Ogłoszenia :)

Jest to blog yaoi, czyli o miłości męsko-męskiej. Jeżeli nie lubisz tego typu opowiadań, po prostu grzecznie opuść tego bloga, a Twoja psychika nie ucierpi w najmniejszym stopniu.

Skargi, groźby, zażalenia, pozdrowienia lub inne sprawy proszę pisać w komentarzach lub na adres mailowy: ostatnia.kropla.goryczy@gmail.com
Chętnie przeczytam :)



niedziela, 22 czerwca 2014

Rozdział XIX - "Ocena kwalifikacji"

Hej :)
Na razie już mam spokój ze wszystkimi wyjazdami, dlatego więcej czasu poświęcę pisaniu :P
Ostatnio mam tak niezwykle paskudny nastrój, że pragnę samotnie wyjechać gdzieś do Hondurasu, Bangladeszu czy na inne zadupie, aby oderwać się od tych wszystkich ludzi, przez których obojętność, tak bardzo cierpię. To nie jest zbyt miłe, gdy ma się świadomość, że wszyscy wokół mają cię w dupie. Jednak trzeba jakoś funkcjonować, czy się tego chce, czy nie ;( 

Już na tyle długo czekaliście na rozdział, że nie będę dłużej przedłużać. Mam nadzieję, że nie zawiodłam Waszych oczekiwań, choć brak weny doskwierał, a moje "wypociny" nie spełniają w 100% moich oczekiwań.

Jak zwykle witam nowe czytelniczki/czytelników, dziękuję za miłe słowa i w ogóle. Cieszę się, że się ujawniłaś Anonimko Eri :D ANDY w pierwszym klipie możesz zobaczyć młodego Mansona :P Zachęcam także wszystkich do lepszego przesłuchania zespołu z drugiego klipu. Laski dają naprawdę czadu!!! Dodaję link, bo klip z YT nie chce się wstawić.

Pozdrawiam :)

A.M.

***************************************************************************



  Leżałem na kanapie i wsłuchiwałem się w rytm swojego oddechu, który gwałtownie przyspieszył na myśl o wczorajszej nocy spędzonej u Akiry. Po moim ciele w jednej chwili przebiegł elektryzujący dreszcz, wywołując bardzo przyjemne choć odrobinę dziwne uczucie. Ja, klęczący na podłodze ze związanymi rękami i kneblem w ustach… Mhmm… Było tak niesamowicie, że musiałem wziąć dzień wolnego i zadzwonić do Taku z jakimś marnym wytłumaczeniem. Nie postąpiłem może zbyt uczciwie, ale nie mogłem na to nic poradzić. Tyłek bolał mnie tak bardzo, że nie byłem w stanie normalnie usiąść, a co dopiero przejść kilku metrów. 

  Nagły dzwonek do drzwi wyrwał mnie z moich zbereźnych rozmyślań. Nie miałem ochoty na przyjmowanie gości, ale ostatecznie zebrałem się w sobie i z zaciśniętymi z bólu pięściami ruszyłem otworzyć nieznajomemu. A może znajomemu? No cóż. O tym miałem się dopiero przekonać.

 - Cześć, Takumi – odparłem zdziwiony jego widokiem. – Co ty tutaj robisz? Nie jesteś w pracy?

  Dostrzegłem lekkie zmieszanie na jego twarzy, lecz postanowiłem je zignorować. Taku wydawał się być bardzo spięty, zupełnie jakby ktoś celował do niego z pistoletu, jak do pospolitego zakładnika. Dla pewności rozejrzałem się dookoła, robiąc z siebie jeszcze większego idiotę. Zbyt wiele kryminałów naoglądałem się, przesiadując całymi dniami z Yuichim. Zbyt wiele.  

 - Jaaa… Yyy… Wpadłem zapytać jak się czujesz. No, wiesz…

 - Jest już dobrze. To tylko migrena – zapewniłem go przyjaznym głosem, po czym wykonałem zapraszający gest. – Wejdziesz?

 - Z chęcią! – Taku rozchmurzył się natychmiastowo i przekroczył próg mojego mieszkania. To bardzo słodkie, że się o mnie troszczył. Wreszcie komuś na mnie zależało, choćby wyłącznie w przyjacielskim aspekcie. 

 - Po tych wciąż nierozpakowanych pudłach wnioskuję, że bawisz się w hodowcę kurzu – dodał po chwili, kiwając lekko w stronę kartonów z rzeczami, o których zdążyłem już właściwie zapomnieć. – To może kup sobie lepiej kota i ogarnij tu trochę, ok? Ten futrzak zajmie ci co najwyżej łóżko, lecz przynajmniej zostawi w spokoju twoje płuca.

