Ogłoszenia :)

Jest to blog yaoi, czyli o miłości męsko-męskiej. Jeżeli nie lubisz tego typu opowiadań, po prostu grzecznie opuść tego bloga, a Twoja psychika nie ucierpi w najmniejszym stopniu.

Skargi, groźby, zażalenia, pozdrowienia lub inne sprawy proszę pisać w komentarzach lub na adres mailowy: ostatnia.kropla.goryczy@gmail.com
Chętnie przeczytam :)



wtorek, 5 listopada 2013

Rozdział V - "Znajomy nieznajomy"





  Promienie słońca, wpadające przez niedokładnie zasunięte rolety, drażniły moje wrażliwe źrenice. Nie wiedziałem ile czasu zajęło mi bezproduktywne leżenie i dochodzenie do siebie po tym wszystkim. Cholerna benza. To przez nią nie mogłem zasnąć. Co mnie podkusiło, żeby to brać? Gdyby nie Yuichi… Odwróciłem twarz w jego stronę. Wyglądał teraz tak niewinnie, tak młodzieńczo i świeżo mimo tego, że bawił się z o wiele ostrzejszymi dragami niż ja. Musiałem z nim poważnie pogadać. Był moim najlepszym kumplem, znaliśmy się od wielu lat i wiedział, że zawsze pomogę mu wyjść z najgorszego bagna. Nigdy się od niego nie odwrócę, tak jak on nie odwrócił się kiedyś ode mnie. Na samą myśl o tym „wydarzeniu” zrobiło mi się niedobrze.

  Miałem nadzieję, że nie będzie pamiętał tej nocy. Oddałbym wszystko, żeby TO nigdy się nie zdarzyło. Ku swojemu zdziwieniu nie miałem mu niczego za złe. Bardziej przejmowałem się tym, jak będą teraz wyglądały nasze relacje. „Zapomnij. Zapomnij. Błagam cię, zapomnij!” powtarzałem w myślach, licząc na prawdziwy cud.

  Nie chcąc go obudzić, powoli przepełznąłem na skraj łóżka i cicho stoczyłem się na podłogę. Na szczęście pokrywała ją miękka granatowa wykładzina, która stłumiła odgłos upadania „półbezwładnego” ciała. Syknąłem i stłumiłem jęk, wsadzając sobie pięść do ust. Cholera! Ten idiota nawet mnie nie przygotował! Jak można było być takim cholernym kretynem! Myślałem, że umrę z bólu. W czasie gdy mój tyłek domagał się brutalnej zemsty, ja tylko leżałem i próbowałem się przyzwyczaić do tego dziwnego uczucia. W końcu postanowiłem się ubrać, bo dotychczas miałem na sobie wyłącznie strój Adama oraz… skarpetki. Po kilku minutach męczarni stanąłem na nogi i zabrałem się za szukanie swoich ubrań. Bokserki i spodnie leżały na podłodze, więc z trudem podniosłem je i założyłem na siebie.

 - Kurwa! Zabiję go! – syknąłem pod nosem. – Nogi z dupy powyrywam! Jak ja teraz wrócę do domu? Na łokciach?!

  Dowlokłem się do drzwi i nacisnąłem klamkę. Były zamknięte, więc przekręciłem kluczyk. Przynajmniej nikt nas nie widział, jak półnadzy leżeliśmy obok siebie w łóżku.

  Na korytarzu panowała kompletna cisza. Z sobie tylko znanym wdziękiem przekroczyłem kilka grodzących drogę, śpiących imprezowiczów i skierowałem się w stronę salonu. Tutaj dopiero był tłok. Całe tłumy leżały na podłodze przykryte zerwanymi zasłonami i resztkami gipiurowych firanek. Rozejrzałem się wokoło. Jakaś dziewczyna trzymała w ręce moją koszulkę. Normalnie zostawiłbym jej ją na pamiątkę, ale była to jedna z moich ulubionych, więc nie mogłem odpuścić. Czarna z wielkim logiem Nine Inch Nails na plecach, którą kiedyś zamówiłem sobie na ich oficjalnej stronie.    

  Dobrnąłem jakimś cudem do tej dziewczyny i lekko pociągnąłem za wystający materiał koszulki, aby sprawdzić jej czujność. Ani drgnęła, dlatego już bardziej stanowczym ruchem wyswobodziłem moją własność z jej rąk. Blondynka tylko mruknęła coś pod nosem, po czym przytuliła się do jakiegoś punka z oklapłym irokezem, który leżał tuż obok i dzielnie trzymał w dłoni półpełny kufel piwa.

  Jakaś laska z fryzurą Cruelli de Mon zaopiekowała się moimi aviatorkami, dlatego ostrożnie zdjąłem je z jej głowy. Na szczęście były w całości. Musiałem znaleźć jeszcze swoje glany i mogłem zwijać się do domu.  

