Moi drodzy :)
Dołączam objaśnienia do rozdziału :)
* Świadkowie Jehowy także działają w Japonii xD Dla niedowiarków :P
** Kissui - rodzaj japońskiej wódki Dla niedowiarków part II
*** Ayatori - japońska zabawa ze sznurkiem Wszystko w tym temacie :P
Zadowoleni? W takim razie życzę miłej lektury ;)
P.S. Co do muzyki to dotychczas starałam się dodawać w miarę przystępne dla przeciętnego słuchacza kawałki :P Dzisiaj czas na klasykę \m/
***
Dotarłem
wreszcie do domu. Moje myśli zwinęły się w niedbały kłębek, którego sam
Tezeusz nie potrafiłby rozplątać. Stop. Oparłem się o ścianę i wziąłem
głęboki oddech. Wdech. Wydech. Wdech. Wydech. Hmmm… Właśnie wróciłem z
mieszkania boskiego faceta, z którym wypiłem poranną herbatę i zjadłem
tosty. To nic, że po tym jak weszliśmy w typowo kumpelską znajomość,
wyznał mi swój pociąg do sadomasochistycznego seksu. Pejcze, dilda, ten
cały bondage… Stop. Dlaczego tak reagowałem? Przecież to była całkiem
normalna rzecz. Jedni zbierali znaczki, drudzy uprawiali sport, a
jeszcze inni ubierali lateks i podwieszeni pod sufitem czekali aż
zerżnie ich jakiś… Stop. Chyba trochę przesadzałem. Nie wiedziałem czy
bardziej irytowało mnie to, że nie potrafiłem sobie wyobrazić Hayato w
roli uległego czy to, że ten facet najzwyczajniej w świecie mnie olał.
Miałem ochotę coś zniszczyć. Rozejrzałem się po swoim salonie i nagle
poczułem zbawienny przypływ zdrowego rozsądku. Jedyne na co mogłem sobie
pozwolić, to wziąć czerwony flamaster i drukowanymi literami napisać na
naściennym kalendarzu „TEN PIERDOLONY DZIEŃ JEST DO DUPY”. Tak też
zrobiłem – nie pomogło.
- Ale ze mnie pieprzony anarchista – parsknąłem, podziwiając swoje dzieło. – Naprawdę zaczynam się starzeć…
Kiedyś bez
najmniejszego wahania wyrzuciłbym plazmowy telewizor przez okno, a teraz
bałem się stłuc figurki jakiejś durnej pucołowatej gejszy na
komodzie. To był jakiś cholerny żart!
- Chcę być znowu taki jak kiedyś – warknąłem pod nosem.
W przypływie
silnych emocji zdjąłem z siebie wszystkie rzeczy. Stwierdziłem, że
dzisiaj już do końca dnia będę chodził nago. Tyłek nie bolał mnie już
tak bardzo, ale na biodrach dostrzegłem sine ślady, co jeszcze bardziej
spotęgowało moje wzburzenie. Podły skurwysyn. Jak on… Machnąłem ręką i
przeczesałem palcami swoją czarną grzywę, po czym rozłożyłem się
wygodnie na kanapie. Z zagięcia między poduszkami wyjąłem pilota od
wieży, po czym nacisnąłem czerwony przycisk „play”. Po mieszkaniu
rozległ się mocny, gardłowy głos Toma Araya i poczułem się jak w niebie.
Zamknąłem oczy i zupełnie odłączyłem się od otaczającej mnie
rzeczywistości. Do czasu.
Z krótkie drzemki
wyrwał mnie głośny i nieustępliwy dzwonek do drzwi. Natychmiast
pomyślałem o kolejnych odwiedzinach *Jehowych, którzy ostatnio stali się
aż nadto upierdliwi. Oj, będą zdziwieni! Nie chcieli po dobroci, to
musiałem zafundować im małą terapię wstrząsową. Pogłośniłem jeszcze
bardziej muzykę i stanowczym krokiem ruszyłem w kierunku drzwi. Bez
chwili wahania otworzyłem je na oścież.
