Ogłoszenia :)

Jest to blog yaoi, czyli o miłości męsko-męskiej. Jeżeli nie lubisz tego typu opowiadań, po prostu grzecznie opuść tego bloga, a Twoja psychika nie ucierpi w najmniejszym stopniu.

Skargi, groźby, zażalenia, pozdrowienia lub inne sprawy proszę pisać w komentarzach lub na adres mailowy: ostatnia.kropla.goryczy@gmail.com
Chętnie przeczytam :)



wtorek, 5 listopada 2013

Rozdział IV - "Przybycie rock n' rollowego biurokraty"





  Z zamyślenia wyrwał mnie uzależniający głos Kurta Cobaina w piosence „Rape me”. Kiedyś żartobliwie ustawiłem sobie ten utwór, jako dzwonek i od tego czasu towarzyszył mi za każdym razem, kiedy któryś z moich kumpli próbował się ze mną skontaktować. Nie kryjąc zaskoczenia, spojrzałem na podświetlony ekran telefonu, na którym Yuichi ze swoim perfidnym uśmieszkiem pokazywał mi środkowy palec. Prychnąłem cicho i nacisnąłem zieloną słuchawkę.

 - Yyy… Halo? – zapytałem, aby oficjalnie rozpocząć rozmowę. Wiedziałem, że bez tego Yuichi by się nie odezwał. Tak, był niezłym dziwakiem.

 - Dzisiaj. Północ. U mnie. Nie przyjdziesz to wpierdol.

  Powiedziawszy swoje, najzwyczajniej w świecie się rozłączył. Normalny człowiek z pewnością potraktowałby jego słowa, jak groźbę dilera narkotykowego lub wezwanie do przekazania okupu, a ja po prostu roześmiałem się serdecznie i upiłem kolejny łyk kawy. Cały Yuichi. Zrobił to specjalnie, żebym nie mógł się wykręcić od kolejnego spotkania. Ostatnio przez natłok pracy nie miałem w ogóle czasu dla siebie, a tym bardziej dla swoich znajomych. Siedziałem tylko całymi dniami segregując i podpisując papiery oraz szczerząc się do najlepszego kumpla mojego ojca, dzięki któremu dostałem tę robotę. I tak miałem szczęście, że mieli jakieś wolne stanowisko, bo gdzie indziej mógłby znaleźć pracę świeżo upieczony absolwent krytyki artystycznej? Oczywiście wciąż wysyłałem swoje teksty do jakiś mało popularnych czasopism, ale z pewnością nie wyżyłbym za pieniądze, które dostawałem w zamian.

  Podniosłem się z krzesła i podszedłem do wiszącego na ścianie lustra. Spojrzałem krytycznym okiem na swoje odbicie. W dłuższych włosach było mi kiedyś o wiele lepiej, ale niestety musiałem je odrobinę skrócić, żeby (przytaczając słowa mojego nowego szefa) „wyglądać jak cywilizowany młody człowiek ”. Zmiana wizerunku wiązała się także ze zlikwidowaniem biało-fioletowych pasemek, więc przefarbowałem się na jednolity czarny kolor. Przybliżyłem twarz do lustra tak, że w miejscu ust pojawiła się plamka utworzona z wydychanej przeze mnie pary. Naciągnąłem delikatnie skórę, aby przyjrzeć się dwóm małym dziurkom po snake bites’ach, które zrobiłem sobie dwa lata temu. O jakichkolwiek kolczykach także nie mogło być mowy, dlatego musiałem wyciągnąć także ten ze skroni. Całe szczęście, że nie kazali mi usunąć moich tatuaży, bo z pewnością byłbym teraz bezrobotny.

  Westchnąłem ciężko i oparłem się plecami o ścianę. Obecny image też nie był najgorszy, ale mając na sobie to całe żelastwo czułem się prawdziwie sobą.  

  Pokręciłem ze zrezygnowaniem głową i udałem się do sypialni. Głowa nie bolała mnie już tak bardzo, ale mimo to opadłem bezwładny na łóżko, aby się odprężyć i spokojnie pomyśleć. Ręcznik zsunął mi się z bioder, lecz nie przejąłem się tym zbytnio. Upajałem się chwilową wolnością. Przez moment mogłem pracować gdzie chcę, jeść co chcę, ubierać się jak chcę, uprawiać seks z kim mi się żywnie podoba… Przez moment. Otworzyłem oczy i poczułem się jak w klatce. Najlepsze lata mojego życia powoli dobiegały końca, a ja zamieniałem się w korporacyjnego robola. Nie mogłem do tego dopuścić. Nie teraz, gdy przez tę jedną chwilę znów posmakowałem wolności. Nie dzisiaj.

***

  Po chwili wahania nacisnąłem przycisk domofonu i czekałem na odpowiedź.

 - Taaak? – usłyszałem ochrypły głos, bez wątpienia należący do Akiry, jednego z największych skurwysynów w Tokio.

 - Otwierać, łajzy! – krzyknąłem, po czym dodatkowo uśmiechnąłem się, słysząc podniesione głosy pozostałego towarzystwa.

