Wasza "córka marnotrawna" wróciła. W końcu. Nie będę się tłumaczyć i po prostu wstawię już od dawna obiecywany rozdział. Mam nadzieję, że wybaczycie mi tak długą nieobecność, ale powiem jedno: życie jest chujowe.
Dzisiaj krócej, bo postanowiłam podzielić post na dwie części. I uważajcie na nagłą zmianę narratora w środku tekstu :P
Pozdrawiam
AM
P.S. Dajcie znać w komentarzach ile Was tutaj jeszcze zostało :P Mam ogromną ochotę dokończyć to opowiadanie, ale chciałabym mieć pewność, że mam się jeszcze z kim nim dzielić.
*****************************************************************
HAYATO
Dzień zapowiadał się
po prostu cudownie. Przeciągnąłem się, niczym leniwy kocur, a następnie
zerknąłem na leżącego obok Takumiego, który już od kilku minut nie odrywał ode
mnie wzroku. Jego oczy lśniły nieprzeciętnym blaskiem, a białe zęby wychylały
się zza szpary kształtnych ust.
- Byłeś niesamowity –
szepnął, a następnie objął mnie ramieniem. Jego ciało wciąż było rozpalone,
choć skończyliśmy się już kochać jakieś pół godziny temu.
- Ty także. Mam
nadzieję, że nie obudziliśmy Ruki – mruknąłem, ukradkiem nasłuchując szmerów.
Do moich uszy docierało tylko głośne bicie jego galopującego serca.
- Bez obaw. Śpi jak
zbita. – Uśmiechnął się. – Ale i tak musimy już wstawać, bo Yuu może wrócić w
każdej chwili. Nie chciałbym, żeby znowu nas przyłapał. Przecież nie
jesteśmy jego osobistym porno.
Ruchom Takumiego
towarzyszyło przeciągłe skrzypnięcie łóżka. Mogłem go teraz podziwiać w całej
okazałości – delikatnie uwydatniające się mięśnie, prześwitujące spod
aksamitnej skóry, kształtne ramiona i nogi. Nie był idealny, ale może to
właśnie było w nim tak pociągające?
- Nie wiem, co mu
tak nagle odbiło, bo wybiegł stąd jak pojebany – dodał, ubierając w
międzyczasie spodnie. – Pewnie się minęliście, prawda?
- Nie… - Skłamałem,
nawet nie wiedząc czemu. Może po prostu nie chciało mi się ciągnąć tematu?
Akira odwołał nasze dzisiejsze spotkanie, co oznaczało, że prawdopodobnie mieli
próbę zespołu. Przynajmniej taką miałem nadzieję.
- Będziesz tak leżał,
kochanie? – Zapytał, sięgając po telefon komórkowy. Jego brwi zmarszczyły się w
niezbyt radosnym grymasie.
- Już wstaję. Ojciec?
Pewnie znowu czegoś
od niego chciał. Nie do końca rozumiałem poziomu zawiłości ich relacji. Czasami
miałem wrażenie, że Taku starał się żywić wobec niego ciepłe uczucia, bo w
końcu był jego rodzicem, ale w większości… Chyba szczerze go nienawidził.
- Taaa… I Yuu. Mamy w piątek kolejną imprezę, ale ten debil nie chce powiedzieć z jakiej
okazji. Musimy zmienić nasze plany. Najchętniej zostałbym wtedy w domu. Z tobą…
Lekko się
zarumienił, co zdarzało mu się wyjątkowo rzadko. Znałem go co prawda dopiero
kilka miesięcy, ale i tak byłem w stanie dostrzec takie szczegóły. Wiedziałem
kiedy się martwił, kiedy był zdenerwowany… Czy można to było nazwać miłością? W
końcu obchodziło mnie, co czuł, jakie miał problemy…
Rozbrzmiał dzwonek
do drzwi.
- O wilku mowa…
Lepiej się ubierz, ja lecę mu otworzyć – mruknął, a następnie szybko poszedł
otworzyć Yuu, nie siląc się nawet na założenie koszulki. To, że pieprzyliśmy
się od dłuższego czasu przestało już być wielkim sekretem. Przynajmniej
dla niego.