- Nie jestem KURWA… Yyy… Ojcze, to nie tak jak myślisz!
Na widok szklanych
oczu mojej przyrodniej siostry, instynktownie zatrzasnąłem przed nimi
drzwi. No to miałem już za sobą kolejny odcinek z serii „Ja i moje
genialne pomysły”.
- Poczekajcie
chwilę! – krzyknąłem, po czym zacząłem zbierać ubrania z podłogi i
szybko zakładać je na siebie. Jeszcze do tego cuchnąłem jak
popielniczka. Po prostu cudownie. Przygotowując się w duchu na długie
kazanie, wyłączyłem muzykę i z miną zranionego cielątka wróciłem z
powrotem do drzwi.
Spojrzenie ojca
było prawdziwie mordercze. Podejrzewałem nawet, że gdybym padł na kolana i
zaczął się kalać pod jego stopami, to i tak nie wybaczyłby mi tego wybryku. W
sumie wcale mu się nie dziwiłem. Jego syn wyszedł właśnie na
satanistycznego ekshibicjonistę, który urządza dzikie orgie z demonami,
gwałci koty, je dziewice, a ich krwią zmywa co niedzielę podłogę w
kuchni.
- Masz szczęście, że spieszę się do pracy, bo porozmawialibyśmy trochę inaczej – zaczął niezwykle oschłym tonem. – Jesteś sam?
Kiwnąłem potakująco
głową, wciąż przypatrując się swoim gołym stopom. Różne odpowiedzi
cisnęły mi się na usta, ale postanowiłem nie pogarszać swojej sytuacji.
- To dobrze. Widzę,
że znowu masz na twarzy to żelastwo. Nie tak się umawialiśmy… A z
resztą. Mój odpowiedzialny synek jak zwykle pamiętał o tym, że miał się dzisiaj
zająć młodszą siostrą, prawda? Dlaczego nie odbierałeś telefonu?
Nic się nie zmieniłeś od czasów liceum. Wciąż jesteś…
No i zaczęło się.
Wystarczył maleńki wstrząs, aby znowu zaburzyć pracę reaktora w
Fukushimie. To był właśnie ten moment, w którym należało albo schować
się do lodówki niczym Indiana Jones, albo uciec gdzieś daleko w głąb
wyobraźni i podziwiać stado pasących się kolorowych kucyków Pony.
Oczywiście wybrałem tę drugą opcję, bo próbując zmieścić się do lodówki,
wyszedłbym na jeszcze większego świra.
Ciche klaśnięcie. Zamrugałem kilkakrotnie. Mina ojca… Postanowiłem powrócić na łąkę.
- Znowu coś ćpałeś? – rzucił bez cienia troski. Przez lata uodpornił się na moje wybryki.
- Jasne, że nie – odparłem, unosząc obydwie ręce u obronnym geście.
Nie dostrzegłem na
jego twarzy spodziewanej ulgi. Klęknął na moment przed Ruką i szepnął
jej coś do ucha. Smarkuli włączył się tryb „rzepa” i nie chciała się od
niego odczepić. Ehh… Po kilku minutach bezskutecznych próśb i
negocjacji, ojciec siłą oderwał ją od siebie, a następnie zostawił płaczącą i
wijącą się w moich rękach.
- Wiesz co robić –
powiedział, po czym odszedł. A ja stałem jeszcze przez moment z
krzyczącą sześciolatką na ramionach i nie mogłem uwierzyć w swojego
ogromnego pecha. Nagle poczułem silne „dziabnięcie” w palec.
