Ogłoszenia :)

Jest to blog yaoi, czyli o miłości męsko-męskiej. Jeżeli nie lubisz tego typu opowiadań, po prostu grzecznie opuść tego bloga, a Twoja psychika nie ucierpi w najmniejszym stopniu.

Skargi, groźby, zażalenia, pozdrowienia lub inne sprawy proszę pisać w komentarzach lub na adres mailowy: ostatnia.kropla.goryczy@gmail.com
Chętnie przeczytam :)



wtorek, 29 lipca 2014

Rozdział XX - "Spotkanie... towarzyskie"

  Witajcie!

  Jestem i piszę szybko przed woodstockowym szaleństwem! Wybaczcie opóźnienie, ale z braku wyjazdów - zrobiło się ich zbyt dużo, a poza tym wkręciłam się w kilka seriali i później nie mogłam się oderwać od ekranu komputera :/ Nareszcie udało mi się nadrobić po maturze czwarty sezon "Gry o tron" no i całego "Sherlocka" :D Gorąco polecam, w wolnej chwili.
  Waszej Akihicie maturka poszła całkiem dobrze i dostała się na stomatologię!!! Ugh... Gdyby tylko babki w dziekanacie nie robiły przyszłemu studentowi problemów już na samym początku :/ Zobaczymy, co będzie dalej.

  Przyznaję, że trochę się ostatnio rozleniwiłam, dlatego musiałam to dzisiaj nadrobić :P Pisałam rozdział w pośpiechu, dlatego przepraszam za błędy, literówki ect. Żałuję, że nie mam bety, która mogłaby to wszystko skorygować. 

  Dziękuję za komentarze, których liczba (mam nadzieję) będzie wzrastać oraz witam nowych czytelników, a w szczególności Dark Night i Xavery :) Cieszę się, że liczba wyświetleń w końcu przekroczyła 20000 :) Oby tak dalej!

  Jadę się bawić. Pozdrawiam :)

  A. Mori <3


ANKIETA  --------------------------------------------------------------------------->

 *****************************************************************************




  Ostatnio miałem wrażenie, że nikomu na mnie nie zależało. Codziennie tyrałem dziewięć godzin w pracy, po czym wracałem do smutnego mieszkania, w którym wykończona chemioterapią Ayako albo spała, albo wymiotowała w łazience, a wiecznie nadąsany Yuichi siedział na fotelu ze słuchawkami na uszach i miał cały otaczający świat w głębokim poważaniu.


  Po tej pamiętnej  próbie w studio, kiedy przyłapałem Yuu i Akirę na rżnięciu się w pokoju technicznym, postanowiłem się do niego nie odzywać. Było to może trochę (a nawet bardzo) dziecinne, ale ten idiota nawet nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo zabolała mnie jego „nieświadoma nieszczerość”. Na dodatek, gdy kilka dni temu zaproponował mi wspólne oglądanie koncertu na DVD, wkurwiony „ojcem-SS” i niesprawiedliwą rzeczywistością, bez powodu obrzuciłem go najgorszymi wyzwiskami i kazałem „wypierdalać do ćpunowej Nibylandii”. Ayako ledwie powstrzymała go przed opuszczeniem mieszkania i jeszcze zawiązała z nim mały sojusz przeciwko „największemu chujowi na świecie”, czyli mnie. Tak, powinienem go wkrótce przeprosić, tylko problem w tym, że nigdy nie byłem dobry w tego typu rozmowach. Poza tym… To przecież on, jako pierwszy, nie potrafił zachować się jak prawdziwy przyjaciel, prawda? Niby dlaczego więc miałbym go przepraszać? Ehh…


  Oderwałem wzrok od barwnego billboardu z cycatą brunetką, umieszczonego na froncie jednego z wieżowców. Czekałem właśnie na autobus, w którym jak co dzień, musiałem walczyć o odrobinę przestrzeni osobistej w drodze do domu. Prawdziwy koszmar.


  Nagle usłyszałem sygnał przychodzącej wiadomości, dlatego z entuzjazmem sięgnąłem do kieszeni garniturowych spodni, aby wyciągnąć komórkę.


