Ogłoszenia :)

Jest to blog yaoi, czyli o miłości męsko-męskiej. Jeżeli nie lubisz tego typu opowiadań, po prostu grzecznie opuść tego bloga, a Twoja psychika nie ucierpi w najmniejszym stopniu.

Skargi, groźby, zażalenia, pozdrowienia lub inne sprawy proszę pisać w komentarzach lub na adres mailowy: ostatnia.kropla.goryczy@gmail.com
Chętnie przeczytam :)



czwartek, 5 maja 2016

Rozdział XXV - "Dzień pełen wyrzutów"

Witajcie!

Wasza "córka marnotrawna" wróciła. W końcu. Nie będę się tłumaczyć i po prostu wstawię już od dawna obiecywany rozdział. Mam nadzieję, że wybaczycie mi tak długą nieobecność, ale powiem jedno: życie jest chujowe.

Dzisiaj krócej, bo postanowiłam podzielić post na dwie części. I uważajcie na nagłą zmianę narratora w środku tekstu :P

Pozdrawiam
AM

P.S. Dajcie znać w komentarzach ile Was tutaj jeszcze zostało :P Mam ogromną ochotę dokończyć to opowiadanie, ale chciałabym mieć pewność, że mam się jeszcze z kim nim dzielić.

*****************************************************************


HAYATO


  Dzień zapowiadał się po prostu cudownie. Przeciągnąłem się, niczym leniwy kocur, a następnie zerknąłem na leżącego obok Takumiego, który już od kilku minut nie odrywał ode mnie wzroku. Jego oczy lśniły nieprzeciętnym blaskiem, a białe zęby wychylały się zza szpary kształtnych ust.


 - Byłeś niesamowity – szepnął, a następnie objął mnie ramieniem. Jego ciało wciąż było rozpalone, choć skończyliśmy się już kochać jakieś pół godziny temu.


 - Ty także. Mam nadzieję, że nie obudziliśmy Ruki – mruknąłem, ukradkiem nasłuchując szmerów. Do moich uszy docierało tylko głośne bicie jego galopującego serca.


 - Bez obaw. Śpi jak zbita. – Uśmiechnął się. – Ale i tak musimy już wstawać, bo Yuu może wrócić w każdej chwili. Nie chciałbym, żeby znowu nas przyłapał. Przecież nie jesteśmy jego osobistym porno.


  Ruchom Takumiego towarzyszyło przeciągłe skrzypnięcie łóżka. Mogłem go teraz podziwiać w całej okazałości – delikatnie uwydatniające się mięśnie, prześwitujące spod aksamitnej skóry, kształtne ramiona i nogi. Nie był idealny, ale może to właśnie było w nim tak pociągające?


  - Nie wiem, co mu tak nagle odbiło, bo wybiegł stąd jak pojebany – dodał, ubierając w międzyczasie spodnie. – Pewnie się minęliście, prawda?


 - Nie… - Skłamałem, nawet nie wiedząc czemu. Może po prostu nie chciało mi się ciągnąć tematu? Akira odwołał nasze dzisiejsze spotkanie, co oznaczało, że prawdopodobnie mieli próbę zespołu. Przynajmniej taką miałem nadzieję.


 - Będziesz tak leżał, kochanie? – Zapytał, sięgając po telefon komórkowy. Jego brwi zmarszczyły się w niezbyt radosnym grymasie.


 - Już wstaję. Ojciec?


  Pewnie znowu czegoś od niego chciał. Nie do końca rozumiałem poziomu zawiłości ich relacji. Czasami miałem wrażenie, że Taku starał się żywić wobec niego ciepłe uczucia, bo w końcu był jego rodzicem, ale w większości… Chyba szczerze go nienawidził.


 - Taaa… I Yuu. Mamy w piątek kolejną imprezę, ale ten debil nie chce powiedzieć z jakiej okazji. Musimy zmienić nasze plany. Najchętniej zostałbym wtedy w domu. Z tobą…


  Lekko się zarumienił, co zdarzało mu się wyjątkowo rzadko. Znałem go co prawda dopiero kilka miesięcy, ale i tak byłem w stanie dostrzec takie szczegóły. Wiedziałem kiedy się martwił, kiedy był zdenerwowany… Czy można to było nazwać miłością? W końcu obchodziło mnie, co czuł, jakie miał problemy…


  Rozbrzmiał dzwonek do drzwi.


