Ogłoszenia :)

Jest to blog yaoi, czyli o miłości męsko-męskiej. Jeżeli nie lubisz tego typu opowiadań, po prostu grzecznie opuść tego bloga, a Twoja psychika nie ucierpi w najmniejszym stopniu.

Skargi, groźby, zażalenia, pozdrowienia lub inne sprawy proszę pisać w komentarzach lub na adres mailowy: ostatnia.kropla.goryczy@gmail.com
Chętnie przeczytam :)



poniedziałek, 11 listopada 2013

Rozdział XI - "Preludium"



 - Czyli jesteś kolegą Takumiego? 

  Dziewczyna o intensywnie niebieskich włosach wpatrywała się we mnie, nie kryjąc sceptycyzmu. Jeszcze nigdy nie spotkałem osoby, która przefarbowałaby się na tak futurystyczny kolor, dlatego miałem wrażenie, że rozmawiam z istotą z innej planety. Jej cienkie brwi zmarszczyły się delikatnie, tworząc na czole niewielką bruzdkę. Po chwili jednak powróciły do początkowego stanu, a na twarzy nieznajomej zagościł promienny uśmiech.  

 - Skoro tak twierdzisz to zapraszam – odparła, otwierając szerzej drzwi. - Takumi jeszcze śpi, ale zaraz go obudzę. Biedaczek, miał przeze mnie ciężką noc.

 - Nie wątpię – mruknąłem, zerkając na białą koszulę, która swobodnie zwisała z jej drobnego ciała. Przez niewielkie prześwity w tkaninie można było bez trudu podziwiać wszelkie kształtne wypukłości oraz inne pozytywne aspekty zgrabnej sylwetki dziewczyny. Całe szczęście, że nie próbowała się przeciągnąć, bo dolna krawędź koszuli już i bez tego niebezpiecznie balansowała na granicy górnej części jej ud.

 - Przepraszam, że przyjmuję cię w takim stroju, ale sama przed chwilą wstałam – powiedziała, szarpiąc delikatnie za biały kołnierzyk. Jej blade policzki w jednej chwili delikatnie się zaróżowiły. Nic tak nie bratało ludzi, jak zażenowanie z tego samego powodu.

 - Nie ma sprawy – rzuciłem, starając się zbytnio nie taksować jej wzrokiem. Nie chciałem przecież wyjść na kompletnego bezczela, albo w najgorszym razie zboczeńca, który pragnie odebrać jej zapewne już nieistniejącą cnotę. – Yuichi już się obudził?

 - Słucham? Yuichi? – zapytała ze zdziwieniem. – Nie ma go przecież tutaj.

  „Czyżby jednak Takumi wypuścił go do domu po moim wyjściu?” – pomyślałem, zerkając mimochodem na drzwi od łazienki. Nie było kluczyka w zamku, więc z pewnością musiały być zamknięte. Rozejrzałem się dookoła. Mój wzrok spoczął na stoliku do kawy, gdzie dostrzegłem jakiś metalowy przedmiot. Znalazłem.

  Nie zważając na lękliwe spojrzenie obcej mi dziewczyny, chwyciłem za kluczyk i podszedłem do drzwi. Szybko rozprawiłem się z zamkiem, po czym otworzyłem je powoli, bojąc się tego, co mógłbym za nimi zobaczyć.

 - Yuu? – zapytałem, spoglądając z niepokojem na zwiniętą czarną kulkę, leżącą na materacu.

 - Właśnie umieram, więc wyjdź stąd! – warknął, instynktownie zwijając się jeszcze bardziej.

 - Posłuchaj – szepnąłem, a następnie kucnąłem przy tym co, wedle moich oczekiwań, miało być jego głową. - Jakaś półnaga, niebieskowłosa laska siedzi w salonie i…

  Yuichi poruszył się gwałtownie. Chwilę zajęło mu odkopanie się z ciemnego koca, ale ostatecznie nareszcie mogłem z nim porozmawiać twarzą w twarz.

