Z
zamyślenia wyrwał mnie uzależniający głos Kurta Cobaina w piosence
„Rape me”. Kiedyś żartobliwie ustawiłem sobie ten utwór, jako dzwonek i
od tego czasu towarzyszył mi za każdym razem, kiedy któryś z moich kumpli
próbował się ze mną skontaktować. Nie kryjąc zaskoczenia, spojrzałem na
podświetlony ekran telefonu, na którym Yuichi ze swoim perfidnym
uśmieszkiem pokazywał mi środkowy palec. Prychnąłem cicho i nacisnąłem
zieloną słuchawkę.
- Yyy… Halo? –
zapytałem, aby oficjalnie rozpocząć rozmowę. Wiedziałem, że bez tego
Yuichi by się nie odezwał. Tak, był niezłym dziwakiem.
- Dzisiaj. Północ. U mnie. Nie przyjdziesz to wpierdol.
Powiedziawszy
swoje, najzwyczajniej w świecie się rozłączył. Normalny człowiek z
pewnością potraktowałby jego słowa, jak groźbę dilera narkotykowego lub
wezwanie do przekazania okupu, a ja po prostu roześmiałem się serdecznie
i upiłem kolejny łyk kawy. Cały Yuichi. Zrobił to specjalnie, żebym nie
mógł się wykręcić od kolejnego spotkania. Ostatnio przez natłok pracy
nie miałem w ogóle czasu dla siebie, a tym bardziej dla swoich
znajomych. Siedziałem tylko całymi dniami segregując i podpisując
papiery oraz szczerząc się do najlepszego kumpla mojego ojca, dzięki
któremu dostałem tę robotę. I tak miałem szczęście, że mieli jakieś
wolne stanowisko, bo gdzie indziej mógłby znaleźć pracę świeżo upieczony
absolwent krytyki artystycznej? Oczywiście wciąż wysyłałem swoje teksty
do jakiś mało popularnych czasopism, ale z pewnością nie wyżyłbym za
pieniądze, które dostawałem w zamian.
Podniosłem się z
krzesła i podszedłem do wiszącego na ścianie lustra. Spojrzałem
krytycznym okiem na swoje odbicie. W dłuższych włosach było mi kiedyś o
wiele lepiej, ale niestety musiałem je odrobinę skrócić, żeby
(przytaczając słowa mojego nowego szefa) „wyglądać jak cywilizowany
młody człowiek ”. Zmiana wizerunku wiązała się także ze zlikwidowaniem
biało-fioletowych pasemek, więc przefarbowałem się na jednolity czarny
kolor. Przybliżyłem twarz do lustra tak, że w miejscu ust pojawiła się
plamka utworzona z wydychanej przeze mnie pary. Naciągnąłem delikatnie
skórę, aby przyjrzeć się dwóm małym dziurkom po snake bites’ach, które
zrobiłem sobie dwa lata temu. O jakichkolwiek kolczykach także nie mogło
być mowy, dlatego musiałem wyciągnąć także ten ze skroni. Całe
szczęście, że nie kazali mi usunąć moich tatuaży, bo z pewnością byłbym
teraz bezrobotny.
Westchnąłem ciężko i oparłem się plecami o ścianę.
Obecny image też nie był najgorszy, ale mając na sobie to całe żelastwo
czułem się prawdziwie sobą.
Pokręciłem ze
zrezygnowaniem głową i udałem się do sypialni. Głowa nie bolała
mnie już tak bardzo, ale mimo to opadłem bezwładny na łóżko, aby się
odprężyć i spokojnie pomyśleć. Ręcznik zsunął mi się z bioder, lecz nie
przejąłem się tym zbytnio. Upajałem się chwilową wolnością. Przez
moment mogłem pracować gdzie chcę, jeść co chcę, ubierać się jak chcę,
uprawiać seks z kim mi się żywnie podoba… Przez moment. Otworzyłem oczy i
poczułem się jak w klatce. Najlepsze lata mojego życia powoli dobiegały
końca, a ja zamieniałem się w korporacyjnego robola. Nie mogłem do tego
dopuścić. Nie teraz, gdy przez tę jedną chwilę znów posmakowałem
wolności. Nie dzisiaj.
***
Po chwili wahania nacisnąłem przycisk domofonu i czekałem na odpowiedź.
- Taaak? – usłyszałem ochrypły głos, bez wątpienia należący do Akiry, jednego z największych skurwysynów w Tokio.
- Otwierać, łajzy! – krzyknąłem, po czym dodatkowo uśmiechnąłem się, słysząc podniesione głosy pozostałego towarzystwa.
Gdy usłyszałem
cichutkie „bzzzz” pchnąłem drzwi i prawie z prędkością światła wbiegłem
po betonowych schodach na drugie piętro. Czułem znajome podniecenie i
radość. Tak bardzo brakowało mi ich towarzystwa.