 - O wilku mowa… Lepiej się ubierz, ja lecę mu otworzyć – mruknął, a następnie szybko poszedł otworzyć Yuu, nie siląc się nawet na założenie koszulki. To, że pieprzyliśmy się od dłuższego czasu przestało już być wielkim sekretem. Przynajmniej dla niego.


  Zwlokłem się leniwie z łóżka pozwalając, aby prześcieradło delikatnie spłynęło po moim ciele. Zerknąłem na swoje odbicie w lustrze, będącym elementem przesuwnej szafy i dostrzegłem całkiem przystojnego bruneta o mlecznobiałej cerze. Podszedłem bliżej, ale nic się nie zmieniło. Całe szczęście, że ludzie potrafili dostrzegać wyłącznie fizyczną powierzchowność. Po wyglądzie nikt nie był w stanie stwierdzić kim byłem naprawdę, czyli nędzną istotą, sprzedajną kurwą bez hamulców moralnych. Kiedyś mi to przeszkadzało, lecz potem wpadłem w fazę akceptacji i trwałem w niej aż do teraz.


 - Nie, nie… Wszystko w porządku. Niepotrzebnie się martwiłaś. – Usłyszałem cichy głos Taku zza niezbyt grubych drzwi. – Myślałem, że zobaczymy się dopiero jutro.


 - Myślałam o tobie cały wczorajszy wieczór. Zniknąłeś tak nagle. Jesteś sam?


  Zerwałem się jak oparzony i zacząłem zbierać ubrania z podłogi. Keiko była ostatnią osobą, która powinna widzieć nas nagich w sypialni, w szczególności, że Taku musiał się jej niedługo oświadczyć. Szczerze mówiąc, było mi to zupełnie obojętne. I tak będzie należał do mnie.


  Ubranie się zajęło mi jakieś dwie sekundy. Zdążyłem nawet pościelić łóżko, gdy drzwi nagle otworzyły się z rozmachem, ukazując roześmianą blondynkę w jeansach i różowym swetrze. Twarz Takumiego wskazywała na umiarkowany poziom zadowolenia, gdyż najwyraźniej robił dobrą minę do złej gry.


 - Witaj, panie piękny – powiedziała, a następnie uściskała mnie na powitanie. Pachniała bardzo intensywnie, perfumami o nieznanym mi zapachu. – Powinieneś tutaj wywietrzyć, Taku. Jest tak gorąco, że aż nie dziwię się czemu chodzisz bez koszulki.


 - W końcu włączyli ogrzewanie, bo przymrozki się zbliżają – mruknął bez przekonania. – Może zostaniemy tutaj, bo Ruka może się w każdej chwili obudzić.


  Keiko położyła mu dłoń na ramieniu, a w jej spojrzeniu kryła się tak duża dawka uczucia, że aż zrobiło mi się głupio, że stoję im na drodze w stworzeniu stabilnego związku. Nie mogłem jednak wpłynąć na decyzję Takumiego. To on o wszystkim decydował.


 - To może ja już będę leciał – zasugerowałem, kierując się w stronę krzesła, na oparciu którego spoczywała moja kurtka.


  Takumi mnie nie powstrzymywał. Wiedział, że powinienem już iść, ponieważ przebywanie razem w jednym pokoju wiązało się z ryzykiem, że Keiko zacznie coś podejrzewać.


  Chwilę jeszcze pogadaliśmy o zbliżającej się imprezie, na udział w której w ogóle nie miałem ochoty, gdyż czułem się jeszcze zmęczony po wczorajszym wieczorze. Ten styl życia zdecydowanie nie był dla mnie. Widać nie tylko ja miałem takie nastawienie, ale Taku upierał się, że WSZYSCY musimy tam być, bo to BARDZO WAŻNE. Nie chcieliśmy się z nim kłócić.