Zwlokłem się leniwie
z łóżka pozwalając, aby prześcieradło delikatnie spłynęło po moim ciele.
Zerknąłem na swoje odbicie w lustrze, będącym elementem przesuwnej szafy i
dostrzegłem całkiem przystojnego bruneta o mlecznobiałej cerze. Podszedłem
bliżej, ale nic się nie zmieniło. Całe szczęście, że ludzie potrafili
dostrzegać wyłącznie fizyczną powierzchowność. Po wyglądzie nikt nie był w
stanie stwierdzić kim byłem naprawdę, czyli nędzną istotą, sprzedajną kurwą bez hamulców moralnych. Kiedyś mi to przeszkadzało, lecz potem
wpadłem w fazę akceptacji i trwałem w niej aż do teraz.
- Nie, nie… Wszystko
w porządku. Niepotrzebnie się martwiłaś. – Usłyszałem cichy głos Taku zza niezbyt
grubych drzwi. – Myślałem, że zobaczymy się dopiero jutro.
- Myślałam o tobie
cały wczorajszy wieczór. Zniknąłeś tak nagle. Jesteś sam?
Zerwałem się jak
oparzony i zacząłem zbierać ubrania z podłogi. Keiko była ostatnią osobą, która
powinna widzieć nas nagich w sypialni, w szczególności, że Taku musiał się jej
niedługo oświadczyć. Szczerze mówiąc, było mi to zupełnie obojętne. I tak
będzie należał do mnie.
Ubranie się zajęło
mi jakieś dwie sekundy. Zdążyłem nawet pościelić łóżko, gdy drzwi nagle
otworzyły się z rozmachem, ukazując roześmianą blondynkę w jeansach i różowym
swetrze. Twarz Takumiego wskazywała na umiarkowany poziom zadowolenia, gdyż najwyraźniej robił dobrą minę do złej gry.
- Witaj, panie piękny
– powiedziała, a następnie uściskała mnie na powitanie. Pachniała bardzo
intensywnie, perfumami o nieznanym mi zapachu. – Powinieneś tutaj wywietrzyć,
Taku. Jest tak gorąco, że aż nie dziwię się czemu chodzisz bez koszulki.
- W końcu włączyli
ogrzewanie, bo przymrozki się zbliżają – mruknął bez przekonania. – Może zostaniemy
tutaj, bo Ruka może się w każdej chwili obudzić.
Keiko położyła mu
dłoń na ramieniu, a w jej spojrzeniu kryła się tak duża dawka uczucia, że aż
zrobiło mi się głupio, że stoję im na drodze w stworzeniu stabilnego związku.
Nie mogłem jednak wpłynąć na decyzję Takumiego. To on o wszystkim decydował.
- To może ja już będę
leciał – zasugerowałem, kierując się w stronę krzesła, na oparciu którego
spoczywała moja kurtka.
Takumi mnie nie
powstrzymywał. Wiedział, że powinienem już iść, ponieważ przebywanie razem w jednym
pokoju wiązało się z ryzykiem, że Keiko zacznie coś podejrzewać.
Chwilę jeszcze
pogadaliśmy o zbliżającej się imprezie, na udział w której w ogóle nie miałem
ochoty, gdyż czułem się jeszcze zmęczony po wczorajszym wieczorze. Ten styl życia zdecydowanie nie był dla mnie. Widać nie
tylko ja miałem takie nastawienie, ale Taku upierał się, że WSZYSCY musimy tam
być, bo to BARDZO WAŻNE. Nie chcieliśmy się z nim kłócić.
Było mi trochę
smutno, że nawet nie odprowadził mnie do drzwi, gdyż bardzo chciałem
pocałować go na pożegnanie. Skąd wzięła się u mnie taka chęć na zbędne
sentymenty? Najwyraźniej powoli wyswobadzałem się z tej obezwładniającej znieczulicy.
Wychodząc,
spojrzałem jeszcze na ekran telefonu, który zawibrował w tylnej kieszeni moich
spodni.