 - Dzięki za radę – mruknąłem, uśmiechając się pod nosem.

  Weszliśmy razem do kuchni i usiedliśmy przy stoliku, na którego blacie przy odpowiednim świetle można było dostrzec kręgi po spodach brudnych kubków. To dziwne, że dopiero w obecności tego Króla Porządku zacząłem na nie zwracać uwagę.

  Jak zwykle poczęstowałem go herbatą, bo tylko do tego napoju, oprócz oczywiście wody, miałem dostęp. Ostatnimi czasy rozleniwiłem się tak bardzo, że nie chciało mi się nawet robić zakupów, dlatego skupiłem się na całkowitym opróżnianiu mojego domowego magazynu. 

 -Na pewno wszystko w porządku? Dlaczego kulejesz? – Zapytał mnie niespodziewanie, marszcząc uroczo brwi. Nie chciałem go okłamywać, ale nie miałem wyjścia. Nasza umowa z Akirą musiała pozostać tajemnicą, a poza tym nie chciałem także mieszać w to Yuichiego.

 - Dzisiaj rano zakręciło mi się w głowie i przypadkiem uderzyłem nogą o szafkę. Nic poważnego, ale boli jak cholera.

 - Powinieneś jak najszybciej się zbadać. Migrena i zawroty głowy nie wróżą niczego dobrego.

  Ku mojemu zdziwieniu Takumi wyglądał na naprawdę przejętego. Wyrzuty sumienia spowodowane kłamstwem mieszały się z wszechogarniającym mnie szczęściem. Zawsze pragnąłem czuć się dla kogoś kimś ważnym. Być po prostu… potrzebnym.

 - Spokojnie, to nic takiego – odparłem z uśmiechem. – Ale jak będzie się powtarzało, to na pewno pójdę do lekarza.

 - Dobra, w takim razie jutro też nie przychodź. Dam sobie jakoś radę, a ty odpocznij trochę. Najwyżej Ayako przypilnuje Yuu, bo i tak jest na chorobowym.

 - To Aya jest chora? Przed wczoraj chyba czuła się całkiem nieźle i tak też wyglądała.

 - Nie chodzi tutaj o zwykłe przeziębienie, ale o… Sorry, obiecałem jej, że nie będę o tym z nikim rozmawiać.

  Dostrzegłem w jego ruchach zdenerwowanie. Zazwyczaj były one płynne i odrobinę nonszalanckie, a dzisiaj stały się niezwykle chaotyczne. Poza tym Taku nieprzerwanie błądził wzrokiem po całym pomieszczeniu, jakby nie mógł się na niczym skupić. Znowu musiało wydarzyć się coś niepokojącego. 

 - Rozumiem. A co się tyczy mojej „pracy”… - powiedziałem ostrożnie. – Chyba nie będę już mógł pilnować Yuu. Dostałem inną posadę, która wiesz… jest odrobinę bardziej… ambitna?

  Takumi wydawał się wstrząśnięty moim oświadczeniem. Spoglądał na mnie wręcz z przerażeniem, którego nawet nie starał się w żaden sposób ukryć. Po chwili jednak odzyskał kontrolę nad swoimi emocjami, a na jego twarz powrócił domniemany spokój.

 - To musiało się przecież wydarzyć – burknął niechętnie, skupiając całą uwagę na mankietach modnej, kraciastej koszuli, którą miał na sobie. – Szkoda tylko, że będziemy się rzadziej widywać. Nie chciałbym… - urwał nagle, a mi zrobiło się smutno.

 - Jeśli tylko masz ochotę to będę wpadał tak często, jak czas mi na to pozwoli. W końcu tyle ci zawdzięczam… Nie pozbędziesz się mnie tak szybko. 

  Na jego twarzy ponownie zagościł uśmiech, który odebrałem jak nieme przyzwolenie. Kurcze, naprawdę lubiłem Takumiego. Czasami wydawało mi się, że nawet trochę  za bardzo. Gdyby jeszcze nie był tak przystojny, pociągający… 

 - A czy… - zaczął, uparcie wlepiając wzrok w blat stołu. – Czy nie miałbyś ochoty pójść ze mną do galerii sztuki w ten weekend?

 - Jasne! – Ożywiłem się nieznacznie. – Nigdy jeszcze nie byłem w takim miejscu.

  Jako dziecko z przytułku nigdy nie miałem okazji choćby stanąć przed drzwiami galerii albo teatru. Propozycja Takumiego wydawała się naprawdę ciekawa, tylko czy… Czy naprawdę byłem odpowiednim towarzystwem dla kogoś tak wykształconego i obeznanego w dziełach sztuki?

