Ogłoszenia :)

Jest to blog yaoi, czyli o miłości męsko-męskiej. Jeżeli nie lubisz tego typu opowiadań, po prostu grzecznie opuść tego bloga, a Twoja psychika nie ucierpi w najmniejszym stopniu.

Skargi, groźby, zażalenia, pozdrowienia lub inne sprawy proszę pisać w komentarzach lub na adres mailowy: ostatnia.kropla.goryczy@gmail.com
Chętnie przeczytam :)



wtorek, 5 listopada 2013

Rozdział VI - "Czego nie robić, gdy jest się samemu w domu"

Moi drodzy :) 
Dołączam objaśnienia do rozdziału :)

* Świadkowie Jehowy także działają w Japonii xD Dla niedowiarków :P
** Kissui - rodzaj japońskiej wódki Dla niedowiarków part II
*** Ayatori - japońska zabawa ze sznurkiem Wszystko w tym temacie :P

Zadowoleni? W takim razie życzę miłej lektury ;)

P.S. Co do muzyki to dotychczas starałam się dodawać w miarę przystępne dla przeciętnego słuchacza kawałki :P Dzisiaj czas na klasykę \m/

***




  Dotarłem wreszcie do domu. Moje myśli zwinęły się w niedbały kłębek, którego sam Tezeusz nie potrafiłby rozplątać. Stop. Oparłem się o ścianę i wziąłem głęboki oddech. Wdech. Wydech. Wdech. Wydech. Hmmm… Właśnie wróciłem z mieszkania boskiego faceta, z którym wypiłem poranną herbatę i zjadłem tosty. To nic, że po tym jak weszliśmy w typowo kumpelską znajomość, wyznał mi swój pociąg do sadomasochistycznego seksu. Pejcze, dilda, ten cały bondage… Stop. Dlaczego tak reagowałem? Przecież to była całkiem normalna rzecz. Jedni zbierali znaczki, drudzy uprawiali sport, a jeszcze inni ubierali lateks i podwieszeni pod sufitem czekali aż zerżnie ich jakiś… Stop. Chyba trochę przesadzałem. Nie wiedziałem czy bardziej irytowało mnie to, że nie potrafiłem sobie wyobrazić Hayato w roli uległego czy to, że ten facet najzwyczajniej w świecie mnie olał. Miałem ochotę coś zniszczyć. Rozejrzałem się po swoim salonie i nagle poczułem zbawienny przypływ zdrowego rozsądku. Jedyne na co mogłem sobie pozwolić, to wziąć czerwony flamaster i drukowanymi literami napisać na naściennym kalendarzu „TEN PIERDOLONY DZIEŃ JEST DO DUPY”. Tak też zrobiłem – nie pomogło.

 - Ale ze mnie pieprzony anarchista – parsknąłem, podziwiając swoje dzieło. – Naprawdę zaczynam się starzeć…

  Kiedyś bez najmniejszego wahania wyrzuciłbym plazmowy telewizor przez okno, a teraz bałem się stłuc figurki jakiejś durnej pucołowatej gejszy na komodzie. To był jakiś cholerny żart!

 - Chcę być znowu taki jak kiedyś – warknąłem pod nosem.

  W przypływie silnych emocji zdjąłem z siebie wszystkie rzeczy. Stwierdziłem, że dzisiaj już do końca dnia będę chodził nago. Tyłek nie bolał mnie już tak bardzo, ale na biodrach dostrzegłem sine ślady, co jeszcze bardziej spotęgowało moje wzburzenie. Podły skurwysyn. Jak on… Machnąłem ręką i przeczesałem palcami swoją czarną grzywę, po czym rozłożyłem się wygodnie na kanapie. Z zagięcia między poduszkami wyjąłem pilota od wieży, po czym nacisnąłem czerwony przycisk „play”. Po mieszkaniu rozległ się mocny, gardłowy głos Toma Araya i poczułem się jak w niebie. Zamknąłem oczy i zupełnie odłączyłem się od otaczającej mnie rzeczywistości. Do czasu.