„Spotkajmy się za
godzinę w parku Ueno przy pomniku Takamori Saigō.
Yuichi.”
Czego chciał? Przecież rano nawet nie chciał
na mnie spojrzeć, a teraz… Po samych „kropkach nienawiści” domyśliłem się, że
to nie będzie łatwa rozmowa.
***
Pojawiłem się
punktualnie, ale Yuichiego jeszcze nie było na miejscu. Pożałowałem, że nie
wziąłem ze sobą szalika, bo przeraźliwie zimny wiatr szczypał mnie w policzki,
dzięki czemu nabrałem delikatnych rumieńców. Jak na początek listopada było
naprawdę mroźno.
Pomnik samuraja
prezentował się dumnie, choć przedstawiał dość krępego mężczyznę z pieskiem u
boku. Niestety nie wiedziałem kim dokładnie był ten człowiek, nie znałem jego
historii. Postanowiłem po powrocie do domu nadrobić zaległości.
- Cześć.
Na dźwięk głosu
Yuichiego po moich plecach przebiegł nieprzyjemny dreszcz. Powitał mnie tak
chłodno, że temperatura na zewnątrz zaczęła przypominać przy tym wnętrze
rozgrzanego piekarnika.
- Cześć –
odpowiedziałem, odwracając się w jego stronę.
Wyglądał na
zmęczonego, powiedziałbym że nawet bardzo, gdyż jego dolne powieki zdobiły sinofioletowe
cienie. Kruczoczarne włosy związał w kitkę, co przy tak wietrznej pogodzie
wydawało się naprawdę dobrym pomysłem. Dzięki temu mogłem w pełni dostrzec
wyraz jego twarzy, a w szczególności oczu, które patrzyły się na mnie z najwyższą
pogardą.
- Musimy pogadać… o
Taku.
- Domyśliłem się –
odparłem, nie siląc się na sztuczne uprzejmości. Kiedyś naprawdę go lubiłem, do
czasu, gdy zaczął wtrącać się w moje życie i decydować z kim mogę spać a z kim
nie.
- Widocznie nie
doceniłem twojej błyskotliwości. Chodź.
Ruszyłem za nim bez
słowa. Kroczyliśmy alejkami, mijaliśmy spacerujących ludzi w zupełnym milczeniu.
Zaczynałem się niecierpliwić. W końcu miałem ciekawsze rzeczy do roboty niż
rozwiązywanie jego urojonych problemów.
- Mówiłeś, że zależy
ci na Taku – rzucił nagle, nie patrząc nawet w moją stronę.
- Bo to prawda.
Nie wiedziałem, o co
dokładnie mu chodziło.
Zaśmiał się niemal
szyderczo.
- To w takim razie
mamy chyba trochę odmienne kodeksy moralne, bo kiedy MI na kimś zależy, to nie
robię z siebie szmaty i nie puszczam się z innymi na prawo i lewo. – Swoje
słowa wypowiedział tak stanowczym tonem, że nie mogłem wydać z siebie żadnego
dźwięku.
- Nie sil się na
odpowiedź… Wiem, że od jakiegoś czasu pieprzysz się z Akirą. Bawicie się w
„pana i niewolnika”? Zajebiście. Możecie nawet robić sobie sesje
elektrowstrząsów, ale mam małe pytanie. Dlaczego komplikujesz życie Takumiemu?!
Zamurowało mnie.
Wiedziałem, że miał rację, ale… Z Akirą mieliśmy wspólne potrzeby. Nie chciałem
z niego rezygnować, bo dzięki niemu czułem się spełniony. Za to Taku… Takumi
mnie kochał, szanował. Łączyło nas coś więcej oprócz pożądania. Nie miałem
pojęcia, co robić.
Z zamyślenia wyrwało
mnie gwałtowne pociągnięcie za ramię. Staliśmy teraz z Yuu naprzeciw siebie i
mierzyliśmy się spojrzeniami. Był na mnie tak wściekły, że każde jego słowo
przypominało splunięcie jadem.