 - To świetnie! Napiszę jeszcze do ciebie odnośnie wszystkich szczegółów, bo muszę jeszcze jutro odebrać bilety, które zamówiłem. Zawsze, gdy otwierają jaką nową wystawę, niemal od razu je kupuję, a potem najczęściej chodzę na nią sam. Drugi bilet zazwyczaj ląduje w koszu.

 - Jestem naprawdę wdzięczny za propozycję, ale czy przypadkiem nie chciałbyś się tam wybrać… z kimś bardziej odpowiednim? Szczerze mówiąc to nie znam prawie żadnego malarza i… Yuu czy Keiko na pewno by się zgodzili. 

 - Nie! – zaprzeczył gwałtownie. Jego czarne włosy opadły mu na czoło, przysłaniając brązowe, błyszczące oczy. Odgarnął je z twarzy szybkim ruchem ręki. – To znaczy… Keiko będzie na pewno zajęta, bo studiuje a Yuichi dzisiaj bardzo mnie wkurwił, dlatego nie mam ochoty na jego towarzystwo. Poza tym… chcę iść właśnie z tobą. 

  Czyli znowu się pokłócili. Ehh… Czasami zachowywali się jak dzieci w piaskownicy. Ciekawe o jaką pierdołę poszło im tym razem.

 - Dziękuję – wyszeptałem szczęśliwy. Nie wiedział nawet jak duże wrażenie wywarło na mnie jego ostatnie zdanie. 

 - Nie ma za co – odparł. – A właśnie! Od kiedy zaczynasz nową pracę? 

 - Mój… szef ma do mnie napisać, ale podejrzewam, że od przyszłego tygodnia. To łatwa praca, wręcz idealna dla takiej osoby jak ja. Wiesz… Robienie kawy, obsługa ksera, zanoszenie dokumentów. Coś na wzór sekretarki. 

 - Przynajmniej będziesz mógł coś później wpisać do CV. W dzisiejszych czasach doświadczenie to podstawa. Mogę zapalić? 

 - Jasne – powiedziałem, choć niezbyt lubiłem zapach papierosów. Bardzo przypominał mi mojego ojczyma, który w dzieciństwie niemal codziennie okładał mnie skórzanym paskiem. Szkoda tylko, że matka zawsze stawała po jego stronie i nigdy nie chciała mnie wysłuchać, choć na moim ciele pojawiały się coraz to nowsze siniaki. Nie, nie czułem do niej nienawiści, ale ogromny żal. Żal o to, że nigdy tak naprawdę nie potrafiła mnie pokochać.

  Takumi drżącymi dłońmi wyjął z paczki papierosa, po czym wsadził go sobie do ust. Po odpaleniu zaciągnął się mocno, wydając z siebie ciche westchnienie ulgi. 

 - Coś nie tak? – zapytałem nagle, zaskakując samego siebie. Kilka minut wcześniej postanowiłem, że poczekam, aż Taku sam o wszystkim mi powie, ale ciekawość była zbyt wielka. – Wydajesz się być nieźle wkurzony.

 - Nieważne. Po prostu bardzo nie lubię, gdy ktoś nie jest ze mną całkowicie szczery.

  „A może powinienem mu o wszystkim powiedzieć?” – przemknęło mi przez myśl. Tak bardzo nie chciałem go okłamywać, ale chwilowo nie miałem wyjścia.

  Komórka na stoliku zawibrowała nagle, dlatego sięgnąłem po nią, aby sprawdzić kto do mnie napisał. Wstrzymałem na chwilę oddech po ujrzeniu imienia adresata.

  „Przyjdź do mnie jutro. Chcę sprawdzić czy nadajesz się do nowej pracy. Akira”

  Byłem naprawdę ciekawy co wymyślił tym razem. Nie mogłem się już doczekać!

*** 


 - Cieszę się, że jesteś – powiedział Akira, po czym wciągnął mnie mocnym szarpnięciem za koszulę do środka. Nasze usta natychmiast się złączyły. Boże, jak on całował! Wprost nie mogłem się oderwać od jego miękkich warg. 

 - Ja także – wyszeptałem, opierając się zdyszany o ścianę. Ubranie nowych, dość obcisłych rurek nie było zbyt dobrym pomysłem, gdyż już po chwili zrobiły się okropnie ciasne… w wiadomym miejscu.

