Ogłoszenia :)

Jest to blog yaoi, czyli o miłości męsko-męskiej. Jeżeli nie lubisz tego typu opowiadań, po prostu grzecznie opuść tego bloga, a Twoja psychika nie ucierpi w najmniejszym stopniu.

Skargi, groźby, zażalenia, pozdrowienia lub inne sprawy proszę pisać w komentarzach lub na adres mailowy: ostatnia.kropla.goryczy@gmail.com
Chętnie przeczytam :)



wtorek, 2 sierpnia 2016

Rozdział XXVI - "Nikt"

Witajcie!

Byłam na miesięcznych praktykach w gabinecie dentystycznym, na których przeciorali mnie tak bardzo, że po powrocie do domu nie odczuwałam już mózgu. Na szczęście udało mi się zmobilizować i... rezultat ocenicie pewnie sami.
Jestem Wam wdzięczna za wszelkie komentarze i słowa otuchy. Jesteście naprawdę NIESAMOWICI! Już dzisiaj zacznę pracę nad następnym rozdziałem :)

Odnośnie przewodnika po bohaterach to praca nad nim stanęła chwilowo w miejscu, ale postaram się go jakoś dokończyć. Nie tylko Wy macie problem z zapamiętaniem niektórych postaci, bo sama muszę często wracać do niektórych rozdziałów, żeby przypomnieć sobie szczegóły.

Poniżej wypisałam bohaterów znajdujących się w tym rozdziale, żeby nikt nie doznał nagłego mindfucka. Jednak mimo to zachęcam do przypomnienia sobie poprzedniego rozdziału po tych 3 miechach przerwy.

Yuichi, Hayato, Takumi - ich chyba nie muszę przedstawiać?
Akira - wokalista i ćpun, Yuu tymczasowo u niego pomieszkuje, żeby nie czuć się samotnym i nie sięgać po dragi (hue hue, idealny opiekun)
Kenta - basista zespołu; wiadomo o nim tylko, że lubi alkohol, cycki i swoich kumpli; z wyglądu i charakteru nieco podobny do Takumiego
Matsudara - perkusista zespołu (tymczasowy, gdyż przejął rolę po Yuu), którego Hayato poznał w banku (rozdział V); popielaty blondyn o europejskich korzeniach; nosi okulary w grubych oprawkach i kocha gry komputerowe
Yoshi - napakowany gitarzystka, którego chwilowo zastępuje Yuichi ze względu na złamaną rękę; rzekomo ma dziewczynę, ale nikt o niej nic nie wie
Keiko Minamoto - przyszła narzeczona Takumiego, córka prezesa Minamoto, z którym ojciec Taku (pan Asakura) chce wejść w spółkę
Kotori - rudowłosa, patrz: opis Takumiego w rozdziale
Ruka - młodsza, przyrodnia siostra Taku
Ayako - nie ma jej w tym rozdziale, ale w sumie warto o niej wspomnieć; wielokrotna dziewczyna Taku, z którą pozostaje w dość otwartej relacji; choruje na białaczkę; ma (albo raczej miała) charakterystyczne niebieskie włosy

Zapraszam do czytania i komentowania :D



***********************************************************************





  Nikt nigdy nie wywierał na mnie presji. W szczególności mój kochany ojciec, w którym od małego miałem wsparcie i na którego zawsze mogłem liczyć. Nigdy niczego ode mnie nie wymagał, nigdy nie dążył do tego, żebym czuł się jak „życiowa spierdolina”, nigdy… Ehhh… Pieprzyłem bez sensu.

  Ocknąłem się ze stanu głębokiego zamyślenia, w który wpędził mnie film, wybrany przez Keiko. Na szczęście udało mi się nie zasnąć, aczkolwiek stopień idiotyzmu tego „arcydzieła” i tak skutecznie by mi to uniemożliwił. Nawet Ruka na chwilę przestała ślinić podłogę i jak wryta wpatrywała się w kolorowy ekran, przepełniony absurdem i nieskrępowaną żenadą. Fakt ten do końca utwierdził mnie w przekonaniu, że owa produkcja została stworzona dla umysłowych ameb.

 - Za chwilę musimy się zbierać, żeby zdążyć zaparkować Rukę do domu, a potem jeszcze ogarnąć się jakoś przed imprezą – mruknąłem, trącając zapatrzoną Keiko w ramię.