  Gdy usłyszałem cichutkie „bzzzz” pchnąłem drzwi i prawie z prędkością światła wbiegłem po betonowych schodach na drugie piętro. Czułem znajome podniecenie i radość. Tak bardzo brakowało mi ich towarzystwa.

  Drzwi od domu były już otwarte, a w progu czekał na mnie nonszalancko oparty o futrynę Yuichi. Tak samo jak ja, ubrał glany i skórzane spodnie. Ściągnąłem lustrzane aviatorki, aby się mu lepiej przyjrzeć. Nie widzieliśmy się prawie od trzech miesięcy, a on nic się nie zmienił. Chociaż… Mam wrażenie, że trochę zmężniał, ale kpiarski wyraz twarzy dobitnie sugerował, że wciąż pozostawał tym samym wariatem, jakiego znałem. Proste włosy związane w luźną kitkę swobodnie opadały mu na jedno ramię, a oczy podkreślone czarną kredką, wydawały się jeszcze dziksze niż zazwyczaj.

 - Witaj, ko-cha-nie! – powiedział, mierząc mnie spojrzeniem. – Myśleliśmy, że już umarłeś pod tą stertą papierów.

 - Wal się! – odparłem, po czym uściskałem go mocno. – Tak szybko się mnie pozbędziecie.

 - No ja myślę! Hej! Nasz rock n’ rollowy biurokrata przybył! Prosimy wszystkich o głębokie ukłony i oklaski! Taka sytuacja może się już więcej nie powtórzyć! – zawołał, po czym sam skłonił się przede mną i wykonał gest zapraszający do środka.

  Gdy tylko wkroczyłem do głównego pomieszczenia od razu usłyszałem spodziewany rumor. Wśród znajomych ludzi dostrzegłem tyle nieznanych mi twarzy, że zacząłem się zastanawiać, czy trafiłem na dobrą imprezę. Yuichi był prawdziwym rekordzistą, jeśli chodziło o pomieszczenie dużej ilości osób w malutkim pokoiku, ale jeszcze nigdy nikt nie skrytykował jego zdolności organizatorskich. W salonie rozbrzmiewała piosenka „Born again” Marilyna Mansona, która nadawała imprezie specyficznego klimatu. Od dymu unoszącego się z palonych jointów zaczynało mi się kręcić w głowie.



 - Cześć przystojniaku – usłyszałem cienki, bardzo subtelny, kobiecy głos. – Zmieniłeś się.

  Wyszczerzyłem się i spojrzałem na stojącą obok mnie niebieskowłosą Ayako – piękną jak zwykle.

  Pochyliłem się, a ona zarzuciła mi ręce na szyję, po czym przywarła do mnie w długim, namiętnym pocałunku. Nie, nie byliśmy razem. Po prostu zawsze witaliśmy się w taki właśnie sposób, a to, że kilkakrotnie ze sobą spaliśmy, jeszcze bardziej upraszczało sytuację.

  Oficjalnie uchodziłem za 100% hetero, lecz tak właściwie to chyba byłem biseksualistą. Chyba? Pff! Raczej na pewno. Niestety o prawdzie wiedziałem tylko ja i moi poprzedni partnerzy. Nikt więcej. I miałem nadzieję, że tak już zostanie.

  Kiedy oderwałem się od Ayi od razu udałem się w stronę grupki swoich znajomych. Przywiania z żartobliwymi docinkami przeplatały się, sprawiając, że powoli traciłem kontrolę nad rozmową. Zapaliłem. Wzniosłem toast. Znów zapaliłem to gówno i po raz kolejny wypiłem toast za „coś”. W końcu sam zacząłem sobie dopowiadać do tych toastów różne rzeczy: „żebym rzucił tę pieprzoną robotę”, „żebym został w końcu doceniony”, „żebym znowu spotkał tego przystojniaka z rana”, „żebym mógł go pocałować”… Dlaczego o nim myślałem?! Nie pamiętałem nawet jak miał na imię! Jednak na wspomnienie o nim czułem dziwną falę gorąca, rozchodzącą się od czubka głowy aż do palców u stóp. Potrzebowałem seksu.

  Z jednej strony mogłem zrobić to z Ayako, ale nie chciałem iść na łatwiznę. Tak, potrzebowałem seksu, ale też wyzwania. Przeczesałem grzywkę palcami i rozejrzałem się wokoło w poszukiwaniu nowego celu.

  Nagle ktoś potrząsnął mnie za ramię. Otworzyłem oczy i spojrzałem prosto na Yuichiego, który klęczał nade mną i przygryzał kolczyk w wardze. Zawsze to robił, gdy się martwił. Ach! Wyglądał teraz tak pociągająco z tymi rozpuszczonymi i lekko zmierzwionymi włosami…

 - Ta przerwa niezbyt dobrze na ciebie zadziałała – powiedział. – Odzwyczaiłeś się. Choć, zaprowadzę cię do sypialni.