 - Mam nadzieję, że tyłek cię już nie boli, bo dzisiaj mam zamiar się trochę z tobą pobawić. – Jego spojrzenie było tak bezwzględne, że nawet gdyby ból był nie do zniesienia i tak musiałbym zaprzeczyć. Powolnym ruchem przesunął dłoń w stronę mojego krocza, po czym chwycił za nie brutalnie. Z moich ust wydobył się zduszony jęk. – Masz na mnie ochotę, prawda? 

  Jego dłoń zacisnęła się jeszcze mocniej.

 - Tak – krzyknąłem gdyż chciałem żeby jak najszybciej mnie zerżnął. Akira uniósł lekko brwi i uśmiechnął się do mnie czule. Po chwili bezceremonialnie dostałem w twarz.

 - Nie zapominaj się – wycedził, szczerząc się wręcz demonicznie. Burza czerwonych, lekko nastroszonych włosów i oczy podkreślone czarną kredką, dodawały jego obliczu drapieżności. – Nie jesteśmy na próbie, koncercie, ani nawet w klubie, więc masz się do mnie zwracać w odpowiedni sposób, jasne? 

 - Tak, panie – odparłem, zaciskając z bólu zęby, gdyż jego uścisk wcale nie zelżał.

 - Takiego cię właśnie lubię – szepnął mi do ucha, po czym zmysłowo polizał w policzek. Następnie odsunął się ode mnie i ruszył w stronę dalszej części domu, zostawiając mnie z kołaczącym w piersi sercem i przerywanym oddechem.

  Wiedziałem, co miałem zrobić. Szybko zdjąłem koszulkę, spodnie i bieliznę, a następnie odłożyłem je na niską komódkę z białego drewna, która stała przy ścianie. Niepewnym krokiem ruszyłem za Akirą w kierunku nowocześnie urządzonej kuchni, przywołującej mi na myśl wnętrze sali operacyjnej.

  Zastałem go siedzącego na stole z kubkiem jakiegoś napoju w dłoni i jointem w ustach. Obok niego leżało małe, karmazynowe pudełko z wyhaftowanym na brzegu złotym smokiem. W jego wnętrzu dostrzegłem wzniesienie utworzone z białego proszku. Znowu amfa? Sam z chęcią wciągnąłbym działkę.

  Akira wyszczerzył się niebezpiecznie.

 - Nie radzę – powiedział, buchając w górę kłębem dymu. Następnie chwycił po zapalniczkę i odpalił skręta ponownie, powtarzając wcześniejszą czynność. – To koka, nie amfa. Lepiej trzymaj się od tego z daleka, bo nie znam nikogo, oprócz Takumiego, kto zdołałby wyjść z tego gówna.  

  Taku? Słyszałem, że kiedyś brał różne podejrzane prochy, jednak słowa Akiry wskazywały na o wiele poważniejszy problem.

 - A po co ci joint?

  Sugestywne chrząknięcie skłoniło mnie do dodania na końcu zwrotu „panie”.

 - Gdy weźmie się za dużo śniegu ma się wrażenie, że serce zaraz wyskoczy ci z piersi. Dzisiaj niestety trochę zaszalałem z działką, dlatego muszę się jakoś uspokoić.

  Zdziwiło mnie trochę to jego nagłe przejście z amfy na kokę, ale postanowiłem nie zadawać więcej pytań.

 - Trzymaj – powiedział i wręczył mi nadpalonego skręta wraz z zapalniczką. Sięgnąłem po niego, po czym zaciągnąłem się w sposób, w jaki nauczył mnie Akira poprzednim razem. Najpierw musiałem potrzymać trochę dym w ustach, a następnie wciągnąć do płuc. Już po chwili zrobiło mi się nad wyraz przyjemnie. 

 - Dokończ i poczekaj tu na mnie – rzucił i z głuchym kłapnięciem zatrzasnął wieko pudełka. Z uwielbieniem obserwowałem jak powolnym, wręcz majestatycznym krokiem wchodził na piętro po przeszklonych schodach. Bardzo zdziwiło mnie jego zachowanie, gdyż ostatnim razem prawie natychmiast zaciągnął mnie do swojego pokoju. Co planował tym razem?

  Wrócił po chwili. Nagi, z czarnym krawatem obwiązanym wokół szyi. W dłoniach trzymał tak dobrze mi znany czarny karton, który szybko odłożył na stół, mieszczący się tuż za mną. Spojrzałem w jego stronę i na wierzchu dostrzegłem… książkę? Tak, to z całą pewnością była książka, w dodatku bardzo znanego japońskiego autora. Szkoda tylko, że tytuł tak niewiele mi mówił.

  Akira niespodziewanie zbliżył się do mnie. Jego dłonie poczęły błądzić po mych barkach, klatce piersiowej… Coraz niżej, coraz niżej… W końcu jedna z nich zacisnęła się na moim członku.