  Z krótkie drzemki wyrwał mnie głośny i nieustępliwy dzwonek do drzwi. Natychmiast pomyślałem o kolejnych odwiedzinach *Jehowych, którzy ostatnio stali się aż nadto upierdliwi. Oj, będą zdziwieni! Nie chcieli po dobroci, to musiałem zafundować im małą terapię wstrząsową. Pogłośniłem jeszcze bardziej muzykę i stanowczym krokiem ruszyłem w kierunku drzwi. Bez chwili wahania otworzyłem je na oścież.

 - Nie jestem KURWA… Yyy… Ojcze, to nie tak jak myślisz!

  Na widok szklanych oczu mojej przyrodniej siostry, instynktownie zatrzasnąłem przed nimi drzwi. No to miałem już za sobą kolejny odcinek z serii „Ja i moje genialne pomysły”.

 - Poczekajcie chwilę! – krzyknąłem, po czym zacząłem zbierać ubrania z podłogi i szybko zakładać je na siebie. Jeszcze do tego cuchnąłem jak popielniczka. Po prostu cudownie. Przygotowując się w duchu na długie kazanie, wyłączyłem muzykę i z miną zranionego cielątka wróciłem z powrotem do drzwi.

  Spojrzenie ojca było prawdziwie mordercze. Podejrzewałem nawet, że gdybym padł na kolana i zaczął się kalać pod jego stopami, to i tak nie wybaczyłby mi tego wybryku. W sumie wcale mu się nie dziwiłem. Jego syn wyszedł właśnie na satanistycznego ekshibicjonistę, który urządza dzikie orgie z demonami, gwałci koty, je dziewice, a ich krwią zmywa co niedzielę podłogę w kuchni.

 - Masz szczęście, że spieszę się do pracy, bo porozmawialibyśmy trochę inaczej – zaczął niezwykle oschłym tonem. – Jesteś sam?

  Kiwnąłem potakująco głową, wciąż przypatrując się swoim gołym stopom. Różne odpowiedzi cisnęły mi się na usta, ale postanowiłem nie pogarszać swojej sytuacji.

 - To dobrze. Widzę, że znowu masz na twarzy to żelastwo. Nie tak się umawialiśmy… A z resztą. Mój odpowiedzialny synek jak zwykle pamiętał o tym, że miał się dzisiaj zająć młodszą siostrą, prawda? Dlaczego nie odbierałeś telefonu? Nic się nie zmieniłeś od czasów liceum. Wciąż jesteś…

  No i zaczęło się. Wystarczył maleńki wstrząs, aby znowu zaburzyć pracę reaktora w Fukushimie. To był właśnie ten moment, w którym należało albo schować się do lodówki niczym Indiana Jones, albo uciec gdzieś daleko w głąb wyobraźni i podziwiać stado pasących się kolorowych kucyków Pony. Oczywiście wybrałem tę drugą opcję, bo próbując zmieścić się do lodówki, wyszedłbym na jeszcze większego świra.

  Ciche klaśnięcie. Zamrugałem kilkakrotnie. Mina ojca… Postanowiłem powrócić na łąkę.

 - Znowu coś ćpałeś? – rzucił bez cienia troski. Przez lata uodpornił się na moje wybryki.

 - Jasne, że nie – odparłem, unosząc obydwie ręce u obronnym geście.

  Nie dostrzegłem na jego twarzy spodziewanej ulgi. Klęknął na moment przed Ruką i szepnął jej coś do ucha. Smarkuli włączył się tryb „rzepa” i nie chciała się od niego odczepić. Ehh… Po kilku minutach bezskutecznych próśb i negocjacji, ojciec siłą oderwał ją od siebie, a następnie zostawił płaczącą i wijącą się w moich rękach.