Ten mały czarci,
zasmarkany pomiot mnie ugryzł! Miarka się przebrała. Zatrzasnąłem mocno
drzwi i przerzuciłem sobie to „siostro-podobne coś” przez ramię. W
międzyczasie wytarłem dłoń z ciągnącej się śliny. Fuj! Ruka dostała
prawdziwego ataku histerii, a ja ze spokojem zacząłem rozglądać się za
sznurem i taśmą klejącą. No dobrze. Znowu trochę przesadziłem.
Zaniosłem ją do
salonu i usadziłem na kanapie. Zaczęła jeszcze głośniej płakać, ale
przynajmniej siedziała w spokoju. „Cierpliwości Takumi. Cierpliwości.” –
powtarzałem w myślach, zupełnie ją ignorując. Miałem do załatwienia
jeszcze tylko małą sprawę, a mianowicie, znalezienie śladu po moim
telefonie. Gdzie on się mógł podziać? Sprawdziłem kieszenie spodni –
nic. Prawdopodobnie został u Yuichiego. Świetnie. Czyli czekała mnie
dzisiaj jeszcze jedna konfrontacja! To może od razu nałykam się jakiś
prochów i zapiję je karnistrem niezastąpionej Kissui**?
Od jęków tego
„dziecka Hiroszimy” zaczęła mnie znowu boleć głowa. Rozdrażniony
łypnąłem na nią spode łba i założyłem ręce na piersi.
- Jeśli zaraz się
nie zamkniesz to pójdę po chloroform! – zagroziłem. Zawsze potrafiłem
sobie radzić z rozwrzeszczanymi sześciolatkami.
Jej duże niebieskie
oczy spojrzały na mnie z zaciekawieniem, a gluty zmieszane ze śliną
zaczęły spływać po brodzie, brudząc niebieskoszarą sukienkę. Boże… Czy
kiedyś też byłem taki niedołężny? Skoczyłem do komody po chusteczki i
wytarłem jej tego małego, zasmarkanego gumiora.
- Co to jest chjojofojm? – zapytała, wysmarkując resztę w rękaw. Po jasną cholerę przynosiłem jej te pieprzone chusteczki?!
- Taka substancja na
niegrzeczne dzieci – odparłem, starając się doczyścić materiał
sukienki. A mówiłem ojcu, żeby posłał ją do logopedy. Inaczej do końca
życia będzie „chjojofojmować”, bo w jej fonetycznym słowniku zabraknie
głoski „er”.
- A co to jest substancja?
- Taki płyn.
- A po co on jest?
- Żeby ci było łatwiej zasnąć.
- Ale ja nie chcę spać! W przedszkolu zawsze chodzimy na leżaki po obiedzie – powiedziała, marszcząc brwi w cichym proteście.
- Tutaj będzie
inaczej. Posłuchaj, pobawimy się w zamek. Ja będę królem, a ty moją
dwórką czy kimś w tym rodzaju, ok? Dlatego musisz mnie we wszystkim
słuchać.
Jej zdezorientowana mina wprawiła mnie w zakłopotanie.
- A co to jest dwójka?
- Dwórka. To taka pani w zamku, która pomaga królowi.
- Ale ja chcę być księżniczką! – burknęła, a jej usteczka wygięły się w odwróconą podkowę.
Powoli traciłem cierpliwość. Nie można było jej kupić jakiejś obroży posłuszeństwa?
- Będziesz dwórką ty mały paszkwilu i kropka.
No i znowu zaczęła ryczeć. Temperament stanowczo odziedziczyła po naszym ojcu.
- To dziecko jest
nie do zdarcia! – mruknąłem pod nosem i podszedłem do komody. Z górnej
szuflady wyjąłem jakiegoś prawdopodobnie przeterminowanego cukierka
niewiadomego pochodzenia i rzuciłem go temu małemu potworkowi. Zdawałem
sobie sprawę z tego, że byłem okropnym bratem. Nieuleczalna niechęć do
dzieci pojawiła się u mnie na początku gimnazjum, kiedy to urodził się
młodszy brat Yuichiego. Dlatego przestałem do niego przychodzić i od
tego czasu spotykaliśmy się u mnie. A kilka lat później urodziło się TO.