 - Naprawdę chce się ci tam iść? – Jęknęła, zerkając na mnie błagalnie. – To ciągłe imprezowanie nie zaprowadzi cię daleko…

  Gdybym dostawał chociażby yena za każdy taki tekst, z pewnością byłbym już milionerem. W sumie szkoda, że Keiko nie zdawała sobie sprawy z tego, jak głęboko miałem ją w dupie, bo w końcu skończylibyśmy ten cały teatrzyk i wrócilibyśmy do normalnego życia. Nie, żebym czuł jakieś szczególne wyrzuty sumienia, po prostu te wszystkie kłamstwa i udawanie zaczynały mnie już naprawdę męczyć. Całe szczęście, że Keiko była przynajmniej znośna, bo przecież zawsze mogłem trafić gorzej.

 - Tak, bo Yuu bardzo na to nalegał – odparłem, podnosząc się z miejsca. – Tym razem będzie bardziej kulturalnie. Akira wynajął całą restaurację, łącznie z kelnerami i całym tym burżujstwem.

 - Znowu ten Yuichi. Czasami mam wrażenie, że jest dla ciebie ważniejszy nawet ode mnie.

  Cudem powstrzymałem się przed potwierdzeniem jej przypuszczeń.

 - Oczywiście, że nie, kochanie. Yuu jest tylko moim najlepszym przyjacielem. Idę się ubrać.

  Mijając Rukę, wziąłem ją za fraki i pociągnąłem za sobą. Pluskwa zaczęła się wyrywać, ale przerzuciłem ją sobie przez ramię i ruszyłem pewnym krokiem w stronę swojego pokoju, nie zważając na kąśliwe uwagi Keiko odnośnie wychowywania dzieci. Pozostało mi teraz zmusić larwę do posprzątania tego syfu, którego tam narobiła.

 - Sprzątaj, bo opchnę cię za yena na czarnym rynku – rzuciłem, odstawiając ją na ziemię, a następnie zwróciłem się w kierunku szafy, aby wybrać odpowiedni strój na imprezę. Tym razem postawiłem na klasyczną koszulę i czarne, garniturowe spodnie, gdyż wymagała tego sytuacja. Miałem przecież zaskoczyć wszystkich zgromadzonych.

  Nie zapomniałem oczywiście wyciągnąć z szafy małego, czarnego pudełeczka o aksamitnym obiciu, które ukryłem głęboko w kieszeni. Poczułem jego ciężar, dobitnie symbolizujący kres mojej wolności.

 ***

  Restauracja znajdowała się na ostatnim piętrze, jednego z wyższych drapaczy chmur w Tokio. Widok z samej góry zapierał dech w piersiach. Miliony skrzących się punktów, tysiące neonowych bilbordów, setki zagubionych przechodniów, skąpanych w gęstym jak smoła mroku.  No i ja, samotnie sterczący na rozległym tarasie i napawający się zgiełkiem tętniącego życiem miasta. Jedynie szyby okien oddzielały mnie od centrum imprezy. Pewnie i tak nikt by nie zauważył, gdybym nagle przeszedł przez barierkę i skoczył.

 - Co jest, Taku? – Nagle tuż obok mnie ukazał się Yuichi. Podobnie jak ja, miał na sobie koszulę, a długie włosy związał w zgrabną kitkę z tyłu głowy. Z jednej strony cieszyłem się, że go widzę, ale z drugiej… wolałbym, żeby pojawił się tutaj Hayato, który nie zwracał na mnie uwagi, odkąd pojawiłem się w restauracji.

 - Nic – mruknąłem, a następnie ukryłem twarz w dłoniach, które z resztą od rana przejawiały objawy zaawansowanego Parkinsona. Po jaką cholerę znowu ćpałem? Czy nie potrafiłem sobie inaczej poradzić ze zdenerwowaniem?

 - Alienujesz się – stwierdził, a następnie oparł się tuż obok mnie o drewnianą barierkę. – Jak się czujesz?

 - Niedobrze mi – mruknąłem pod nosem. Dzisiaj, zgodnie z nakazem mego rodziciela, musiałem się oświadczyć Keiko, przez co nie mogłem się zrelaksować. W co ja się wpakowałem?

  Jego dłoń spoczęła na moim ramieniu. Mimo, że nie wiedział, co zamierzałem dzisiaj zrobić, to i tak poczułem prąd mentalnego wsparcia. Yuu zawsze potrafił mnie zrozumieć.