- ON. WAS. WIDZIAŁ. –
Wycedził dobitnie, a jego dłoń jeszcze mocniej zacisnęła się na moim barku. –
Jak bezczelną osobą trzeba być, żeby tak otwarcie demonstrować światu swoją
zdradę? Nie masz godności, honoru. Jesteś dla mnie nikim. Toleruję cię tylko
dlatego, że Takumi cię kocha.
- Wiem – wyszeptałem,
czując dziwny ciężar w klatce piersiowej. Czułem się przytłoczony.
- Nie, nie wiesz –
prychnął, a następnie odepchnął mnie od siebie i ruszył dalej. – Takumi
poświęca dla ciebie wszystko: pracę, rodzinę, przyjaciół. Robi wszystko
żebyście byli razem, nawet wbrew woli ojca. WSZYSTKO, rozumiesz?
Trząsł się ze
zdenerwowania. Miałem wrażenie, że zaraz mi przyłoży, dlatego milczałem, aby
nie pogarszać sytuacji.
- Powiem tylko, że
kryłem cię ostatni raz. Masz dokonać wyboru, bo jeżeli wciąż będziesz go ranił to powiem mu o wszystkim, a przy okazji cię zabiję. Nigdy nie
widziałem, żeby coś bardziej go uszczęśliwiało a zarazem niszczyło, niż miłość
do ciebie.
- Powiedz to lepiej
Akirze. – W końcu udało mi się wypowiedzieć jakieś pełne zdanie. – Ja pracuję u
niego… i no wiesz. Dostałem tą robotę chyba tylko z jednego powodu.
Yuichi zatrzymał się
na chwilę. Po raz kolejny przeszył mnie sztyletem swojego błękitnego
spojrzenia. Gardził mną. Tak, jak ja kiedyś gardziłem sobą. Może… Musiałem się
na kogoś zdecydować, bo rzeczywiście nie grałem fair. Tylko czemu wybór wydawał
mi się taki trudny? Dlaczego nie potrafiłem stłamsić w sobie wewnętrznego
egoisty i chociaż raz pomyśleć o czyimś dobru?
- Świetnie –
powiedział Yuu. – Mam nadzieję, że to już ostatnia rzecz, o której nie wiem. Powinienem już wracać. Cześć!
Spokojnie
wpatrywałem się jak odchodził. Jego krok nie był pewny, wręcz przeciwnie,
Yuichi wydawał się być mały i zagubiony. Mimo to czułem wobec niego ogromny
respekt. Czyli tak właśnie wyglądała miłość.
********************************************************************************
YUICHI
Wpadam do domu Akiry,
głośno trzaskając drzwiami. Mam nadzieję, że nie wrócił jeszcze z pracy, bo
jestem wkurwiony. Na Hayato za to, że jest debilem. Na ciebie za to, że też
jesteś debilem i kochasz Hayato. Na Akirę za to, że jest ćpunem i sadystycznym seksoholikiem, przez którego niemal nie udało nam się podpisać kontraktu na płytę
i trasę koncertową. PRAWIE, bo na szczęście wszystko przebiegło gładko i jeśli
dobrze pójdzie, to niedługo będzie o nas słyszeć cała Japonia. Chociaż jeden
pozytywny aspekt dzisiejszego dnia.
Rozmowa z facetami z
wytwórni była bardzo przyjemna, choć Akira twardo negocjował z nimi warunki
umowy. Zachowywał się bardzo profesjonalnie i był doskonale zorientowany we
wszystkich kruczkach oraz innych rzeczach, o których my „prości ludzie” nie
mieliśmy zielonego pojęcia. Dlatego też
siedzieliśmy tam jak przygłupy z otwartymi paszczami, co chwila przytakując,
kiedy nasz lider wyraził taką potrzebę.
Pozostawała jeszcze
kwesta tego na jaki okres czasu zostanie z nami Matsudara. Lekarz Yoshiego
stwierdził, że jego ręka będzie wymagała długiej rehabilitacji, dlatego
chwilowo ogłosiliśmy go naszym menagerem, chociaż ten kretyn znał się na tej
robocie jeszcze mniej niż ja. No cóż. Zespół to zespół – byliśmy jednością.