Cholernie bolała
mnie głowa, dlatego nalałem do szklanki wody i łyknąłem dwie aspiryny.
Pochyliłem się nad blatem i wsłuchiwałem się w głośne mlaskanie Ruki,
która wciąż męczyła się z różową mordoklejką. Miałem wszystkiego
serdecznie dosyć. Poczułem wzbierające pod powiekami łzy. W moim życiu
bywały takie okresy, kiedy siedziałem zamknięty w pokoju i całymi dniami
najzwyczajniej w świecie użalałem się nad sobą. Każdy czasami musi
sobie „powspółczuć”.
Nie chciałem się
jednak rozkleić przy Ruce. W jej oczach zawsze byłem buntownikiem. Złym
bratem, przez którego ojciec miał same problemy. Wrzodem na dupie naszej
zacnej, szczęśliwej rodzinki. Wyrzutkiem. Nie mogłem zepsuć sobie takiego image’u.
Potrzebowałem
samotności i najlepiej jakiś silnych środków nasennych, które pomogłyby
mi przetrwać ten durny okres „półistnienia”.
Dlaczego to
wszystko było takie trudne? Miałem prawie dwadzieścia pięć lat i cholernie nudną
pracę, za grosz nie spełniającą moich wygórowanych ambicji.
Prawdopodobnie zakochałem się w facecie, który prowadził życie
seksualnego niewolnika, a w dodatku nie chciał się ze mną przespać. Mój
najlepszy kumpel znowu zaczął ćpać, obrzydliwie bogaty ojciec uważał mnie na życiowego
nieudacznika, a matka umarła gdy byłem niemowlakiem.
Nawet 6-letnia siostra twierdziła, ze jestem beznadziejny. Co miałem
teraz ze sobą zrobić? Trwać dalej w tej niekończącej się iluzji, że
wszystko jest ok, a problemy same prędzej czy później się rozwiążą?
Poczułem delikatne
szarpnięcie za nogawkę spodni. Odwróciłem głowę w stronę tego małego
skrzata, który stał nieruchomo i lampił się na mnie, jak na wielkiego pluszowego misia. Już miałem powiedzieć jej coś kąśliwego, ale zaniemówiłem.
Spróbowałem jeszcze raz – to samo. Nie potrafiłem wykrztusić z siebie
ani słowa.
- Bjaciszku nie bądź
zły – powiedziała, cała emanując tą cudowną, dziecięcą szczerością. –
Będę twoją dwójką. Będę już grzeczna, tylko nie bądź smutny. Pjoszę.
Kompletnie mnie
zamurowało. Przez chwilę poczułem się jak słynny Titanic, który uderzył w
górę lodową. Rozbity na kawałki, dryfowałem w odmętach własnych myśli i
emocji. Goły. Całkowicie bezbronny.
Nie minęło kilka
sekund, a ja już klęczałem przy tym czarnowłosym potworku i obejmowałem
go jak nigdy dotąd. Zacząłem płakać, gorzko i prawdziwie niemęsko.
- Kocham cię ty mały skurczybyku – szepnąłem, a ona zarzuciła mi ręce na szyję.
***
Bawiliśmy się całe
popołudnie. Najpierw graliśmy w Ayatori***, a ja starałem się zachowywać
cierpliwie, gdy Ruka próbowała mnie nauczyć tych wszystkich skomplikowanych kombinacji. Już po kilku minutach chciałem wypieprzyć ten durny sznurek przez okno, ale skutecznie powstrzymywała mnie wizja jej zasmarkanej twarzy. Potem oglądaliśmy "Mermaid Melody Pichi Pichi Pitch", czyli przesłodkie anime od syrenkach śpiewających o miłości. Boże...W trakcie tych kilku godzin ślęczenia przed telewizorem czułem się jak po zażyciu
LSD z tym wyjątkiem, że właściwie nic wcześniej nie brałem.