 - Chodźmy lepiej do środka, bo Aki zaraz będzie coś ogłaszał – szepnął, a następnie pociągnął mnie za sobą. - Coś bardzo ważnego.

  Gdy wkroczyliśmy do restauracji, spotkanie trwało w najlepsze. Wszyscy zebrani siedzieli przy długim, obficie zastawionym stole, co przypominało mi raczej wystawną, rodzinną uroczystość niż imprezę organizowaną przez zespół rockowy.

 - To trochę do was niepodobne – stwierdziłem rozglądając się dookoła. Nie znałem większej części zgromadzonych.

  Najpierw zwróciłem uwagę na Hayato, który beztrosko rozmawiał z Matsudarą. Czasami zastanawiałem się, dlaczego był taki oschły i niedostępny. Wiedziałem, że nie mogliśmy się publicznie ujawniać z naszymi uczuciami, ale oddałbym niemal wszystko chociażby za jeden uśmiech, przeznaczony wyłącznie dla mnie… Taaa… Robiłem się równie sentymentalny, jak ten idiota – Yuu. Powinienem dostać angaż, jako scenarzysta romansów dla niedorozwiniętych czternastolatek. Może  bym się wtedy, kurwa, do czegoś przydał.

  Nieco na prawo Kenta jak zwykle flirtował z moją… z Keiko. Po prostu z Keiko. Wcale mu się nie dziwiłem, bo była naprawdę niezłą dupą. Jeszcze pół roku temu nie wychodziłbym z jej łóżka, ale teraz każde bzykanie napawało mnie niesmakiem. „Bezrobotny, cichy dupczyciel Taku” nie dość, że znalazł pracę, to jeszcze przestał pieprzyć wszystko, co się rusza. Czyżbym choć trochę dorósł?

  Obok nich znajdowały się nasze puste miejsca, potem siedział Yoshi, a następnie Akira w towarzystwie jakichś dwóch sztywniaków w garniakach.  Prawdopodobnie to właśnie ze względu na nich wszyscy starali się zachowywać chociażby pozory jakiejkolwiek kultury.

 - Spoko, ci faceci za niedługo pójdą, więc wszystko powinno się rozkręcić. – Yuu minął mnie, po czym zajął odpowiednie miejsce.

  Nie zdążyłem zapytać, kim tak naprawdę byli, ponieważ nagle usłyszałem, jak ktoś zaczął uderzać czymś metalowym o ściankę kieliszka. Tą osobą okazał się oczywiście Akira, dlatego także postanowiłem usiąść pod ciężarem jego przeszywającego spojrzenia.

 - Dziękuję wszystkim za przybycie! – Odezwał się po chwili. Jak na świra i ćpuna prezentował się wyjątkowo profesjonalnie. – Pewnie jesteście zdziwieni tą niecodzienną atmosferą i poważnym charakterem naszego spotkania, ale razem z całym zespołem, chciałem coś ogłosić. Otóż za trzy miesiące wydajemy płytę, a następnie wyruszamy w trasę koncertową po Ja…

  Spojrzałem zaskoczony na Yuu, na twarzy którego widniał szeroki uśmiech. Przez chwilę wstrzymałem oddech, po czym głośno wypuściłem powietrze. Po prostu… byłem w szoku.

  Rozpierała mnie duma tak ogromna, że niemal rozerwało mi klatkę piersiową. Mój mały Yuu nareszcie spełniał swoje marzenia, nareszcie był szczęśliwy. Niczego lepszego nie mogłem sobie wyobrazić.

 - Chciałem także podziękować obecnym tutaj gentlemanom z wytwórni Danger Crue Records, dzięki którym nasza umowa doszła do skutku. Oby dalsza współpraca była równie owocna, jak ostatnie kilka dni.

  Rozległy się gromkie brawa ze strony zgromadzonych. Nie zdawałem sobie sprawy z tego, że wstałem i klaskałem najgłośniej ze wszystkich. Keiko patrzyła się na mnie jak idiotę, którym oczywiście byłem.

  Poczekałem jednak na stosowny moment, aż ci sztywniacy pożegnali się z Akirą i resztą zespołu, po czym rzuciłem się na Yuu, miażdżąc go uściskiem swoich ramion. Nie przeszkadzało mi wcale, że przeze mnie mógł skończyć w szpitalu ze złamanym kręgosłupem w siedemdziesięciu siedmiu miejscach.