  Postanowiłem zajrzeć do łazienki i od razu tego pożałowałem. Yuu będzie miał sporo roboty po wyjściu wszystkich gości. Oj, sporo.

  Glany znalazłem w kuchni. Stały równo ułożone obok piekarnika, którego szybkę zdobił czerwony biustonosz, przewieszony przez metalowy uchwyt. Jednak jeśli myślałem, że poprzednie czynności stanowiły nie lada wyzwanie to byłem w ogromnym błędzie. Zakładanie butów zajęło mi następne pół godziny. Wszystko trwałoby o wiele krócej, gdyby jakiś idiota… Nieważne.

  W końcu gotowy byłem do opuszczenia mieszkania Yuichiego, więc tak też zrobiłem. Postanowiłem zjechać windą na parter – z wiadomych powodów. Nigdy nie lubiłem tych obskurnych, ciasnych, „wędrujących” pomieszczeń. Można w nich było znaleźć wszystko począwszy od tysiąca papierków po gumach do żucia, a skończywszy na szczynach ulubionego pupilka sąsiadki. Irytujące.

  Gdy na cyfrowym ekraniku nareszcie pojawiło się zwiastujące upragnioną wolność zero, wyszczerzyłem się z radości. Ze zniecierpliwieniem obserwowałem, jak drzwi windy rozsuwają się z trzaskiem i po chwili… zupełnie odechciało mi się z niej wychodzić.

  Wpatrywaliśmy się w siebie osłupiali. Czas zatrzymał się na chwilę, a ja podziwiałem jego piękne stalowoszare tęczówki, te same, które przywitały mnie poprzedniego ranka. Serce gwałtownie przyspieszyło, a zaciśnięte w pięści dłonie zaczęły lepić się od potu. Nawet poranny kac przestał mi już przeszkadzać. Czułem się jak prawdziwy koneser sztuki, który powrócił do galerii, aby znów podziwiać swoje ukochane dzieło. Co się ze mną do cholery działo?! Po raz pierwszy nie wiedziałem co powiedzieć. Zatkało mnie – mistrza ciętych ripost, prawdziwą duszę towarzystwa.

  Nastała niezręczna cisza. Sytuacja wydawała się tak groteskowa, że zachciało mi się śmiać. Do tego drzwi windy, co chwilę otwierały się i zamykały, ale skutecznie blokowałem je nogą.

 - Yyy… Herbaty? – odezwał się szarooki, po czym nerwowo przygryzł dolną wargę. Przez cały czas lustrował mnie spojrzeniem i także wydawał się zakłopotany naszym przypadkowym spotkaniem.

  Nie wytrzymałem. Na dźwięk jego nieśmiałej propozycji roześmiałem się serdecznie. Koleś, który wczoraj zrobił mi dobrze w mojej kuchni, zaprosił mnie na herbatę! Na herbatę! Najlepsze było to, że nie wyczuwałem w jego słowach żadnego podtekstu. Tak, usiądźmy sobie przy stole z koronkowym obrusem i wypijmy herbatę podaną w pięknych porcelanowych filiżankach i zdobionym imbryku. Mógłbym jeszcze wrócić się do domu i założyć garnitur, aby wyglądać bardziej oficjalnie. Przez całe popołudnie będziemy prowadzić inteligentną konwersację, po czym pożegnamy się silnym, prawdziwie męskim uściskiem dłoni. Prychnąłem na widok takiej wersji wydarzeń w mojej wyobraźni. Zaczynałem świrować.

 - Jasne – odparłem, żeby nie trzymać go już w niepewności, a następnie przesunąłem się bliżej ściany, aby zrobić mu więcej miejsca. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że jestem brudny i klejący po całonocnej imprezie. Nawet nie zdążyłem umyć zębów. Ukradkiem chuchnąłem sobie w rękę, aby sprawdzić czy nie zabiję go samym oddechem. Nie było aż tak źle, ale i tak czułem się z tym kiepsko. Do tego powróciły nieznośne mdłości.

  Winda wlokła się na siódme piętro, a ja opierałem się o ścianę i modliłem się w duchu, aby nie puścić pawia. Było mi na przemian zimno i gorąco. Nie miałem siły mówić, a silne zawroty głowy działały na mnie dezorientująco. Trzeba było tyle nie pić. I nie ćpać. I może w ogóle nie iść na tę głupią imprezę! Wszystko poszło nie tak, a żeby jeszcze dopełnić czarę goryczy, musiałem pogodzić się z faktem, że właściwie zostałem zgwałcony przez najlepszego kumpla! Co za porażka!