  Miałem nadzieję, że adresatem wiadomości okaże się Hayato. Ostatnio bardzo często wymienialiśmy wiadomości, ponieważ Aya dobrowolnie wyraziła chęć pilnowania Yuichiego, więc niemal zupełnie przestaliśmy się widywać.


  Wciąż próbowałem sobie wmówić, że zaprosiłem go do galerii sztuki z czysto przyjacielskich względów. To chyba oczywiste, że miałem nadzieję na coś więcej, ale z drugiej strony bałem się ponownego odrzucenia. Przecież Hayato teoretycznie dał mi już kiedyś kosza i to na początku naszej znajomości, więc nie chciałem wyjść przed nim na natręta. A może w ogóle nie powinienem go zapraszać? Mogłem to zrobić chociaż w bardziej klasyczny i męski sposób zamiast, niczym zniewieściała pizda, rzucać oklepanymi farmazonami typu: „Nie, chcę iść właśnie z tobą!”. Żałosne…


  Spojrzałem na podświetlony ekran telefonu i okazało się, że to tylko wiadomość od Ayako. Jej treść nie tyle mnie zaskoczyła, co wprawiła w osłupienie.


  „Yuu znowu świruje. Przyjedź jak najszybciej”.


***


  Z rozmachem wbiegłem do mieszkania i prawie od razu ruszyłem w stronę salonu. Nikogo w nim nie zastałem, dlatego postanowiłem sprawdzić jedno z najbardziej oczywistych miejsc, czyli łazienkę.


 - No, nareszcie jesteś! – zawołała Aya, gdy znienacka pojawiłem się w drzwiach. Po drodze dostrzegłem kilka rozbitych figurek i wazonów.


 - Co się stało? – zapytałem, spoglądając na Yuichiego, który siedział pod ścianą w pozycji embrionalnej i udawał, że nie ma go w pomieszczeniu.


  Ayako niespodziewanie wręczyła mi pustą buteleczkę po metadonie. Natychmiast wszystko zrozumiałem.


 - Była pełna, prawda? – Odezwała się, przerywając moje uporczywe milczenie.


  Przytaknąłem. Metadon był lekiem przeciwbólowym, który stosowało się w terapiach antynarkotykowych. Przynosił znaczną ulgę, ale w większych dawkach mógł mieć działanie odurzające, zbliżone do narkotyku. Poza tym, łatwo się można było od niego uzależnić. Sam brałem go, kiedy walczyłem z uzależnieniem od koki, więc doskonale znałem jego działanie. Niepotrzebnie zostawiłem sobie kilka butelek „na wszelki wypadek”, które na dodatek umieściłem w tak łatwo dostępnym miejscu.


 - A ja łudziłem się, że po ponad miesiącu od odstawienia heroiny, wszystko będzie w porządku – mruknąłem, z żalem spoglądając na barwną etykietę butelki. – Powinienem… nie wiem.


 - Taku…


 - Dałem dupy, Aya! Zjebałem wszystko! – krzyknąłem. – Cały wysiłek mój, twój, Hayato i Yuichiego! Jak to powiedział kiedyś mój ojciec: „co nie dotknę, to spierdolę”. Teraz widzę, że miał rację! Jak zwykle z resztą…


  Poczułem na ramieniu jej filigranową dłoń.


 - Powiedz, jak mogłem nie pomyśleć o tak kuriozalnej rzeczy, co? Jak mogłem…


 - To nie twoja wina, Taku – odezwał się nagle Yuichi drżącym głosem. – Przepraszam, ja po prostu…


 - Nie! Ty po prostu jesteś uzależniony – przerwałem mu szybko. – Zrobiłeś dokładnie to, co ja zrobiłbym, będąc na twoim miejscu. Poprawka. To, co kiedyś sam przecież robiłem! Przepraszam. Prawie zapomniałem już, jak to jest, gdy zarówno twój umysł jak i ciało domagają się kolejnej działki. Kiedy nie potrafisz myśleć o niczym innym… Brałeś coś jeszcze?


 - Tak.


 - Co dokładnie?


 - Wszystko.