Zdejmuję szybko buty
a kurtkę wieszam na wieszaku. Mam ochotę położyć się na kanapie i zasnąć przy
oglądaniu jakiegoś durnego programu. Rozmowa z Hayato wykończyła mnie nie tyle
fizycznie, co emocjonalnie, ale mam nadzieję, że odniesie zamierzony efekt.
Taku… Jak ja cię nienawidzę.
Nagle czuję mocne
szarpnięcie i chłód ściany pod plecami.
- Gdzie byłeś? –
Akira nachyla się nade mną jeszcze bardziej, po czym muska ustami mój policzek.
Przez myśl przechodzi mi tylko mały dylemat – zabić go teraz czy dopiero jak
się wyśpię? Hmmm…
- Puść mnie – cedzę
przez zęby, starając się wyrwać. – Nie muszę ci się ze wszystkiego tłumaczyć.
Jego demoniczny
uśmieszek wysysa ze mnie całą pewność siebie.
- Musisz – stwierdza
spokojnym tonem. – Więc?
Mam go dosyć. Po
prostu chcę żeby się ode mnie odwalił, dał mi się zamknąć w ciemnym, cichym
pokoju i pozwolił zostać w nim już na zawsze.
- Byłem w domu
jednego kolesia z imprezy i pieprzyliśmy się całe popołudnie. Pasuje?
Akira marszczy brwi,
a jego usta w jednej chwili zaciskają się w prostą linię.
Nie wiem, czemu tak
powiedziałem. Może po prostu chciałem wyładować kłębiącą się we mnie już od
kilku dni wewnętrzną frustrację? Chciałem się mu odpłacić za te wszystkie
tajemnice i niedopowiedzenia.
- Nie kłam.
- Nie kłamię – mówię,
patrząc mu prosto w oczy. – Skoro ty możesz rżnąć się z Hayato po kątach, nawet
w pracy, która rzekomo jest dla ciebie taką męczarnią, to czemu nie mogę robić
tego samego, co?
Pierwszy raz widzę,
że go zamurowało. Odsunął się ode mnie, a następnie odwrócił wzrok.
- Nie rozumiem, czemu
się tak unosisz. Nie jesteśmy przecież razem, a zachowujesz się tak, jakbyś był
zazdrosny.
- No… Bo może po
prostu nie dajesz nam… szansy?!
Kurwa. Dopiero teraz
dociera do mnie treść przed chwilą wypowiedzianych słów. Zastanawiałem się już nad
tym, co by było, gdybyśmy zostali parą. Dzięki temu Akira przestałby pieprzyć
Hayato i wszystko stałoby się łatwiejsze. Ale… Czy mogę tak sterować życiem
innych ludzi? Przecież nie jestem w stanie uchronić Takumiego przed całym złem
tego świata. Nie chcę także skrzywdzić Akiego – jest skurwysynem, ale przecież
nawet największe zwyrole mają jakieś uczucia.
Akira wydaje się
teraz zdenerwowany. Jego oddech jest szybki, przerywany a w oczach dostrzegam
nieodgadniony błysk.
- Czy ty właśnie
próbujesz powiedzieć, że...? – Pyta spokojnym, zrównoważonym
tonem, który zupełnie nie pasuje do zachowania jego ciała.
- M-może – odpowiadam
łamiącym się głosem. Czuję, że zaciśnięte w pięści dłonie zaczynają się lepić
od potu.
Ku mojemu zdziwieniu
Akira wybucha głośnym śmiechem.
- Nigdy nie
potrafiłeś kłamać… - mruczy pod nosem, po czym bierze mnie za rękę i pociąga za
sobą.
Idę za nim w
milczeniu w stronę wystawnego salonu. Zauważam, że coś się tutaj zmieniło. W
pobliżu schodów dostrzegam piękny, biały fortepian, połyskujący w blasku
popołudniowego słońca. Na widok jego opływowego kształtu zapiera mi dech w
piersiach.
- Będziesz mnie uczył
grać – stwierdził, spoglądając z zadowoleniem w stronę tego majestatycznego
instrumentu.
- To ma być… prośba?