 - Wiesz co robić – powiedział, po czym odszedł. A ja stałem jeszcze przez moment z krzyczącą sześciolatką na ramionach i nie mogłem uwierzyć w swojego ogromnego pecha. Nagle poczułem silne „dziabnięcie” w palec.

  Ten mały czarci, zasmarkany pomiot mnie ugryzł! Miarka się przebrała. Zatrzasnąłem mocno drzwi i przerzuciłem sobie to „siostro-podobne coś” przez ramię. W międzyczasie wytarłem dłoń z ciągnącej się śliny. Fuj! Ruka dostała prawdziwego ataku histerii, a ja ze spokojem zacząłem rozglądać się za sznurem i taśmą klejącą. No dobrze. Znowu trochę przesadziłem.

  Zaniosłem ją do salonu i usadziłem na kanapie. Zaczęła jeszcze głośniej płakać, ale przynajmniej siedziała w spokoju. „Cierpliwości Takumi. Cierpliwości.” – powtarzałem w myślach, zupełnie ją ignorując. Miałem do załatwienia jeszcze tylko małą sprawę, a mianowicie, znalezienie śladu po moim telefonie. Gdzie on się mógł podziać? Sprawdziłem kieszenie spodni – nic. Prawdopodobnie został u Yuichiego. Świetnie. Czyli czekała mnie dzisiaj jeszcze jedna konfrontacja! To może od razu nałykam się jakiś prochów i zapiję je karnistrem niezastąpionej Kissui**?

  Od jęków tego „dziecka Hiroszimy” zaczęła mnie znowu boleć głowa. Rozdrażniony łypnąłem na nią spode łba i założyłem ręce na piersi.

 - Jeśli zaraz się nie zamkniesz to pójdę po chloroform! – zagroziłem. Zawsze potrafiłem sobie radzić z rozwrzeszczanymi sześciolatkami.

  Jej duże niebieskie oczy spojrzały na mnie z zaciekawieniem, a gluty zmieszane ze śliną zaczęły spływać po brodzie, brudząc niebieskoszarą sukienkę. Boże… Czy kiedyś też byłem taki niedołężny? Skoczyłem do komody po chusteczki i wytarłem jej tego małego, zasmarkanego gumiora.

 - Co to jest chjojofojm? – zapytała, wysmarkując resztę w rękaw. Po jasną cholerę przynosiłem jej te pieprzone chusteczki?!

 - Taka substancja na niegrzeczne dzieci – odparłem, starając się doczyścić materiał sukienki. A mówiłem ojcu, żeby posłał ją do logopedy. Inaczej do końca życia będzie „chjojofojmować”, bo w jej fonetycznym słowniku zabraknie głoski „er”.

 - A co to jest substancja?

 - Taki płyn.
 
 - A po co on jest?

 - Żeby ci było łatwiej zasnąć.

 - Ale ja nie chcę spać! W przedszkolu zawsze chodzimy na leżaki po obiedzie – powiedziała, marszcząc brwi w cichym proteście.

 - Tutaj będzie inaczej. Posłuchaj, pobawimy się w zamek. Ja będę królem, a ty moją dwórką czy kimś w tym rodzaju, ok? Dlatego musisz mnie we wszystkim słuchać.

  Jej zdezorientowana mina wprawiła mnie w zakłopotanie.

 - A co to jest dwójka?

 - Dwórka. To taka pani w zamku, która pomaga królowi.

 - Ale ja chcę być księżniczką! – burknęła, a jej usteczka wygięły się w odwróconą podkowę.

  Powoli traciłem cierpliwość. Nie można było jej kupić jakiejś obroży posłuszeństwa?

 - Będziesz dwórką ty mały paszkwilu i kropka.

  No i znowu zaczęła ryczeć. Temperament stanowczo odziedziczyła po naszym ojcu.
 