 - Chyba zrobię sobie koszulkę z napisem „Ten idiota to mój najlepszy kumpel” i strzałką skierowaną w twoją stronę – powiedziałem, nie zwalniając uścisku.

 - Zos... zostaw mnie, im…imbecylu…

  Ostatecznie odpuściłem, chociaż wciąż pragnąłem skakać z radości. Miałem wrażenie, że cieszyłem się z sukcesu zespołu bardziej niż sam Yuu.

 - Trzeba to dzisiaj dobrze uczcić.

  Głos należał oczywiście do Akiry, który wypełzł zza moich pleców niczym kobra, opluwająca wszystkich tosksycznym jadem. Majestatycznym krokiem podszedł do Yuichiego i władczo położył mu dłoń na ramieniu, zupełnie jakby w ten sposób chciał zaznaczyć swoje terytorium. Zanim skończyłem się zastanawiać, którą pięścią przywalić mu w tą bezczelną twarzyczkę, moją uwagę odwróciła Keiko, przyczepiając się niczym oślizgła kałamarnica do ramienia.

 - Przyniesiesz mi drinka? – Zapytała, trochę sztucznie się uśmiechając.

  „A może frytki do tego?” – chciałem zapytać, ale cudem powstrzymałem swój niewyparzony język przed zgotowaniem sobie piekła na ziemi. W końcu Keiko dzisiaj MUSIAŁA przyjąć moje oświadczyny, gdyż w innym razie mogłem już zacząć odkładać kasę na jakiś „dizajnerski” nagrobek.

  Nagle dostrzegłem trochę wyraźniej, emanującą z niej zazdrość, kryjącą się zarówno w wyrazie twarzy, jak i zachowaniu. Liczyłem na to, że należała do dziewczyn, którym nie trzeba było poświęcać stu procent swojej uwagi. Najwyraźniej się myliłem.

 - Oczywiście, kochanie – odparłem, a następnie pocałowałem ją w policzek. Gest ten najwyraźniej zdziałał cuda, gdyż jej rysy twarzy gwałtownie się wygładziły i znów spojrzała się na mnie tym pełnym uwielbienia wzrokiem. Ohyda.

  Ruszyłem w stronę podświetlonego baru, mijając tabuny znanych, jak i zupełnie obcych mi osób oraz uroczych kelnerek w biało-czarnych sukienkach. Odkąd goście z wytwórni opuścili imprezę, atmosfera uległa gwałtownemu rozluźnieniu i w pomieszczeniu zrobiło się o wiele głośniej.

  W międzyczasie zerknąłem w stronę Hayato, który teraz rozmawiał z tą dziwną laską o rudych włosach i smoczym tatuażu, która nie wiadomo skąd pojawiała się niemal na każdej imprezie. Wiedziałem tylko, że miała na imię Kotori i kleiła się do Yuu, co zaczynało mnie trochę wkurwiać. Wolałbym, żeby znalazł sobie kogoś, kto nie ma osobowości gąbki do mycia naczyń.

  Starałem się ignorować fakt, że nie zwracał na mnie uwagi od początku imprezy. Miałem teoretycznie przecież o wiele większe zmartwienia, niż wewnętrzna irytacja spowodowana brakiem uwagi ze strony miłości mojego życia. No tak. Musiałem się przecież oświadczyć praktycznie obcej lasce i spędzić z nią minimum pięć lat życia. Do szczęścia brakowało mi jedynie confetti i… fajerwerków, które wysadziłyby w cholerę ten cały burdel.

  Podszedłem do baru i oparłem łokcie na lśniącym blacie. W milczeniu obserwowałem jak cycata barmanka przygotowywała fantazyjnego, warstwowego drinka i nagle… doznałem olśnienia. Niemal poczułem, jak zardzewiałe trybiki w moim nieogarniętym mózgu poruszyły się aż o milimetr.

 - Trzy shoty proszę! – Zawołałem, chcąc przebić się przez muzykę dochodzącą zewsząd. Już po chwili pojawiło się przede mną zgrabne trio, które wypiłem niemal za jednym razem. Etap lekkiego znieczulenia miałem za sobą.

  Następnie poprosiłem barmankę o przygotowanie najbardziej zajebistego drinka, jakiego robiła w życiu. Specjalnie zapłaciłem jej trochę więcej, bo był on kluczowym elementem mojego chytrego planu. Gdy miałem już w swoich rękach to imponujące dzieło, ukradkiem wyciągnąłem pierścionek z pudełka i zatopiłem go w kolorowej cieczy. Voilà! Byłem prawdziwym geniuszem zła.