 - Co? Ayako? Co ona tu robi do jasnej cholery? – zapytał, kierując na mnie swoje przekrwione oczy. Zadrżałem na jego widok. Wyglądał… Ehh… Właściwie to nie wyglądał i to był największy problem. Splątane, tłuste włosy, trupioblada cera pokryta kilkoma niewielkimi siniakami, wielkie wory pod oczami i drżące spierzchnięte wargi, sprawiły, że miałem ochotę na to, aby znowu zakrył się kocem.

 - Chyba spędziła noc u Takumiego – odparłem swobodnym tonem. Starałem się nie odwracać od niego wzroku i zachowywać w miarę normalnie.

  Twarz Yuichiego stężała, co sprawiało, że wyglądał jeszcze okropniej.

 - Suka – wychrypiał cicho. Ledwie mogłem go zrozumieć.

  Nie zdążyłem mu nawet odpowiedzieć, bo zerwał się gwałtownie z miejsca i wyszedł z łazienki, zostawiając mnie w towarzystwie własnego odbicia w lustrze.

 - Aya! – usłyszałem jego głos, dobiegający już prawdopodobnie z salonu. – Jak miło cię widzieć!

  Tak dużej dawki ironii w jednym zdaniu nie dostrzegałem nawet w niektórych wypowiedziach Takumiego. Postanowiłem jak najszybciej wrócić do „centrum wydarzeń”, żeby w razie nagłego kataklizmu, móc jakoś zareagować. Yuichi w obecnym stanie zdawał się być zdolny do wszystkiego. Szykował się naprawdę ciężki dzień…

 - Ciebie również, misiaczku – odparła Ayako, uśmiechając się słodko. Zastałem ją siedzącą na stole z cienkim papierosem w dłoni. To, że zapięła koszulę pod szyją, wcale nie spowodowało nagłego wzrostu przyzwoitości jej stroju. – Co tutaj robisz?

 - Śpię w łazience, nie widać?

 - Nie wnikam w twoje fetysze… Chcesz może herbaty?

 - Z przyjemnością – Yuichi usiadł na jednym ze stołków, przy okazji wskazując mi miejsce obok siebie. – Hayato też chętnie się napije.

 - To rusz swój szanowny tyłek i zastaw wodę, bo ja także mam ochotę – rzuciła dziewczyna, a następnie strzepnęła nadmiar popiołu do popielniczki. Po chwili zeskoczyła ze stołu i ruszyła w stronę łazienki. – Idę teraz pod prysznic… I nie, nie możesz do mnie dołączyć, choć szczerze mówiąc to by ci się przydało.

 - Nie proponuj mi nawet takich ohydnych rzeczy! Ja z TOBĄ… Fuj! – prychnął, nonszalancko zakładając nogę na nogę. – Tylko proszę, weź sobie jakieś inne rzeczy na przebranie. Wszyscy już wiedzą, że pieprzyłaś się z Takumim, więc nie musisz pokazywać swojego tyłka całemu światu.

  Ayako odwróciła się gwałtownie. Jej błękitne włosy uroczo zafalowały razem z… Przeklęta koszula.

 - A co? Zazdrosny?

  Chwila niezręcznej ciszy. Z niecierpliwością czekałem na ripostę Yuichiego, ale ta nie nadchodziła i chyba nigdy nie zamierzała nadejść. Zerknąłem na niego. Siedział i otwartą buzią na przemian czerwieniejąc i blednąc. Myślałem, że zaraz zemdleje.  

 - Przecież… Takumi jest moim kumplem i w dodatku facetem! – zaprotestował nagle.

  Do naszych uszów dotarł perlisty śmiech dziewczyny.

 - Zazdrosny o MNIE, głuptasie! – odparła, zwijając się ze śmiechu.

  Kompletna porażka. Mimo, że dostrzegłem na twarzy Yuichiego wyraz znikomej ulgi, to i tak, podobnie jak on, czułem się skrępowany zaistniałą sytuacją. Trzeba było to jakoś przerwać. Zerknąłem na kwadratowy zegar, wiszący na ścianie.  