- Nie. Nie masz
wyjścia.
Podchodzimy jeszcze
bliżej. Opuszkami palców dotykam śliskiego lakieru, gładzę kształtne klawisze. Zakochałem
się w nim od pierwszego wejrzenia.
- A co się stanie,
jeśli się nie zgodzę? – Pytam przekornie. Po jaką cholerę zaczynam go
prowokować? Dobrze wiem, co się teraz stanie, ale czy naprawdę chcę zatrzymać
uruchomioną przed chwilą machinę zdarzeń?
Akira uśmiecha się
do mnie, a następnie obejmuje od tyłu. Jego chłodne dłonie unoszą delikatnie
moją koszulkę i dotykają rozgrzanego ciała.
- Wtedy będę musiał
cię ukarać. - Szepcze mi do ucha. Jego język pokonuje drogę od mojej szyi do
barku, czym wywołuje dreszcze na całym ciele.
Odwracam się do
niego przodem i zachłannie wpijam w usta, podgryzając wargi. Serce bije jak
szalone i chce wyskoczyć z mej piersi. No cóż. Znowu znajduję się w punkcie, w
którym właściwie nie wiem co robię. Chyba powinienem jednak udać się do tego
psychiatry…
Akira chwyta mnie za
tyłek i sadza na klawiszach fortepianu, nie przerywając pocałunku. Po salonie rozlega się głośny, przeciągły ton, złożony z wielu różnorakich dźwięków. Jego wargi są niezwykle miękkie, a język ciepły i wilgotny. Szybkim
szarpnięciem ściągam mu koszulkę przez
głowę, on robi to samo. Chyba postradałem wszelkie zmysły…
- Zależy ci na mnie?
– Chwycił mocno moje włosy, rozdzielając nasze usta złączone w namiętnym
pocałunku. – Będziesz to musiał udowodnić.
Spycha mnie z fortepianu,
a następnie odwraca tyłem. Czuję krawędź instrumentu, niemiłosiernie wbijającą się
w brzuch, ale pożądanie jest tak silne, że nawet nie mam siły narzekać.
Ściągnięcie spodni zajmuje kilka sekund. Wbija się we mnie jednym ruchem.
Zaciskam powieki.
Naszym jękom i głuchym
pchnięciom wtóruje chaotyczna melodia losowych dźwięków, wywołana biernymi ruchami
mojej opierającej się ręki.
***
- Yuu, do jasnej
cholery, uspokój się… Co się stało? Yuu…
Uspokój się Yuichi.
Wszystko będzie dobrze – już od jakiegoś czasu się przecież na to
przygotowywałeś. Nastąpiło to, co tak naprawdę musiało nastąpić. Wiem, że boli,
ale… To uczucie nie będzie trwało wiecznie.
Muszę przestać mówić
do siebie. Muszę wstać, uśmiechnąć się, ucieszyć… Boże, chyba znowu jestem
pijany. Nie mogę stanąć na nogi, chociaż mój przypominający rozlazłą amebę
umysł usilnie stara się przywrócić mojemu ciału najpotrzebniejsze funkcje.
Dlaczego jestem taki beznadziejny.
- Yuu?
Znowu słyszę głos.
Twój głos, Taku… Wiesz, że cię kocham?
- Zalał się w trupa.
Biorę go.
Kolejny głos. Tym
razem Czerwonowłosy Demon przemówił, jestem tego pewien. Pomaga mi się
podnieść, ale po chwili znowu lądujemy na podłodze, tym razem oboje.
Taku, dlaczego go
uderzyłeś? Przestańcie się kłócić! Nie bijcie się, proszę…
- … nie masz do
niego prawa…
- ... jesteśmy
razem, dupku!...
Nie rozumiem co się
dzieje. Przestaję rozróżniać poszczególne słowa. Robi mi się naprawdę
przyjemnie, wręcz błogo, a świat zaczyna wirować i skrzyć się wszystkimi
kolorami. Idę powoli, mijając wszystkich uczestników imprezy i ciebie. Tak, już
chyba zawsze będziemy się po prostu mijać.
Zawsze.