Nasze sielankowe
popołudnie gwałtownie przerwał długi dzwonek do drzwi. Podniosłem się
leniwie z kanapy, wciąż otępiały po widoku całej palety odcieni różowego. A potem wszyscy się dziwią, że przedszkolaki nie dość, że są
głupie, to jeszcze zachowują się jak nieletni psychopaci. To, czym media
karmiły ich chłonne umysły, zaczynało mnie poważnie martwić.
Jako, że nie
posiadałem w drzwiach wizjera, nie mogłem sprawdzić, kto odwiedził mnie
tym razem. Może komornik albo akwizytor? Świadkowie Jehowy? Odpowiedź na to pytanie okazała się prostsza niż przypuszczałem.
- Yuuu! – zawołała
Ruka na widok nonszalancko opartego o futrynę Yuichiego w glanach,
potarganych jeansach i lamerskiej koszulce z Jacka Danielsa. Jego włosy,
sztywne od lakieru, sterczały na wszystkie strony i przysłaniały
delikatnie czarne aviatorki.
Ta mała lebioda
rzuciła się na niego, niczym drapieżnik na kawał soczystego mięcha.
Yuichi wyciągnął ku niej swoje ramiona, a ja lekko zdegustowany
przyglądałem się tej rozczulającej scenie. Ohyda.
Nie po raz pierwszy
miałem wrażenie, że ta mała pluskwa kochała Yuichiego bardziej ode
mnie. Chwyciłem ją za ramiona, oderwałem od Yuu i odwróciłem w swoją
stronę.
- Ruka, idź do
mojego pokoju. W pierwszej szufladzie biurka są jakieś kolorowe pisadła i
kartki. Może narysujesz coś dla swojej mamy? Na pewno będzie się bardzo
cieszyć. My musimy sobie trochę porozmawiać, dlatego zamknij proszę
drzwi, dobrze?
Zawsze umiałem
zadowolić kobiety. Na dźwięk słowa „kolorowy”, mała dostała prawdziwego
„kredkowego orgazmu”, a ja miałem nareszcie święty spokój.
Gdy przestałem
słyszeć jej kroki, spojrzałem na Yuichiego i przymrużyłem oczy. Nowa
fala czystego, niczym nie stłumionego wkurwienia uderzyła we mnie z
prędkością kilkunastu kilometrów.
Chwyciłem go za koszulkę tuż przy szyi i przycisnąłem do najbliższej ściany. Drzwi zamknąłem mocnym kopniakiem.
- Taku, ja… - zaczął, ale uderzył tyłem głowy o ścianę pod wpływem mojego mocnego pchnięcia.
- Zamknij się i kurwa słuchaj uważnie, bo nie będę się powtarzał – wycedziłem, mrożąc go spojrzeniem.
Yuichi przełknął głośno ślinę, ale nie odwrócił wzroku.
- Jesteś
popierdolonym skurwysynem! – syknąłem, tak cicho, aby Ruka niczego nie
usłyszała. – Nie chodzi mi nawet o to, że w nocy mnie przeleciałeś,
chociaż mam ochotę zrobić ci z dupy jesień średniowiecza. Ale mniejsza o
to. Pamiętasz, jak powiedziałem ci dwa lata temu, że jeśli jeszcze kiedyś
wstrzykniesz sobie to gówno to upierdolę ci ręce maczetą? Musisz
pamiętać. A ty co kurwa znowu robisz? Pytam się, co ty do jasnej cholery
znowu odpierdalasz?
Wciąż przyciskając
go do ściany, demonstracyjnie uniosłem jego rękę nad głowę. Przez
zagięcie łokcia przewiązał sobie czerwoną bandankę, aby ukryć ślady po
igłach. Znowu we mnie zawrzało.
Nie wytrzymałem.