 - Zostań tutaj – powiedziałem do Ayi, a sam ruszyłem w kierunku mojej domowej apteczki. Drżącą ręką otworzyłem drzwiczki, choć wiedziałem, co za nimi zastanę. Wystarczyło jedno spojrzenie, żeby dojść do wniosku, że zniknęły wszystkie leki przeciwbólowe jakie miałem. Kuźwa.


  Nawet nie zdawałem sobie sprawy, że w dłoni trzymałem już zapalonego papierosa. Instynktownie podniosłem go do ust i zrobiłem głęboki wdech w oczekiwaniu aż gęste kłęby dymu wypełnią moje płuca. Byłem tak zdenerwowany, że nawet nie pamiętałem momentu, w którym go wyciągnąłem.


  Wróciłem do Ayi i Yuu. Panująca cisza była tak męcząca, że miałem ochotę wyjść stamtąd i nigdy już nie wrócić. Czułem okropne wyrzuty sumienia. A może… Może gdybym w ostatnich dniach nie zajmował się wyłącznie dbaniem o swoją niepewną przyszłość… Może wtedy udałoby mi się coś zauważyć?


 - Co teraz zrobimy? – Z umysłowego letargu wyrwał mnie nad wyraz subtelny głos Ayako. Głos zmęczony i smutny, w którym na dodatek pobrzmiewała nuta przytłaczającej troski. 


 - Jak to co? – zapytałem, pozwalając sobie na znikomy uśmiech. – Yuichi z salonowej kanapy przenosi się oczywiście na materac w łazience, a wszystkie lekarstwa i rzeczy, które ten debil mógłby „przypadkiem” skonsumować zostaną dokładnie schowane. Łącznie z klejem i markerami.


 - Ekhem… Wciąż tutaj jestem!


  Najwyraźniej mój pozornie swobodny ton poprawił mu humor. Pewnie myślał, że rzucę się na niego z maczetą lub czymś podobnym i… Nieważne.


 - Więc może ruszysz w końcu dupę w troki i przyniesiesz płytę z tym koncertem, który chciałeś zobaczyć? Nie będę czekał wiecznie!


  Jego twarz w jednej chwili rozjaśnił promienny uśmiech. Natychmiast zerwał się z posadzki i zniknął za łazienkowymi drzwiami. Mój mały Yuichi…


 - Szkoda, a już szykowałam kaftan bezpieczeństwa – odezwała się ironicznie Aya, zakładając ręce na piersi, które zafalowały odurzająco.


  Spojrzałem na nią ze zdziwieniem. 


 - Nie sądzę, żeby był potrzebny Yuichiemu. Nawet w wiadomym stanie.


  Pokręciła delikatnie głową.


 - Racja, bo miał być potrzebny tobie. Dobrze, że tym razem potraktowałeś go łagodniej. Yuu w tej chwili potrzebuje prawdziwego przyjaciela, a nie wyrodnego tresera z bacikiem w ręku.


 - Wiem – odparłem, wzdychając ciężko.


  Chociaż tym razem udało mi się wygrać z terminatorskimi genami ojca. Ale czy tak naprawdę miałem się z czego cieszyć?


  ***




  Mimo problemów narkotykowo-egzystencjalnych Yuichiego, nie mogłem sobie odmówić rand... to znaczy spotkania towarzyskiego z Hayato.


  Umówiliśmy się przed monumentalnym gmachem galerii sztuki o osiemnastej na placu, gdzie można było się zrelaksować przy finezyjnej fontannie. Oczywiście, tak bardzo nie mogłem się doczekać naszego wyjścia, że sterczałem tam już od szesnastej, nie wiedząc, co zrobić z własnym życiem.


  Obserwowałem innych ludzi, ich zachowania, gesty, nastroje i zastanawiałem się, jakby mogła wyglądać moja przyszłość, gdybym ostatecznie sprzeciwił się ojcu. Czy byłbym wtedy tak szczęśliwy, jak oni?