  Co tutaj się do cholery działo?! Przecież przed chwilą… Nieważne. Szedłem wsparty o ramię Yuichiego. Korytarz ciągnął się w nieskończoność, a rozmyte twarze wyglądały przerażająco. Kilka kotów przebiegło mi drogę. Skąd one się tu wzięły? Zamrugałem kilkakrotnie. Byliśmy już w pokoju, a ja siedziałem na łóżku. Najgorsze było to, że wcale nie chciało mi się spać.

 - Co się stało? – zapytałem, szukając wzrokiem twarzy Yuichiego. Było ciemno, ale i tak udało mi się ją zlokalizować.

 - Benzydamina – odparł, po czym spojrzał na mnie karcącym wzrokiem. – Mówiłem ci, żebyś tego nie brał. To ścierwo dla nastolatków.

 - Boże… - szepnąłem i potarłem dłonią czoło. Zauważyłem, że nie mam na sobie koszulki.

 - Jeszcze chwila, a zaczęlibyście się pieprzyć z Ayako na środku salonu – powiedział Yuichi, jakby czytając w moich myślach. – Dobrze, że ona odpadła pierwsza. Teraz siedzi w kiblu razem z Junko, która próbuje ją ogarnąć.

  Westchnąłem tylko ciężko i przysunąłem się bliżej. Prawie nie rozumiałem tego, co do mnie mówił.

 - Yu, jesteś moim najlepszym kumplem – zacząłem i podniosłem głowę z jego ramienia. Nasze twarze dzieliła odległość kilku centymetrów.

  Nie wiem, po co to zrobiłem, ale nachyliłem się jeszcze bardziej i pocałowałem go w usta, prawie natychmiast doprowadzając do złączenia się naszych języków. Ku mojemu zdziwieniu Yuichi po chwili zaczął odpowiadać na moje pieszczoty. Całowaliśmy się długo i leniwie, a ja w międzyczasie rozpiąłem rozporek jego skórzanych spodni. Oczywiście miałem z tym pewne problemy, ale w końcu mi się udało. Moja dłoń zaczęła przesuwać się po jego już o dziwo nabrzmiałym członku, skrytym pod warstwą materiału bokserek. Zaczął cicho jęczeć.

  Tym razem jednak nie pozwolił mi kontynuować. Pchnął lekko moje ramię i położył mnie na łóżku, po czym zawisnął nade mną, wspierając się na rękach. Wpatrywaliśmy się w siebie w milczeniu. Oprócz świstu jego ciężkiego oddechu dobiegały do mnie różne inne dźwięki, przypominające głośne walenie w rury przez hydraulika-perkusistę.

  Wzrok Yuichiego był nieobecny. Zastanawiał się nad czymś, albo walczył o to, żeby dragi już do końca nie przejęły władzy nad jego umysłem. Też przez to nie raz przechodziłem. Zerknąłem na jego przedramię, na którym znowu dostrzegłem ciemne ślady po igle. Po raz kolejny będę musiał go opierdolić, bo najwidoczniej wrócił do brania tego świństwa. 

  Chyba przegrał. Pochylił się i zaczął całować mą szyję, po czym rozpoczął wędrówkę po niższych partiach ciała. Niezdarnie ściągnął ze mnie spodnie, chwiejąc się przy tym okropnie. Dostrzegłem dziwny błysk. 

  Po suficie zaczęły chodzić ogromne pająki. Z rosnącym przerażeniem obserwowałem, jak zjeżdżają w dół na tych swoich lepkich nitkach i kołyszą się tuż nad moją twarzą. Chciałem uciec. lecz po chwili zdałem sobie sprawę, że jedynym realnym zagrożeniem jest teraz mój naćpany, najlepszy przyjaciel.

  Mój umysł automatycznie wycinał niektóre sceny ze świadomości. Nie miałem kontroli nad tym, co się w rzeczywistości działo.  

  Ocknąłem się zupełnie nagi, nogami obejmując talię Yuichiego. Wiedziałem co ma zamiar zrobić i wzdrygnąłem się na samą myśl o tym. Próbowałem protestować, lecz moje ciało zupełnie odmawiało mi posłuszeństwa. Poczułem silny ból i krzyknąłem cicho, lecz Yuu prawie natychmiast zasłonił mi usta dłonią.

 - Przepraszam – szepnął, po czym zaczął się we mnie poruszać. Dziko i chaotycznie.

  Nie miałem już siły, dlatego zacisnąłem dłonie w pięści. Gdzieś daleko w tle znowu usłyszałem tak dobrze znaną mi piosenkę:

“Rape me
Rape me, my friend
Rape me
Rape me again”...


5 komentarzy:

  1. No w końcu zaczyna się rozkręcać *O* Dalszej weny życzę.
    Nana

    OdpowiedzUsuń
  2. po pierwsze kocham tą piosenkę, a po drugie to opowiadanie... Dawno "zwykłe" yaoi mi przyciągnęło tak mojej uwagi :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Nirvana <33 Opowiadanie świetne ;3

    OdpowiedzUsuń
  4. Manson, Nirvana, co raz bardziej zaczynam Cię lubić.

    OdpowiedzUsuń