  Było mi trochę smutno, że nawet nie odprowadził mnie do drzwi, gdyż bardzo chciałem pocałować go na pożegnanie. Skąd wzięła się u mnie taka chęć na zbędne sentymenty? Najwyraźniej powoli wyswobadzałem się z tej obezwładniającej znieczulicy.


  Wychodząc, spojrzałem jeszcze na ekran telefonu, który zawibrował w tylnej kieszeni moich spodni.


  „Spotkajmy się za godzinę w parku Ueno przy pomniku Takamori Saigō. Yuichi.”


  Czego chciał? Przecież rano nawet nie chciał na mnie spojrzeć, a teraz… Po samych „kropkach nienawiści” domyśliłem się, że to nie będzie łatwa rozmowa.


***


  Pojawiłem się punktualnie, ale Yuichiego jeszcze nie było na miejscu. Pożałowałem, że nie wziąłem ze sobą szalika, bo przeraźliwie zimny wiatr szczypał mnie w policzki, dzięki czemu nabrałem delikatnych rumieńców. Jak na początek listopada było naprawdę mroźno.


  Pomnik samuraja prezentował się dumnie, choć przedstawiał dość krępego mężczyznę z pieskiem u boku. Niestety nie wiedziałem kim dokładnie był ten człowiek, nie znałem jego historii. Postanowiłem po powrocie do domu nadrobić zaległości.


 - Cześć.


  Na dźwięk głosu Yuichiego po moich plecach przebiegł nieprzyjemny dreszcz. Powitał mnie tak chłodno, że temperatura na zewnątrz zaczęła przypominać przy tym wnętrze rozgrzanego piekarnika.


 - Cześć – odpowiedziałem, odwracając się w jego stronę.


  Wyglądał na zmęczonego, powiedziałbym że nawet bardzo, gdyż jego dolne powieki zdobiły sinofioletowe cienie. Kruczoczarne włosy związał w kitkę, co przy tak wietrznej pogodzie wydawało się naprawdę dobrym pomysłem. Dzięki temu mogłem w pełni dostrzec wyraz jego twarzy, a w szczególności oczu, które patrzyły się na mnie z najwyższą pogardą.


 - Musimy pogadać… o Taku.


 - Domyśliłem się – odparłem, nie siląc się na sztuczne uprzejmości. Kiedyś naprawdę go lubiłem, do czasu, gdy zaczął wtrącać się w moje życie i decydować z kim mogę spać a z kim nie.


 - Widocznie nie doceniłem twojej błyskotliwości. Chodź.


  Ruszyłem za nim bez słowa. Kroczyliśmy alejkami, mijaliśmy spacerujących ludzi w zupełnym milczeniu. Zaczynałem się niecierpliwić. W końcu miałem ciekawsze rzeczy do roboty niż rozwiązywanie jego urojonych problemów.


 - Mówiłeś, że zależy ci na Taku – rzucił nagle, nie patrząc nawet w moją stronę.


 - Bo to prawda.


  Nie wiedziałem, o co dokładnie mu chodziło.


  Zaśmiał się niemal szyderczo.


 - To w takim razie mamy chyba trochę odmienne kodeksy moralne, bo kiedy MI na kimś zależy, to nie robię z siebie szmaty i nie puszczam się z innymi na prawo i lewo. – Swoje słowa wypowiedział tak stanowczym tonem, że nie mogłem wydać z siebie żadnego dźwięku.


 - Nie sil się na odpowiedź… Wiem, że od jakiegoś czasu pieprzysz się z Akirą. Bawicie się w „pana i niewolnika”? Zajebiście. Możecie nawet robić sobie sesje elektrowstrząsów, ale mam małe pytanie. Dlaczego komplikujesz życie Takumiemu?!


  Zamurowało mnie. Wiedziałem, że miał rację, ale… Z Akirą mieliśmy wspólne potrzeby. Nie chciałem z niego rezygnować, bo dzięki niemu czułem się spełniony. Za to Taku… Takumi mnie kochał, szanował. Łączyło nas coś więcej oprócz pożądania. Nie miałem pojęcia, co robić.