 - A czy Takumi nie powinien być teraz w pracy? – zasugerowałem, zwracając się przede wszystkim do Yuichiego. – Trzeba go obudzić… Będzie wściekły.

 - Na mnie nie liczcie, idę pod prysznic! – wypaliła dziewczyna i zniknęła za drzwiami łazienki.

 - To… To ja zrobię herbatę –powiedział Yuichi i z prędkością światła podbiegł do kuchennego blatu.

  No to zostałem sam. Cudownie.

  Podniosłem się z miejsca i ostrożnie otworzyłem drzwi sypialni Takumiego. Nie dostrzegając czyhającego na mnie niebezpieczeństwa, niepewnym krokiem wkroczyłem do środka.

  W przypływie nagłej pracowitości zgarnąłem część ubrań z paneli i położyłem je na, stojącym obok drewnianego biurka, obrotowym krześle. Rozejrzałem się dookoła.

  Pedantyczność Takumiego dawała o sobie znać na każdym kroku. Jedynie zawalona ubraniami Ayako podłoga, stanowiła pewien kontrast, a zarazem dowód na to, że w tym pomieszczeniu żył człowiek, a nie człekokształtny android. Wszystkie przedmioty na biurku były starannie ułożone, teczki poopisywane białymi karteczkami, a książki z dumą prezentowały się na wielkim regale. Tak, były ułożone alfabetycznie. 

  Bojąc się czegokolwiek dotknąć, aby nie narazić się na wieczny terror tego Księcia Białej Rękawiczki, postanowiłem od razu wykonać powierzoną mi misję. Stanąłem obok szafki nocnej Takumiego i zacząłem się zastanawiać nad najlepszym sposobem obudzenia go, a zarazem uniknięcia zbliżającej się katastrofy.

Szklanka wody -> pewna śmierć, ale kilka minut na ucieczkę

Szturchnięcie w ramię -> możliwość oberwania z prawego sierpowego

Pocałunek (na który z resztą nagle nabrałem ochoty) -> podwójna śmierć ze strony formacji Taku-Yuu…

  Pokiwałem ze zrezygnowaniem głową. Chyba zaczynałem się cofać w rozwoju...

  „Co ma być, to będzie” – pomyślałem i jednym szybkim ruchem zerwałem kołdrę z tego czarnowłosego śpiocha.

  Takumi otworzył gwałtownie oczy. Wpatrywaliśmy się w siebie w milczeniu. Wyglądał na wstrząśniętego moją obecnością. Czyżby spodziewał się, że po wczorajszym wyładowaniu frustracji już więcej nie przyjdę?

 - CO. TY. DO. JASNEJ. CHOLERY. SOBIE. WYOBRAŻASZ?!!! – wybuchnął i zaczął się miotać, jak przy napadzie epilepsji. Początkowo zupełnie nie wiedziałem, o co mu tak właściwie chodziło, dopóki moje spojrzenie nie powędrowało w kierunku niższych partii jego ciała. Ups.

  Był zupełnie nagi. No, tak. Czego mogłem się spodziewać po facecie, który po upojnej nocy leżał w łóżku i był pogrążony w głębokim śnie? Moja umiejętność kojarzenia faktów znajdowała się na naprawdę niskim poziomie.

  Nic nie powiedziałem. Nawet nie podałem mu leżącej na podłodze kołdry, tylko stałem jak słup soli i przyglądałem się jego urokliwemu ciału. Nie był jakoś specjalnie wysportowany, ale mimo to, bez trudu dostrzegałem delikatnie zarysowane mięśnie pod warstwą alabastrowej skóry, którą w niektórych miejscach pokrywały czarne tatuaże. Nie miałem pojęcia, czemu nie zauważyłem ich wcześniej.

   Tuż przy wydatnych kościach biodrowych dostrzegłem dwa zdobione wiktoriańskie klucze skierowane w stronę… wiadomej części ciała, pod lewym obojczykiem niewielki napis, którego jednak nie zdołałem przeczytać, gdyż Takumi wciąż dążył do znalezienia sobie jakiegoś okrycia. Jednak moją uwagę najbardziej przykuło bezlistne drzewo z zarysem anonimowego wisielca na prawym boku klatki piersiowej. Ciekawe co spowodowało, że postanowił utrwalić sobie właśnie taki motyw na swoim ciele.