  Pozostało tylko, żeby teraz Keiko spokojnie piła drinka przez krętą słomkę, aż do odpowiedniego poziomu. Następnie musiałem ją wyciągnąć na taras, żeby w spokoju go dokończyła i zobaczyła pierścionek. Wtedy uklęknę, odpierdolę jakąś mowę, ona się wzruszy i powie wyczekiwane „tak”, potem ślub, ojciec będzie szczęśliwy, a ja pomęczę się kilka lat. Ostatecznie czeka nas rozwód, który najprawdopodobniej będzie najszczęśliwszą chwilą w moim życiu. Będę wolny i zamieszkam z Hayato w małym domku.

  Taki był właśnie plan.

***

  Zbliżała się wiekopomna chwila. Już za chwilę miałem wstać i zaprowadzić Keiko na taras, co z resztą nie wydawało mi się takie proste, bo przez tego „mózgozjeba” Kentę przesadziłem trochę z alkoholem. Z drugiej strony gdyby nie on, z pewnością upiłbym się w samotności tuż po zjedzeniu wszystkich palców ze zdenerwowania.

 - Twoja laska to naprawdę niezła dupa – westchnął, po czym wychylił shota. Już nie raz słyszałem te słowa z jego ust. Gdybym tylko mógł, oddałbym mu Keiko za darmo i dodatkowo dopłacił, żeby zabrał ją jak najdalej ode mnie.

 - No to zabłysnąłeś, jak neon w burdelu – mruknąłem, spoglądając na niego z zażenowaniem. -  A potem się dziwisz, że nie masz dziewczyny…

  Tak właściwie zastanawiałem się nad tym faktem za każdym razem, gdy rozmawiałem z Kentą. Był przecież całkiem przystojny, zwariowany, dało się z nim normalnie pogadać, no i na dodatek grał w zespole. Ze względu na intensywnie brązowe, duże oczy czasami przypominał mi zbitego szczeniaczka szczególnie, kiedy był niezadowolony, co nadawało mu pewnego uroku.

 - Może to i lepiej? Laski są pojebane – odparł, mierzwiąc dłonią swoją już i tak potarganą czuprynę. Następnie skinął głową w stronę dwóch rozmawiających ze sobą kelnerek. – Widzisz je? Dzisiaj będą moje.

 - Powodzenia, stary! – Poklepałem go po plecach, jednocześnie podnosząc się z miejsca. Kurwa. Wszystko falowało w takim tempie, że natychmiast zrobiło mi się niedobrze. Miałem cichą nadzieję, że w momencie klękania nie zarzygam Keiko butów.

  Podszedłem do niej, udając zupełnie trzeźwego.

 - Kochanie, pójdziemy na chwilę się przewietrzyć? – Zapytałem w nadziei, że nie odbierze mojego pytania, jak pijackiego bełkotu.

 - Niedobrze ci? – W głosie stojącego obok Yoshiego słychać było troskę. Skoro zadał takie pytanie to musiało być ze mną źle, naprawdę źle.

 - Nie, no co ty! – Odparłem, a następnie pociągnąłem Keiko za sobą. Już prawie dopijała drinka, dlatego nie miałem zbyt wiele czasu. – Porywam ją na chwilę.

  Jakoś trzymałem się na nogach i uparcie brnąłem w kierunku tarasowych drzwi. Gdy w końcu wydostaliśmy się na zewnątrz, poczułem ucisk w żołądku. No i co teraz miałem, kurwa, robić? Co miałem powiedzieć? Moje trybiki w mózgu zatrzymały się na dobre i nie miały zamiaru drgnąć przez najbliższe dwadzieścia lat. W pobliżu nie dostrzegałem żadnej osoby, która miałaby pożyczyć choćby chomika na rozruch. 

 - Zachowujesz się dziwnie…

  Keiko zerknęła na mnie zaskoczona. Drobne kosmyki delikatnie spływały na jej twarz, wystając zza ciasno upiętego na czubku głowy blond koka. Miała na sobie długą, błękitną sukienkę, która odsłaniała jej drobne ramiona.

 - Dopij drinka, bo chciałbym o czymś z tobą porozmawiać.

 - Ale…

 - Pij.

  To tyle, jeżeli chodziło o subtelności. Jak tak dalej pójdzie, to za chwilę przystawię jej broń do głowy i zmuszę do przyjęcia moich oświadczyn. Znakomicie.