 - A więc starasz się o pracę w moim biurze, tak? – wyszeptał mi do ucha, poddając w międzyczasie mą męskość nieznośnie powolnym pieszczotom. – Jednak zanim podpiszemy jakąkolwiek umowę muszę… ocenić twoje kwalifikacje. Zobaczymy czy uda ci się mnie zadowolić, szmato.

  Instynktownie wypchnąłem do przodu biodra, co okazało się błędem. Znowu dostałem w twarz, lecz tym razem mocniej.

 - Moja dziwka zaczyna się niecierpliwić, co? – syknął, marszcząc brwi. W jego rozszerzonych źrenicach dostrzegłem małe iskierki, które nie mogły wróżyć niczego dobrego. – Zacznijmy zatem. Na kolana i do roboty. W pracy będziesz musiał obsługiwać swojego szefa… pod różnymi względami.

  Czułem lekki niepokój, ale zrobiłem to, co kazał. Spokojnie i płynnie zacząłem poruszać głową i starałem się wziąć jego członka jak najgłębiej potrafiłem. Gdy już mi się to udało, poczułem silne szarpnięcie za włosy, które zmusiło mnie do jeszcze większego rozluźnienia gardła. Czułem dyskomfort i nie mogłem oddychać, dlatego błagalnym wzrokiem zerknąłem w górę. Akira mierzył mnie chłodnym spojrzeniem i wydawał się być niewzruszony moimi staraniami.

 - Mmmhhh! – Próbowałem się wyrwać, lecz mi na to nie pozwolił. Krew tętniła w skroniach, a ręce drżały, dramatycznie uczepione jego kościstych bioder.

  Ostatecznie puścił moje włosy, a ja, prawie bezsilnie usiadłem na podłodze, krztusząc się i masując dłonią szyję. Boże, myślałem, że się uduszę.

 - Do tego właśnie prowadzi pośpiech i zachłanność – oznajmił, wciąż zachowując ten sam wyraz twarzy. – Potraktuj to jako swego rodzaju lekcję. Nie musisz dziękować.

  Pochylił się nade mną i swoimi miękkimi wargami delikatnie musnął mój policzek. Wiedziałem, że to tylko gra. Nasza mała, zboczona gra.

 - Pamiętaj, że zawsze możesz powiedzieć słowo STOP, ale będzie to oznaczało definitywny koniec naszej zabawy. Lepiej dobrze się zastanów, zanim to zrobisz. Kontynuujemy?

 - Tak, panie - wychrypiałem, wciąż łapiąc oddech. Dobrze znałem przedstawione przez Akirę zasady.

 - Na czworaka i wypnij swój boski tyłek.

  Zrobiłem tak, jak kazał. Czy teraz zamierzał mnie tak po prostu zerżnąć? Nie, to nie było w jego stylu.

 - Mocniej.

  Poczułem, że coś się we mnie upiera, ale nie był to członek Akiry. Gdy już "to" znalazło się głęboko wewnątrz mnie, poczułem na pośladkach jego ciepłe dłonie. Gładził mnie po nich, a ja mimowolnie wzdychałem.

 - Jesteś tak cholernie seksowny, że z chęcią przeleciałbym cię już teraz - mruknął mi do ucha. - Ale może najpierw przyniesiesz mi szklankę wody? Na tacy, jak prawdziwy kelner.

  Zdziwiła mnie jego zachcianka, ale posłusznie wstałem i ruszyłem w stronę blatu, na którym o dziwo stały już przygotowane taca, plastikowa szklanka i butelka wody mineralnej. Odkręciłem korek i nalałem płynu do szklanki, starając się niczego nie wylać. Zerknąłem na Akirę, który usiadł przy stole w jadalni i wpatrywał się we mnie z rozbawieniem.

 - Szybciej! Nie będę czekał w nieskończoność.

  Umieściłem szklankę na tacy, którą położyłem na otwartej dłoni. Ruszyłem jego kierunku stanowczym, lecz powolnym korkiem. Nagle TO poczułem. Niespodziewana, lecz bardzo przyjemna wibracja w moim wnętrzu sprawiła, że zachwiałem się, a szklanka przejechała bo śliskiej, metalowej powierzchni tacy i upadła na podłogę, rozlewając wokół wodę.

 - No i co zrobiłeś? Skoro nie potrafisz mi nawet przynieść wody, to co będzie z kawą, albo innym napojem? Na szczęście dałem ci plastikową szklankę. Przynajmniej nie narobiłeś większego bałaganu.

 - Przepraszam, panie - powiedziałem, ze wstydem wpatrując się w podłogę.