Drzwi od domu były
już otwarte, a w progu czekał na mnie nonszalancko oparty o futrynę
Yuichi. Tak samo jak ja, ubrał glany i skórzane spodnie. Ściągnąłem
lustrzane aviatorki, aby się mu lepiej przyjrzeć. Nie widzieliśmy się prawie od trzech miesięcy, a on nic się nie zmienił. Chociaż… Mam wrażenie, że
trochę zmężniał, ale kpiarski wyraz twarzy dobitnie sugerował, że wciąż
pozostawał tym samym wariatem, jakiego znałem. Proste włosy związane w
luźną kitkę swobodnie opadały mu na jedno ramię, a oczy podkreślone
czarną kredką, wydawały się jeszcze dziksze niż zazwyczaj.
- Witaj, ko-cha-nie! – powiedział, mierząc mnie spojrzeniem. – Myśleliśmy, że już umarłeś pod tą stertą papierów.
- Wal się! – odparłem, po czym uściskałem go mocno. – Tak szybko się mnie pozbędziecie.
- No ja myślę! Hej!
Nasz rock n’ rollowy biurokrata przybył! Prosimy wszystkich o głębokie
ukłony i oklaski! Taka sytuacja może się już więcej nie powtórzyć! –
zawołał, po czym sam skłonił się przede mną i wykonał gest zapraszający
do środka.
Gdy tylko
wkroczyłem do głównego pomieszczenia od razu usłyszałem spodziewany
rumor. Wśród znajomych ludzi dostrzegłem tyle nieznanych mi twarzy, że
zacząłem się zastanawiać, czy trafiłem na dobrą imprezę. Yuichi był
prawdziwym rekordzistą, jeśli chodziło o pomieszczenie dużej ilości osób w
malutkim pokoiku, ale jeszcze nigdy nikt nie skrytykował jego zdolności
organizatorskich. W salonie rozbrzmiewała piosenka „Born again”
Marilyna Mansona, która nadawała imprezie specyficznego klimatu. Od dymu
unoszącego się z palonych jointów zaczynało mi się kręcić w głowie.
- Cześć przystojniaku – usłyszałem cienki, bardzo subtelny, kobiecy głos. – Zmieniłeś się.
Wyszczerzyłem się i
spojrzałem na stojącą obok mnie niebieskowłosą Ayako – piękną jak
zwykle.
Pochyliłem się, a ona zarzuciła mi ręce na szyję, po czym
przywarła do mnie w długim, namiętnym pocałunku. Nie, nie byliśmy razem.
Po prostu zawsze witaliśmy się w taki właśnie sposób, a to, że
kilkakrotnie ze sobą spaliśmy, jeszcze bardziej upraszczało sytuację.
Oficjalnie
uchodziłem za 100% hetero, lecz tak właściwie to chyba byłem biseksualistą.
Chyba? Pff! Raczej na pewno. Niestety o prawdzie wiedziałem tylko ja i
moi poprzedni partnerzy. Nikt więcej. I miałem nadzieję, że tak już
zostanie.
Kiedy oderwałem się
od Ayi od razu udałem się w stronę grupki swoich znajomych.
Przywiania z żartobliwymi docinkami przeplatały się, sprawiając, że
powoli traciłem kontrolę nad rozmową. Zapaliłem. Wzniosłem toast. Znów
zapaliłem to gówno i po raz kolejny wypiłem toast za „coś”. W końcu sam
zacząłem sobie dopowiadać do tych toastów różne rzeczy: „żebym rzucił tę
pieprzoną robotę”, „żebym został w końcu doceniony”, „żebym znowu
spotkał tego przystojniaka z rana”, „żebym mógł go pocałować”… Dlaczego o
nim myślałem?! Nie pamiętałem nawet jak miał na imię! Jednak na
wspomnienie o nim czułem dziwną falę gorąca, rozchodzącą się od czubka
głowy aż do palców u stóp. Potrzebowałem seksu.
Z jednej strony
mogłem zrobić to z Ayako, ale nie chciałem iść na łatwiznę. Tak,
potrzebowałem seksu, ale też wyzwania. Przeczesałem grzywkę palcami i
rozejrzałem się wokoło w poszukiwaniu nowego celu.
Nagle ktoś
potrząsnął mnie za ramię. Otworzyłem oczy i spojrzałem prosto na
Yuichiego, który klęczał nade mną i przygryzał kolczyk w wardze. Zawsze
to robił, gdy się martwił. Ach! Wyglądał teraz tak pociągająco z tymi
rozpuszczonymi i lekko zmierzwionymi włosami…
- Ta przerwa niezbyt dobrze na ciebie zadziałała – powiedział. – Odzwyczaiłeś się. Choć, zaprowadzę cię do sypialni.
Co tutaj się do
cholery działo?! Przecież przed chwilą… Nieważne. Szedłem wsparty o
ramię Yuichiego. Korytarz ciągnął się w nieskończoność, a rozmyte twarze
wyglądały przerażająco. Kilka kotów przebiegło mi drogę. Skąd one się
tu wzięły? Zamrugałem kilkakrotnie. Byliśmy już w pokoju, a ja
siedziałem na łóżku. Najgorsze było to, że wcale nie chciało mi się
spać.
- Co się stało? – zapytałem, szukając wzrokiem twarzy Yuichiego. Było ciemno, ale i tak udało mi się ją zlokalizować.