  Dzisiaj dostałem wyjątkową przesyłkę. Dzień zapowiadał się dobrze, a nawet bardzo dobrze, zważając na okoliczności, jednak nie spodziewałem się, że mój dobry nastrój przeminie aż tak szybko. Zjadłem śniadanie, powygłupiałem się z Yuichim i wspólnie zaczęliśmy oglądać jakiś film o gościu, który z kataną w ręku wyrzynał po kolei wszystkich ludzi w mieście. Nagle usłyszałem dzwonek, więc zebrałem tyłek z kanapy, aby otworzyć drzwi. Swoim podejrzliwym wzrokiem dostrzegłem potężnego dryblasa w czarnej, obcisłej koszulce, którego spojrzenie wyrażało wszelkie mordercze instynkty tego świata. "Zabiję ci chomika" - zdawał się mówić, choć jego wargi, wykrzywione w nieprzyjemnym grymasie, nawet nie drgnęły.    


 - Słucham? - odparłem niecierpliwie, żałując, że uprzednio nie zabrałem z kuchni patelni.


 - Takumi Asakura. - Nie wiedziałem czy miało być to pytanie czy stwierdzenie. Mimo to zaryzykowałem.


 - Taaaak. O co chodzi?


  Dryblas burknął coś pod nosem, po czym wręczył mi ładnie opakowane, niewielkie pudełko, po czym odwrócił się na pięcie i zniknął. Odetchnąłem z ulgą, po czym buntowniczo zatrzasnąłem drzwi. Nie wie, z kim miał do czynienia!


  Postawiłem pudełko na stoliku tuż przed Yuichim i wspólnie wpatrywaliśmy się w nie z zaciekawieniem.


 - Nie otworzysz? - zapytał, zerkając zachęcająco.


 - A jaką mam gwarancję, że pociągając za wstążkę, nie rozwalę w drobny pył całego osiedla?


 - Nie żartuj, tylko otwieraj! Bo zima nas zastanie.


  Jak chciał, tak zrobiłem. I niemal od razu tego pożałowałem.


  Moim oczom ukazało się drugie pudełko wyłożone aksamitem, na którego wieczku dostrzegłem niewielką karteczkę.


 - "Zostały ci jeszcze dwa miesiące" - przeczytał Yuu, a mnie zrobiło się słabo. - Czy to oznacza, że... To pierścionek zaręczynowy?


  Byłem tego całkowicie pewny, chociaż nawet nie zobaczyłem zawartości. To był właśnie ten moment, w którym wolałbym usłyszeć zdawkowe "Allahu akbar!" i zginąć pod gruzami bloku. Bez słowa drapnąłem pudełko i wrzuciłem je na dno szafy. Kto by pomyślał, że tak niewiele wystarczy, aby spierdolić mi humor.


  Otrząsnąłem się z zamyślenia, dostrzegając pośród tłumu smukłą sylwetkę Hayato. Wstrzymałem oddech, oszołomiony jego niezwykłym wdziękiem oraz niesztampową urodą. Miał na sobie błękitną koszulę z podwiniętymi rękawami i obcisłe, czarne spodnie. Pomachałem do niego machinalnie, w stanie szeroko pojętego odurzenia.


 - Cześć! - powiedział, po czym podał mi dłoń w geście powitania.


  Starając się mentalnie zahamować nadchodzący zawał serca, odetchnąłem kilkakrotnie, po czym odwzajemniłem uścisk. Miał gładkie, niestrudzone pracą dłonie.


  Po chwili szliśmy już w stronę budynku galerii. W międzyczasie rozmawialiśmy o zwykłych pierdołach, dotyczących naszego nudnego życia. Hayato opowiadał głównie o swojej nowej pracy, choć miałem wrażenie, że coś przede mną ukrywał. Postanowiłem mu opowiedzieć o sytuacji z Keiko i ojcem, bo nie chciałem mieć przed nim żadnych tajemnic. Patrzył się na mnie z niedowierzaniem, a jego twarz wyrażała coś na kształt współczucia. Nie chciałem robić z siebie ofiary i niemal od razu pożałowałem, że w ogóle poruszyłem ten temat.