 - Taku…?

  Moje serce uderzało jak szalone w twardą powierzchnię mostka, kiedy usłyszałem trzask metalu o ściankę szklanki. Wziąłem głęboki wdech, po czym przyklęknąłem na jedno kolano, starając się utrzymać równowagę.

  „No dawaj, Romeo. Pokaż jej jaki jesteś romantyczny, elokwentny…”

 - Yyyyyy… - Udało mi się wydukać.

 „Świetnie.”

 - Yyy… Minamoto Keiko, zdaję sobie sprawę, że mieliśmy naprawdę mało czasu, żeby się poznać. – Zacząłem jeszcze raz spokojniejszym tonem. – Jednak odkąd cię ujrzałem, każda moja myśl obracała się wokół tego, co zrobić, aby spędzić z tobą resztę życia. Dlatego chcąc udowodnić, że jesteś dla mnie najważniejszą osobą na świecie, pragnę w tej chwili prosić cię o rękę. Czy uczynisz mi ten zaszczyt?

  Zamilkłem w oczekiwaniu odpowiedź. Jebnąłem jej taką wiązanką, że musiała się zgodzić. Nie było innej opcji.

  Keiko patrzyła na mnie oszołomiona. Po chwili jednym ruchem wyjęła pierścionek ze zdobionego kieliszka, a jej oczy wypełniły się łzami. Nie chciałem, żeby płakała. Przecież z natury byłem skurwysynem, a nie sadystą. Ta dziewczyna naprawdę zasługiwała na kogoś lepszego, jednak groźba zniszczenia mojego życia wygłoszona przez ojca napawała mnie tak ogromnym strachem, że byłem zdolny zrobić niemal wszystko, żeby zapobiec jej spełnieniu.

  Instynktownie powstałem z klęczek i otarłem łzy z jej policzka wierzchem dłoni. Uśmiechnęła się do mnie i wtedy już wiedziałem.

 - Tak.

  Natychmiast przywarłem do jej ust, a ona utonęła w moich ramionach. No i, kurwa, wytrzeźwiałem.

 - Kocham cię – wyszeptała.

 - Ja ciebie też.

  Prawie tak mocno, jak moje drzewko bonsai, które uschło dwa lata temu - pomyślałem, obejmując ją jeszcze mocniej.

  Czy można być jednocześnie bardzo szczęśliwym, jak i bezgranicznie smutnym? Tak się właśnie czułem. Z jednej strony pozbyłem się ścisłego nadzoru ojca na kilka następnych miesięcy, a z drugiej właśnie uwikłałem się w związek bez przyszłości z laską, której nie kochałem. Nawet wódka i fajki nie podnosiły mnie na duchu, co oznaczało, że sytuacja była naprawdę chujowa.

 - Przepraszam, nie wiedziałem, że tu jesteście. Co… coś się stało?

  Yuu.

  Odwróciliśmy się jednocześnie w jego stronę. Czułem się tak cholernie niezręcznie, że miałem ogromną ochotę wyskoczyć przez barierkę i cudownie zmienić się w czerwony kisiel w kontakcie z asfaltem.

 - Yuichi! – Odezwała się nagle Keiko. – Jestem taka szczęśliwa!

  Wypowiedziawszy ostatnie zdanie uniosła do góry dłoń z dumnie prezentującym się pierścionkiem. To, że lepił się od wcześniej wypitego drinka, chyba niezbyt jej przeszkadzało.

 Cudem powstrzymałem pawia, który utknął w moim przełyku, przed ukazaniem swych wdzięków wszystkim zgromadzonym.

  Cisza.

  Przez dosłownie kilka sekund mierzyliśmy się spojrzeniami. Wiedziałem, że będzie zaskoczony moimi nagłymi oświadczynami, mimo, iż wcześniej już mu o nich wspominałem. Wyczułem jednak coś innego. Yuichi wydawał się być tym faktem prawdziwie przerażony.

  Jednak po krótkiej chwili otrząsnął się z doznanego szoku, a na jego twarzy zagościł niemrawy uśmiech, który nie zdołałby przekonać o swojej szczerości nawet świnki morskiej.

 - Gratuluję wam z całego serca – odparł, po czym przytulił się do nas po kolei. Był tak sztywny i nienaturalny, jakby Akira… Nie, kurwa. Nie miałem zamiaru myśleć o ich szeroko pojętych „stosunkach”. W przeciwieństwie do ciała, mój umysł posiadał jednak jeszcze granice przyzwoitości.