  Z zamyślenia wyrwało mnie gwałtowne pociągnięcie za ramię. Staliśmy teraz z Yuu naprzeciw siebie i mierzyliśmy się spojrzeniami. Był na mnie tak wściekły, że każde jego słowo przypominało splunięcie jadem.


 - ON. WAS. WIDZIAŁ. – Wycedził dobitnie, a jego dłoń jeszcze mocniej zacisnęła się na moim barku. – Jak bezczelną osobą trzeba być, żeby tak otwarcie demonstrować światu swoją zdradę? Nie masz godności, honoru. Jesteś dla mnie nikim. Toleruję cię tylko dlatego, że Takumi cię kocha.


 - Wiem – wyszeptałem, czując dziwny ciężar w klatce piersiowej. Czułem się przytłoczony.


 - Nie, nie wiesz – prychnął, a następnie odepchnął mnie od siebie i ruszył dalej. – Takumi poświęca dla ciebie wszystko: pracę, rodzinę, przyjaciół. Robi wszystko żebyście byli razem, nawet wbrew woli ojca. WSZYSTKO, rozumiesz?


  Trząsł się ze zdenerwowania. Miałem wrażenie, że zaraz mi przyłoży, dlatego milczałem, aby nie pogarszać sytuacji.


 - Powiem tylko, że kryłem cię ostatni raz. Masz dokonać wyboru, bo jeżeli wciąż będziesz go ranił to powiem mu o wszystkim, a przy okazji cię zabiję. Nigdy nie widziałem, żeby coś bardziej go uszczęśliwiało a zarazem niszczyło, niż miłość do ciebie.


 - Powiedz to lepiej Akirze. – W końcu udało mi się wypowiedzieć jakieś pełne zdanie. – Ja pracuję u niego… i no wiesz. Dostałem tą robotę chyba tylko z jednego powodu.


  Yuichi zatrzymał się na chwilę. Po raz kolejny przeszył mnie sztyletem swojego błękitnego spojrzenia. Gardził mną. Tak, jak ja kiedyś gardziłem sobą. Może… Musiałem się na kogoś zdecydować, bo rzeczywiście nie grałem fair. Tylko czemu wybór wydawał mi się taki trudny? Dlaczego nie potrafiłem stłamsić w sobie wewnętrznego egoisty i chociaż raz pomyśleć o czyimś dobru?


 - Świetnie – powiedział Yuu. – Mam nadzieję, że to już ostatnia rzecz, o której nie wiem. Powinienem już wracać. Cześć!


  Spokojnie wpatrywałem się jak odchodził. Jego krok nie był pewny, wręcz przeciwnie, Yuichi wydawał się być mały i zagubiony. Mimo to czułem wobec niego ogromny respekt. Czyli tak właśnie wyglądała miłość.

********************************************************************************
YUICHI

  Wpadam do domu Akiry, głośno trzaskając drzwiami. Mam nadzieję, że nie wrócił jeszcze z pracy, bo jestem wkurwiony. Na Hayato za to, że jest debilem. Na ciebie za to, że też jesteś debilem i kochasz Hayato. Na Akirę za to, że jest ćpunem i sadystycznym seksoholikiem, przez którego niemal nie udało nam się podpisać kontraktu na płytę i trasę koncertową. PRAWIE, bo na szczęście wszystko przebiegło gładko i jeśli dobrze pójdzie, to niedługo będzie o nas słyszeć cała Japonia. Chociaż jeden pozytywny aspekt dzisiejszego dnia.


  Rozmowa z facetami z wytwórni była bardzo przyjemna, choć Akira twardo negocjował z nimi warunki umowy. Zachowywał się bardzo profesjonalnie i był doskonale zorientowany we wszystkich kruczkach oraz innych rzeczach, o których my „prości ludzie” nie mieliśmy zielonego pojęcia. Dlatego  też siedzieliśmy tam jak przygłupy z otwartymi paszczami, co chwila przytakując, kiedy nasz lider wyraził taką potrzebę.


  Pozostawała jeszcze kwesta tego na jaki okres czasu zostanie z nami Matsudara. Lekarz Yoshiego stwierdził, że jego ręka będzie wymagała długiej rehabilitacji, dlatego chwilowo ogłosiliśmy go naszym menagerem, chociaż ten kretyn znał się na tej robocie jeszcze mniej niż ja. No cóż. Zespół to zespół – byliśmy jednością.