  Weszliśmy do galerii i rozpoczęliśmy oglądanie obrazów. W oczach Hayato dostrzegałem niemałe zainteresowanie, co sprawiło, że z większym zapałem zacząłem mu opowiadać o historii poszczególnych dzieł. Z szeroko otwartymi powiekami spijał każde słowo z moich ust, dzięki czemu czułem się niezwykle dowartościowany i szczęśliwy. Chciałbym, żeby patrzył na mnie w ten sposób już zawsze. Zupełnie jakbym był... kimś wyjątkowym. 


  Odwróciłem głowę, aby sprawdzić, czy zdołamy się dopchać do jednego z moich ulubionych obrazów i prawie natychmiast zamarłem. Ujrzawszy zgrabną blondynkę w towarzystwie ciemnowłosej koleżanki, postanowiłem jak najszybciej stąd spieprzać. 

  Zadzwoniłem do Keiko wczoraj popołudniu, aby powiedzieć jej, że nie dam rady iść z nią do tej galerii, ze względu na natłok pracy. Najwyraźniej postanowiła  przyjść tu z kimś innym. Cholera.


 - Chodź za mną - powiedziałem do Hayato i chwyciłem go za rękę. Przemierzaliśmy tłum w poszukiwaniu wyjścia. Miałem nadzieję, że Keiko nie zdążyła nas zauważyć.


  Udało nam się. Teraz tylko musiałem wytłumaczyć Hayato, dlaczego jak neandertalczyk wybiegłem z galerii sztuki, ciągnąc go na dodatek za sobą.


 - Co się stało? - Zapytał, marszcząc uroczo brwi.


  Westchnąłem.


 - Wczoraj powiedziałem Keiko, że nie mogę z nią iść do galerii, bo będę wtedy w pracy. No i przed chwilą zauważyłem ją w środku.


 - Ale dlaczego? Przecież powiedziałeś, że Keiko nie ma czasu, bo studiuje.


 - Powiedziałem również, że chciałbym iść tutaj właśnie z tobą - wypaliłem, spalając cegłę na mordzie.


  Nie odpowiedział, tylko mierzył mnie tym swoim stalowoszarym spojrzeniem.


 - Idziemy coś zjeść? - Zaproponowałem, wlepiając twarz w równe krawędzie chodnikowych kostek pode mną.


 - Pewnie, ale może puściłbyś już moją rękę, bo ludzie zaczynają się na nas dziwnie gapić.


  Odskoczyłem od niego jak oparzony. W myślach zwyzywałem swoją głupotę w tak brutalny sposób, że gdyby wyszło to na światło dziennie, pewnie dostałbym dożywocie. Nie, on WCALE się niczego nie domyślił. WCALE.


 - Chodźmy - mruknąłem zestresowany, po czym wyprułem do przodu, aby zająć pierwsze miejsce w maratonie wstydu.


  Doprowadziłem nas do takiej małej, niepozornej knajpki. Przez całą drogę nie odzywaliśmy się do siebie, wiadomo przez kogo. Usiedliśmy i złożyliśmy zamówienie, ograniczające się jedynie do dwóch piw Asahi.


 - A co tam u Yuichiego? - zapytał nagle, przerywając krępującą ciszę.


 - Wszystko w porządku poza tym, że z heroiny przeszedł na leki przeciwbólowe. Sielanka.


 - Żartujesz?! Ale jak...


 - Normalnie. Podpiął się do mojej apteczki, kiedy nikt nie widział. Nawet ja.


  Jego twarz wyrażała tak ogromne zdziwienie, że nawet nie przyszło mi do głowy, aby obarczać go jakąkolwiek winą. Znając życie Yuu wpieprzał wszystkie leki w nocy, kiedy miał do nich najłatwiejszy dostęp.


 - To dlatego byłeś wtedy na niego taki wkurzony?


 - Nie - odparłem, zastanawiając się, czy przypadkiem nie powiedzieć mu o sekretnym "związku" Akiry i Yuichiego. Uważałem, że ciężar trzymania takiej tajemnicy w pojedynkę był zbyt wielki, tylko tak naprawdę nie wiedziałem, której osobie mam się z tego zwierzyć. Zwykle ze wszystkimi tego typu sprawami od razu biegłem do Yuu. A może teraz też powinienem tak zrobić?