  Czułem się jak zahipnotyzowany, bo nie mogłem oderwać od niego wzroku. Nawet najmniejsze uwypuklenie przyprawiało mnie o zapierające dech w piersiach dreszcze. W jednej chwili zapragnąłem go dotykać, czuć pod opuszkami palców fakturę jedwabistej cery, smakować…

 - Czy mógłbyś z łaski swojej przestać się na mnie gapić? – Surowy ton Takumiego przerwał moje lubieżne rozmyślania. Z żalem odwróciłem się w stronę okna. – Tak lepiej. Niedługo będę musiał pobierać za to opłaty… Która godzina?

 - Wpół do dziewiątej – mruknąłem, zawstydzony. Czułem, że płoną mi policzki.

 - SŁUCHAM?! No to w pracy powieszą mnie za jaja i wystawią na widok publiczny… Podaj mi telefon z szafki i wyjdź, bo muszę tam zadzwonić z jakąś w miarę wiarygodną wymówką.

  Wręczyłem mu szybko komórkę, po czym nie odwracając się za siebie, dynamicznym krokiem opuściłem pokój. Moja „dziękczynna pielgrzymka z darowanie życia” nie trwała nawet kilku sekund, gdyż zaraz po wyjściu zatrzymałem się, kierując wzrok na zgromadzonych zdrajców.

 - Wisisz mi kasę Yuu! – Usłyszałem głos Ayako. – Wrócił i to w dodatku w jednym kawałku. Nie ma nawet draśnięcia! Ehh… Uwielbiam się z tobą zakładać.

  Oboje siedzieli przy stole z kubkami gorącego płynu w dłoniach i przesyłali mi szerokie uśmiechy.

 - A ty przypadkiem nie miałaś być pod prysznicem? – zwróciłem się do dziewczyny.

 - Przecież nie przegapiłabym takiego widowiska! Poza tym nie wzięłam z pokoju swoich ubrań, a nie chciałam już dłużej podniecać Yuichiego, choć… właściwie teraz też to robię. Mówi się trudno.

  Yuichi wydał z siebie jakiś niezidentyfikowany odgłos, wskazujący na rozdrażnienie.

 - Ostatnim razem, gdy próbowałem go obudzić to oberwałem w czoło budzikiem – mruknął, kiwając głową w stronę drzwi. – Od tego czasu mam ogromną traumę. Nawet mój psycholog nie jest w stanie mi pomóc…

 - Chyba psychiatra – poprawiła go niebieskowłosa. – Psycholodzy nie zajmują się tak ciężkimi przypadkami.

  Westchnąłem ciężko i usiadłem między nimi, aby przypadkiem (bądź nie) nie wydrapali sobie oczu. Minuty płynęły, a drzwi do sypialni Takumiego wciąż pozostawały zamknięte. Przez chwilę pomyślałem nawet, aby tam zajrzeć, ale mój pomysł szybko został odrzucony przez głos zdrowego rozsądku.

  Po chwili usłyszeliśmy jakieś wzmożone trzaski i w progu ukazał się Takumi w CAŁEJ swojej okazałości. Spojrzałem na swoich towarzyszy. Oboje mieli rozdziawione paszcze, które na zmianę otwierali i zamykali, niczym duszące się skalary.

 - A co to? Kółko wzajemnej adoracji? – oznajmił Takumi, przeszywając nas wzrokiem. – Wybaczcie, ale mam już fanklub, a jego spotkanie jest wyznaczone na „w dalekiej przyszłości”, czyli raczej nie dzisiaj, prawda?

  Odpowiedziała mu cisza. Szybko wyjąłem kubek z drżącej dłoni Yuichiego, gdyż jego zawartość w połowie pokrywała już nogawki moich spodni.     