  Zdejmuję szybko buty a kurtkę wieszam na wieszaku. Mam ochotę położyć się na kanapie i zasnąć przy oglądaniu jakiegoś durnego programu. Rozmowa z Hayato wykończyła mnie nie tyle fizycznie, co emocjonalnie, ale mam nadzieję, że odniesie zamierzony efekt. Taku… Jak ja cię nienawidzę.


  Nagle czuję mocne szarpnięcie i chłód ściany pod plecami.


 - Gdzie byłeś? – Akira nachyla się nade mną jeszcze bardziej, po czym muska ustami mój policzek. Przez myśl przechodzi mi tylko mały dylemat – zabić go teraz czy dopiero jak się wyśpię? Hmmm…


 - Puść mnie – cedzę przez zęby, starając się wyrwać. – Nie muszę ci się ze wszystkiego tłumaczyć.


  Jego demoniczny uśmieszek wysysa ze mnie całą pewność siebie.


 - Musisz – stwierdza spokojnym tonem. – Więc?


  Mam go dosyć. Po prostu chcę żeby się ode mnie odwalił, dał mi się zamknąć w ciemnym, cichym pokoju i pozwolił zostać w nim już na zawsze.


 - Byłem w domu jednego kolesia z imprezy i pieprzyliśmy się całe popołudnie. Pasuje?


  Akira marszczy brwi, a jego usta w jednej chwili zaciskają się w prostą linię. 


  Nie wiem, czemu tak powiedziałem. Może po prostu chciałem wyładować kłębiącą się we mnie już od kilku dni wewnętrzną frustrację? Chciałem się mu odpłacić za te wszystkie tajemnice i niedopowiedzenia.


 - Nie kłam.


 - Nie kłamię – mówię, patrząc mu prosto w oczy. – Skoro ty możesz rżnąć się z Hayato po kątach, nawet w pracy, która rzekomo jest dla ciebie taką męczarnią, to czemu nie mogę robić tego samego, co?


  Pierwszy raz widzę, że go zamurowało. Odsunął się ode mnie, a następnie odwrócił wzrok.


 - Nie rozumiem, czemu się tak unosisz. Nie jesteśmy przecież razem, a zachowujesz się tak, jakbyś był zazdrosny.


 - No… Bo może po prostu nie dajesz nam… szansy?!


  Kurwa. Dopiero teraz dociera do mnie treść przed chwilą wypowiedzianych słów. Zastanawiałem się już nad tym, co by było, gdybyśmy zostali parą. Dzięki temu Akira przestałby pieprzyć Hayato i wszystko stałoby się łatwiejsze. Ale… Czy mogę tak sterować życiem innych ludzi? Przecież nie jestem w stanie uchronić Takumiego przed całym złem tego świata. Nie chcę także skrzywdzić Akiego – jest skurwysynem, ale przecież nawet największe zwyrole mają jakieś uczucia.


  Akira wydaje się teraz zdenerwowany. Jego oddech jest szybki, przerywany a w oczach dostrzegam nieodgadniony błysk.


 - Czy ty właśnie próbujesz powiedzieć, że...? – Pyta spokojnym, zrównoważonym tonem, który zupełnie nie pasuje do zachowania jego ciała.


 - M-może – odpowiadam łamiącym się głosem. Czuję, że zaciśnięte w pięści dłonie zaczynają się lepić od potu.


  Ku mojemu zdziwieniu Akira wybucha głośnym śmiechem.


 - Nigdy nie potrafiłeś kłamać… - mruczy pod nosem, po czym bierze mnie za rękę i pociąga za sobą.


  Idę za nim w milczeniu w stronę wystawnego salonu. Zauważam, że coś się tutaj zmieniło. W pobliżu schodów dostrzegam piękny, biały fortepian, połyskujący w blasku popołudniowego słońca. Na widok jego opływowego kształtu zapiera mi dech w piersiach.