 - Rozumiem, że nie chcesz o tym rozmawiać  – skwitował, choć jego wzrok wydawał się być nieustępliwy.


 - Nie! To znaczy… Musisz mi obiecać, że nikomu o tym nie powiesz. To ważne.


  Jego rysy odrobinę złagodniały, ale mina pozostała poważna i skupiona.


 - Obiecuję.


 - No więc… Znamy się z Yuichim od podstawówki i… - Starałem się ostrożnie dobierać słowa, lecz przychodziło mi to z trudem. – Myślałem, że wiem już o nim wszystko, że znam go najlepiej ze wszystkich ludzi żyjących na tym świecie. Rozumiesz?


 - Chwilowo tak, ale wciąż nie wiem do czego zmierzasz.


 - Ja… Przyłapałem Yuichiego w sytuacji, w której na pewno by sobie nie życzył… widowni.


 - Czyli? – Hayato nie dawał za wygraną. – Takumi, jesteśmy dorośli, prawda? Nie musisz się krępować. Hmmm… „W sytuacji, w której na pewno by sobie nie życzył widowni”, czyli to musi chodzić o seks. Zgadłem, tak?


  Kiwnąłem głową na potwierdzenie.


 - Dobra. Idąc twoim tokiem rozumowania… To musiał być seks, albo w nietypowym miejscu, albo z nietypową osobą, ale pochodzącą z twojego kręgu znajomych.


 - Dobry jesteś – przyznałem, posyłając mu delikatny uśmiech.


 - Ostatnio wpadł mi do rąk egzemplarz „Przygód Sherlocka Holmesa”, więc wczuwam się w rolę. Naprawdę świetna książka.


 - Nie wiedziałem, że interesujesz się literaturą.


  Jego spojrzenie zmieniło się na trochę bardziej prowokacyjne.


 - Mój nowy szef zachęcił mnie ostatnio do czytania, ale przecież nie o tym mieliśmy mówić. No dobra… Chyba i tak nie jestem już w stanie nic innego wywnioskować. A może… Yuu robił to z mężczyzną czy kobietą?


 - On rżnął się z Akirą jak nienormalny! – Nie wytrzymałem. Powiedziałem to na szczęście dostatecznie cicho, aby nie wzbudzić zainteresowania innych osób w knajpie.


  Ku mojemu zdziwieniu Hayato nie wydawał się być aż tak zaskoczonym, jak się tego spodziewałem.


 - No i co mam ci powiedzieć? – zapytał po chwili namysłu. – On też jest dorosły i sam decyduje o tym, z kim będzie się pieprzył. Nawet, jeżeli ma ochotę zrobić to z mężczyzną, nie powinieneś go osądzać.


 - Spokojnie. Nie o to mi chodzi – zaprzeczyłem, upijając łyk piwa.


 - W takim razie nie rozumiem. Nie chodzi ci o jego… preferencje?


  Pokiwałem zrezygnowany głową.


 - Oczywiście, że nie! Sam jestem… biseksualny i niedawno powiedziałem o tym Yuichiemu. Szkoda tylko, że on tego nie zrobił… Myślałem, że możemy sobie ufać.


  Hayato oderwał wzrok od swojego półpełnego kufla.


 - Jesteś biseksualny?! Serio? – Jego nagły wybuch wywołał falę gorąca, która szybko spłynęła na moje policzki.


 - No… tak – powiedziałem zawstydzony. – Nie domyśliłeś się po… naszym spotkaniu w kuchni?


 - Zaprzeczałeś temu tyle razy, że nawet teraz ciężko mi w to uwierzyć. Po co ta cała szopka, co?


  No właśnie, po co? Najzwyczajniej nie miałem odwagi tego przyznać publicznie. Hayato pewnie będzie uważał mnie teraz za niezłego tchórza.


 - Kiedy powiedziałeś o tym Yuichiemu? – Zapytał, nie odrywając ode mnie wzroku.


 - Na imprezie u Akiry, kiedy siedzieliśmy w łazience – odpowiedziałem. – Wiesz… To była taka nasza mała chwila całkowitej szczerości. Prawdę mówiąc, od tamtej pory mieliśmy ich dosyć sporo, ale on żadnej z nich nie wykorzystał. Powiedz, dlaczego mój najlepszy przyjaciel mi nie ufa?