 - To dziecko jest nie do zdarcia! – mruknąłem pod nosem i podszedłem do komody. Z górnej szuflady wyjąłem jakiegoś prawdopodobnie przeterminowanego cukierka niewiadomego pochodzenia i rzuciłem go temu małemu potworkowi. Zdawałem sobie sprawę z tego, że byłem okropnym bratem. Nieuleczalna niechęć do dzieci pojawiła się u mnie na początku gimnazjum, kiedy to urodził się młodszy brat Yuichiego. Dlatego przestałem do niego przychodzić i od tego czasu spotykaliśmy się u mnie. A kilka lat później urodziło się TO.

  Cholernie bolała mnie głowa, dlatego nalałem do szklanki wody i łyknąłem dwie aspiryny. Pochyliłem się nad blatem i wsłuchiwałem się w głośne mlaskanie Ruki, która wciąż męczyła się z różową mordoklejką. Miałem wszystkiego serdecznie dosyć. Poczułem wzbierające pod powiekami łzy. W moim życiu bywały takie okresy, kiedy siedziałem zamknięty w pokoju i całymi dniami najzwyczajniej w świecie użalałem się nad sobą. Każdy czasami musi sobie „powspółczuć”.

  Nie chciałem się jednak rozkleić przy Ruce. W jej oczach zawsze byłem buntownikiem. Złym bratem, przez którego ojciec miał same problemy. Wrzodem na dupie naszej zacnej, szczęśliwej rodzinki. Wyrzutkiem. Nie mogłem zepsuć sobie takiego image’u.

  Potrzebowałem samotności i najlepiej jakiś silnych środków nasennych, które pomogłyby mi przetrwać ten durny okres „półistnienia”. 

  Dlaczego to wszystko było takie trudne? Miałem prawie dwadzieścia pięć lat i cholernie nudną pracę, za grosz nie spełniającą moich wygórowanych ambicji. Prawdopodobnie zakochałem się w facecie, który prowadził życie seksualnego niewolnika, a w dodatku nie chciał się ze mną przespać. Mój najlepszy kumpel znowu zaczął ćpać, obrzydliwie bogaty ojciec uważał mnie na życiowego nieudacznika, a matka umarła gdy byłem niemowlakiem. Nawet 6-letnia siostra twierdziła, ze jestem beznadziejny. Co miałem teraz ze sobą zrobić? Trwać dalej w tej niekończącej się iluzji, że wszystko jest ok, a problemy same prędzej czy później się rozwiążą?

  Poczułem delikatne szarpnięcie za nogawkę spodni. Odwróciłem głowę w stronę tego małego skrzata, który stał nieruchomo i lampił się na mnie, jak na wielkiego pluszowego misia. Już miałem powiedzieć jej coś kąśliwego, ale zaniemówiłem. Spróbowałem jeszcze raz – to samo. Nie potrafiłem wykrztusić z siebie ani słowa.

 - Bjaciszku nie bądź zły – powiedziała, cała emanując tą cudowną, dziecięcą szczerością. – Będę twoją dwójką. Będę już grzeczna, tylko nie bądź smutny. Pjoszę.

  Kompletnie mnie zamurowało. Przez chwilę poczułem się jak słynny Titanic, który uderzył w górę lodową. Rozbity na kawałki, dryfowałem w odmętach własnych myśli i emocji. Goły. Całkowicie bezbronny.

  Nie minęło kilka sekund, a ja już klęczałem przy tym czarnowłosym potworku i obejmowałem go jak nigdy dotąd. Zacząłem płakać, gorzko i prawdziwie niemęsko.

 - Kocham cię ty mały skurczybyku – szepnąłem, a ona zarzuciła mi ręce na szyję.

***

  Bawiliśmy się całe popołudnie. Najpierw graliśmy w Ayatori***, a ja starałem się zachowywać cierpliwie, gdy Ruka próbowała mnie nauczyć tych wszystkich skomplikowanych kombinacji. Już po kilku minutach chciałem wypieprzyć ten durny sznurek przez okno, ale skutecznie powstrzymywała mnie wizja jej zasmarkanej twarzy. Potem oglądaliśmy "Mermaid Melody Pichi Pichi Pitch", czyli przesłodkie anime od syrenkach śpiewających o miłości. Boże...W trakcie tych kilku godzin ślęczenia przed telewizorem czułem się jak po zażyciu LSD z tym wyjątkiem, że właściwie nic wcześniej nie brałem.