 - Masz za co, a teraz podnieś tę szklankę i przynieś mi w końcu wody.

  Schyliłem się po nią, lecz znowu poczułem tę nieznośną wibrację. Byłą tak silna i intensywna, że kolana ugięły się pode mną. Leżałem na podłodze, w kałuży zimnej wody i wiłem się z powodu wszechogarniającej mnie przyjemności.

 - Żałosne. - Nad sobą, jak przez mgłę ujrzałem Akirę z butelką wody mineralnej w ręce. Wibracje ustały, lecz i tak z trudem przychodziło mi ochłonięcie po tak intensywnym doznaniu. - Będzie z ciebie beznadziejny asystent. A może nadajesz się tylko do pieprzenia, co? Wstań!

  Mimo drżących kończyn, udało mi się wykonać polecenie. Stanąłem tuż przed nim, ale jak ognia unikałem spojrzenia mu w oczy. Szczerze mówiąc, to nawet nie musiałem tego robić, bo dokładnie wiedziałem, co wyrażały. Wyższość? Pogardę? Tak, z całą pewnością.

 - Nie wykonałeś zadania, dlatego musi cię spotkać kara - odparł, przyjaznym tonem. - Patrz, co dla ciebie mam.

  Na widok cienkiej linki jęknąłem niechętnie, lecz nie zaprotestowałem, gdy związywał mi członka. Pod wpływem uścisku zmienił lekko kolor, ale Akira zrobił to tak umiejętnie, że nie odczuwałem bólu. Dopiero teraz będzie się mógł nade mną znęcać.

 - Pięknie wyglądasz - powiedział, po czym pogłaskał mnie delikatnie po policzku.

 - Dziękuję, panie - odparłem, posyłając mu subtelny uśmiech.

  Zaczynałem podejrzewać, że Akira miał swego rodzaju rozdwojenie jaźni. Czasem potrafił być bezlitosnym skurwysynem, a niekiedy stawał się naprawdę przyjazny, a nawet czuły. Jednak czy tylko on przejawiał taką dwubiegunowość zachowań? Nie. Na świecie nigdy nie istniał podział ma ludzi personalnie "białych" i "czarnych". Taki rozdział społeczeństwa byłby zbyt prosty i spowodowałby powstanie dwóch przeciwnych, nienawidzących się frakcji. Zamiast kilku mniejszych konfliktów, powstałby jeden duży, który objąłby jednocześnie wszystkich ludzi. Mogłoby to doprowadzić do całkowitej zagłady większej części społeczeństwa. Jednak... Dlaczego myślałem o tym właśnie teraz? W tak niezręcznym momencie? Przez ten... ucisk chyba zbyt dużo krwi zaczęło mi dopływać do mózgu. Chociaż raz.  

 - Obudź się - Akira pomachał mi przed oczami dłonią.

 - Przepraszam, panie. Zamyśliłem się trochę.

 - Nie szkodzi. Hmm... Niedawno wspominałeś mi, że nie masz szans na znalezienie jakiejkolwiek pracy ze względu na brak wykształcenia, prawda?

 - Tak, panie.

 - Właśnie to chciałbym dzisiaj sprawdzić. Mam nadzieję, że umiesz czytać, tak?

 - Tak, panie.

 - Znakomicie, ale chciałbym to jednak skontrolować. Usiądź przy stole.

  "A więc po to była mu ta książka!" - pomyślałem, zajmując miejsce na wskazanym krześle bez oparcia. Z wibratorem w środku nie było to zbyt komfortowym doświadczeniem, ale jakoś dałem radę.

 - Lubisz Murakamiego? - zapytał Akira, kładąc przede mną książkę o tytule "Po zmroku".

 - Słyszałem tylko nazwisko, lecz nigdy nie miałem okazji przeczytać żadnej z jego książek.

 - Żałuj, bo to świetny pisarz - oznajmił. Zza pleców wciągnął czarną szpicrutę ze skórzanym końcem. Wciągnąłem głęboko powietrze do płuc i spuściłem wzrok. - Zasady są proste. Będziesz czytał tekst na głos, a za każde zająknięcie się, będziesz dostawał raz szpicrutą, zgoda?

  Skinąłem mimowolnie głową, w głębi przerażony pomysłem Akiry.

 - Zaczynaj!

  Odetchnąłem głęboko, po czym otworzyłem książkę na stronie rozpoczynającej pierwszy rozdział. Z całej siły starałem się opanować drżenie dłoni.

