzUsuń