Ogłoszenia :)

Jest to blog yaoi, czyli o miłości męsko-męskiej. Jeżeli nie lubisz tego typu opowiadań, po prostu grzecznie opuść tego bloga, a Twoja psychika nie ucierpi w najmniejszym stopniu.

Skargi, groźby, zażalenia, pozdrowienia lub inne sprawy proszę pisać w komentarzach lub na adres mailowy: ostatnia.kropla.goryczy@gmail.com
Chętnie przeczytam :)



czwartek, 14 listopada 2013

Rozdział XIII - "Zabawa w chowanego"

Konnichiwa!
Oficjalnie informuję, że cały mój "blogerski" dobytek (czyli te nieszczęsne 12 rozdziałów) zostało już przeniesione, w miarę możliwości skorygowane (choć błędy mimo to mogą się jeszcze pojawiać, gdyż czasami sama ich nie dostrzegam xD).
Trochę czasu minęło odkąd dodałam nowy rozdział, ale nie spodziewałam się, że z nowym blogiem będzie tyle roboty :P Do tego ten RÓŻOWY szablon! Nienawidzę tego koloru! Wkrótce będę musiała go poprawić :P
Radzę przeczytać jeszcze raz poprzedni rozdział, gdyż nowy bezpośrednio do niego nawiązuje :)
Wprowadziłam także opis wydarzeń z perspektywy nowego bohatera. Witajcie w zrytym mózgu Yuichiego! :D (wpisy będą oznaczane na czerwono)
A i jeszcze jedno :P Trochę smutno tutaj bez Waszych komentarzy :P Niestety nie mogłam przenieść poprzednich, a były one właściwie jedynym dowodem na to, że ktoś tego bloga w ogóle czyta xD Także, jeśli podoba Ci się mój blog, albo gardzisz moją twórczością i sądzisz, że powinnam się leczyć to napisz o tym :) Wszelkie uwagi mile widziane :P Poza tym, chciałabym się dowiedzieć, jak liczne jest grono moich czytelników :P

"Trzynastka" jest dosyć wulgarna, ale sądzę, że następny będzie jeszcze gorszy <złowieszczy śmiech>.
 Zapraszam :D

*********************************************************************************




  Czasami cieszę się, Taku, że nie potrafisz usłyszeć moich myśli. Ehh… Przecież dziwnie by to wyglądało, gdyby mój umysł znienacka zaczął wykrzykiwać teksty w stylu: „Mam ochotę przelecieć seksownego bruneta, który stoi przy barierce naprzeciwko mnie!” i to w dodatku na samym środku sceny. Żałosne. Nawet tutaj nie mogę pohamować swoich instynktów, chociaż jestem właśnie w trakcie spełniania jednego z moich największych marzeń. Dlaczego… Dlaczego nawet podczas robienia tego, czego kocham, nie umiem wyrzucić cię z moich myśli? Przecież muzyka jest dla mnie wszystkim… Zupełnie tak jak ty. 


  Zamykam oczy, aby skupić się na otaczających mnie dźwiękach. Wszystko się chwieje, wiruje wokół własnej osi, a ja czuję się naćpany, choć tak właściwie nic jeszcze nie brałem. Jeszcze. To boli. Robienie dobrej miny do złej gry powoli zaczyna mnie nużyć. Pływam w mętnym bajorze, a dno osuwa mi się spod nóg. Tonę. Pomocy! 


  Możesz mnie zapytać, dlaczego wróciłem do brania tego świństwa, ale nie udzielę ci innej odpowiedzi oprócz sztampowego „nie wiem”. Bo co innego mam ci powiedzieć? Zacząłem ćpać, bo myślałem, że całkowicie zerwałeś ze mną kontakt? Trzy miesiące bez żadnego znaku życia, nieodbieranie telefonów, unikanie… Rozumiem, że byłeś zajęty nową pracą, ale… Wystarczyłoby mi nawet kilka minut w tygodniu, bylebyś choć przez chwilę się mną zainteresował! Czy wymagam aż tak wiele? No tak. Jestem egoistą.


  Oślepiający błysk świateł. Tak, jestem w swoim żywiole. Patrzysz. Pochłaniasz mnie wzrokiem. Chociaż raz jestem w centrum uwagi. Za krótko. Zbyt lakonicznie. Wszystko jest chwilą. Ahhh! Naprawdę nie chcę schodzić ze sceny!  


  Niestety zirytowana obsługa klubu, nie pozwala nam na kolejny utwór. Szkoda. Nie kryjąc żalu, żegnam się z publicznością, którą w tej chwili uwielbiam. Rozglądam się w poszukiwaniu twoich czarujących, a zarazem bezlitosnych oczu. Zawsze się zastanawiałem, czy tylko wobec mnie wyrażają ten specyficzny rodzaj oziębłości i czy mam to traktować, jak jakieś specjalne wyróżnienie. Mimo wytężania wzroku nigdzie nie mogę cię dostrzec.


  Odkładam gitarę na stojak za sceną i nie zwracając uwagi na gratulujący nam personel, wychodzę na korytarz. Już na mnie czekasz. Pewnie boisz się, że znowu coś wezmę. Spokojnie, już nigdy więcej cię nie zawiodę. Zdołałem nawet oprzeć się Akirze, który tuż przed samym występem, łaził za mną i wymachiwał mi przed nosem niewielką torebką z białym proszkiem. Dupek! Szkoda, że tego nie widziałeś, bo może dzięki temu choć raz byłbyś ze mnie dumny. 


  Serce zamiera mi na kilka sekund, gdy łączysz nasze ręce kajdankami. Jesteś teraz tak blisko, że czuję dreszcze na całym ciele, a przy każdym przypadkowym zetknięciu się naszych dłoni, nogi odmawiają mi posłuszeństwa. Myślisz, że nie widzę, że gapisz się na Hayato? Przecież stoję tuż obok. To prawda - wygląda nieziemsko! Aż ciężko się przyzwyczaić do jego „mroczniejszego” image’u. Cudowny.

  Najwyraźniej znowu przesadzam. Czy każdy, kto zwraca twoją uwagę, musi budzić we mnie uczucie chorobliwej zazdrości? Poza tym Hayato to FACET, a ty dzisiaj rano aż nazbyt dosadnie zasugerowałeś, że interesuje cię wyłącznie płeć przeciwna. Twoje słowa mnie zabolały i to nawet nie wiesz jak bardzo.


  Bawimy się. Nie powinienem łączyć metadonu z alkoholem, ale muszę przecież oblać nasz dzisiejszy występ. Nawet nie próbujesz mnie powstrzymywać, bo sam wiesz, że nie ma to najmniejszego sensu. Najwyżej będę tego później żałować.    


  Mam ogromną ochotę wytargać tę niebieskowłosą wywłokę do najbliższej łazienki, po czym utopić ją w którymś z najbrudniejszych kibli. Suka! Nie dość, że pokazuje całemu klubowi swój półodkryty tyłek, to jeszcze ociera się o ciebie, jak pięść zdesperowanej nastolatki o pachnącą stronę z katalogu Avon. Cudem udaje Ci się ją powstrzymać przed rozpięciem twojego rozporka, choć widzę, że jej zachowanie tak właściwie w ogóle ci nie przeszkadza. Może więc ruszycie swoje leniwe tyłki i dołączycie do innych par, bzykających się po kątach? Nie róbcie tego tylko na moich oczach, bo niestety zwróciłem już dzisiaj śniadanie.


  A tak właściwie to czemu miałbym być gorszy? Pobawię się trochę z rudowłosą laską, którą Kenta zaprosił do naszej loży. Może nie całuje się zbyt dobrze, ale przynajmniej mam nadzieję, że wzbudzę w tobie odrobinę zazdrości. Hahaha! Nie no, w to nawet po kilku shotach nie jestem w stanie uwierzyć!


  Kotori (bo tak ma na imię) nie okazuje się jednak tak bezużyteczna, jak na początku sądziłem. Proponuje dość ciekawą grę. Prawie od razu domyślam się jej zakończenia. To właśnie dlatego całuję się z Ayako, aby później… Tak, na to czekałem. Błagam, pocałuj mnie! Wiem, że gdybyśmy byli sami to nie miałbyś nic przeciwko (jeśli oczywiście taka prośba w ogóle przeszłaby mi przez gardło). Całowaliśmy się już kilka razy. Ba! To ze mną przecież przeżyłeś swój pierwszy pocałunek! Pamiętam ten dzień bardzo dobrze. Hmmm…


  Kiedyś byłeś bardzo nieśmiały w kontaktach z dziewczynami. To odejście twojej matki tak na ciebie wpłynęło. Jednak z drugiej strony to dobrze, że tak się właśnie stało, bo dzięki temu stałeś się o wiele silniejszy. Naprawdę podziwiam cię za to. Podziwiam i będę podziwiał, bo sam nie wytrzymałbym nawet tygodnia pod okiem ojca-tresera, który chce z ciebie zrobić maszynę do produkcji pieniędzy. 


  Wracając do pocałunku… Mieliśmy wtedy po 13 lat. Było słoneczne lato, a ty umówiłeś się na randkę z tą dziwaczką Miyo z równoległej klasy. Do piękności to ona nie należała, ale szczerze mówiąc to z twoim poprzednim wyglądem, nie mogłeś liczyć na nic lepszego. Haha! Do dzisiaj pamiętam, jak przez ten ostrokół na zębach nie mogłeś do końca domknąć paszczy i łaziłeś przybity, pokazując wszystkim swoje wysuszone jedynki. Oczywiście, musiałem wtedy zachowywać się jak prawdziwy przyjaciel i dogryzać ci z tego powodu na każdym kroku. Heh. To dlatego bałeś się swojego pierwszego pocałunku i godzinami zastanawiałeś się, czy swoimi drutami przypadkiem nie zrobisz jej kolczyka w wardze. No i znowu, jak przystało na najlepszego przyjaciela, musiałem ci pomóc.


  Jako że treningi na martwych przedmiotach w ogóle ci nie wychodziły, a przy tym śliniłeś się jak niewykastrowany labrador, postanowiłem schować swoją męską dumę do kieszeni i przejść do konkretów. A tak nawiasem mówiąc, sam mnie przecież do tego namówiłeś! Jak widać, desperacja czyni cuda. 


  No i stało się! Z pozoru nic wielkiego, ale właśnie wtedy poczułem, że dzieje się ze mną coś dziwnego. Nie byłeś już dla mnie tym samym Takumim, co kilka minut temu. Przestraszyłem się. Bardzo. Pamiętam, że zagroziłem ci, że jeśli piśniesz komuś o tym słówko, to cię zamorduję, a potem wyszedłem z twojego mieszkania i nie odzywałem się przez następne dwa tygodnie. Musiałem pomyśleć.


  Tak mijały lata. Mieliśmy wzloty i upadki. Czasami na jakiejś ostrej imprezie, zdarzyło nam się pocałować, gdzieś w ciemnym kącie, szczególnie, gdy byłeś zajechany koką. To był okropny okres. Nie. Nie chcę do tego wracać nigdy więcej. Szkoda tylko, że przedstawienie zaczyna się od początku, tym razem ze mną w roli głównej.   


  I skończyłem tutaj, z obcą mi laską na kolanach, czekając na nasz pierwszy publiczny pocałunek. Wahasz się. Niestety. Oczywiście musisz odegrać mały spektakl i zapewnić wszystkich o swojej prawdziwej orientacji. Chyba kupię ci dużą plakietkę z napisem 100% HETERO. Tak będzie prościej, nie uważasz?  


  Jest mi niedobrze. Nie wiem czy ze zdenerwowania czy z powodu zalewającego mnie smutku. A może metadon już przestaje działać? No nic. Muszę się jakoś trzymać i udawać, że wszystko jest mi zupełnie obojętne.


  Decydujesz się wreszcie, co jest dla mnie niebywałym zaskoczeniem. Twoje wargi są tak miękkie w dotyku, że pragnę czuć je przy swoich już zawsze. Odchylam specjalnie głowę. Patrzcie! Patrzcie wszyscy, szczególnie ty, Ayako! On jest mój! TYLKO MÓJ! Nie pozwolę go sobie nikomu odebrać.


  Z kołaczącym sercem odsuwam się od ciebie. Wolę to zrobić pierwszy, niż żebyś sam miał mnie odepchnąć. Odwracasz wzrok i uparcie wpatrujesz się w butelkę wódki, stojącą na stole. Jesteś jednocześnie tak blisko i tak daleko. Co znowu zrobiłem źle? 

  W moje wnętrze wbija się kolejny wyimaginowany sztylecik, gdy znowu zaczynasz całować się z Ayako. No tak, dla ciebie to przecież nic nie znaczyło. Spokojnie, spokojnie, spokojnie…


***


  Przy drzwiach do domu Akiry tworzy się niemała kolejka. Tak to już jest, jak na imprezę zaprasza się połowę klubu. Stoisz między mną i Hayato. Rozmawiasz z nim, lecz do mnie w ogóle się nie odzywasz. Czy naprawdę traktujesz mnie jak zbędny, życiowy balast, którym zobowiązany jesteś się opiekować? A może wyciągając mnie z „heroinowego dołka”, czujesz się lepszym człowiekiem? Jestem ci potrzebny tylko do podbudowywania własnej wartości. Nie, wcale mi to nie przeszkadza, tylko… Nieważne.


  Wchodzimy do środka. Akira razem z Yoshiim stoją przy niewielkim stoliku tuż przy wejściu i lustrują nas spojrzeniami. Już wiem, co się będzie działo…


 - Buch, shocik czy kreseczka? – Akira nachyla się nad stołem i opierając się na rękach, patrzy mi wyzywająco w oczy. Prawie natychmiast mnie mrozi. Jakim cudem można mieć w sobie tyle charyzmy, żeby w jednej sekundzie zrobić z czyjegoś mózgu żelka Haribo?


 - Trzy shoty, skarbie – rzucasz ironicznie.


  Konfrontacja charakterów. Przykro mi, Taku, ale z Akirą nie wygrasz. On… On jest INNY.


  Po przejściu obowiązkowej inicjacji, udajemy się w trójkę do salonu. Ten dom jest ogromny! Byłem tu już kilka razy, ale i tak zawsze nie mogę się nadziwić jego przestronności. Utrzymany jest w bardzo nowoczesnym, surowym stylu, przez co wydaje się nieco oziębły i sztucznie sterylny. Tak to już jest, jak się ma bogatych starszych. Gdyby tylko wiedzieli, że ich kochany synek co wieczór sprowadza do domu dziwki, a saszetkę z koksem można u niego znaleźć prawie w każdej szufladzie, to pewnie wysokość jego „kieszonkowego” gwałtownie by zmalała. 

  Nie, nie mogę być dla Akiego taki surowy. Wiem, że ciężko pracuje w rodzinnej firmie i jeszcze niemal wzorowo koordynuje działalność naszego zespołu. Jestem po prostu trochę zazdrosny.    


  Siadamy na jednej ze skórzanych kanap. W pomieszczeniu z każdą minutą zaczyna robić się coraz ciaśniej. Po chwili dołącza do nas Wywłoka razem z Kotori. Najwidoczniej dobrze się ze sobą dogadują, skoro masz jeszcze wolne kolana… no i usta. Najchętniej sam sprawiłbym, żeby było inaczej.


  Impreza trwa w najlepsze. Muzyka jest tak głośna, że nie słyszę, co do mnie mówisz. Wcale. Uśmiechasz się, a twoje wargi wykonują szybkie ruchy. Stajesz się bardziej rozmowny. Czyli już się na mnie nie gniewasz?


  Przysuwasz się bliżej i nakłaniasz Hayato, aby zrobił to samo. Zaczynamy normalnie rozmawiać. Głównie wspominamy czasy szkoły, kiedy to stopniowo kosztowaliśmy życia. Znamy się już tak długo. Wiemy o sobie prawie wszystko. Zrobiliśmy już razem tyle głupich rzeczy. Taku, błagam! Nie zostawiaj mnie już nigdy samego.


  Jestem kompletnie pijany, podobnie jak ty. Wciąż mówisz, a Hayato przypatruje mi się z uśmiechem zza twoich pleców. Tak, on wszystko rozumie. Mam wrażenie, że uważnie obserwuje każdy mój ruch. Ciekawe, co sobie o mnie myśli.


 - Muszę się odlać – rzucasz, po czym wstajesz, pociągając mnie za sobą. Chwiejesz się lekko, ale i tak nie tracisz równowagi. Przeciskamy się między różnymi osobami. Uff! Jest okropnie duszno.


  Wleczesz mnie na piętro, bo chyba tylko my, z wyjątkiem gospodarza wiemy, gdzie znajduje się druga łazienka.


 - Poczekaj tutaj – mówisz, po czym wyjmujesz kluczyk z kieszeni spodni i uwalniasz moją dłoń z kajdanek. Aż tak się mnie boisz po moim ostatnim „wyskoku”, że nawet nie chcesz wejść razem ze mną do toalety?


  Czekam. Wychodzisz po chwili. Nabieram ochoty, żeby z tobą pogadać, bo w końcu tak dawno tego nie robiliśmy. Chodzi mi o typową kumpelską rozmowę, bez żadnych osób trzecich.


 - No dawaj już tę rękę i idziemy! – mówisz, machając mi przed nosem kajdankami.


 - Ok. A może zostaniemy tutaj i trochę pogadamy?


  Robisz przerażoną minę. O co ci chodzi? Jeszcze chwilę temu chwaliłeś się naszą długoletnią przyjaźnią, a teraz masz problem z zamienieniem ze mną kilku słów?


 - To… To nie jest najlepszy pomysł – odpowiadasz, unikając mojego wzroku. – Przynajmniej nie w tym stanie. No wiesz…  Znowu możemy zrobić coś, czego będziemy później żałować i…


  Czuję się tak, jakbyś przyłożył mi w twarz. Poprawka. Nawet twoje uderzenia sprzed trzech dni nie bolały mnie aż tak mocno. Zamknij się! Po prostu się już nie odzywaj i nie pogarszaj sprawy, bo…


 - Chodziło mi o ZWYKŁĄ rozmowę, idioto! – krzyknąłem. – Czy już do końca życia, będę musiał pokutować za TAMTO? W takim razie może zupełnie przestaniemy się spotykać?!


  Byłem naprawdę wkurzony, a zarazem zdziwiony, że układanie logicznych zdań przychodzi mi tak lekko.


 - Yuu, to nie…


 - Spierdalaj! – warczę, po czym tak szybko, jak pozwala mi na to mój stan, zbiegam ze schodów, aby wmieszać się w tłum. Kręci mi się w głowie, dlatego przez chwilę stoję oparty o drewnianą komodę. Uff… Już lepiej.


  Rozglądam się zdezorientowany, lecz nie dostrzegam nikogo znajomego w pobliżu. Nienawidzę czuć się samotnym w tłumie ludzi. To takie… przygnębiające. Ruszam przed siebie.