 - Co się tak na mnie lampicie? Przecież każdy z was widział mnie już kiedyś w negliżu, więc nie wiem po co takie zdziwienie… To raczej na wygląd Yuichiego powinniście zwrócić uwagę. Boże, wygląda jakby ktoś zrzucił go z dziesiątego piętra, przejechał kilkakrotnie tirem, napluł, a potem wniósł na dach wieżowca i znowu zrzucił…

 - Dzięki, stary – odparł Yuichi, starając się ukryć skrępowanie. – Wiedziałem, że zawsze mogę liczyć na twój pocieszający komentarz, ale może włóż coś na siebie, bo Ayako zostawi ci na mokrą plamę na obiciu krzesła. Widzisz? Już napluła sobie do herbaty z wrażenia!

  „I kto to mówi” – pomyślałem, zerkając na niewielkie wybrzuszenie w spodniach Yuichiego. Współczułem mu bardzo, ale nie mogłem w żaden sposób wpłynąć na postawę Takumiego. Koleś traktował go jak kumpla, więc musiał się z tym jakoś pogodzić. Jak? Nie miałem pojęcia. Przynajmniej nie tylko ja cierpiałem z powodu nieszczęśliwej miłości…

 - Jak wywinąłeś się od pracy? – zapytałem, kierując wzrok na twarz Takumiego. Ja także reagowałem na jego nagość w specyficzny sposób, więc musiałem się szybko opanować.    

 - Normalnie. Powiedziałem szefowi, że moja dziewczyna zemdlała w łazience i że musiałem ją zawieść do szpitala – odpowiedział, opierając się o framugę drzwi. – Dał mi cały dzień wolnego. Ale się zdziwił! Pewnie myślał, że jestem gejem… Nie tak, żebym miał coś przeciwko, ale cieszę się, że wyprowadziłem go z tego błędu. Tylko… Teraz będę miał problem, bo często widuję go w willi mojego ojca. Wiecie, najlepsi kumple i w ogóle. Hmm… Muszę szybko znaleźć sobie dziewczynę, żeby w razie nagłej potrzeby móc mu ją przedstawić. Może dzisiaj w klubie jakąś wyrwę?  

  To musiało cholernie zaboleć zarówno Ayako, jak i Yuichiego. Domyśliłem się tego po gwałtownej zmianie mimiki ich twarzy, które w jednej chwili niekontrolowanie wyzbyły się pogodnego wyrazu. Albo Takumi był kompletnym ignorantem, albo po prostu udawał, że nie zdaje sobie z niczego sprawy. Ta dwójka jeszcze kilka minut temu podświadomie kłóciła się z jego powodu, a on w jednej chwili to wszystko zniszczył i podeptał swoim czarnym, mentalnym glanem. Miałem ochotę go uderzyć, żeby zrozumiał, że nie należało bawić się uczuciami innych. Ale czy na pewno robił tak źle, jak sądziłem? W końcu, jeśli żadnego z nich nie kochał to…

  Nagle poczułem mocny uścisk na swojej ukrytej za plecami dłoni. Fizyczny ból, który w tej chwili odczuwałem był zapewne o wiele mniejszy od tego, który męczył Yuichiego. Pozwoliłem mu się wyżyć, choć w małej cząstce uwolnić od cierpienia, co w praktyce było właściwie niemożliwe.

 - Klubu? – odezwał się nagle, skończywszy przetwarzać słowa Takumiego. Nareszcie odzyskałem czucie w prawej dłoni.

  - Gdybyś przychodził na próby zespołu, to pewnie byś o wszystkim wiedział – rzekł kąśliwym tonem. – Wczoraj wieczorem zadzwonił do mnie Akira. Dzisiaj dajecie koncert w… tam tara dam tam tam… Shinjuku Marz!!!

 - Nie żartuj sobie, dobra? – odburknął Yuichi, przewracając oczami. – Nie mam dzisiaj humoru na takie dowcipy.