 - „Patrzymy na miasto. Ogarniamy ten widok z lotu nocnego ptaka szybującego wysoko po niebie. W naszym szerokim polu widzenia miasto jawi się jako olbrzymie stworzenie. A może jak jakaś zbiorowość powstała ze splątania kilku żywych organizmów. Niezliczone naczynia krwionośne, rozciągając się aż po krańce tego niezdefiniowanego ciała, umożliwiają obieg krwi i nieustannie odtwarzają komórki. Wysyłają nowe informacje, odprowadzają stare."

 - Bardzo dobrze ci idzie. Nawet trochę za dobrze. Kontynuuj.

  Zerknąłem na niego zlękniony, ale zebrałem się w sobie i znowu począłem śledzić tekst.

 - „Wysyłają nowe materiały, odprowadzają stare. Wysyłają nowe sprzeczności, odprowadzają stare. Ciało pulsuje światłami w rytmie tętna, wije się, jego temperatura wzrasta. Zbliża się północ, więc minął już szczyt jego aktywności, lecz... lecz…" Aa! Mmmhmm!
  Dłońmi mocno uczepiłem się brzegów blatu, jakby zaraz miała mnie porwać wielka fala tsunami. Wargi drżały, a poszczególne dźwięki wydobywające się z mojego gardła nie chciały formować się w konkretne wyrazy. Te wibracje… były nie do zniesienia.
 - Zawiodłeś mnie – odparł Akira, przybliżając się do mej głowy niemal przyklejonej do blatu kuchennego stołu. – Tego też nie umiesz? Postaraj się trochę, bezużyteczna szmato! Tylko na tyle cię stać?
 - U… U… utrzymująca je przy żyyyyyyyyyciu pod… podstawowa prze… przem… przemiana materii…. Boże…
 - Tego ostatniego chyba tam nie ma, co? Jak na razie naliczyłem aż siedem zająknięć, a nie jesteś jeszcze nawet w połowie strony. To będzie ciekawy wieczór, prawda?  
 - Mhhmmmm! – jęknąłem przeciągle, starając skupić się na tekście. Wszystko pulsowało, a nieokreślony żar zalewał moje ciało. Było mi tak gorąco i duszno. Wprost czułem, jak pojedyncze krople potu skapują z mej skroni, po czym zaczynają spływać po policzkach oraz nosie. Nadwrażliwe uczy rejestrowały moment, w którym uderzały o blat lub stronicę książki.
 - Tego chyba też tam nie ma, prawda? Osiem.
  Chciałem kontynuować, lecz w gardle czułem ogromną gulę, która uniemożliwiała wydawanie bardziej skomplikowanych dźwięków. Seria urywanych jęków musiała niestety wystarczyć Akirze. Oczywiście nie wystarczyła.
 - Osiemnaście? Szalejesz! Chyba masz świadomość tego, ze nie pozwolę ci dojść dopóki nie przeczytasz przynajmniej jednej strony? Nie rób takiej miny! Myślałem, że to przecież oczywiste!
  Roześmiał się gromko, a ja w jednej chwili poczułem, że nie dam rady. Tyle zdań, wyrazów, liter… W tym stanie było to po prostu niewykonalne.
  Nieoczekiwanie wibracje ustały, a ja zebrałem się w sobie, przełknąłem ślinę, która w tym czasie obficie napłynęła mi do ust i zacząłem czytać tak szybko, jak jeszcze nigdy dotąd.    

 - „ …dokonuje się z niesłabnącą energią. Rozlega się basso continuo jednostajnego, monotonnego, lecz brzemiennego przeczuciem pomruku miasta. Nasz wzrok wyławia miejsce, w którym jest skupisko świateł, i koncentruje się na nim. Spokojnie obniża się ku temu punktowi. Morze barwnych neonów. To tak zwana dzielnica handlowo-rozrywkowa. Ogrooooooomne cyf… cyf… cyfrowe… Bła… Błaaagam!

 - Chciałbyś, prawda? – Akira objął mnie od tyłu, a jego dłoń powędrowała w stronę mojej skrępowanej męskości i mimo obecności linki, zaczęła ją dotykać. Jego smukłe palce pieściły najpierw żołądź, po czym silnie chwyciły nabrzmiały trzon.

 - Błagam! – krzyknąłem, gdyż podniecenie stało się bolesne. Myślałem, że zaraz eksploduję.

  Pod wpływem tej nieznośniej przyjemności automatycznie wygiąłem w łuk plecy, co spowodowało, że straciłem równowagę i jak ostatnia łajza spadłem ze stołka. Nawet nie poczułem uderzenia o podłogę. Byłem już całkowicie znieczulony na wszelkie bodźce, dochodzące do mnie z zewnątrz. Liczyło się tylko to wibrujące cholerstwo w moim wnętrzu, które na szczęście po kilku sekundach znowu dało mi chwilę wytchnienia.