Odsunąłem się od niego, zrobiłem mocny zamach i z całej siły przywaliłem
mu w dolną krawędź szczęki. Czarne okulary z trzaskiem wylądowały na
panelach. Usłyszałem także nieprzyjemny zgrzyt zębów.
Nie dałem mu nawet
chwili na kulenie się pod ścianą, tylko chwyciłem go za szyję i
podniosłem, powoli przesuwając jego wątłym ciałem po nierównościach śnieżnobiałej ściany. Nasze spojrzenia się spotkały, jednak nie dostrzegłem w
jego oczach spodziewanego strachu. Były puste, jak u szmacianej lalki.
Nie wyrażały żadnych emocji. Szybko pojąłem, że Yuichi znowu był pod
wpływem heroiny. Poczułem nieprzyjemny ucisk w brzuchu i nową falę
gorąca.
Nie pamiętałem, co
zrobiłem później. Ocknąłem się klęcząc na podłodze z bolącym
nadgarstkiem. Zerknąłem na swoją wciąż zaciśniętą pięść. Była cała we
krwi – mojej, albo Yuichiego.
Poziom adrenaliny
opadł już prawie do minimum. Wciągnąłem głęboko powietrze do płuc i
skierowałem wzrok na ścianę. Trzeba się było przygotować na najgorsze.
Yuichi leżał
skulony tuż przede mną. Albo był nieprzytomny, albo po prostu nie żył.
Zadrżałem i przystawiłem swoją dłoń do jego twarzy. Na szczęście
oddychał. Poczułem niewypowiedzianą ulgę.
Nieźle go sprałem. Z
obu kącików ust sączyła się krew, a zaczerwienienia na twarzy powoli
zaczynały już sinieć. Z takim wyglądem przynajmniej przez tydzień będzie
miał mniejsze powodzenie u lasek niż ja. No cóż. Zasłużył sobie na to.
Pochyliłem się nad
nim i szturchnąłem go kilka razy. Wymamrotał coś w stylu „spierdalaj” i
splunął krwią na podłogę. Nie otworzył jednak oczu. Podniosłem się i
wziąłem złożony w kostkę fioletowy koc z sofy i nakryłem go nim
niedbale. Jak się obudzi to czeka nas kolejna, tym razem spokojniejsza
rozmowa. Tymczasem przy pomocy ścierki musiałem szybko zetrzeć wszelkie ślady naszej konfrontacji.
Zajrzałem do
sypialni, aby sprawdzić, co porabiała Ruka. Lebioda siedziała sobie
spokojnie przy biurku i rysowała niezidentyfikowane, różnokolorowe
zwierzęta, przywodzące na myśl nic innego jak plamy ze smarków na jej sukience. Jakim cudem nie usłyszała naszej sprzeczki? Zawsze uważałem, że
jest trochę opóźniona w rozwoju, ale nie głucha. Z resztą nieważne.
Pewnych rzeczy nigdy nie będę w stanie zrozumieć.
Udałem się do
kuchni, aby zrobić sobie kawę. Ostatnio bardzo polubiłem ten napój w
szczególności, gdy robił mi go Hayato. Na myśl o nim uśmiechnąłem się
pod nosem.
- Ko-cham cię T…Taku.
Odwróciłem głowę w
stronę Yuichiego. Wciąż leżał na podłodze i od czasu do czasu wydawał z
siebie ciche jęki. Na pewno bredził, bo po dragach to przecież normalne.
Poza tym oboje traktowaliśmy się jak rodzeństwo, więc o żadnych
głębszych uczuciach nie mogło być nawet mowy. Na pewno bredził. Na
pewno. Modliłem się w duchu, aby to była prawda.
uuuuu genialne xd. muszę czytać dalej :3
OdpowiedzUsuńNo, zaczynam Cię lubić. Wklejasz dobrą muzykę, tworzysz też nie najgorzej.
OdpowiedzUsuń