  Nagle wpadam na kogoś. Zadzieram lekko głowę i czuję, że na mojej twarzy pojawia się uśmiech.


 - Ty to zawsze wiesz, kiedy się pojawić – mówię do Hayato, który wydaje się zaskoczony naszym spotkaniem. – Myślałem, że czekasz na nas na sofach.


 - Akira – mruknął, po czym wywrócił wymownie oczami. No tak. Już po raz kolejny tego wieczoru próbował namówić go do wzięcia jakiegoś świństwa.


  Mam prawdziwy mętlik w głowie. Chcę się na czymś wyżyć, rozładować skumulowane napięcie. Z drugiej strony… Nie. Nie chcę wyjść na jakiegoś… degenerata. Dlaczego?! Dlaczego nie mogę być normalny?! Chciałbym choć raz zmieścić się w normach społecznych, przynajmniej w jednej sferze życia. Tak, jestem ćpunem. Tak, jestem również bi i gram w zespole o nazwie „Napalone kosiarki”. W wolnych chwilach czytam biografie seryjnych morderców i nekrologii, składam modele statków kosmicznych oraz oglądam nieme filmy. W szkole muzycznej na dodatkowy instrument wybrałem sobie waltornię i… Dalsze wymienianie chyba nie ma najmniejszego sensu.


 - Gdzie Takumi? – pyta Hayato, spoglądając na mój wyswobodzony nadgarstek.


 - Chuj mnie to obchodzi – odpowiadam spokojnym tonem.


 - Czyli znowu się pokłóciliście… Co zamierzasz teraz robić? Przecież nie możesz unikać go przez całą imprezę, prawda?


  Przez kilka sekund analizuję jego słowa i dochodzę do wniosku, że ma rację. Nie mógłbym unikać cię dłużej niż kilka godzin. Czułbym się z tym okropnie, nawet mając świadomość, że w pełni sobie na to zasłużyłeś. No cóż, w końcu uzależniłem się od hery, seksu i… ciebie.


  Spoglądam na Hayato. Jego oczy skrzą się w blasku salonowych świateł, co jest bezpośrednim dowodem na to, że musiał skorzystać z jednej z propozycji Akiry, albo po prostu za dużo wypić. I tak prezentuje się nieziemsko ze zmierzwionymi włosami i nieprzeniknionym wyrazem twarzy.


  Mam ochotę… Nie! A może… W końcu nie robię nic złego. Haha! Jestem zbyt wkurwiony i pijany, żeby przejmować się jakimiś zasadami moralnymi. Niech stracę!


 - Pieprz się ze mną. Teraz. Tutaj... No, ewentualnie na górze.


  Marszczy lekko brwi ze zdziwienia, jednak wiem, że mi nie odmówi. Widzę to w jego spojrzeniu.


  Żeby jeszcze bardziej go zachęcić, podchodzę bliżej. Jest tak tłoczno, że nikt nie powinien zwrócić na nas większej uwagi. Wodzę palcem wzdłuż paska jego spodni, po czym nagle przyciągam go gwałtownie za szlufki. Źrenice Hayato rozszerzają się, gdy ukradkiem chwytam go za krocze i zaczynam wykonywać powolne ruchy.


 - To jak? – szepczę mu wprost do ucha. Czuję, jak drży.


  Nie musi mi odpowiadać.


***


  Jakimś cudem docieramy na piętro. Modlę się w duchu, żeby Takumiego już tutaj nie było.


  Hayato nie daje mi jednak zbyt dużo czasu na „wybadanie” terenu, gdyż pcha mnie na ścianę, po czym wpija się mocno w moje usta. Całujemy się głęboko, prawie brutalnie. Nie mamy teraz czasu na zbędne czułostki.


  Słyszymy czyjeś kroki, dlatego naciskam na klamkę któregoś z pokoi i ciągnę Hayato do środka. Znowu ląduję na ścianie, tym razem pokrytej tapetą. Jego dłonie błądzą po moim ciele, a kolanem wdziera się między me uda i wykonuje drażniące ruchy w górę i w dół. Odpływam.


 - Pieprzymy się na moich zasadach – mruczy, tuż przy mojej szyi. Czuję delikatne ugryzienie. – Przykro mi, ale dzisiaj mam ochotę cię zeszmacić.


  Wciągam gwałtownie powietrze. Tak, tego właśnie chcę.


  Hayato odsuwa się ode mnie.


 - Niestety w drzwiach nie ma klucza, dlatego musimy sobie znaleźć inne lokum. No, chyba, że chcesz żeby Pan Jestem-Wściekły-Na-Swojego-Ćpuna nas tutaj znalazł. Bez urazy, oczywiście.


  Rozglądam się po skąpanym w mroku pokoju, ale i tak z trudem mogę cokolwiek dostrzec. Nagle zdaję sobie sprawę z obecności jeszcze jednej ścianki tuż obok mnie. Dotykam jej dłonią. Hmmm… Wykonana jest z drewna.


 - Szafa? – proponuję. Nie wiem czemu, ale po pijanemu zawsze wpadam na takie „genialne” pomysły.


 - Kusząca propozycja – mruczy mi nad uchem, po czym chwyta za tyłek i unosi lekko nad ziemię. To że jestem niższy bardzo ułatwia mu „przenoszenie” i po chwili znajdujemy się we właściwym miejscu. Hayato rozsuwa drzwi szafy i jednym ruchem przesuwa wiszące w niej ubrania na bok.


 - Wchodzisz sam, czy mam cię wepchnąć? – proponuje, przysuwając usta niebezpiecznie blisko moich.


  Zamykam oczy i kiwam przecząco głową. Nie wiem jakim cudem po chwili znajdujemy się już w środku i słyszę szmer zasuwanych drzwi.


  Hayato chwyta mnie mocno za włosy i przyciąga do siebie. Od razu przechodzi do dogłębnej penetracji moich ust. Tak intensywnie. Z trudem nadążam za jego tempem. Zaczyna się ze mną bawić. Ssie moje spragnione wargi, a gdy dążę do pogłębienia pocałunku, natychmiast się odsuwa. Całkowicie mnie kontroluje.


 - Wiesz co masz robić – szepcze, wypychając biodra do przodu.


  Jest ciasno, lecz to tylko podkręca atmosferę. Osuwam się wzdłuż ściany do momentu, aż moja twarz znajdzie się blisko jego krocza. Odpinam pasek, rozporek, a następnie zsuwam z niego spodnie i bokserki. Męskość Hayato pręży się dumnie przed moim obliczem, dlatego nie chcąc dłużej zwlekać, biorę ją głęboko do ust. Obciągam mu powoli, w swoim tempie. Słyszę jego głębokie westchnienia, czasami przeradzające się w stłumione jęki. Podoba mu się. To dobrze, gdyż myślałem, że nie jestem w tym dobry.


 - Głębiej – słyszę nagle. – Postaraj się bardziej, s…


  Wiem, jak chciał mnie nazwać. Suka. Tak, teraz na pewno tak właśnie wyglądam. Nie wiedziałem, że Hayato lubi dominację.


  Zamykam oczy i próbuję jeszcze bardziej rozluźnić gardło. Jego członek nie wchodzi cały, ale z każdą minutą biorę go do ust coraz więcej. Hayato jest jednak niecierpliwy.


  Chwyta mnie za włosy i okręca je sobie wokół pięści, po czym zaczyna szybko poruszać biodrami. Próbuję się odsunąć, lecz nie pozwala mi na to. Łzy mimowolnie napływają mi do oczu i spływają po policzkach. Całkowita bierność i ubezwłasnowolnienie. On brutalnie pieprzy moje gardło, a ja mogę wyłącznie siedzieć i chłonąć poszczególne pchnięcia. Ślina obficie spływa mi z kącików ust. Dosyć! Zaczynam się dławić.


  Wysuwa się ze mnie, po czym chwyta za żuchwę i podnosi do góry. Mam wrażenie, że złamał mi szczękę, jednak nie dostrzegam w jego oczach żadnego cienia współczucia.


 - Ostrzegałem – mruczy, a następnie zbliża usta do mojego policzka. Całuje go lekko, co jest dla mnie niebywałym zaskoczeniem. Po czymś takim nagle…


  Tworzy niewielką ścieżkę pocałunków, biegnącą wzdłuż mojej szyi aż do klatki piersiowej. Szybko ściąga ze mnie koszulkę i zaczyna wodzić językiem w okolicach mego mostka. Drżę. Oddycham coraz płycej. W spodniach robi się ciaśniej, a moje ciało same domaga się pieszczot. 


 - Proszę… - jęczę, lecz na mych wargach prawie natychmiast ląduje jego dłoń.


 - Ciiicho – szepcze. – Chyba nie chcesz, aby ktoś nas tu znalazł, prawda?


 - Ale ja już nie…


 - Powiedz dokładnie czego chcesz.


 - Nn… nie mogę.


 - To wracamy do punktu wyjścia – stwierdza i znów pochyla się nad moją klatką piersiową. W międzyczasie rozpina spodnie i rozpoczyna leniwą stymulację mojego członka przez materiał bokserek. – Ktoś tu stoi już na baczność – dodaje szeptem.


  Nogi się pode mną uginają. Istna rozkosz. Nie mogę już tak dłużej.


 - Błagam, zerżnij mnie wreszcie – rzucam. Policzki płoną mi ze wstydu. Tym sposobem prawie całkowicie trzeźwieję.


 - Jak sobie życzysz – mówi i odwraca mnie tyłem do siebie. Mocno dociska moją twarz do boku szafy i napiera na mnie całym ciałem. – Tylko pamiętaj, że masz być cicho. Jeden głośniejszy jęk, a sam zawołam tutaj Takumiego.


  Na same wyobrażenie o tym, że mógłbyś zobaczyć nas w takiej sytuacji, zalewa mnie fala strachu. To byłby zbyt brutalny sposób na powiedzenie ci o moich seksualnych preferencjach. Prawie od razu wszystkiego byś się domyślił i „dla mojego dobra” zerwał ze mną kontakt. Nie mogę na to pozwolić!


  Po chwili przestaję już rozumieć, co tak naprawdę szepcze mi do ucha Hayato. Chociaż pewnie, gdybym się wsłuchał w miękki tembr jego głosu i znaczenie wypowiadanych słów, momentalnie osiągnąłbym orgazm.


  Priorytetem staje się dla mnie rozładowanie. Błagam! Dłużej już nie wytrzymam!


  Najwidoczniej Hayato postanawia się nade mną zlitować. Bez ostrzeżenia, ani uprzedniego przygotowania wsuwa się między moje pośladki. Wkładam pięść do ust i nasycam się uczuciem wypełnienia. Trochę boli, ale nie chcę żeby przestawał. Nie teraz, gdy jestem tak blisko…


  Nic się jednak nie dzieje. Gwałtownie odwracam głowę w stronę drzwi szafy, które o dziwo są rozsunięte. 

Oślepia mnie snop światła, padający z nieznanego źródła.


  Chyba nic nie jest w stanie opisać mojego przerażenia.

    

wtorek, 12 listopada 2013

Rozdział XII - "Koncert"



  Utonąłem w morzu neonowych świateł oraz błysków. Musiałem zamrugać kilkakrotnie, aby w pełni odzyskać orientację w otaczającym mnie tłumie. Panował niezmierny tłok, dlatego chwyciłem Ayako za rękę i razem zaczęliśmy się przedzierać w stronę średniej wielkości sceny, gdzie umówiliśmy się uprzednio z Takumim. Ze względu na to, że próba potrwała o wiele dłużej niż początkowo zakładał, postanowiliśmy się spotkać dopiero na miejscu. Niestety byliśmy zmuszeni do skorzystania z głównego wejścia, gdyż drab w czarnej, obcisłej koszulce, który pilnował tylnych drzwi klubu, na sam dźwięk słów: przyjaciele „The Horny Mowers”, przyjął pozycję obronną i kazał nam się wynosić. Hmmm… Nazwa zespołu. Był to podobno pomysł kolegi Yuichiego. Postanowiłem nie wnikać w jego chorą twórczość, choć pewnie „Napalone kosiarki” miały jakieś znaczenie metaforyczne, prawda?

  Zewsząd docierały do mnie dźwięki ostrej, industrialnej muzyki, która wwiercała się w umysł, mieszając wszystkie zmysły. Czułem się tak, jakby ktoś zaaplikował mi jakiś halucynogen, albo przynajmniej rozpylił w powietrzu specyfik, powodujący podobne doznania. Lekkie zawroty głowy, dezorientacja, mroczki przed oczami… A może rzeczywiście byłem naćpany? Dotykałem uszami, słuchałem oczami i smakowałem nosem. Co się ze mną do jasnej cholery działo?

  Nigdy nie słuchałem tego typu zespołów ani nie należałem do żadnej subkultury, dlatego początkowo czułem się nieswojo w otoczeniu mrocznych gotów, metali, punków i innych niebanalnych osobowości o równie niebanalnym wyglądzie. Przechodząc przez tłum, musiałem ciągle uchylać się przed mierzącymi we mnie kolcami pieszczoch i dziwnymi przedmiotami, o których przeznaczeniu nie wiedziałem praktycznie niczego. Wykorzystując mały, niezatłoczony skrawek podłogi, wspiąłem się na palcach i rozejrzałem w koło.

  Dostrzegłem go, stojącego tuż przy samej barierce. Swoimi smukłymi palcami dudnił w metalową poręcz w takt lecącej muzyki. Znajdował się już tak blisko, że gdyby tylko odwrócił wzrok od sceny, mógłby nas bez problemu zauważyć. Wyglądał na zamyślonego, a jednocześnie zniecierpliwionego. Musiał na nas czekać już dobre kilkadziesiąt minut. 

  Był piękny. Włosy miał w jeszcze większym nieładzie niż zazwyczaj, choć pewnie spędził kilka godzin na ich układaniu. Alabastrową szyję zdobiła cienka, ćwiekowana obroża…

  Odwrócił się, jakby wyczuł, że mu się przyglądam. Spojrzał na mnie pytająco, po czym zmarszczył brwi. Pomachałem mu na przywitanie, lecz on tylko stał i gapił się na mnie z szeroko rozwartymi powiekami. Pociągnąłem za sobą, filigranową Ayako, która już od paru minut wpatrywała się w tył moich pleców i ruszyłem w jego stronę.

 - Cześć – powiedziałem, stając tuż przy nim. – Sorry za spóźnienie, ale mieliśmy problem z wejściem.

  Takumi nie zwrócił uwagi nawet na Ayako, która rzuciła się na niego i wpiła w usta, niczym wygłodniały jamochłon. Nasze spojrzenia mieszały się ze sobą tak intensywnie, że mógłbym dotknąć panującego między nami napięcia, a w dodatku mieć pewność, że zostanę śmiertelnie porażony.         

  - Prostowałeś włosy – odparł, odsuwając od siebie dziewczynę.

  - Ja prostowałam! – burknęła zirytowana. – Prawda, że wygląda cuuuuudownie?!

  Takumi po raz pierwszy obdarzył ją spojrzeniem.

 - Dobra robota – rzekł sucho i odwrócił głowę w stronę sceny.

  O co mu chodziło? Czyżbym go czymś uraził? Sam przecież kazał, żebym założył jego ciuchy, a teraz… Czasami w ogóle go nie rozumiałem.

  Ayako wepchnęła się przed Takumiego i zarzuciła mu ręce na ramiona. Żywiłem do niej swego rodzaju podziw, bo sam straciłbym już cierpliwość dla takiego gbura, gdyby mi oczywiście na nim zależało.

  Postarała się. Czarny gorset wysmuklał jej talię oraz podkreślał niemałe piersi. Do tego glany, siateczkowe rajstopy z dużymi oczkami oraz spódniczka mini, która była tak niesamowicie krótka, że mogłem bez spoglądania w dół stwierdzić, że założyła czerwone stringi. Na miejscu Takumiego nie potrafiłbym oderwać od niej wzroku i już w pierwszych minutach zaciągnąłbym ją do najbliższej łazienki, ale… Ehhh… Szkoda słów.

  W końcu chyba dała za wygraną, bo po chwili zaczęła machać w kierunku jakiejś czarnowłosej laski i wymruczawszy cicho „zaraz wracam”, zniknęła w tłumie. Zostaliśmy we dwóch.

 - Gdzie Yuichi? – zapytałem, podążając wzrokiem w kierunku sceny.

 - Za sceną z chłopakami – odparł Takumi. – Zagroziłem Akirze, że jeśli dadzą mu choćby małą działkę to go wykastruję. Ogólnie mówiąc cały zespół składa się wyłącznie z ćpunów, dlatego koncerty i afterparty to niezły rozpierdol i niezbyt służą jakiemukolwiek odwykowi…     

 - A jak się czuje? Rano nie wyglądał zbyt dobrze.

   Takumi nareszcie odwrócił się w moją stronę.

 - Po południu zarzygał podłogę w studio i musiałem to za niego ścierać. Było naprawdę… kiepsko. W końcu podałem mu metadon, który nie pytaj skąd, miałem u siebie w domu. Jest trochę lepiej - przynajmniej potrafi ustać na nogach.

 - To dobrze – stwierdziłem, choć miałem ochotę zapytać czym jest ta substancja. – Dzięki za ciuchy i w ogóle… za zaproszenie.

  Miałem na sobie szare, wytarte jeansy, mocno opinające biodra, czarną koszulkę i ogólnie byłem cały ubrany na ciemno. Outlook byłby w porządku, gdyby nie zwisające w niektórych miejscach łańcuszki, które irytowały przy gwałtowniejszym poruszaniu się. Ayako próbowała mi jeszcze pomalować oczy czarną kredką, ale stwierdziłem, że to byłaby przesada.

 - Nie ma sprawy – powiedział, posyłając mi delikatny uśmiech. – Pasuje ci taki styl. Nawet bardzo.

  Nie wiedziałem dlaczego, ale komplement ze strony Takumiego sprawił mi ogromną radość. Od kiedy to przejmowałem się opiniami innych?

 - Nie tak dobrze jak tobie – stwierdziłem. – Kiedyś miałem podobną.

 - Ale co?

  Wskazałem palcem na obrożę i… mrugnąłem do niego. Nie mogłem się powstrzymać.

  Nagle światła sceniczne rozbłysły jaśniej, więc skierowałem wzrok w ich stronę. Kątem oka zauważyłem, że Takumi trochę się zawstydził, chociaż nie chciał dać tego po sobie poznać. Lubiłem, gdy się delikatnie rumienił.

  Głośne oklaski tłumu, ogłuszający rumor… Tak, cała czwórka wkroczyła na scenę. Od razu można było się domyślić, kto był liderem grupy. Czerwonowłosy facet o niezwykle zmysłowym uśmiechu podszedł do mikrofonu i rozejrzał się po publice swoimi podkreślonymi na czarno oczami.  

 - Jesteście gotowi na szybką rozgrzewkę?! – wrzasnął, a jego dźwięczny głos rozległ się po całym pomieszczeniu, przyprawiając mnie o niekontrolowane ciarki.

  Głośny pisk żeńskiej części publiczności okazał się tego wystarczającym potwierdzeniem. Akira skinął lekko w stronę Yuichiego i ten zaczął wybijać rytm. Już po chwili dołączyła gitara oraz bas, a po nich jego psychodeliczny głos.

 - Rozluźnij się trochę – krzyknął do mnie Takumi, próbując przebić się przez katatonię dźwięków.

  Tak też zrobiłem.

***

  Było mi duszno i gorąco, ale bawiłem się świetnie. Razem z Takumim i Ayako oraz setką innych osób tworzyliśmy jeden zespolony organizm, rytmicznie poruszający się w rytm muzyki. Niesamowite!

  Chłopcy grali już od przeszło godziny, a publiczność i tak poprosiła ich o bis.

 - A teraz utwór specjalny! Trzymajcie kciuki! – oznajmił Akira i wolnym krokiem podszedł do perkusji Yuichiego. Wymienili spojrzenia i najzwyczajniej zamienili się miejscami. Jeden z pracowników obsługi podał Yuichiemu gitarę elektryczną, której pasek zgrabnie przełożył sobie przez ramię.

 - No i masz przykład, jak w ciągu kilku sekund wyrwać wszystkie laski w klubie – powiedział Takumi, przewracając wymownie oczami.

  Z niedowierzaniem obserwowałem, jak Yuichi podchodzi do mikrofonu i ujmuje go w dłonie. W przerwie między kolejnymi piosenkami zdążył zdjąć z siebie koszulkę, dlatego wszyscy mogli podziwiać jego smukłą sylwetkę.

 - Tak jak zapowiedział Akira, teraz czas na utwór specjalny – odezwał się nagle. – Będzie to cover piosenki artysty, który jest dla naszego zespołu dużą inspiracją. Nie gramy go wcale dlatego, że to jedyny utwór, jaki Akira potrafi zagrać na perkusji… Ups. Tego chyba miałem nie mówić.

  Odwrócił się w stronę czerwonowłosego, który wdzięcznie pokazał mu środkowy palec.

 - Ani dlatego, że próbuje w taki sposób znaleźć sobie dziewczynę… Wiem przecież z doświadczenia, że perkusiści mają największe wzięcie.

  Tuż obok niego przeleciał nagle przedmiot przypominający damski biustonosz.

 - Widzisz, Akira? Już działa! – zauważył i z powrotem odwrócił się w stronę publiki. – Wracając. Wspomnianą piosenkę traktujemy, jako nasz kodeks postępowania, spowiedź, a zarazem listę planów na najbliższą przyszłość. Ale koniec już mojego pieprzenia, because I WANT TO DISAPPEAR!!!

  Tłum zaczął wrzeszczeć na dźwięk gitary Yuichiego. Ja także krzyczałem, choć nie znałem ani tego wokalisty, ani tym bardziej samej piosenki. Szczęka opadła mi do samej podłogi, gdy usłyszałem jego niezwykły rockowy wokal, zupełnie odmienny od głosu Akiry. Był wspaniały, a do tego emanował niezwykłym seksapilem, wijąc się przy mikrofonie i utrzymując kontakt z zachwyconą publicznością. Zupełnie się tego nie spodziewałem. 

  Szaleństwo. Istne szaleństwo. Wszyscy skakali i dopowiadali głośno „I wanna disappear” przy każdym kolejnym refrenie. Ja również.

  Poczułem na swoim nadgarstku uścisk dłoni Takumiego, który zaczął mnie gdzieś za sobą ciągnąć, choć piosenka nie dobiegła jeszcze końca. Wyswobodziwszy się z krępującego objęcia widowni, przeszliśmy przez duże szare drzwi za okazaniem odpowiedniej wejściówki.

 - Gdzie idziemy? – zapytałem, wciąż biernie podążając za Takumim.

 - Za scenę – rzucił, nie zwalniając tempa. – Zaraz będą schodzić, a muszę mieć na oku Yuichiego, bo to najlepsza pora na spierdolenie. Będzie próbował to wykorzystać.

 - Dooobra. A tak poza tym to czemu nie powiedziałeś mi, że Yuichi gra też na gitarze? O śpiewaniu to już nie wspomnę…

 - Nie było okazji. Szczerze mówiąc to, gdyby miał jeszcze dwie dodatkowe pary rąk, mógłby założyć solowy zespół. Jest cholernie utalentowany. Od małego chodził do szkoły muzycznej, a później uczył się sam w domu. Dostał kiedyś nawet kilka świetnych propozycji współpracy, ale nie mógł z nich skorzystać ze względu na śmierć brata i chorobę matki. Teraz pewnie byłby już sławny…

 - Szkoda, że nie wykorzystał szansy – mruknąłem, czując do Yuichiego jeszcze większy szacunek.

 - To prawda. Jest wybitnym multiinstrumentalistą, ale to nie wyklucza faktu, że jest również zwykłym „multikretynem”.

  Czekaliśmy w milczeniu. Na zapleczu było trochę chłodno, dlatego Takumi założył na swój luźny i artystycznie podziurawiony podkoszulek, marynarkę w stylu militarnym. Wyglądał wspaniale, nonszalancko oparty o ścianę z papierosem w dłoni.

 - Taku, nie wiem czy wiesz, ale tutaj nie wolno palić. – Yuichi z szerokim uśmiechem na ustach wychylił się zza drzwi. Podszedł do niego, wyjął mu papierosa z dłoni, a następnie sam intensywnie się zaciągnął.

  Zauważył mnie. Wyraz jego twarzy przechodził stopniową metamorfozę, począwszy od nagłego zdziwienia, poprzez kompletne oszołomienie, a skończywszy na zadziornym uśmieszku i wymownym oblizaniu ust.

 - Wyglądasz zajebiście! – wypalił nagle. – Gdybym był…

  Nie zdążył jednak dokończyć myśli, ponieważ do przedsionka weszła reszta zespołu. Wszyscy w świetnych nastrojach i pełni pozytywnej energii. Takumi na zmianę z Yuichim przedstawili mnie członkom grupy. Zapowiadał się wspaniały wieczór.

 - Taku, co ty do jasnej cholery robisz! – Głos Yuichiego wyrwał mnie z krótkiej rozmowy z Akirą. – Jesteś walnięty!

   Odwróciłem się w ich stronę. Zauważywszy przyczynę jego zirytowania, uśmiechnąłem się, po czym razem z resztą zespołu wybuchliśmy głośnym śmiechem. Jak zwykle zdziwiła mnie pomysłowość Takumiego.

 - Chyba trochę przesadzasz z tym odwykiem – stwierdziłem, spoglądając na metalowe kajdanki, łączące ich dłonie.

 - Po prostu nie chce mi się cały wieczór za nim biegać i bawić się w przedszkolankę – odparł, głaskając Yuichiego po głowie, niczym młodszego brata. Długowłosy prychnął niezadowolony.

  Po chwili Akira zarządził, że wszyscy mamy pójść do specjalnie zarezerwowanej loży na tyłach klubu.

 - Nie wiedziałem, że lubisz takie zabawy – mruknąłem w drodze do Takumiego, wskazując palcem na kajdanki. Kompletnie zbiłem go tym z pantałyku.

  Po to co zrobiłem?! Po co? Powinienem się leczyć…

***

  Siedzieliśmy rozłożeni na czarnych, półokrągłych sofach. Alkohol lał się litrami, a coraz to nowe jointy robiły obieg po całym towarzystwie. Wszystko przyjemnie wirowało. Czułem się tak lekko, jakby ktoś na kilka godzin wyłączył ziemską grawitację. Niesamowite.

  Jako, że główny zespół już dawno zakończył swój koncert, w klubie leciała teraz „normalna” muzyka. Jeśli można ją było oczywiście tak nazwać. Nieważne. Po trzeciej kolejce zupełnie przestało mi to przeszkadzać i wszyscy szaleliśmy na parkiecie, by potem znowu trafić do loży.

 - Byliście świetni! – Do naszego stolika podeszła jakaś rudowłosa dziewczyna w obcisłej sukience i czarnych pończochach. Na jej przedramieniu dostrzegłem wizerunek chińskiego smoka, który wił się aż do samej szyi. – Mogę się do was dosiąść razem z przyjaciółkami?

 - Jasne! – odpowiedział przystojny brunet o imieniu Kenta, wskazując na swoje kolana. – Taku, Yuu, Hayato wam także przyda się towarzystwo.

 - Chyba żartujesz – wtrąciła się Aya, po czym wymownie usiadła okrakiem na kolanach Takumiego, jakby chciała w ten sposób zaznaczyć swoje terytorium.

 - W takim razie Hayato i Yuu będzie się musieli nimi zaopiekować – stwierdził z uśmiechem, lecz po chwili odwrócił się w stronę innej dziewczyny, która krótkim szarpnięciem wyciągnęła go z loży.

 - Olej je i siadaj!  - rzucił z pozoru obojętnie Takumi. Widziałem, że posłał mi uważne spojrzenie.

  Ha, ha! Nie wierzę, że martwił się o moją orientację! Spokojnie, przecież umiałem się „odpowiednio” zachowywać. Już nie takie rzeczy się robiło…

  Rudowłosa wzruszyła ramionami, po czym usiadła na kolanach Yuichiego i niemal od razu wpiła się w jego usta. Gdybym był całkowicie trzeźwy to z pewnością czułbym się odrobinę niezręcznie, ale na szczęście NIE byłem. Spojrzałem na resztę zespołu. Także byli „zajęci”, dlatego powoli zaczynałem żałować, że te przyjaciółki jednak do nas nie dołączyły.

  Poczułem na sobie wzrok rudowłosej.

 - Twój kolega wydaje się być odrobinę smutny – stwierdziła, pochylając się w moją stronę.

 - Jeśli ci tylko pozwoli, to możesz go pocieszyć – odparł Yuichi.

  Nasze usta dzieliła odległość kilku centymetrów. Powoli nachylaliśmy się ku sobie, aż tu nagle dziewczyna została ode mnie gwałtownie odsunięta. Rozejrzałem się zdezorientowany. Spojrzałem w lewo.

  Całowała się z Takumim. Czy to on ją odsunął? Chyba znowu trochę przesadził.

 - Przepraszam – wymruczała zdyszana dziewczyna w stronę kompletnie zszokowanej Ayako.

 - Spokojnie, ona nie jest jego laską – wycedził jadowicie Yuu w stronę niebieskowłosej.

  Ayako spojrzała się na niego w taki sposób, jakby miała zamiar oskalpować go tępym scyzorykiem.

 - Całe szczęście! Boże, ale się przestraszyłam! - odparła rudowłosa, naprzemiennie zerkając na Yuu i Ayę. - W takim razie może teraz wasza kolej?

 - ŻE CO?! – wykrzyknęli równocześnie, krzywiąc się niemal z obrzydzenia.

 - No nie dajcie się prosić – dodał Takumi, posyłając im szeroki uśmiech.

  Zarówno Ayako jak i Yuichi chyba nie mieli ochoty się z nimi kłócić. W końcu Takumi powiedział, więc tak musiało się stać. Ehh… Miał ich oboje w garści.

  - Fuj!

 - Ohyda!

  Oboje wyrazili swoje zdanie po zakończeniu dość głębokiego pocałunku.

 - To teraz dziewczyny! – odezwał się Yuichi, po demonstracyjnym wytarciu ust w rękaw. Nie wiem, co podał mu Taku, ale najwyraźniej naprawdę pomogło. Jego stan zdradzało jedynie subtelne drżenie dłoni.

  Nie musiał długo prosić. Wyglądało to, jak konfrontacja żywiołów – ognia i wody. Wszyscy patrzyli na nie jak zahipnotyzowani. Nawet pozostali członkowie zespołu odwrócili głowy w ich stronę.

 - A teraz chłopcy, chyba wiecie co was czeka… - zasugerowała Ayako, a z tyłu rozległy się śmiechy Akiry i reszty.

 - Nie ma mowy! – zaprotestował gwałtownie Takumi, zakładając ręce na piersi.

 - Nie – dodał Yuichi, ale mniej przekonująco. Wiedziałem dlaczego.

 - Psujecie całą zabawę! – burknęła rudowłosa. – No już! Przecież to nic takiego!

  Takumi zgasił ją spojrzeniem.

 - To mój kumpel z dzieciństwa i nie ma nawet takiej opc…

  Przerwało mu skandowanie ich imion przez całą grupę. Ja także do niego dołączyłem, bo tylko w taki sposób mogłem wspomóc Yuichiego.

  Takumi głośno westchnął i szybko cmoknął Yuichiego w usta.

 - Nie tak! – zaprotestowała Ayako. – Nie rób…

 - … z siebie idioty – dokończyła rudowłosa.

 - No dobra, ale dajcie kieliszek, bo muszę się jeszcze napić – rzucił w stronę Akiry.

  Na miejscu Yuichiego już dawno bym stąd wyszedł. On jednak wszystko cierpliwie znosił i nie dawał niczego po sobie poznać. Zachowanie Takumiego zaczynało mnie coraz bardziej irytować!

 - Otwórzcie szeroko oczy i skupcie się, bo powtórki nie będzie!

  Zbliżyli się wolno do siebie. Takumi wplótł palce we włosy Yuichiego i musnął językiem jego dolną wargę, a ten szybko zaprosił go do środka. Całowali się wolno, lecz intensywnie. Zupełnie, jakby robili to od wieków. Yuichi specjalnie odchylił głowę w taki sposób, żeby wszyscy mogli podziwiać ich splecione języki. Mógłbym ich oglądać bez końca.

  Ucichły wszystkie śmiechy i rozmowy, a czas stanął w miejscu. Cholera, podnieciłem się.

 - Pasuje? – zapytał Takumi, odsuwając się od przyjaciela.

 - Byliście cuuuuuuuuudowni! – pisnęła rudowłosa. – Szkoda, że tego nie nagrałam!

  Nikt więcej tego nie skomentował, tylko wszyscy wrócili do poprzednich zajęć. Kilka minut później Akira powstał z miejsca i oznajmił, że impreza przenosi się do jego domu i, że zbierają „kieszonkowe”. Polegało to na tym, że każdy opróżniał wszystkie swoje kieszenie i wykładał kasę na stół.

  Po takim wstępie wiedziałem, że tego wieczoru może wydarzyć się niemal wszystko.

C.D.N.


poniedziałek, 11 listopada 2013

Rozdział XI - "Preludium"



 - Czyli jesteś kolegą Takumiego? 

  Dziewczyna o intensywnie niebieskich włosach wpatrywała się we mnie, nie kryjąc sceptycyzmu. Jeszcze nigdy nie spotkałem osoby, która przefarbowałaby się na tak futurystyczny kolor, dlatego miałem wrażenie, że rozmawiam z istotą z innej planety. Jej cienkie brwi zmarszczyły się delikatnie, tworząc na czole niewielką bruzdkę. Po chwili jednak powróciły do początkowego stanu, a na twarzy nieznajomej zagościł promienny uśmiech.  

 - Skoro tak twierdzisz to zapraszam – odparła, otwierając szerzej drzwi. - Takumi jeszcze śpi, ale zaraz go obudzę. Biedaczek, miał przeze mnie ciężką noc.

 - Nie wątpię – mruknąłem, zerkając na białą koszulę, która swobodnie zwisała z jej drobnego ciała. Przez niewielkie prześwity w tkaninie można było bez trudu podziwiać wszelkie kształtne wypukłości oraz inne pozytywne aspekty zgrabnej sylwetki dziewczyny. Całe szczęście, że nie próbowała się przeciągnąć, bo dolna krawędź koszuli już i bez tego niebezpiecznie balansowała na granicy górnej części jej ud.

 - Przepraszam, że przyjmuję cię w takim stroju, ale sama przed chwilą wstałam – powiedziała, szarpiąc delikatnie za biały kołnierzyk. Jej blade policzki w jednej chwili delikatnie się zaróżowiły. Nic tak nie bratało ludzi, jak zażenowanie z tego samego powodu.

 - Nie ma sprawy – rzuciłem, starając się zbytnio nie taksować jej wzrokiem. Nie chciałem przecież wyjść na kompletnego bezczela, albo w najgorszym razie zboczeńca, który pragnie odebrać jej zapewne już nieistniejącą cnotę. – Yuichi już się obudził?

 - Słucham? Yuichi? – zapytała ze zdziwieniem. – Nie ma go przecież tutaj.

  „Czyżby jednak Takumi wypuścił go do domu po moim wyjściu?” – pomyślałem, zerkając mimochodem na drzwi od łazienki. Nie było kluczyka w zamku, więc z pewnością musiały być zamknięte. Rozejrzałem się dookoła. Mój wzrok spoczął na stoliku do kawy, gdzie dostrzegłem jakiś metalowy przedmiot. Znalazłem.

  Nie zważając na lękliwe spojrzenie obcej mi dziewczyny, chwyciłem za kluczyk i podszedłem do drzwi. Szybko rozprawiłem się z zamkiem, po czym otworzyłem je powoli, bojąc się tego, co mógłbym za nimi zobaczyć.

 - Yuu? – zapytałem, spoglądając z niepokojem na zwiniętą czarną kulkę, leżącą na materacu.

 - Właśnie umieram, więc wyjdź stąd! – warknął, instynktownie zwijając się jeszcze bardziej.

 - Posłuchaj – szepnąłem, a następnie kucnąłem przy tym co, wedle moich oczekiwań, miało być jego głową. - Jakaś półnaga, niebieskowłosa laska siedzi w salonie i…

  Yuichi poruszył się gwałtownie. Chwilę zajęło mu odkopanie się z ciemnego koca, ale ostatecznie nareszcie mogłem z nim porozmawiać twarzą w twarz.

 - Co? Ayako? Co ona tu robi do jasnej cholery? – zapytał, kierując na mnie swoje przekrwione oczy. Zadrżałem na jego widok. Wyglądał… Ehh… Właściwie to nie wyglądał i to był największy problem. Splątane, tłuste włosy, trupioblada cera pokryta kilkoma niewielkimi siniakami, wielkie wory pod oczami i drżące spierzchnięte wargi, sprawiły, że miałem ochotę na to, aby znowu zakrył się kocem.

 - Chyba spędziła noc u Takumiego – odparłem swobodnym tonem. Starałem się nie odwracać od niego wzroku i zachowywać w miarę normalnie.

  Twarz Yuichiego stężała, co sprawiało, że wyglądał jeszcze okropniej.

 - Suka – wychrypiał cicho. Ledwie mogłem go zrozumieć.

  Nie zdążyłem mu nawet odpowiedzieć, bo zerwał się gwałtownie z miejsca i wyszedł z łazienki, zostawiając mnie w towarzystwie własnego odbicia w lustrze.

 - Aya! – usłyszałem jego głos, dobiegający już prawdopodobnie z salonu. – Jak miło cię widzieć!

  Tak dużej dawki ironii w jednym zdaniu nie dostrzegałem nawet w niektórych wypowiedziach Takumiego. Postanowiłem jak najszybciej wrócić do „centrum wydarzeń”, żeby w razie nagłego kataklizmu, móc jakoś zareagować. Yuichi w obecnym stanie zdawał się być zdolny do wszystkiego. Szykował się naprawdę ciężki dzień…

 - Ciebie również, misiaczku – odparła Ayako, uśmiechając się słodko. Zastałem ją siedzącą na stole z cienkim papierosem w dłoni. To, że zapięła koszulę pod szyją, wcale nie spowodowało nagłego wzrostu przyzwoitości jej stroju. – Co tutaj robisz?

 - Śpię w łazience, nie widać?

 - Nie wnikam w twoje fetysze… Chcesz może herbaty?

 - Z przyjemnością – Yuichi usiadł na jednym ze stołków, przy okazji wskazując mi miejsce obok siebie. – Hayato też chętnie się napije.

 - To rusz swój szanowny tyłek i zastaw wodę, bo ja także mam ochotę – rzuciła dziewczyna, a następnie strzepnęła nadmiar popiołu do popielniczki. Po chwili zeskoczyła ze stołu i ruszyła w stronę łazienki. – Idę teraz pod prysznic… I nie, nie możesz do mnie dołączyć, choć szczerze mówiąc to by ci się przydało.

 - Nie proponuj mi nawet takich ohydnych rzeczy! Ja z TOBĄ… Fuj! – prychnął, nonszalancko zakładając nogę na nogę. – Tylko proszę, weź sobie jakieś inne rzeczy na przebranie. Wszyscy już wiedzą, że pieprzyłaś się z Takumim, więc nie musisz pokazywać swojego tyłka całemu światu.

  Ayako odwróciła się gwałtownie. Jej błękitne włosy uroczo zafalowały razem z… Przeklęta koszula.

 - A co? Zazdrosny?

  Chwila niezręcznej ciszy. Z niecierpliwością czekałem na ripostę Yuichiego, ale ta nie nadchodziła i chyba nigdy nie zamierzała nadejść. Zerknąłem na niego. Siedział i otwartą buzią na przemian czerwieniejąc i blednąc. Myślałem, że zaraz zemdleje.  

 - Przecież… Takumi jest moim kumplem i w dodatku facetem! – zaprotestował nagle.

  Do naszych uszów dotarł perlisty śmiech dziewczyny.

 - Zazdrosny o MNIE, głuptasie! – odparła, zwijając się ze śmiechu.

  Kompletna porażka. Mimo, że dostrzegłem na twarzy Yuichiego wyraz znikomej ulgi, to i tak, podobnie jak on, czułem się skrępowany zaistniałą sytuacją. Trzeba było to jakoś przerwać. Zerknąłem na kwadratowy zegar, wiszący na ścianie.  

 - A czy Takumi nie powinien być teraz w pracy? – zasugerowałem, zwracając się przede wszystkim do Yuichiego. – Trzeba go obudzić… Będzie wściekły.

 - Na mnie nie liczcie, idę pod prysznic! – wypaliła dziewczyna i zniknęła za drzwiami łazienki.

 - To… To ja zrobię herbatę –powiedział Yuichi i z prędkością światła podbiegł do kuchennego blatu.

  No to zostałem sam. Cudownie.

  Podniosłem się z miejsca i ostrożnie otworzyłem drzwi sypialni Takumiego. Nie dostrzegając czyhającego na mnie niebezpieczeństwa, niepewnym krokiem wkroczyłem do środka.

  W przypływie nagłej pracowitości zgarnąłem część ubrań z paneli i położyłem je na, stojącym obok drewnianego biurka, obrotowym krześle. Rozejrzałem się dookoła.

  Pedantyczność Takumiego dawała o sobie znać na każdym kroku. Jedynie zawalona ubraniami Ayako podłoga, stanowiła pewien kontrast, a zarazem dowód na to, że w tym pomieszczeniu żył człowiek, a nie człekokształtny android. Wszystkie przedmioty na biurku były starannie ułożone, teczki poopisywane białymi karteczkami, a książki z dumą prezentowały się na wielkim regale. Tak, były ułożone alfabetycznie. 

  Bojąc się czegokolwiek dotknąć, aby nie narazić się na wieczny terror tego Księcia Białej Rękawiczki, postanowiłem od razu wykonać powierzoną mi misję. Stanąłem obok szafki nocnej Takumiego i zacząłem się zastanawiać nad najlepszym sposobem obudzenia go, a zarazem uniknięcia zbliżającej się katastrofy.

Szklanka wody -> pewna śmierć, ale kilka minut na ucieczkę

Szturchnięcie w ramię -> możliwość oberwania z prawego sierpowego

Pocałunek (na który z resztą nagle nabrałem ochoty) -> podwójna śmierć ze strony formacji Taku-Yuu…

  Pokiwałem ze zrezygnowaniem głową. Chyba zaczynałem się cofać w rozwoju...

  „Co ma być, to będzie” – pomyślałem i jednym szybkim ruchem zerwałem kołdrę z tego czarnowłosego śpiocha.

  Takumi otworzył gwałtownie oczy. Wpatrywaliśmy się w siebie w milczeniu. Wyglądał na wstrząśniętego moją obecnością. Czyżby spodziewał się, że po wczorajszym wyładowaniu frustracji już więcej nie przyjdę?

 - CO. TY. DO. JASNEJ. CHOLERY. SOBIE. WYOBRAŻASZ?!!! – wybuchnął i zaczął się miotać, jak przy napadzie epilepsji. Początkowo zupełnie nie wiedziałem, o co mu tak właściwie chodziło, dopóki moje spojrzenie nie powędrowało w kierunku niższych partii jego ciała. Ups.

  Był zupełnie nagi. No, tak. Czego mogłem się spodziewać po facecie, który po upojnej nocy leżał w łóżku i był pogrążony w głębokim śnie? Moja umiejętność kojarzenia faktów znajdowała się na naprawdę niskim poziomie.

  Nic nie powiedziałem. Nawet nie podałem mu leżącej na podłodze kołdry, tylko stałem jak słup soli i przyglądałem się jego urokliwemu ciału. Nie był jakoś specjalnie wysportowany, ale mimo to, bez trudu dostrzegałem delikatnie zarysowane mięśnie pod warstwą alabastrowej skóry, którą w niektórych miejscach pokrywały czarne tatuaże. Nie miałem pojęcia, czemu nie zauważyłem ich wcześniej.

   Tuż przy wydatnych kościach biodrowych dostrzegłem dwa zdobione wiktoriańskie klucze skierowane w stronę… wiadomej części ciała, pod lewym obojczykiem niewielki napis, którego jednak nie zdołałem przeczytać, gdyż Takumi wciąż dążył do znalezienia sobie jakiegoś okrycia. Jednak moją uwagę najbardziej przykuło bezlistne drzewo z zarysem anonimowego wisielca na prawym boku klatki piersiowej. Ciekawe co spowodowało, że postanowił utrwalić sobie właśnie taki motyw na swoim ciele.

  Czułem się jak zahipnotyzowany, bo nie mogłem oderwać od niego wzroku. Nawet najmniejsze uwypuklenie przyprawiało mnie o zapierające dech w piersiach dreszcze. W jednej chwili zapragnąłem go dotykać, czuć pod opuszkami palców fakturę jedwabistej cery, smakować…

 - Czy mógłbyś z łaski swojej przestać się na mnie gapić? – Surowy ton Takumiego przerwał moje lubieżne rozmyślania. Z żalem odwróciłem się w stronę okna. – Tak lepiej. Niedługo będę musiał pobierać za to opłaty… Która godzina?

 - Wpół do dziewiątej – mruknąłem, zawstydzony. Czułem, że płoną mi policzki.

 - SŁUCHAM?! No to w pracy powieszą mnie za jaja i wystawią na widok publiczny… Podaj mi telefon z szafki i wyjdź, bo muszę tam zadzwonić z jakąś w miarę wiarygodną wymówką.

  Wręczyłem mu szybko komórkę, po czym nie odwracając się za siebie, dynamicznym krokiem opuściłem pokój. Moja „dziękczynna pielgrzymka z darowanie życia” nie trwała nawet kilku sekund, gdyż zaraz po wyjściu zatrzymałem się, kierując wzrok na zgromadzonych zdrajców.

 - Wisisz mi kasę Yuu! – Usłyszałem głos Ayako. – Wrócił i to w dodatku w jednym kawałku. Nie ma nawet draśnięcia! Ehh… Uwielbiam się z tobą zakładać.

  Oboje siedzieli przy stole z kubkami gorącego płynu w dłoniach i przesyłali mi szerokie uśmiechy.

 - A ty przypadkiem nie miałaś być pod prysznicem? – zwróciłem się do dziewczyny.

 - Przecież nie przegapiłabym takiego widowiska! Poza tym nie wzięłam z pokoju swoich ubrań, a nie chciałam już dłużej podniecać Yuichiego, choć… właściwie teraz też to robię. Mówi się trudno.

  Yuichi wydał z siebie jakiś niezidentyfikowany odgłos, wskazujący na rozdrażnienie.