 - Będziesz mnie uczył grać – stwierdził, spoglądając z zadowoleniem w stronę tego majestatycznego instrumentu.


 - To ma być… prośba?


 - Nie. Nie masz wyjścia.


  Podchodzimy jeszcze bliżej. Opuszkami palców dotykam śliskiego lakieru, gładzę kształtne klawisze. Zakochałem się w nim od pierwszego wejrzenia.


 - A co się stanie, jeśli się nie zgodzę? – Pytam przekornie. Po jaką cholerę zaczynam go prowokować? Dobrze wiem, co się teraz stanie, ale czy naprawdę chcę zatrzymać uruchomioną przed chwilą machinę zdarzeń?


  Akira uśmiecha się do mnie, a następnie obejmuje od tyłu. Jego chłodne dłonie unoszą delikatnie moją koszulkę i dotykają rozgrzanego ciała.


 - Wtedy będę musiał cię ukarać. - Szepcze mi do ucha. Jego język pokonuje drogę od mojej szyi do barku, czym wywołuje dreszcze na całym ciele.


  Odwracam się do niego przodem i zachłannie wpijam w usta, podgryzając wargi. Serce bije jak szalone i chce wyskoczyć z mej piersi. No cóż. Znowu znajduję się w punkcie, w którym właściwie nie wiem co robię. Chyba powinienem jednak udać się do tego psychiatry…


  Akira chwyta mnie za tyłek i sadza na klawiszach fortepianu, nie przerywając pocałunku. Po salonie rozlega się głośny, przeciągły ton, złożony z wielu różnorakich dźwięków. Jego wargi są niezwykle miękkie, a język ciepły i wilgotny. Szybkim szarpnięciem ściągam mu koszulkę  przez głowę, on robi to samo. Chyba postradałem wszelkie zmysły…


 - Zależy ci na mnie? – Chwycił mocno moje włosy, rozdzielając nasze usta złączone w namiętnym pocałunku. – Będziesz to musiał udowodnić.


  Spycha mnie z fortepianu, a następnie odwraca tyłem. Czuję krawędź instrumentu, niemiłosiernie wbijającą się w brzuch, ale pożądanie jest tak silne, że nawet nie mam siły narzekać. Ściągnięcie spodni zajmuje kilka sekund. Wbija się we mnie jednym ruchem. Zaciskam powieki.


  Naszym jękom i głuchym pchnięciom wtóruje chaotyczna melodia losowych dźwięków, wywołana biernymi ruchami mojej opierającej się ręki.


***


 - Yuu, do jasnej cholery, uspokój się… Co się stało? Yuu…


  Uspokój się Yuichi. Wszystko będzie dobrze – już od jakiegoś czasu się przecież na to przygotowywałeś. Nastąpiło to, co tak naprawdę musiało nastąpić. Wiem, że boli, ale… To uczucie nie będzie trwało wiecznie.


  Muszę przestać mówić do siebie. Muszę wstać, uśmiechnąć się, ucieszyć… Boże, chyba znowu jestem pijany. Nie mogę stanąć na nogi, chociaż mój przypominający rozlazłą amebę umysł usilnie stara się przywrócić mojemu ciału najpotrzebniejsze funkcje. Dlaczego jestem taki beznadziejny.


 - Yuu?


  Znowu słyszę głos. Twój głos, Taku… Wiesz, że cię kocham?


 - Zalał się w trupa. Biorę go.


  Kolejny głos. Tym razem Czerwonowłosy Demon przemówił, jestem tego pewien. Pomaga mi się podnieść, ale po chwili znowu lądujemy na podłodze, tym razem oboje.


  Taku, dlaczego go uderzyłeś? Przestańcie się kłócić! Nie bijcie się, proszę…


 - … nie masz do niego prawa…


 - ... jesteśmy razem, dupku!...


  Nie rozumiem co się dzieje. Przestaję rozróżniać poszczególne słowa. Robi mi się naprawdę przyjemnie, wręcz błogo, a świat zaczyna wirować i skrzyć się wszystkimi kolorami. Idę powoli, mijając wszystkich uczestników imprezy i ciebie. Tak, już chyba zawsze będziemy się po prostu mijać.


  Zawsze.