  Chciałem jakoś zażartować, żeby choć trochę wyprowadzić go ze stanu konsternacji, jednak ten debil obrócił się nagle i zniknął.

  ***

  Nie minęła godzina, a wszyscy już wiedzieli o naszych zaręczynach. Żałowałem, że nie zamówiłem wielkiego billboardu na Mid Town Tower, który obwieszczałby tę „radosną” nowinę całemu, pieprzonemu społeczeństwu. Uchroniłoby mnie to przed długimi minutami przepełnionymi zażenowaniem, frustracją i chęcią jebnięcia twarzą w ścianę.

  Hayato przyjął wiadomość o oświadczynach z niezwykłym spokojem. Prawdopodobnie zupełnie się nimi nie przejął, gdyż w czasie składania gratulacji zdążył wyszeptać wprost do mojego ucha jedno magiczne zdanie, które wywołało dreszcze na całym ciele.

  „I tak jesteś mój”.

  No i miał przecież rację. To na nim zależało mi najbardziej, chociaż wciąż uważałem naszą relację za co najmniej dziwną.

 - Taku, kurwa, choć na chwilę, bo mamy niebieski alert!

  Obok mnie pojawił się Kenta, zataczając się nieco na boki. Ten to miał się jednak dobrze. Mógł najebać się w spokoju, wyjarać paczkę fajek i  dobrze zaruchać, nie mając przy tym u boku szczebioczącego, blond pasożyta.  

 - O czym ty mówisz? – Zapytałem, odwracając się w jego stronę. Nie miał już na sobie koszuli, co w sumie nie wydawało mi się takie dziwne. W końcu także wypiłem kilka nadliczbowych kieliszków.

 - Nooo… Jak to o czym? O Yuu… - mruknął, odpalając papierosa.

  Zerwałem się z miejsca, wyswobodziwszy uprzednio dłoń z silnego uścisku Keiko. Odkąd wręczyłem jej pierścionek, stała się milion razy bardziej zaborcza niż wcześniej, co skutecznie utrudniało mi zarówno dobrą zabawę, jak i swobodne poruszanie się.

 - Wybacz, kochanie, ale muszę sprawdzić, co się stało.

  Mając w głębokim poważaniu odpowiedź Keiko, ruszyłem za Kentą, obawiając się najgorszego. Podejrzewałem, że Yuu nic się nie stało, chociaż biorąc pod uwagę jego niektóre wybryki po alkoholu, mogłem wszystko przewidzieć wykorzystując regułę prawdopodobieństwa prostego, matematycznego zadania:

  „Powiedz, co odpierdala właśnie Yuichi, jeżeli znajduje się na imprezie organizowanej przez ćpuna i degenerata oraz świętuje sukces własnego zespołu, biorąc pod uwagę fakt, że poziom jego najebania jest odwrotnie proporcjonalny do ilorazu inteligencji i częściowo zgodny ze stopniem popierdolenia.”

  Odpowiedź wydała mi się wręcz oczywista. Najprawdopodobniej leżał zupełnie pijany przy barze.

  W takim też stanie zastaliśmy Yuu, gdy dotarliśmy na miejsce, z tym że zdążył się już zsunąć na podłogę z metalowego, niezbyt stabilnego krzesełka. Powinni mnie przyjąć do NASA.

 - Yuu? – Odezwałem się głośno, jednocześnie tarmosząc go za ramię. Wydał z siebie tylko kilka mało przekonujących dźwięków.  

 - Zalał się w trupa. Biorę go.

  Gdy usłyszałem za sobą wyniosły głos Akiry, coś we mnie pękło. Yuichi był moim najlepszym przyjacielem i należał do mnie. Nie miałem zamiaru się nim dzielić z tym skurwysynem.

  Zaskakując samego siebie i wszystkich przypadkowych gapiów, wymierzyłem Akirze mocnego, prawego sierpowego. Niestety był w trakcie zbierania Yuichiego z podłogi, dlatego oboje z impetem wylądowali na niej z powrotem. Dopiero po chwili do mojego pijanego umysłu zaczęły docierać cichutkie szepty zdrowego rozsądku. Tym razem naprawdę przesadziłem.

 - Pożałujesz tego… - warknął, wycierając zakrwawiony podbródek w rękaw śnieżnobiałej koszuli.