  Nasze sielankowe popołudnie gwałtownie przerwał długi dzwonek do drzwi. Podniosłem się leniwie z kanapy, wciąż otępiały po widoku całej palety odcieni różowego. A potem wszyscy się dziwią, że przedszkolaki nie dość, że są głupie, to jeszcze zachowują się jak nieletni psychopaci. To, czym media karmiły ich chłonne umysły, zaczynało mnie poważnie martwić.

  Jako, że nie posiadałem w drzwiach wizjera, nie mogłem sprawdzić, kto odwiedził mnie tym razem. Może komornik albo akwizytor? Świadkowie Jehowy? Odpowiedź na to pytanie okazała się prostsza niż przypuszczałem.

 - Yuuu! – zawołała Ruka na widok nonszalancko opartego o futrynę Yuichiego w glanach, potarganych jeansach i lamerskiej koszulce z Jacka Danielsa. Jego włosy, sztywne od lakieru, sterczały na wszystkie strony i przysłaniały delikatnie czarne aviatorki.

  Ta mała lebioda rzuciła się na niego, niczym drapieżnik na kawał soczystego mięcha. Yuichi wyciągnął ku niej swoje ramiona, a ja lekko zdegustowany przyglądałem się tej rozczulającej scenie. Ohyda.

  Nie po raz pierwszy miałem wrażenie, że ta mała pluskwa kochała Yuichiego bardziej ode mnie. Chwyciłem ją za ramiona, oderwałem od Yuu i odwróciłem w swoją stronę.

 - Ruka, idź do mojego pokoju. W pierwszej szufladzie biurka są jakieś kolorowe pisadła i kartki. Może narysujesz coś dla swojej mamy? Na pewno będzie się bardzo cieszyć. My musimy sobie trochę porozmawiać, dlatego zamknij proszę drzwi, dobrze?

    Zawsze umiałem zadowolić kobiety. Na dźwięk słowa „kolorowy”, mała dostała prawdziwego „kredkowego orgazmu”, a ja miałem nareszcie święty spokój.

  Gdy przestałem słyszeć jej kroki, spojrzałem na Yuichiego i przymrużyłem oczy. Nowa fala czystego, niczym nie stłumionego wkurwienia uderzyła we mnie z prędkością kilkunastu kilometrów.

  Chwyciłem go za koszulkę tuż przy szyi i przycisnąłem do najbliższej ściany. Drzwi zamknąłem mocnym kopniakiem.

 - Taku, ja… - zaczął, ale uderzył tyłem głowy o ścianę pod wpływem mojego mocnego pchnięcia.

 - Zamknij się i kurwa słuchaj uważnie, bo nie będę się powtarzał – wycedziłem, mrożąc go spojrzeniem.

  Yuichi przełknął głośno ślinę, ale nie odwrócił wzroku.

 - Jesteś popierdolonym skurwysynem! – syknąłem, tak cicho, aby Ruka niczego nie usłyszała. – Nie chodzi mi nawet o to, że w nocy mnie przeleciałeś, chociaż mam ochotę zrobić ci z dupy jesień średniowiecza. Ale mniejsza o to. Pamiętasz, jak powiedziałem ci dwa lata temu, że jeśli jeszcze kiedyś wstrzykniesz sobie to gówno to upierdolę ci ręce maczetą? Musisz pamiętać. A ty co kurwa znowu robisz? Pytam się, co ty do jasnej cholery znowu odpierdalasz?    

  Wciąż przyciskając go do  ściany, demonstracyjnie uniosłem jego rękę nad głowę. Przez zagięcie łokcia przewiązał sobie czerwoną bandankę, aby ukryć ślady po igłach. Znowu we mnie zawrzało.