  Usłyszałem zbawienne „dyń” i wypadłem przez otwarte drzwi windy. Rozejrzałem się spanikowany, zasłaniając usta dłonią. Dostrzegłem przy drzwiach któregoś z mieszkań dużą pomarańczową donicę z zadbanym zielonym fikusem. Pamiętam, że przeprosiłem go w myślach kilkakrotnie i zwymiotowałem. Poczułem na plecach czyjąś dłoń. Ze wstydu bałem się spojrzeć w twarz szarookiemu, dlatego podciągnąłem kolana do brody i czekałem na egzekucję. Pomysł nie okazał nie zbyt inteligentny, bo z całego zamieszania prawie zapomniałem o bolącym mnie tyłku. No i skutecznie sobie o nim przypomniałem. A mówili, że głupota nie boli…

 - Hmm… Sądzę, że mój fikus nie potrzebował dodatkowego nawożenia, ale dzięki – odezwał się znajomy-nieznajomy, a mi zachciało się płakać. To by było na tyle, jeśli chodzi o dobre wrażenie.

 - Przepraszam, ale… Ja… - wydukałem, ale tak właściwie nie wiedziałem, co mam mu powiedzieć. Znowu.

 - Nie przejmuj się – powiedział i poklepał mnie lekko po plecach. – I tak nie miałem co z nim zrobić, dlatego stoi tutaj. Prędzej czy później musiało mu się coś stać.

  Nic więcej nie mówiąc ani o nic nie pytając, pomógł mi wstać i wkroczyliśmy do jego już otwartego mieszkania. Była to niewielka kawalerka urządzona nad wyraz skromnie. Białe ściany, ozdobione kilkoma przeciętnymi obrazami, nadawały jej bardzo surowy klimat, a zgniłozielona wykładzina przywodziła na myśl nic innego jak uschniętą trawę. Przez okna z staromodnymi żaluzjami wpadało bardzo niewiele światła, co było niewątpliwie zasługą grubej warstwy kurzu, pokrywającej szyby. Pod ścianami dostrzegłem wiele kartonowych pudeł o nieznanej mi zawartości.

 - Sorry za bałagan, ale wprowadziłem się dopiero tydzień temu. Jeszcze się nie zaaklimatyzowałem – wyjaśnił, po czym położył rękę na klamce prostych drewnianych drzwi. – Tu masz łazienkę. Doprowadź się do porządku, bo widzę, że miałeś ciężką noc. W szufladzie pod umywalką powinieneś znaleźć nową szczoteczkę do zębów. Ręczniki są świeże, więc możesz ich spokojnie użyć. Co jeszcze… Jak będziesz używał prysznica to musisz poczekać kilka sekund aż woda się nagrzeje. W razie problemów, wołaj.

  Czy on do mnie mrugnął? Jeśli nawet, to zrobił to tak szybko, że nie zdążyłem zareagować. 

  Odprowadziłem go wzrokiem i wszedłem do łazienki, po czym wziąłem odświeżający prysznic. Nie traciłem czasu na durne rozmyślanie, bo pewnie znowu zrobiłoby mi się niedobrze. Musiałem zająć czymś natrętne myśli, dlatego zacząłem nucić „Tornado of Souls”.

  Gdy po kilku minutach starań, stwierdziłem, że i tak nie da się już nic zrobić z moim wyglądem, narzuciłem na siebie przesiąknięte dymem papierosowym ubrania i opuściłem pomieszczenie. Wychodząc, poczułem przyjemny zapach tostów i porannej kawy. Dopiero po chwili do mnie dotarło, że nie jadłem jeszcze śniadania.

  Na stole dostrzegłem dwa puste kubki. Szarooki wyjmował właśnie chleb z opiekacza i wykładał go na duży, pusty talerz. Wyglądał tak spokojnie i pięknie, że znowu nie potrafiłem oderwać od niego wzroku. Dopiero głośny gwizd czajnika przywrócił mnie do rzeczywistości.

 - Siadaj – rozkazał, wykonując zapraszający gest. Podniósł czajnik i nalał wody do szklanego dzbanka z dwiema torebkami herbaty. – Mam nadzieję, że jesteś głodny, bo sam wszystkiego nie zjem.

  Posłał mi niezwykle subtelny uśmiech, po czym wrócił do przygotowywania śniadania. Po chwili siedzieliśmy już naprzeciwko siebie w zupełnym milczeniu i jedliśmy przepyszne tosty. W międzyczasie podziwiałem jego idealną twarz: zgrabny, leciutko zadarty nosek, wydatne kości policzkowe i brodę pokrytą delikatnym zarostem.

 - Masz na imię Takumi, prawda? – zapytał, spoglądając na mnie z zaciekawieniem.

 - Tak, a ty jesteś…

  Było mi wstyd, że nie pamiętałem jego imienia, ale chwilowo nic nie mogłem na to poradzić.