  Z pomocą jednak nadszedł Yoshi, który chwycił Akirę w chwili, gdy miał się już na mnie rzucić. Kenta zrobił to samo ze mną, dlatego staliśmy teraz naprzeciw siebie, mierząc się spojrzeniami pełnymi nienawiści.

 - Taku, co ci odjebało? Ogarnij się. – Kenta bezskutecznie próbował mnie uspokoić.

  Akira splunął krwią na podłogę. W jego oczach kryła się tak silna żądza mordu, że miałem przez chwilę ochotę uciec z piskiem, niczym mała dziewczynka.

 - Powinieneś się leczyć, skurwielu! – Krzyknął, starając się wyrwać z uścisku Yoshiego, który mimo złamanej ręki, naprawdę dawał sobie świetnie radę z utrzymaniem go. – Jak widać Yuu nie potrzebuje twojej pomocy… I już długo nie będzie jej potrzebował.

 - Przestań pierdolić, Akira. Nie masz do niego prawa! Yuu nie jest twoją własnością!

  Zaczął się śmiać w taki sposób, jakby przed sekundą uciekł z psychiatryka, co zupełnie zbiło mnie z pantałyku. Teraz miałem ochotę przywalić mu jeszcze mocniej.

 - My jesteśmy razem, dupku! Prędzej czy później będziesz musiał to zaakceptować.

  Poczułem, jak uścisk Kenty na moich ramionach stopniowo słabnie.

 - Co ty powiedziałeś, Aki? – Odezwał się niepewnym głosem. Stał teraz obok mnie i zaskoczony przeszywał go spojrzeniem swoich ciemnych oczu.

 - Kenta, nie wpierdalaj się w nie swoje sprawy – odpowiedział mu Akira.

 - Nie, kurwa! Ty i... Yuichi jesteście razem? Odpowiedz! – Jego ton był chłodny i pełen… obrzydzenia?

 - To nie ma żadnego znaczenia – mruknął, a następnie zerknął ukradkiem w stronę śpiącego Yuu. – Mam już dosyć. Wracam do domu.

 - To jakaś nowa moda? To… To jest po prostu obrzydliwe. Obrzydliwe, słyszysz?

  Tym razem to ja musiałem trzymać Kentę, żeby nie rzucił się na Akiego. Trząsł się cały ze zdenerwowania, a jego oddech był płytki i przyspieszony.

 - Yoshi, pomożesz mi zanieść Yuu do limuzyny?

  Odpowiedział mu skinięciem głowy, po czym wspólnie zaczęli podnosić Yuichiego z podłogi. Może to i lepiej, że znajdował się w stanie ograniczonej świadomości, bo zachowanie Kenty bardzo by go przygnębiło. W końcu przyjaźnili się już od kilku lat.

 - Nie ignoruj mnie, Akira!

  Kenta niekontrolowanie zastąpił im drogę.

 - Wiedziałem, że jesteś popierdolony, ale nie podejrzewałem, że wciągniesz Yuu w te swoje… zboczenia! – Kontynuował. – To koniec, kurwa. Możecie sobie robić te wasze kakaowe pociągi, ale z dala ode mnie! Boże… A miałem was za moich kumpli! Zacznijcie lepiej szukać nowego basisty.

  I odszedł, rozbijając po drodze kilka szklanek na barze, gniewnym machnięciem ręki. Nie spodziewałem się takiego obrotu sytuacji. Nikt się chyba nie spodziewał.

  Rozejrzałem się dookoła. W tłumie ludzi dostrzegłem Hayato, Keiko i Matsudarę, którzy przypatrywali się wszystkiemu z zaniepokojeniem. Zrobiło mi się strasznie głupio. Gdybym nie zaczął tej cholernej kłótni, to prawdopodobnie wszyscy byliby szczęśliwi i zadowoleni.

  Kurwa. Yuichi mnie zabije. Przecież doprowadziłem do częściowego rozpadu jego zespołu i to jeszcze w tak ważnej chwili. Gdybym tylko mógł jakoś cofnąć czas.

 - Chodź, Taku. Nie przejmuj się. – Keiko chwyciła mnie za rękę i pociągnęła za sobą.

  Byłem zesztywniały i zupełnie oszołomiony. Znowu to zrobiłem. Znowu straciłem nad sobą kontrolę.

  Naprawdę nie sądziłem, że jedna potajemnie wzięta działka, będzie w stanie wszystko zepsuć.