  Nie wytrzymałem. Odsunąłem się od niego, zrobiłem mocny zamach i z całej siły przywaliłem mu w dolną krawędź szczęki. Czarne okulary z trzaskiem wylądowały na panelach. Usłyszałem także nieprzyjemny zgrzyt zębów.

  Nie dałem mu nawet chwili na kulenie się pod ścianą, tylko chwyciłem go za szyję i podniosłem, powoli przesuwając jego wątłym ciałem po nierównościach śnieżnobiałej ściany. Nasze spojrzenia się spotkały, jednak nie dostrzegłem w jego oczach spodziewanego strachu. Były puste, jak u szmacianej lalki. Nie wyrażały żadnych emocji. Szybko pojąłem, że Yuichi znowu był pod wpływem heroiny. Poczułem nieprzyjemny ucisk w brzuchu i nową falę gorąca.

  Nie pamiętałem, co zrobiłem później. Ocknąłem się klęcząc na podłodze z bolącym nadgarstkiem. Zerknąłem na swoją wciąż zaciśniętą pięść. Była cała we krwi – mojej, albo Yuichiego.

  Poziom adrenaliny opadł już prawie do minimum. Wciągnąłem głęboko powietrze do płuc i skierowałem wzrok na ścianę. Trzeba się było przygotować na najgorsze.

  Yuichi leżał skulony tuż przede mną. Albo był nieprzytomny, albo po prostu nie żył. Zadrżałem i przystawiłem swoją dłoń do jego twarzy. Na szczęście oddychał. Poczułem niewypowiedzianą ulgę.

  Nieźle go sprałem. Z obu kącików ust sączyła się krew, a zaczerwienienia na twarzy powoli zaczynały już sinieć. Z takim wyglądem przynajmniej przez tydzień będzie miał mniejsze powodzenie u lasek niż ja. No cóż. Zasłużył sobie na to.

  Pochyliłem się nad nim i szturchnąłem go kilka razy. Wymamrotał coś w stylu „spierdalaj” i splunął krwią na podłogę. Nie otworzył jednak oczu. Podniosłem się i wziąłem złożony w kostkę fioletowy koc z sofy i nakryłem go nim niedbale. Jak się obudzi to czeka nas kolejna, tym razem spokojniejsza rozmowa. Tymczasem przy pomocy ścierki musiałem szybko zetrzeć wszelkie ślady naszej konfrontacji.

  Zajrzałem do sypialni, aby sprawdzić, co porabiała Ruka. Lebioda siedziała sobie spokojnie przy biurku i rysowała niezidentyfikowane, różnokolorowe zwierzęta, przywodzące na myśl nic innego jak plamy ze smarków na jej sukience. Jakim cudem nie usłyszała naszej sprzeczki? Zawsze uważałem, że jest trochę opóźniona w rozwoju, ale nie głucha. Z resztą nieważne. Pewnych rzeczy nigdy nie będę w stanie zrozumieć.

  Udałem się do kuchni, aby zrobić sobie kawę. Ostatnio bardzo polubiłem ten napój w szczególności, gdy robił mi go Hayato. Na myśl o nim uśmiechnąłem się pod nosem.

 - Ko-cham cię T…Taku.

  Odwróciłem głowę w stronę Yuichiego. Wciąż leżał na podłodze i od czasu do czasu wydawał z siebie ciche jęki. Na pewno bredził, bo po dragach to przecież normalne. Poza tym oboje traktowaliśmy się jak rodzeństwo, więc o żadnych głębszych uczuciach nie mogło być nawet mowy. Na pewno bredził. Na pewno. Modliłem się w duchu, aby to była prawda.


2 komentarze:

  1. uuuuu genialne xd. muszę czytać dalej :3

    OdpowiedzUsuń
  2. No, zaczynam Cię lubić. Wklejasz dobrą muzykę, tworzysz też nie najgorzej.

    OdpowiedzUsuń