 - Hayato – odparł i pociągnął duży łyk herbaty.

 - Mam nadzieję, że wszystko już w porządku – powiedziałem, nie kryjąc troski. – Nie wiem o co wtedy chodziło, bo prawie natychmiast zaczęliśmy opróżniać mój barek, ale widzę, że jesteś dzisiaj w o wiele lepszym nastroju.

 - Tak, już mi lepiej. Od tygodnia byłem w zupełnej rozsypce. Czasami tak bywa, że życie wywraca ci się o 180 stopni i nie wiesz co masz robić dalej. Postanowiłem nareszcie przestać się nad sobą użalać.

  Nie odrywałem od niego wzroku. Ciekawość mnie zżerała, aby zapytać o powód jego załamania, jednak milczałem. Wiedziałem, że zaraz sam mi o wszystkim powie.

 - Wiem, że mój mały wywód nic ci nie mówi, ale sprawa jest o wiele bardziej zawiła niż myślisz. Powiedzmy, że straciłem pracę, której całkowicie się poświęciłem, do tego stopnia, że musiałem wyzbyć się części mojej osobowości, zmienić wewnętrznie i porzucić dotychczasowe życie, rozumiesz?

  Kiwnąłem potakująco głową.

 - Do tego osoba, którą prawdziwie kochałem, złamała mi serce. To wszystko. Z pozoru błahostki, ale potrafią zniszczyć człowieka od środka. – Ostatnie zdanie wypowiedział szeptem. Ujął kubek w obie dłonie, aby stłumić ich drżenie.

 - Co teraz zamierzasz zrobić? – zapytałem, odchylając się na krześle.

 - Żyć dalej – odparł ze sztucznym uśmiechem. – Chociaż można powiedzieć, że zostałem z niczym. Prawdopodobnie wrócę do swojego poprzedniego zajęcia, bo z moim wykształceniem raczej nie znajdę niczego, co pomogłoby mi się utrzymać. Tym razem jednak nie będę się tak w to wszystko angażował.

 - Rozumiem. Przede wszystkim nie możesz się poddawać. Jesteś jeszcze młody, a takie rzeczy da się przecież nadrobić. Jest tyle uczelni… A tak z ciekawości, ile masz lat?

 - Dwadzieścia dwa.

  Był ode mnie o prawie trzy lata młodszy. Nieźle.

  Ze smakiem pochłonąłem ostatni kęs tosta i popiłem herbatą, czując jak przyjemne ciepło rozpływa się po klatce piersiowej.

 - No dobra. Dziękuję za zaproszenie i pomoc. Biorąc pod uwagę twoje wczorajsze ”odwdzięczenie się” to zdaje się, że teraz to ja jestem ci dłużny – oświadczyłem, podnosząc się z miejsca. On zrobił to samo.

 - Nie ma sprawy – rzucił przyjaznym tonem. Niestety nie widziałem wyrazu jego twarzy, gdyż podążałem właśnie w kierunku drzwi wyjściowych. – Wpadniesz do mnie jutro? Przepraszam, że tak cię męczę, ale jesteś obecnie moim jedynym kumplem. Mogę cię już tak nazywać, prawda?

 - Jasne. Przyjdę do ciebie zaraz po pracy – powiedziałem, czując dziwne zmieszanie. – Mogę o coś zapytać?

 - Już to zrobiłeś, ale wal śmiało.

 - Dlaczego wczoraj wyszedłeś?

  Chwila niezręcznej ciszy. Spojrzałem na niego w wyczekiwaniem.

 - Bo wiedziałem, jak by się to wszystko skończyło – stwierdził, zanurzając dłoń w kasztanowych lokach.

 - To fakt. Jednak twoje zachowanie było bardziej niż jednoznaczne. Nie zrozum mnie źle. Nie mam do ciebie żadnych pretensji, tylko po prostu jestem ciekawy.

 - To była wyłącznie przysługa. Wiesz… Chwilowo nie szukam zwykłego niezobowiązującego seksu.

 - A czego, jeśli mogę spytać?

  Hayato uśmiechnął się zadziornie. W jego oczach kryło się wyzwanie.

  - Nowego Pana.


2 komentarze:

  1. Ten rozdział jak na razie najbardziej przypadł mi do gustu xd

    OdpowiedzUsuń
  2. - To była wyłącznie przysługa. Wiesz… Chwilowo nie szukam zwykłego niezobowiązującego seksu.
    - A czego, jeśli mogę spytać?
    Hayato uśmiechnął się zadziornie. W jego oczach kryło się wyzwanie.
    - Nowego Pana.
    NO PADŁAM NA ZIEMIE *U*

    OdpowiedzUsuń