 - Widzę, że to jednak dla ciebie za dużo. Wyglądasz tak, jakbyś zaraz miał zemdleć – stwierdził, obchodząc moje bezwładne ciało dookoła. Miniaturowy pilocik trzymał w lewej dłoni. - Poza tym ślinisz się jak prawdziwa suka.

  Nie zareagowałem, bo wciąż nie potrafiłem wyrównać oddechu, a poza tym byłem tak zmęczony, że nawet zwykłe odwrócenie głowy stało się dla mnie nie lada wysiłkiem.

 - Rozszerz nogi i zegnij je w kolanach – rozkazał, a następnie klęknął między nimi. Poczułem, że wyjmuje ze mnie wibrator i zastępuje go…

 - Po raz ostatni ci odpuszczam – wysyczał, rytmicznie się we mnie poruszając. – Ciesz się, że jestem tak bardzo na ciebie napalony, bo inaczej kazałbym ci ją przeczytać całą. Patrz na mnie, jak do ciebie mówię! Twoja chłosta cię oczywiście nie ominie. Dostaniesz ją następnym razem… z małym bonusem.

  Jego ruchy już po chwili stały się brutalne i chaotyczne. Wbijał się prawie do końca, nie zważając na moje krzyki i błagania. Sukinsyn specjalnie nie odwiązał linki, gdyż chciał mnie jeszcze trochę pomęczyć. Z mego gardła wydobywały się już tylko jęki, a mózg przestał panować nad ciałem.

 - Gdzie chciałbyś żebym doszedł? – zapytał, po czym nachylił się nade mną, nie przestając się poruszać. Polizał, po czym zassał moją dolną wargę.

  Nie odpowiedziałem i za to dostałem po raz trzeci w twarz. Nawet nie poczułem tego uderzenia.

 - Mówić też już nie potrafisz? Szkoda. – Wykonał kilka mocniejszych pchnięć, które trafiały prosto w moją prostatę.

 - Aghh! Bła… Bła…

 - Zamknij się! – krzyknął, po czym zasłonił mi usta lewą dłonią.

 Ostatecznie po kilku najdłuższych minutach w moim życiu, doszedł we mnie wykonując nerwowe pchnięcie biodrami. Wolną ręką odwiązał linkę.

   Odpłynąłem.

***

 - Na pewno już dobrze się czujesz? – zapytał Akira. W dłoni wciąż trzymał specjalnie przygotowaną szklankę zimnej wody. – Po raz pierwszy zdarzyło mi się, żeby ktoś zemdlał podczas…

 - Czuję się świetnie. Naprawdę – zapewniłem go. Sięgnąłem po koszulkę, leżącą na szafce i założyłem ją na siebie. Przeczesałem dłonią włosy, aby sprawdzić czy zdążyły już wyschnąć po długim prysznicu.

  Akira zmarszczył brwi i zmierzył mnie uważnym spojrzeniem. Po chwili jednak pokręcił tylko ze zrezygnowaniem głową, a następnie poprawił ręcznik zawiązany na biodrach.

 - Pokłóciłeś się z Yuichim? – zapytał niespodziewanie.

 - Nie, dlaczego tak sądzisz?

 - Bo wczoraj na próbie powiedział, że zrobi wszystko, żeby Takumi nie dowiedział się o naszej małej tajemnicy, ale nie ma zamiaru się już z tobą pieprzyć. Prosił mnie, abym go do tego nie zmuszał.

 - Dziwne – odparłem zaskoczony. – To prawda, że coś się zmieniło, ale… Naprawdę nie wiem o co mu chodzi.

 - Może wkrótce się to wyjaśni. Nieważne. Wiesz, Hayato, nie mam takiego zwyczaju, ale może chciałbyś zostać na noc? – zapytał, rozczesując czuprynę czerwonych, świeżo umytych włosów. – Jest już dosyć późno, a ja nie mam sumienia wyganiać cię do domu.

  Posłałem mu delikatny uśmiech, lecz kiwnąłem przecząco głową.

 - Dzięki, ale jutro mam jeszcze kilka ważnych spraw do załatwienia i muszę być rano w domu – powiedziałem, po czym ująłem klamkę wyjściowych drzwi. – Do następnego.

  A może miałem ochotę zostać z nim trochę dłużej? Na pewno. Jednak po chwili namysłu stwierdziłem, że muszę przestrzegać pewnej zasady. Zasady numer jeden, która z pewnością uchroni mnie przed powrotem na samo emocjonalne dno.

„Nie angażować się.”