 - Może dlatego, że zraniłeś go już kilkakrotnie? Zdarzały się momenty, w których tak dosadnie podkreślałeś swoją orientację, że nawet ja sam, będąc gejem, zaczynałem mieć wątpliwości czy rzeczywiście powinienem się do tego przyznawać.


  Nerwowo odgarnąłem włosy z czoła, nie spuszczając z niego wzroku.


 - Masz rację, ale… Przecież w końcu mu o tym powiedziałem, prawda? A on? A on w pewien sposób wykorzystał moją chwilę szczerości, aby jeszcze bardziej zatuszować swoje kłamstwo!


 - Nazwałbym to raczej „niedopowiedzeniem” – odparł, zerkając na mnie karcąco. – Uważam, że musisz z nim o tym porozmawiać. To jedyne wyjście.


  Miał rację, chociaż nie do końca potrafiłem to sobie wyobrazić. „Hej, Yuu. Niedawno widziałem, jak Akira rżnął cię na zapleczu w studio nagraniowym. Jak było?”.


  Na szczęście żaden z nas nie podtrzymał już dłużej tego tematu, a sztywna atmosfera i krępująca cisza odeszły w zapomnienie.


***


  Wracaliśmy w nocy, idąc środkiem ulicy i śmiejąc się jak wariaci. Byliśmy w znakomitych nastrojach, do czego z całą pewnością przyczyniły się kolejne kufle piwa, które wypiliśmy niemal duszkiem. Tak, z pewnością zatrzymam tę chwilę w mojej pamięci na bardzo długo, bo jeszcze nigdy się tak dobrze razem nie bawiliśmy. Razem. Bez żadnych osób trzecich. Mogłem mieć Hayato wyłącznie dla siebie.


  Światło ulicznych latarni nienachalnie oświetlało jego alabastrową skórę, która wydawała się jeszcze delikatniejsza, niż pewnie była w rzeczywistości. „Pewnie”, ponieważ jeszcze nigdy nie miałem okazji jej dotknąć. Pragnąłem tego najbardziej na świecie.    


  Jego szare oczy błyszczały, a wargi układały się w niezwykły uśmiech, który był przeznaczony wyłącznie dla mnie. Chciałbym, żeby ta chwila trwała wiecznie. Tak bardzo… Przez myśl przemknęła mi wizja pierścionka zaręczynowego, niedbale spoczywającego na dnie szafy. Zadrżałem ze strachu.


 - Wszystko w porządku? – zapytał Hayato, obracając mnie ku sobie. Kiwnąłem głową, wskazując drzwi od klatki schodowej.


 - Chyba jesteśmy już pod twoim blokiem – odparłem, starając się ukryć smutny ton mojego głosu.


  „Nie zachowuj się jak zniewieściała pizda” – powtarzałem w myślach, ale miałem wrażenie, że w tej chwili nawet krzyk mojego „ojca-SS” nic by nie wskórał.


 - Chyba tak – powiedział. – Dziękuję za dzisiejsze popołudnie. Było świetnie.


  Czyżby on też posmutniał?


 - To ja dziękuję – zapewniłem z uśmiechem na ustach.


 - To dobranoc.


 - Dobranoc.


  Jednak wciąż staliśmy wpatrzeni w siebie. Promile zwodniczo krążyły po krwiobiegu, dlatego nawet nie zdałem sobie sprawy z tego, że coraz bardziej zbliżałem swoją twarz do twarzy Hayato.


 - Takumi, a co z Keiko iii…? – wyszeptał mój srebrnooki Książę tuż przed samym zwieńczeniem naszych długotrwałych spojrzeń.


 - Iii?


 - Nieważne – odpowiedział z wahaniem.


 - No właśnie.


 ***


  To był długi i bardzo przyjemny pocałunek w świetle księżyca. Żałowałem tylko, że na tym wszystko się skończyło. To nic. Mieliśmy jeszcze dwa miesiące. Całe dwa miesiące.


  Dzięki takim chwilom odzyskiwałem wiarę w przyszłość.