 - Ostatnim razem, gdy próbowałem go obudzić to oberwałem w czoło budzikiem – mruknął, kiwając głową w stronę drzwi. – Od tego czasu mam ogromną traumę. Nawet mój psycholog nie jest w stanie mi pomóc…

 - Chyba psychiatra – poprawiła go niebieskowłosa. – Psycholodzy nie zajmują się tak ciężkimi przypadkami.

  Westchnąłem ciężko i usiadłem między nimi, aby przypadkiem (bądź nie) nie wydrapali sobie oczu. Minuty płynęły, a drzwi do sypialni Takumiego wciąż pozostawały zamknięte. Przez chwilę pomyślałem nawet, aby tam zajrzeć, ale mój pomysł szybko został odrzucony przez głos zdrowego rozsądku.

  Po chwili usłyszeliśmy jakieś wzmożone trzaski i w progu ukazał się Takumi w CAŁEJ swojej okazałości. Spojrzałem na swoich towarzyszy. Oboje mieli rozdziawione paszcze, które na zmianę otwierali i zamykali, niczym duszące się skalary.

 - A co to? Kółko wzajemnej adoracji? – oznajmił Takumi, przeszywając nas wzrokiem. – Wybaczcie, ale mam już fanklub, a jego spotkanie jest wyznaczone na „w dalekiej przyszłości”, czyli raczej nie dzisiaj, prawda?

  Odpowiedziała mu cisza. Szybko wyjąłem kubek z drżącej dłoni Yuichiego, gdyż jego zawartość w połowie pokrywała już nogawki moich spodni.     

 - Co się tak na mnie lampicie? Przecież każdy z was widział mnie już kiedyś w negliżu, więc nie wiem po co takie zdziwienie… To raczej na wygląd Yuichiego powinniście zwrócić uwagę. Boże, wygląda jakby ktoś zrzucił go z dziesiątego piętra, przejechał kilkakrotnie tirem, napluł, a potem wniósł na dach wieżowca i znowu zrzucił…

 - Dzięki, stary – odparł Yuichi, starając się ukryć skrępowanie. – Wiedziałem, że zawsze mogę liczyć na twój pocieszający komentarz, ale może włóż coś na siebie, bo Ayako zostawi ci na mokrą plamę na obiciu krzesła. Widzisz? Już napluła sobie do herbaty z wrażenia!

  „I kto to mówi” – pomyślałem, zerkając na niewielkie wybrzuszenie w spodniach Yuichiego. Współczułem mu bardzo, ale nie mogłem w żaden sposób wpłynąć na postawę Takumiego. Koleś traktował go jak kumpla, więc musiał się z tym jakoś pogodzić. Jak? Nie miałem pojęcia. Przynajmniej nie tylko ja cierpiałem z powodu nieszczęśliwej miłości…

 - Jak wywinąłeś się od pracy? – zapytałem, kierując wzrok na twarz Takumiego. Ja także reagowałem na jego nagość w specyficzny sposób, więc musiałem się szybko opanować.    

 - Normalnie. Powiedziałem szefowi, że moja dziewczyna zemdlała w łazience i że musiałem ją zawieść do szpitala – odpowiedział, opierając się o framugę drzwi. – Dał mi cały dzień wolnego. Ale się zdziwił! Pewnie myślał, że jestem gejem… Nie tak, żebym miał coś przeciwko, ale cieszę się, że wyprowadziłem go z tego błędu. Tylko… Teraz będę miał problem, bo często widuję go w willi mojego ojca. Wiecie, najlepsi kumple i w ogóle. Hmm… Muszę szybko znaleźć sobie dziewczynę, żeby w razie nagłej potrzeby móc mu ją przedstawić. Może dzisiaj w klubie jakąś wyrwę?  

  To musiało cholernie zaboleć zarówno Ayako, jak i Yuichiego. Domyśliłem się tego po gwałtownej zmianie mimiki ich twarzy, które w jednej chwili niekontrolowanie wyzbyły się pogodnego wyrazu. Albo Takumi był kompletnym ignorantem, albo po prostu udawał, że nie zdaje sobie z niczego sprawy. Ta dwójka jeszcze kilka minut temu podświadomie kłóciła się z jego powodu, a on w jednej chwili to wszystko zniszczył i podeptał swoim czarnym, mentalnym glanem. Miałem ochotę go uderzyć, żeby zrozumiał, że nie należało bawić się uczuciami innych. Ale czy na pewno robił tak źle, jak sądziłem? W końcu, jeśli żadnego z nich nie kochał to…

  Nagle poczułem mocny uścisk na swojej ukrytej za plecami dłoni. Fizyczny ból, który w tej chwili odczuwałem był zapewne o wiele mniejszy od tego, który męczył Yuichiego. Pozwoliłem mu się wyżyć, choć w małej cząstce uwolnić od cierpienia, co w praktyce było właściwie niemożliwe.

 - Klubu? – odezwał się nagle, skończywszy przetwarzać słowa Takumiego. Nareszcie odzyskałem czucie w prawej dłoni.

  - Gdybyś przychodził na próby zespołu, to pewnie byś o wszystkim wiedział – rzekł kąśliwym tonem. – Wczoraj wieczorem zadzwonił do mnie Akira. Dzisiaj dajecie koncert w… tam tara dam tam tam… Shinjuku Marz!!!

 - Nie żartuj sobie, dobra? – odburknął Yuichi, przewracając oczami. – Nie mam dzisiaj humoru na takie dowcipy.

 - Ale ja wcale nie żartuję, idioto. Podobno staraliście się, aby wystąpić w roli supportu, ale wam nie wyszło. Otóż wczoraj zadzwonili do Akiry z propozycją, abyście wystąpili przed jakimś-tam zespołem, bo pierwotny support w ostatniej chwili się wycofał. Dlatego rusz dupę w troki, ogarniaj się i za dwie godziny pędzimy na próbę. Masz pewnie trochę zaległości, po twojej ponad dwutygodniowej nieobecności…

  Mina Yuichiego była nieodgadniona. Razem z Ayako jednocześnie przenosiliśmy wzrok z jego twarzy na twarz Takumiego, jakby miało to przyspieszyć dalszy rozwój wydarzeń.

 - Tak, to jest moment, w którym powinieneś zacząć skakać z radości – dopowiedział ze zrezygnowaniem.

  Nie minęła chwila, a Yuichi z głośnym okrzykiem radości, rzucił się na niego, przez co oboje wylądowali na zimnej podłodze. Wszyscy zaczęliśmy się śmiać, przez co atmosfera w pomieszczeniu odrobinę się rozluźniła. Pomijając roztrzaskany kubek i zamoczenie moich skarpetek herbatą, obyło się bez żadnych dotkliwszych szkód.

 - Zejdź już ze mnie, kretynie! – wydyszał nagle Taku, starając się nabrać powietrza do płuc.

  Yuichi cały poczerwieniał. Nareszcie do niego dotarło, że leżał na zupełnie nagim facecie, który wedle moich obserwacji, nie był mu chyba tak całkiem obojętny. Ze spuszczoną głową wstał i pomógł także podnieść się Takumiemu. Oboje wydawali się nieco skrępowani.

 - To skoro zostajesz dzisiaj w domu, to raczej nie będę już potrzebny – odparłem, podnosząc się z miejsca. Przez tę najwyraźniej przesłodzoną herbatę, noga zaczęła mi się lepić do podłogi. Wspaniale.

 - Nie do końca – Takumi zbliżył się do mnie pozornie rozluźnionym krokiem. Zamarłem z wrażenia. – W czasie kiedy my będziemy na próbie, pójdziesz z Ayako do jej domu. Ona spokojnie się spakuje, ty się trochę ponudzisz i ponarzekasz, a potem wrócicie tutaj.

 - Ja… Nie chcę sprawiać problemów – odezwała się dotychczas milcząca dziewczyna. Przy Takumim wydawała się tak uległa i pokorna, że gdym wcześniej nie był świadkiem jej sprzeczki z Yuichim, pomyślałbym że jest taka na co dzień.

 - Spokojnie. Rozmawialiśmy już przecież o tym, prawda? – przypomniał jej Takumi, nie odrywając ode mnie wzroku. Zadrżałem. Przez chwilę miałem wrażenie, że zostaję powoli wchłaniany przez te hipnotyzujące, ciemne oczy.

 - Potem pogmeracie trochę w mojej szafie, żeby znaleźć ci jakieś „wyjściowe” ubrania – kontynuował. – Bez urazy, ale w tym stroju wpuszczą cię jedynie do klubu Shogi. Chociaż w sumie nawet tego nie byłbym taki pewien… Ayako wystylizuje cię na Gota z problemami egzystencjalnymi i będziemy mogli pójść na koncert… Nawet nie próbuj! Zamknij się, bo nie przyjmuję żadnej odmowy. Zamiast negocjować, lepiej przygotuj się już psychicznie na ostre afterparty. Uwierz mi, będzie się działo!

  Uśmiechnąłem się pod nosem. Nie miałem ochoty, żeby się z nim kłócić, a poza tym to przydałaby mi się odrobina jakiejś rozrywki. Nie pamiętałem, kiedy ostatnio byłem na imprezie w gronie znajomych.

 - Zgoda – odpowiedziałem, czując przyjemne ciepło w klatce piersiowej. Miałem kumpli i nareszcie nie byłem samotny. Pragnąłem, aby tak już zostało do końca.

  Spuściłem nieco wzrok i spojrzałem na tajemniczy napis pod obojczykiem Takumiego.

„There's no fun until someone dies!”    

  W co ja się wpakowałem…