- Benzydamina –
odparł, po czym spojrzał na mnie karcącym wzrokiem. – Mówiłem ci, żebyś
tego nie brał. To ścierwo dla nastolatków.
- Boże… - szepnąłem i potarłem dłonią czoło. Zauważyłem, że nie mam na sobie koszulki.
- Jeszcze chwila, a
zaczęlibyście się pieprzyć z Ayako na środku salonu – powiedział Yuichi,
jakby czytając w moich myślach. – Dobrze, że ona odpadła pierwsza.
Teraz siedzi w kiblu razem z Junko, która próbuje ją ogarnąć.
Westchnąłem tylko ciężko i przysunąłem się bliżej. Prawie nie rozumiałem tego, co do mnie mówił.
- Yu, jesteś moim
najlepszym kumplem – zacząłem i podniosłem głowę z jego ramienia. Nasze
twarze dzieliła odległość kilku centymetrów.
Nie wiem, po co to
zrobiłem, ale nachyliłem się jeszcze bardziej i pocałowałem go w usta,
prawie natychmiast doprowadzając do złączenia się naszych języków. Ku
mojemu zdziwieniu Yuichi po chwili zaczął odpowiadać na moje pieszczoty.
Całowaliśmy się długo i leniwie, a ja w międzyczasie rozpiąłem rozporek
jego skórzanych spodni. Oczywiście miałem z tym pewne problemy, ale w
końcu mi się udało. Moja dłoń zaczęła przesuwać się po jego już o dziwo
nabrzmiałym członku, skrytym pod warstwą materiału bokserek. Zaczął
cicho jęczeć.
Tym razem jednak
nie pozwolił mi kontynuować. Pchnął lekko moje ramię i położył mnie na
łóżku, po czym zawisnął nade mną, wspierając się na rękach.
Wpatrywaliśmy się w siebie w milczeniu. Oprócz świstu jego ciężkiego
oddechu dobiegały do mnie różne inne dźwięki, przypominające głośne
walenie w rury przez hydraulika-perkusistę.
Wzrok Yuichiego był
nieobecny. Zastanawiał się nad czymś, albo walczył o to, żeby dragi już
do końca nie przejęły władzy nad jego umysłem. Też przez to nie raz
przechodziłem. Zerknąłem na jego przedramię, na którym znowu dostrzegłem
ciemne ślady po igle. Po raz kolejny będę musiał go opierdolić, bo najwidoczniej
wrócił do brania tego świństwa.
Chyba przegrał. Pochylił się i zaczął całować mą szyję, po czym rozpoczął
wędrówkę po niższych partiach ciała. Niezdarnie ściągnął ze mnie spodnie,
chwiejąc się przy tym okropnie. Dostrzegłem dziwny błysk.
Po suficie zaczęły chodzić ogromne pająki. Z rosnącym przerażeniem obserwowałem, jak zjeżdżają w dół na tych swoich lepkich nitkach i kołyszą się tuż nad moją twarzą. Chciałem uciec. lecz po chwili zdałem sobie sprawę, że jedynym realnym zagrożeniem jest teraz mój naćpany, najlepszy przyjaciel.
Mój umysł automatycznie wycinał niektóre sceny ze świadomości. Nie miałem kontroli nad tym, co się w rzeczywistości działo.
Po suficie zaczęły chodzić ogromne pająki. Z rosnącym przerażeniem obserwowałem, jak zjeżdżają w dół na tych swoich lepkich nitkach i kołyszą się tuż nad moją twarzą. Chciałem uciec. lecz po chwili zdałem sobie sprawę, że jedynym realnym zagrożeniem jest teraz mój naćpany, najlepszy przyjaciel.
Mój umysł automatycznie wycinał niektóre sceny ze świadomości. Nie miałem kontroli nad tym, co się w rzeczywistości działo.
Ocknąłem się
zupełnie nagi, nogami obejmując talię Yuichiego. Wiedziałem co ma zamiar
zrobić i wzdrygnąłem się na samą myśl o tym. Próbowałem protestować,
lecz moje ciało zupełnie odmawiało mi posłuszeństwa. Poczułem silny ból i
krzyknąłem cicho, lecz Yuu prawie natychmiast zasłonił mi usta
dłonią.
- Przepraszam – szepnął, po czym zaczął się we mnie poruszać. Dziko i chaotycznie.
Nie miałem już
siły, dlatego zacisnąłem dłonie w pięści. Gdzieś daleko w tle znowu
usłyszałem tak dobrze znaną mi piosenkę:
“Rape me
Rape me, my friend
Rape me
Rape me again”...
No w końcu zaczyna się rozkręcać *O* Dalszej weny życzę.
OdpowiedzUsuńNana
po pierwsze kocham tą piosenkę, a po drugie to opowiadanie... Dawno "zwykłe" yaoi mi przyciągnęło tak mojej uwagi :)
OdpowiedzUsuńNirvana <33 Opowiadanie świetne ;3
OdpowiedzUsuńNORMALNIE CUDO ! <3
OdpowiedzUsuńManson, Nirvana, co raz bardziej zaczynam Cię lubić.
OdpowiedzUsuń