 - Ale ja wcale nie żartuję, idioto. Podobno staraliście się, aby wystąpić w roli supportu, ale wam nie wyszło. Otóż wczoraj zadzwonili do Akiry z propozycją, abyście wystąpili przed jakimś-tam zespołem, bo pierwotny support w ostatniej chwili się wycofał. Dlatego rusz dupę w troki, ogarniaj się i za dwie godziny pędzimy na próbę. Masz pewnie trochę zaległości, po twojej ponad dwutygodniowej nieobecności…

  Mina Yuichiego była nieodgadniona. Razem z Ayako jednocześnie przenosiliśmy wzrok z jego twarzy na twarz Takumiego, jakby miało to przyspieszyć dalszy rozwój wydarzeń.

 - Tak, to jest moment, w którym powinieneś zacząć skakać z radości – dopowiedział ze zrezygnowaniem.

  Nie minęła chwila, a Yuichi z głośnym okrzykiem radości, rzucił się na niego, przez co oboje wylądowali na zimnej podłodze. Wszyscy zaczęliśmy się śmiać, przez co atmosfera w pomieszczeniu odrobinę się rozluźniła. Pomijając roztrzaskany kubek i zamoczenie moich skarpetek herbatą, obyło się bez żadnych dotkliwszych szkód.

 - Zejdź już ze mnie, kretynie! – wydyszał nagle Taku, starając się nabrać powietrza do płuc.

  Yuichi cały poczerwieniał. Nareszcie do niego dotarło, że leżał na zupełnie nagim facecie, który wedle moich obserwacji, nie był mu chyba tak całkiem obojętny. Ze spuszczoną głową wstał i pomógł także podnieść się Takumiemu. Oboje wydawali się nieco skrępowani.

 - To skoro zostajesz dzisiaj w domu, to raczej nie będę już potrzebny – odparłem, podnosząc się z miejsca. Przez tę najwyraźniej przesłodzoną herbatę, noga zaczęła mi się lepić do podłogi. Wspaniale.

 - Nie do końca – Takumi zbliżył się do mnie pozornie rozluźnionym krokiem. Zamarłem z wrażenia. – W czasie kiedy my będziemy na próbie, pójdziesz z Ayako do jej domu. Ona spokojnie się spakuje, ty się trochę ponudzisz i ponarzekasz, a potem wrócicie tutaj.

 - Ja… Nie chcę sprawiać problemów – odezwała się dotychczas milcząca dziewczyna. Przy Takumim wydawała się tak uległa i pokorna, że gdym wcześniej nie był świadkiem jej sprzeczki z Yuichim, pomyślałbym że jest taka na co dzień.

 - Spokojnie. Rozmawialiśmy już przecież o tym, prawda? – przypomniał jej Takumi, nie odrywając ode mnie wzroku. Zadrżałem. Przez chwilę miałem wrażenie, że zostaję powoli wchłaniany przez te hipnotyzujące, ciemne oczy.

 - Potem pogmeracie trochę w mojej szafie, żeby znaleźć ci jakieś „wyjściowe” ubrania – kontynuował. – Bez urazy, ale w tym stroju wpuszczą cię jedynie do klubu Shogi. Chociaż w sumie nawet tego nie byłbym taki pewien… Ayako wystylizuje cię na Gota z problemami egzystencjalnymi i będziemy mogli pójść na koncert… Nawet nie próbuj! Zamknij się, bo nie przyjmuję żadnej odmowy. Zamiast negocjować, lepiej przygotuj się już psychicznie na ostre afterparty. Uwierz mi, będzie się działo!

  Uśmiechnąłem się pod nosem. Nie miałem ochoty, żeby się z nim kłócić, a poza tym to przydałaby mi się odrobina jakiejś rozrywki. Nie pamiętałem, kiedy ostatnio byłem na imprezie w gronie znajomych.

 - Zgoda – odpowiedziałem, czując przyjemne ciepło w klatce piersiowej. Miałem kumpli i nareszcie nie byłem samotny. Pragnąłem, aby tak już zostało do końca.

  Spuściłem nieco wzrok i spojrzałem na tajemniczy napis pod obojczykiem Takumiego.

„There's no fun until someone dies!”    

  W co ja się wpakowałem…


3 komentarze: