Ogłoszenia :)

Jest to blog yaoi, czyli o miłości męsko-męskiej. Jeżeli nie lubisz tego typu opowiadań, po prostu grzecznie opuść tego bloga, a Twoja psychika nie ucierpi w najmniejszym stopniu.

Skargi, groźby, zażalenia, pozdrowienia lub inne sprawy proszę pisać w komentarzach lub na adres mailowy: ostatnia.kropla.goryczy@gmail.com
Chętnie przeczytam :)



środa, 24 grudnia 2014

Rozdział XXII - "Hipokryzja"

Witajcie, kochani!!!! :)

Powracam po baaaaardzo długiej przerwie. Jestem wykończona, można by rzec "martwa" i naprawdę nie byłoby w tym krzytyny przesady. Sesja przede mną, więc jest jeszcze gorzej, ale postanowiłam, że przyda mi się trochę odpoczynku, dlatego dzisiaj zebrałam się w sobie i dokończyłam już dawno temu zapowiadany rozdział.
Ostrzegam, że jest bardzo krótki i dosyć zwyczajny, ale chciałam go wstawić właśnie dzisiaj - w ten piękny i cudowny dzień :D Mam nadzieję, że spędzicie go w ciepłym rodzinnym gronie, bo to chyba jest najważniejsze ;))
Chciałam Wam życzyć wszystkiego co najlepsze, spełnienia najskrytszych marzeń, przyjaciół (ostatnio poznałam prawdziwe znaczenie tego słowa), duuuuuuuużo miłości, bo to właśnie ona sprawia, że dostrzegamy cokolwiek poza jałową codziennością, spokoju i harmonii w życiu osobistym, no i sukcesów we wszystkich dziedzinach życia, bo nic tak nie motywuje do dalszej egzystencji. Bądźcie silni i niezwyciężeni! :D Nie zapominajcie też o moim blogu, tak jak ja nie zapomniałam o Was :)
Trzymajcie się ciepło.

Pozdrawiam
A.M.
**************************************************************************


 

  To był naprawdę okropny wieczór. Nie dość, że martwiłem się stanem zdrowia Ayako, to jeszcze chyba na dobre pokłóciłem się z Yuu. Powiedziałem tak wiele chamskich i niepotrzebnych rzeczy… Ehhh… Pragnąłem go jak najszybciej przeprosić, chociaż w głębi duszy wątpiłem, żeby to wystarczyło.

  Naprawdę nie chciałem, żeby w taki sposób się o nas dowiedział. Z Takumim spotykaliśmy się dopiero od dwóch tygodni, więc nie wiedziałem nawet czy traktować to wszystko na poważnie. Umawialiśmy się i rozmawialiśmy przez długie godziny, nic poza tym. Tamtego wieczoru jednak po raz pierwszy odrobinę nas poniosło. Odrobinę. Nie miałem pojęcia, że to wszystko skończy się tak niefortunnie.

  Takumi został w szpitalu. Powiedział, że zadzwonił już do rodziców Ayako i wyjaśnił im wszystko. Postanowili przyjechać do Japonii jak najszybciej się da. Pozytywna nowina jednak go nie uspokoiła i w żadnym razie nie odwiodła od czuwania przy łóżku Ayi przez całą noc. Nawet, gdy powiedziałem mu o zniknięciu Yuichiego, wzruszył tylko ramionami i burknął coś o tym, że na pewno wrócił do domu. Ja niestety nie byłem tego taki pewny, więc wziąłem klucze do mieszkania Taku i postanowiłem to osobiście sprawdzić.

  Niestety nikogo w nim nie zastałem.

***

  Obudziłem się na kanapie Takumiego, mając na sobie pomięty, wczorajszy T-shirt oraz jeansy. Nie miałem pojęcia, kiedy dokładnie zasnąłem, bo stało się to tak nagle... Czując ogromne wyrzuty sumienia, postanowiłem czekać na Yuichiego przez całą noc. Naprawdę miałem nadzieję, że wróci, ale najwyraźniej przepadł na dobre. Taku także nie pojawił się w mieszkaniu.

  Podniosłem się ociężale, a następnie spojrzałem na zegarek w komórce.

 - Kuźwa! – Wypaliłem, widząc na ekranie zgrabną siódemkę, która bezlitośnie oznajmiła mi, że Akira przy najbliższej okazji zedrze ze mnie skórę. Bardzo nie lubił spóźnialskich, szczególnie kiedy miał zły dzień, albo nawdychał się za mało koki.   

  Nie mogłem iść jednak do biura w zwyczajnych ciuchach, dlatego wpadłem do pokoju Taku i wyciągnąłem odpowiednie rzeczy z szafy. Ubrałem się szybko w odrobinę przyciasne ubrania, a na niewielkiej, biurowej karteczce nakreśliłem szybko: „Pożyczam garnitur. Zwrócę go wieczorem. H.”. Następnie, jak szalony wypadłem z mieszkania, zapominając nawet zamknąć drzwi na klucz.

***

 - Panie Nakamura, czy ma pan mi jeszcze coś do powiedzenia?

  Zadrżałem, gdy skórzany koniec szpicruty dotknął mojego policzka, po czym zsunął się po szyi i dalej, ku rozpiętej koszuli.

 - Takie zachowanie jest absolutnie niedopuszczalne. Pół godziny spóźnienia… Zawiodłem się.

  Nagłe smagnięcie sprawiło, że poczułem ból w okolicy sutka. Z moich nabrzmiałych warg wyrwał się cichy jęk.

 - Niedobrze, Hayato. Przecież nie pozwoliłem ci się odezwać, prawda?

  Klęczałem na podłodze tuż przed fotelem Akiry, ze związanymi z tyłu rękami. Było mi na przemian zimno i gorąco. Bałem się. Przecież w każdej chwili ktoś mógł wejść do gabinetu.

  Kolejne uderzenie. Zacisnąłem zęby, co stłumiło zbierający się w gardle krzyk. Nie miałem odwagi na niego spojrzeć, choć i tak doskonale wiedziałem, jaki obraz ukaże mi się przed oczami. Twarz czerwonowłosego demona o surowym, bezwzględnym spojrzeniu. Tak. Twarz mojego nowego Pana.

 - Nagle odjęło ci mowę? – Akira chwycił mocno za moją szczękę, po czym pociągnął mnie w swoją stronę. Omal nie straciłem równowagi. – Może uraczysz mnie jeszcze jakimś wytłumaczeniem? Autobus się spóźnił? Zaspałeś? Nie obchodzi mnie to.

  Jego szczupłe palce zacisnęły się jeszcze mocniej, wszelkie próby wyrwania się spełzły na niczym.

 - Już mówiłem, panie – udało mi się wydusić. – Ayako trafiła do szpitala i…

 - O ile wiem, jest to wyłącznie zmartwienie Takumiego. Wyjaśnij mi więc, co TY tam robiłeś?

 - Pomagałem… szukać Yuichiego.

 - Doprawdy? – Powiedział, uśmiechając się do mnie niemal czule.

 - Tak, panie.

  Odetchnąłem z ulgą, gdy w końcu zabrał dłoń z mojej twarzy. Już prawie nie czułem szczęki.

 - I co? Udało ci się go znaleźć? – Zapytał, przeszywając mnie wzrokiem. Poczułem dreszcze na całym ciele.

 - Niestety nie, panie.

  Zaśmiał się cicho, po czym wymierzył mi kolejny raz szpicrutą. Spojrzałem w dół, na swoją pokrytą czerwonymi pręgami klatkę piersiową i… poczułem niewyobrażalną satysfakcję. Wszystkie jego uderzenia podniecały, dzięki nim czułem się spełniony.

 - Od czego by tutaj zacząć… - mruknął, zerkając na mnie prowokacyjnie. – Może…

  Jedną ręką rozpiął swój rozporek, a drugą chwycił mnie za włosy i przybliżył do swojego krocza. Uśmiechnąłem się na widok prężącej się przede mną męskości.

 - Podoba ci się? – zapytał Akira, po czym przybliżył moją głowę jeszcze bliżej swojego członka. – Rób więc to, do czego jesteś stworzony.

  Tak. Taki właśnie byłem. Do tego nadawałem się najlepiej.

  Niemal natychmiast objąłem go ustami. Poczułem dłonie Akiry na  włosach, które zaczęły nadawać tempa moim ruchom.

 - Jesteś cudowny, ale wiem, że potrafisz głębiej…

  Nagły dźwięk tym razem biurowego telefonu przerwał nam nasze igraszki.

  Z gardła Akiry wyrwał się rozdrażniony jęk, a dłoń jeszcze mocniej docisnęła moją głowę. Omal się nie zadławiłem i cudem powstrzymałem mdłości.

 - Co jest?! – warknął do słuchawki. – Przecież mówiłem, że nie wolno mi przesz…

  Zamilkł nagle, a na jego twarzy pojawił się iście szatański uśmieszek.

 - Rozumiem… Tak, tak niech wejdzie. Ochrona? Nie, nie będzie potrzebna. Wyłamał drzwi? To niech wstawią nowe, nie widzę problemu. Tak, na pewno nie będzie potrzebna – oznajmił, po czym odłożył telefon na miejsce.

 - Wejdź pod biurko, bo zaraz będziemy mieli gościa – rozkazał, uśmiechając się zmysłowo. – Tylko nie przerywaj swojej pracy, bo inaczej spotka cię kara.

  Zgodnie z poleceniem wsunąłem się we wnękę pod ogromnym biurkiem, choć spętane ręce skutecznie ograniczały moje ruchy. Zrobiłem to właściwie w ostatniej chwili, bo nagle drzwi otworzyły się z łoskotem i…

 - Oddawaj Yuichiego, padalcu, ćpunie, degeneracie!

  … do pomieszczenia weszła ostania osoba, której mogłem się spodziewać.

 - Ja też bardzo się cieszę, że cię widzę, Takumi  – powiedział Akira, przyciągając mnie pod stołem do swojego członka. – Co tam u ciebie słychać? 

  Kompletnie mnie sparaliżowało. Podniecenie zmieszało się ze strachem o to, że nasza tajemnica wyjdzie na jaw. Ciekawe jakby zareagował Takumi, gdyby… Nie! Nie mógł się dowiedzieć!

 - GDZIE. JEST. YUICHI?! – Takumi był wściekły. Miałem wrażenie, że zaraz rozszarpie Akirę na strzępy.

 - Może najpierw usiądziesz i na spokojnie porozmawiamy? Twoje neandertalskie wrzaski ci nie pomogą, a ja powoli zaczynam tracić cierpliwość – odparł Akira stoickim tonem.

  Myślałem, że to jeszcze bardziej rozjuszy Takumiego, ale po chwili usłyszałem skrzypnięcie krzesła. Usiadł. Teraz dzieliła nas już tylko cienka ścianka biurka, zaledwie kilka centymetrów… Zrobiło mi się niedobrze, a na nagich plecach poczułem spływające kropelki potu. Nie wiedziałem co robić, w szczególności, że ręka Akiry coraz mocniej dociskała moją głowę. W końcu uległem.

 - Grzeczny chłopiec – powiedział Akira. Nie wiedziałem czy te słowa skierowane były do mnie czy do Takumiego.

 - Chciałem się tylko dowiedzieć czy już mam szykować wiązankę na grób mojego zaćpanego przyjaciela czy jeszcze mogę się wstrzymać – warknął Takumi, a ja usłyszałem, jak nerwowo uderza butem w ścianę biurka.

 - Skarbie, nie jestem potworem – odpowiedział mu Akira. – To, że Yuichi chwilowo u mnie mieszka nie oznacza, że bierze udział w we wszystkich „narkoparty” i orgiach… No, może z wyjątkiem tych drugich.

  Akira wiedział na co się pisze, bo natychmiast odsunął mnie od siebie i dyskretnie zapiął rozporek. Tak jak się można było tego spodziewać, Takumi ze zwinnością lekkoatlety przeskoczył przez biurko i rzucił się na niego i razem z krzesłem przewrócili się na ziemię.

  Instynktownie wsunąłem się jeszcze bardziej w głąb biurka, choć nie sądziłem, żeby Taku mnie zauważył. Był bardziej zajęty spuszczaniem Akirze prawilnego wpierdolu.

 - Ktoś tu jest zazdrosny… - zasugerował Akira kpiarskim tonem.

  Wychyliłem się lekko, aby sprawdzić co się dzieje. Takumi siedział okrakiem na Akirze, trzymając go jedną ręką za przód koszuli, a drugą zwiniętą w pięść dotykał jego brody. 

 - Nie wiedziałem, że też lubisz takie zabawy… Tylko uważaj, żeby przypadkiem ci nie stanął, bo byłoby trochę niezręcznie.

  Uderzenie. Zamiast zdławionego jęku usłyszałem jednak śmiech, który przenikał w głąb mojego ciała i wprawiał je w psychopatyczne konwulsje.

 - Mam nadzieję, że zdążyłeś się wyżyć, bo zaczynasz mnie już trochę nużyć.

  Po chwili wykonał kilka szybkich ruchów i sytuacja zupełnie się odwróciła. Wbrew woli Takumiego zamienili się miejscami, a z jego gardła wydał się przeciągły jęk.

 - Puszczaj! – Warknął, próbując się wyrwać.

 - Dobrze, ale najpierw wysłuchasz, co mam do powiedzenia.

  Takimi znowu zaczął się wyrywać, czym wywołał tylko uśmiech na twarzy Akiry.

 - Nie ruszaj się, bo zrobię ci krzywdę, a tego bym nie chciał. A teraz słuchaj. Yuichi sam do mnie zadzwonił, więc to raczej nie do mnie powinieneś mieć pretensje. Ja w przeciwieństwie do NIEKTÓRYCH nie uprowadzam swoich przyjaciół i nie przetrzymuję ich w łazience.

 - Ja nie…

 - Ciiii… Bądź cicho, kochanie. Teraz ja mówię. O czym to… No właśnie! Yuichi przebywa u mnie dobrowolnie i może wyjść kiedy tylko zechce. A co najważniejsze nie ma dostępu do żadnych narkotyków. Spokojnie, zadbałem o to.

  Takumi zrobił zdziwioną minę.

 - Mówisz poważnie? – zapytał, łagodniejszym tonem.

 - Ja zawsze mówię poważnie – odparł Akira, nachylając się nad nim jeszcze bardziej. – Yuichi jest u mnie bezpieczny.

 - Jesteście razem? Widziałem jak…

 - Wiem, ale to nic nie znaczy. I nie, nie jesteśmy.

  Usłyszałem westchnienie ulgi, które wydobyło się z ust Takumiego.

 - To dlaczego… Dlaczego Yuichi nie chce ze mną dalej mieszkać?

 - Odpowiedź jest bardzo prosta…

 - Co masz na myśli? – zapytał skonsternowany.

  Akira westchnął i oswobodził Takumiego. Z sobie tylko znaną gracją, otrzepał dystyngowanie garnitur i zszedł z mojego pola widzenia. Takumi podniósł się z podłogi i zrobił to samo.

  Usłyszałem skrzypnięcie otwieranych drzwi.

 - To jaka jest w końcu odpowiedź? – dopytywał Takumi.

 - Ehhh… Po prostu jesteś idiotą, Taku. Przemyśl to dobrze.

 - Ale co…?

  Drzwi zatrzasnęły się z łoskotem, któremu zawtórował dźwięk przekręcanego klucza. Adrenalina gwałtownie opadła i poczułem się zmęczony. Nienawidziłem stresujących sytuacji.

  Usłyszałem zbliżające się kroki, więc wysunąłem się spod biurka. Akira spoglądał w moją stronę czule, a ja odwzajemniłem to spojrzenie. Miał rozciętą wargę, ale i tak prezentował się bardzo elegancko.

 - Dlaczego mi nie powiedziałeś, że Yuu mieszka u ciebie? – zapytałem lekko obrażonym tonem.

  Czerwonowłosy demon zbliżył się do mnie, po czym ujął moją twarz w obie dłonie. Zadrżałem i westchnąłem ciężko.

 - Ponieważ nie pytałeś – odpowiedział, a następnie przywarł do mnie w namiętnym pocałunku. Metaliczny smak rozpłynął się po moich ustach.

***

  To był naprawdę męczący dzień. Właśnie wracałem z pralni, gdyż musiałem odebrać z niej garnitur Takumiego. Na szczęście nie udało mi się go zniszczyć, czego przyczyną było pewnie to, że miałem go dzisiaj na sobie zaledwie dwie godziny.  

  Powoli zbliżałem się do bloku, w którym mieszkał Taku. Na ulicach panował nieprzeciętny ruch, chociaż pogoda była koszmarna. Mroźny wiatr silnie dął, zrywając kapelusze z głów zabieganych Japończyków, wyrywając z ich rąk gazety oraz wyginając kolorowe parasolki. Zaczynałem żałować, że nie zdążyłem  jeszcze kupić jakiegoś ekwipunku zimowego, bo było mi przeraźliwie zimno, mimo ciepłej kurtki, którą miałem na sobie.

  Z uczuciem ulgi wszedłem do ciepłej klatki schodowej i w ramach rozgrzewki wbiegłem na odpowiednie piętro. Zdyszany zadzwoniłem szybko do drzwi, a następnie czekałem ze zniecierpliwieniem. Miałem okropnie wyrzuty sumienia z powodu dzisiejszej sytuacji z Akirą. Nie powinienem się już z nim dłużej spotykać, skoro zależało mi na Takumim. A zależało, nawet bardzo.

  Usłyszałem szczęk zamka i nagle drzwi stanęły przede mną otworem… razem z drobną sylwetką Keiko, ubraną dokładnie w tę samą koszulę, co kiedyś Ayako.

 - Cześć, przystojniaku – powiedziała z uśmiechem, tworzącym niewielkie dołeczki w jej zaróżowionych policzkach. Taaaak… Z pewnością właśnie skończyli grać z Takumim w Scrabble. Na pewno.

 - Keiko! Co ty wyrabiasz?! – Z głębi mieszkania usłyszałem głos wściekłego Taku, który zbliżał się do nas zapinając w międzyczasie spodnie. Na mój widok zamarł.

 - Przy… przyniosłem garnitur – odparłem, wręczając zafoliowany wieszak Keiko. – Śpieszę się, cześć!

  Z dziwnym uczuciem w klatce piersiowej odwróciłem się na pięcie, z zamiarem szybkiego wyjścia z  budynku. Czegoś takiego nie czułem chyba nigdy dotąd. Zupełnie jakby ktoś uderzył mnie pięścią w brzuch i zawiązał pętlę na szyi. Można było powiedzieć, że dusiłem się… mentalnie.

  Moje zamiary zostały powstrzymane przez dłoń Takumiego, która silnie zacisnęła się na mym przedramieniu, uniemożliwiając dalsze ruchy.

 - Poczekaj, Hayato! Musimy chwilę porozmawiać.

  Zatrzymałem się i odwróciłem w jego stronę. Stwierdziłem, że nie będę robił żadnych scen, żeby nie pokrzyżować mu planów. Poza tym, czy miałem prawo w ten sposób reagować? Przecież już kilkakrotnie wmawiałem sobie, że nasze spotkania nie mają najmniejszego znaczenia, po czym jak ostatni kretyn pędziłem do Akiry. Aż do teraz. Dziwne uczucie…  

   Taku szepnął coś do Keiko, a ta tylko pokiwała z uśmiechem głową, po czym udała się do innego pokoju, zostawiając nas samych. Na szczęście wydawała się zupełnie nieświadoma powagi całego zajścia.

 - Jesteś zły, prawda? – mruknął, odprowadzając ją wzrokiem. Westchnął ciężko, po czym odwrócił się w moją stronę.

 - Może – odparłem cicho.

 - Przepraszam – powiedział z miną pełną żalu i cierpienia. - To NIC nie znaczy, naprawdę. Ja po prostu… muszę. Nie wiem już co mam robić… Co wybrać…

  Rozumiałem Takumiego, ale mimo to jakaś część mnie nie potrafiła zaakceptować zaistniałej sytuacji. Ehh… Byłem strasznym hipokrytą. Przecież tak właściwie robiłem to samo, tylko w mniej jawny sposób. Czy tak naprawdę wolałbym nie wiedzieć, że Taku spotyka się z Keiko? Możliwe, aczkolwiek może wtedy wyzbyłbym się tego dziwnego uczucia, które teraz dusiło mnie od środka.

  Poczułem dłonie Taku na ramionach. Stanął przede mną i patrzył na mnie w tak przejmujący sposób, że miałem ochotę go objąć. Stałem jednak nieruchomo i wsłuchiwałem się w rytm jego serca, które kołatało wściekle.

 - Jesteś… - zaczął, jednak po chwili się zawahał.

 - Jaki?

  Cały drżał, podobnie jak i ja. Powietrze wokół nas zrobiło się niezwykle ciężkie i wilgotne. Było mi duszno, a mój oddech wydawał się coraz płytszy.

 - Jesteś dla mnie… najważniejszy – powiedział, zbliżając się do moich ust.

 - Ty dla mnie też. - Usłyszałem czyjś głos za swoimi plecami.

  Odwróciłem się gwałtownie i ujrzałem Yuichiego. Był blady i ledwo trzymał się na nogach, ale i tak podszedł do nas wolnym, stanowczym krokiem.

 - Przyszedłem po rzeczy. Dajcie mi sekundę.

 - Yuichi! Poczekaj! – Krzyknął nagle Takumi.

 - Akira czeka na mnie na dole – wycedził przez zęby Yuu, nie racząc mnie ani jego najmniejszym spojrzeniem.

  Ledwie pamiętałem to, co zdarzyło się później. Ckliwa scena w jednej chwili zmieniła się w prawdziwą masakrę. Takumi rzucił się za Yuichim, lecz ten odepchnął go od siebie. Zaczęli się szamotać w korytarzu, stłukli wazon i chyba coś jeszcze. Przerażona Keiko wyszła z pokoju i zaczęła krzyczeć, a ja starałem się ich jakoś rozdzielić. Bezskutecznie.

  Nie wiem jakim cudem, ale w końcu wszyscy z wyjątkiem Keiko wylądowaliśmy na komisariacie w osobnych celach. W dodatku byliśmy skazani na oglądanie rozbawionej twarzy Akiry, który zastanawiał się, za którego z nas wpłacić kaucję.

  To był naprawdę okropny wieczór…


niedziela, 5 października 2014

Nie, to nie jest to, na co liczycie :/

Witajcie :)

Wasza Akihita rozpoczęła studia stomatologiczne i już na samym początku ma istny ZAPIERDOL.
Serio. Jest tragicznie :( Na wtorek muszę się nauczyć 130 stron z anatomii, a co dopiero inne przedmioty :(

Miałam bardzo ambitny plan, a mianowicie: "napiszę sobie kilka rozdziałów we wrześniu i będę je tylko później wstawiać". Takie miałam zamiary, ale niestety nic z tego nie wyszło :/ Nie wiedziałam, że szukanie mieszkania, przeprowadzka i kupowanie materiałów na studia zajmą mi tyle czasu :/ Ehhh...

Nowego rozdziału mam 3 strony i jeśli się jakimś CUDEM ogarnę na tych studiach to postaram się go skończyć. Bloga oczywiście nie zawieszam, ale obawiam się, że rozdziały będą wstawiane bardzo rzadko (szczególnie przez pierwszy semestr).

Wszystkie Wasze komentarze pod poprzednim postem czytałam z wielkim uśmiechem na ustach. Laire, Lycoris, i Xavery - leczcie się :P Dziękuję za Wasz SPAM WSZECHŚWIATA :) Był po prostu... obłędny :P Pozostałym czytelniczkom także dziękuję za wszystkie opinie, zażalenia i słowa otuchy :) Wszystkie jesteście kochane <3   

Czas już niestety wracać do nauki :/ Czeka mnie noc z biostatystyką i biofizyką <3 (Ja pierdolę, kurwa mać). Nie zapominajcie o moim blogu i wpadajcie co jakiś czas, bo może coś się pojawi :)

Pozdrawiam

A.Mori



piątek, 29 sierpnia 2014

Rozdział XXI - "Przegrany"

  Witajcie!

  Wybaczcie opóźnienie, ale kompletnie nie miałam czasu... na nic xD Przeżyłam Woodstock (z małym urazem psychicznym, ale podejrzewam, że nie wpłynie on znacząco na jakość moich rozdziałów), byłam na wakacjach z chłopakiem, a do tego koleżanka wyciągnęła mnie na Zlot Nocnych Łowców do Poznania :P Bieganie w stroju nocnego łowcy po całym mieście było nawet zabawne xD Do tego wszystkiego doszły ciągłe wizyty u lekarza :/ Przez te cholerne badania lekarskie prawie nie przyjęli mnie na studia. Grrr... Teraz muszę tylko załatwić sobie książeczkę sanepidowską (kolejne badania) i zrobić trzy szczepionki na WZW xD Świetnie :P

  Rozdział udało mi się napisać częściowo wczoraj i dzisiaj (skończyłam 10 min temu), ale ważne, że już jest, a ja mam spokój na kolejny miesiąc :P No dobra ;P Tylko żartowałam. Moje wyjazdy już definitywnie dobiegły końca, więc będę siedzieć w domu i pisać :P

  Dark Night: "Seksów" niestety nie ma, ale postaram się to nadrobić w następnym rozdziale :D Moja niewyżyta psychika także cierpi z tego powodu :P

  Mayumi: Co do sekretów - masz rację :D Będzie mała rzeźnia, w szczególności, że moim nowym hobby stało się komplikowanie życia bohaterów :D

  Xavery: Nawet nie wiesz, jak się uśmiałam, czytając Twój komentarz :D Popieram wszystkie twoje pomysły, a w szczególności ten z bacikiem w rękach mojego chłopaka (chociaż w sumie chyba wolałabym na odwrót :P)

  Nyu-chan Lucy: Chciałaś Yuichiego - masz! 

  Rosalie Black: Niedawno zdałam sobie sprawę, że jesteś moją pierwszą czytelniczką. Dzięki, że tyle wytrzymałaś :P Następnym razem dodam 20 powiadomień :P Dla pewności :)

  Lycoris: Dziękuję za Twój wyczerpujący komentarz (który w żadnym razie nie jest bezsensowny). Wszystkie uwagi czytelników biorę sobie do serca, dlatego lubię kiedy piszą o tym, co im się podoba, a co nie :) Podejrzewam, że po tym poście jeszcze bardziej "znielubisz" Hayato, ale to dobrze, bo według ankiety, którą robiłam jakiś czas temu, miał on najwięcej głosów w kategorii: "mój ulubiony bohater". Tej postaci przyda się odrobina konstruktywnego "hejtu". Co do Akiry... Jako autorka opowiadania muszę przyznać, że sama go uwielbiam :) Nie zdradzę jednak, co mam zamiar z nim dalej zrobić :) P.S. Uwielbiam cynamonowe ciasteczka, więc Twoja groźba jeszcze bardziej podsyciła moje psychopatyczne instynkty :P Mam nadzieję, że Cię nie zawiodłam (to tylko JEDEN dzień spóźnienia) :P 

  Gorąca prośba dla WSZYSTKICH!!! KOMENTUJCIE!!! Nie mogę narzekać na ilość odwiedzin na blogu, bo jest ich całkiem sporo, ale... niestety frekwencja jest dosyć niska :(((

  Pozdrawiam :)
  Akihita

  P.S. Istnieje możliwość powiadamiania o nowych rozdziałach na gg albo mailowo :P  Chętni niech piszą na maila: ostatnia.kropla.goryczy@gmail.com

********************************************************************************




  Bardzo chciałem zobaczyć swoją minę, gdy oznajmiłeś mi, że mogę wyjść z Ayako na miasto. Byłem zdziwiony twoim łagodnym spojrzeniem i westchnieniem, które znając ciebie, oznaczało coś w rodzaju „A idź w pizdu!”. Po prawie dwutygodniowym areszcie łazienkowo-salonowym za potajemne ćpanie prochów przeciwbólowych, myślałem, że sczeznę z nudów, leżąc na zimnych kafelkach w otoczeniu małych, szarych robaczków. Chyba jesteś świadomy, że to świństwo na dobre zadomowiło się w twojej łazience, prawda? Nieważne. 

  Chciałem jak najszybciej wyjść na zewnątrz, gdyż zamknięty w czterech ścianach, powoli zaczynałem wariować. Byłem tak zdesperowany, że postanowiłem sięgnąć po moją ostatnią deskę ratunku, a mianowicie Ayako, która ostatnimi czasy stała się dla mnie niezwykle życzliwa. Ja dla niej również, dlatego muszę ją przeprosić za to niefortunne sformułowanie. Jej akurat nikt nie miał prawa nazwać „deską”.

  Jedziemy do centrum miasta. Metro jest tak zatłoczone, że po raz kolejny zaczynam żałować swoich idiotycznych decyzji. Przecież pieniądze odłożone na kurs prawa jazdy uległy kilka lat temu cudownej przemianie w cały arsenał strzykawek z heroiną. Podobny los spotkał kasę, którą rodzice wysłali mi na opłacenie studiów, dlatego zawsze podczas comiesięcznej rozmowy telefonicznej muszę udawać, że jestem już na trzecim roku architektury wnętrz. Nie ma chwili w moim nędznym życiu, żebym choć na chwilę przestał sobą gardzić. Wyrzuty sumienia są tak wielkie, że czasami odechciewa mi się żyć, a to właśnie na takie myśli najlepszym lekarstwem jest heroina. Dzięki niej, na sekundę odrywasz się od swoich problemów i porażek, sprawiasz, że przestają istnieć. Do czasu, kiedy znowu musisz wstrzyknąć sobie to gówno, aby nie sięgnąć po sznurek. Przy takich opcjach wybór wydaje się oczywisty.

  Poświęcając czas na rozmyślania, niemal natychmiast tracę całą radość z odzyskanej wolności. Przez głowę przechodzi mi pewna myśl... Z pozoru niewinna, lecz tragiczna w skutkach. Ehh… Podobno nałogowcy nigdy nie myślą o konsekwencjach. Czy to znaczy, że zaczynam… zdrowieć? Albo po prostu nie chcę żebyś się znowu smucił z mojego powodu. Naprawdę nie zasługuję na miano twojego najlepszego przyjaciela, Taku. Przepraszam.

 - Yuu!!! – Słyszę przeciągły jęk Ayako, skierowany wprost do mojego ucha. – Jeżeli w tej chwili nie ruszysz tyłka i nie wysiądziesz z tego przeklętego metra, to spotka cię przykry los Mufasy z „Króla lwa”. Uwierz mi, że nie będę płakać, bo nie mam zamiaru wracać do domu z rozmazanym makijażem.

  Spoglądam na nią oszołomiony, intensywnie mrugając. Ona niestety kiwa tylko głową ze zrezygnowaniem, po czym chwyta mnie za rękę i ciągnie ze sobą. Jestem zmuszony poddać się jej woli.

  W końcu naszym oczom ukazuje się miejski krajobraz, pełen „oczojebliwych” neonów, billboardów i gigantycznych wieżowców, których czubki niemal zatapiają się w warstwie kłębiastych chmur.

  Ayako staje przede mną i chwyta mnie za poły skórzanej kurtki.

 - Posłuchaj. Wiesz, że Taku nałożył nam godzinę policyjną, więc jeśli mamy odpowiednio wykorzystać ten czas to niestety musimy współpracować. Sam nie mógł iść z nami, bo ma jakieś nadgodziny w pracy czy coś podobnego. Wyjaśnił ci zasady, prawda?

 - Tak – potwierdzam. – Wspominał coś o odrąbaniu głowy łopatą…

 - Dobrze – mówi z uśmiechem. – Zawsze ceniłam jego wyszukane metody wychowawcze. Trzymamy się razem, tak?

 - Dokładnie. Podobno masz mnie nawet odprowadzać do toalety…

 - Muszę to jeszcze przemyśleć… Chodźmy.

  Dopiero teraz uświadamiam sobie, że jesteśmy w Shibuyi, co wiąże się bezpośrednio ze spędzeniem całego wieczoru w sklepach. Wchodzimy do jednego z większych centrów handlowych -  Shibuya Hikarie i zaczynamy podróż po wszelkich możliwych butikach. Ayako trochę na siłę próbuje zwrócić moją uwagę i zaciekawić mnie czymkolwiek. Jej starania osiągają mierny efekt, ale i tak jestem jej wdzięczny. Ostatecznie odwiedzamy też sklep z grami komputerowymi, w którym spędzamy ponad godzinę na graniu w Kinect Sport. Niestety ze względu na podejrzliwe spojrzenia ochrony, musimy zwolnić miejsce, aby dać szansę innym na wypróbowanie tej gry.

 - Dobrze się czujesz? – Pytam Ayako, gdyż martwi mnie niezdrowy odcień jej cery.

 - Tak – odpowiada, choć i tak wiem, że kłamie.

  Siedzimy w niewielkiej kawiarni, spokojnie sącząc herbatę.

 - Muszę do toalety – mówi, po czym gwałtownie podnosi się z miejsca. Wstaję razem z nią. Wygląda tak mizernie, że mam ochotę osobiście zanieść ją do łazienki.

 - Nie… Zostań! – Rozkazuje, przyciskając dłoń do ust.

 - Ale…

  Nie zdążam dokończyć, gdyż Aya zgina się wpół i zaczyna wymiotować na posadzkę, utworzoną z białych kafelków. Podbiegam do niej i chwytam ją mocno w talii. Jej ciało staje się coraz cięższe, a głowa zwisa bezładnie ku dołowi.

  Czuję na sobie spojrzenie przypadkowych gapiów. Serce wali mi jak oszalałe a mięśnie ramion i nóg drżą, uniemożliwiając mi utrzymanie całkowicie stabilnej pozycji.

 - Pomocy! – Krzyczę przerażony. Ayako spoczywa w moich ramionach całkowicie nieruchoma, na szczęście czuję na dłoni jej płytki oddech. – Niech ktoś wezwie karetkę!

  Moje słowa nie przynoszą jednak spodziewanych rezultatów. Przeklęte zjawisko braku indywidualnej odpowiedzialności w tłumie ludzi. Widzę, jak poszczególne osoby spoglądają na siebie z ciekawością, czekając aż któraś z nich odważy się sięgnąć po komórkę i wybrać odpowiedni numer. Postanawiam zmienić taktykę.

 - Ty! W różowym swetrze! – Zwracam się do niskiej brunetki, która stoi nieopodal. – Możesz wezwać pomoc?

  Reakcja jest natychmiastowa.

  Ostrożnie kładę Ayako na podłodze, uważając żeby nie uderzyła się w głowę. Nagle zamieram, wpatrzony w cienką siatkę wystającą spod jej niebieskich włosów. Peruka?! Co się tutaj do jasnej cholery dzieje?

  Wyciągam z kieszeni komórkę i drżącą dłonią wybieram numer do ciebie. Błagam, odbierz! Naprawdę nie wiem co robić! Niestety włącza się tylko poczta głosowa. Nie pozostaje mi nic innego jak czekanie na pogotowie.

***

  Siedzę na poczekalni w jednym z tokijskich szpitali. Jakimś cudem udało mi się przekonać ratowników o moim rzekomym pokrewieństwie z Ayako, dlatego mogłem towarzyszyć jej w karetce i szybciej dotrzeć na miejsce. Czekam tu już od godziny, trzymając w dłoni błękitną perukę, ale nikt z personelu nie zwraca na mnie najmniejszej uwagi.

  Wciąż nie odbierasz, choć wykonałem już dziesiątki połączeń. Nawet nie wiesz, jak bardzo jestem na ciebie wściekły. Myślę, że musiałeś już wcześniej wiedzieć o chorobie Ayako, ale z jakiś niezrozumiałych powodów nie zamierzałeś mnie o niej poinformować. Jak mogłeś zachować się tak idiotycznie?! Przez te wszystkie tajemnice i niedomówienia nie mogłem udzielić lekarzowi najmniejszej informacji! Kocham cię, ale tym razem przegiąłeś.

 - Przepraszam, czy to pan jest krewnym Ayako Iwahary?

  Instynktownie zrywam się z miejsca na widok lekarza w białym kitlu.

 - Taaak – mówię niepewnym głosem. – Jak się czuje…?

 - Jest pan mężem?

 - Kuzynem.

  Lekarz wzdycha cicho.

 - A ma pan kontakt z bliżej spokrewnioną osobą? Małżonkiem, albo…

 - Niestety, Ayako nie jest zamężna. Nie mogę panu pomóc.

 - Hmmm… Panna Iwahara jest nieprzytomna i nie upoważniła nikogo do udzielenia informacji o stanie jej zdrowia, więc mam obowiązek zrobić wyjątek. Proszę za mną do mojego gabinetu.

***

 


  Wracam do twojego mieszkania, gdyż lekarz polecił mi, żebym spakował najpotrzebniejsze rzeczy Ayako i przyniósł je do szpitala, zanim się obudzi. Jestem zbyt wstrząśnięty, aby zwracać uwagę na otoczenie. Ja po prostu… nie mogę uwierzyć. Gdybym tylko wiedział wcześniej… No właśnie, i co bym wtedy zrobił? Ćpałbym mniej? Wątpię.

  Zdyszany docieram do odpowiedniego budynku, a następnie rozpoczynam mozolną wędrówkę po schodach. Takumi ma wrócić do domu o dwudziestej drugiej, podobnie z resztą jak i my, dlatego z torebki Ayako wyjmuję pęk kluczy.

  Staję przed drewnianymi drzwiami i po kilku sekundach mocowania się z zamkiem stwierdzam, że są otwarte. Dziwne… W środku panuje jednak ciemność, co sprawia, że zaczynam czuć dreszcze na całym ciele. Nie zamknąłeś mieszkania? W sumie każdemu może się to zdarzyć, nawet tobie.

  Dla pewności sięgam po widzącą na ścianie parasolkę z drewnianym trzonem i ruszam przed siebie. Zapalam światło w przedpokoju, sprawdzam łazienkę, kuchnię i salon. Nie dostrzegam śladów niczyjej obecności, dlatego postanawiam się rozluźnić. Ten dzień jest dla mnie wyjątkowo stresujący. Chcę, żeby się skończył jak najszybciej.

  Upijam łyk wody mineralnej i kieruję się w stronę twojego sanktuarium. Jeśli się nie mylę, to właśnie tam Aya przetrzymuje większość swoich rzeczy. Wzdycham. Nigdy nie lubiłem pakowania się. Do dziś uważam to za zbyt pracochłonne i… nostalgiczne? Najczęściej wiązało się przecież z pożegnaniem.

  Dosyć myślenia o głupotach! Trzeba się sprężać i jak najszybciej wracać do Ayi, która w tej chwili potrzebuje mnie najbardziej. Zdaję sobie sprawę, że wciąż trzymam w ręku tę nieszczęsną parasolkę. Trudno. Nie chce mi się odkładać jej na miejsce.

  Otwieram drzwi do twojego pokoju i zapalam światło, po czym…

 - Yuichi! Co ty tutaj robisz do kurwy nędzy?! – Szybkim ruchem spychasz z siebie półnagiego Hayato, a sam przykrywasz się kołdrą.

 - Jaaa… jaa… - dukam, lecz słowa więzną mi w gardle. To się nie dzieje naprawdę. Proszę, powiedz mi, że to nieprawda. Proszę… Błagam…

  Brakuje mi powietrza, a nogi stają się wątłe i słabowite. Muszę się o coś oprzeć. Tak, teraz lepiej. Boże… Mam ochotę wybiec z tego mieszkania, uciec gdzieś daleko i nie musieć patrzeć jak… jak… Taku, powiedz! Dlaczego tak bardzo mnie ranisz?!

 - Yuu? Wszystko w porządku? – pytasz. Twoja mina wyraża troskę, lecz nie to najbardziej mnie irytuje. Wkurwiają mnie twoje roztrzepane włosy, zaróżowione policzki, błyszczące oczy oraz rozchylone, spragnione wargi. Czuję, jak ogarnia mnie bezsilność, a oczy zachodzą łzami. Nie! Nie będę ryczeć i robić głupich scen, jak jakaś baba! Muszę tylko spokojnie przyswoić do siebie, że to nie mnie kochasz. Przecież też masz prawo do szczęścia.

 - Wszystko dobrze – mówię oschłym, nieprzyjaznym tonem. – Przepraszam, że przeszkodziłem. Zajmę wam tylko chwilę.

  Odwracam od ciebie wzrok, gdyż nie mogę znieść faktu, że to nie ja jestem przyczyną twojego szczęścia. Co się tyczy tego skurwiela… Na jego widok chce mi się rzygać, więc postanawiam traktować go jak prostą zbieraninę tlenu, węgla i wodoru, którą w rzeczywistości jest. Niech teraz triumfuje, ale obiecuję, że wkrótce się zemszczę. Złamał umowę, którą zawarliśmy kilka miesięcy temu, więc teraz musi za to zapłacić.

  Otwieram szafę i wyjmuję z niej niewielką torbę, do której zaczynam panować ubrania Ayako, w międzyczasie starannie je segregując. Piżama, kilka luźnych koszulek, dresy… Nie myśl. Tylko nie myśl. Bielizna…

  Czuję czyjąś dłoń na ramieniu, więc odwracam się gwałtownie. Jesteś już ubrany i wpatrujesz się we mnie ze zdziwieniem. Natychmiast strącam twoją rękę, choć jeszcze dziś rano pragnąłem jej dotykać wszystkimi zmysłami.

 - Gdzie jest Ayako? – Pytasz mnie nieśmiało.

 - A gdzie masz komórkę? – Warczę, nie mogąc się powstrzymać od rzucenia, stojącemu obok Hayato, pogardliwego spojrzenia.

  Sprawdzasz kieszenie i po chwili wyjmujesz ją ze spodni.

 - Yuu… Przepraszam – mruczy. – Dzwoniłeś aż dwadzieścia dwa razy… Co się stało?

  Prycham lekceważąco.

 - Gdybyś trzymał komórkę przy dupie zamiast… jego, to z pewnością być o wszystkim wiedział! Nawet nie wiesz, co dzisiaj przeżyłem przez twoją cholerną nieodpowiedzialność, więc może usiądziesz grzecznie na łóżku i poczekasz aż wyjdę z mieszkania? Potem możecie się bzykać do woli!

  Twoje spojrzenie pełne skruchy i wstydu mnie pali. Już teraz zaczynam żałować swoich słów, chociaż wiem, że w pełni na nie zasłużyłeś.

 - Yuu… Przepraszam.

  Proszę, nie utrudniaj mi jeszcze bardziej tej cholernie niezręcznej sytuacji! Wybuchnij i wyzwij mnie od najgorszych. Możesz mnie nawet uderzyć, ale… załóż z powrotem maskę, którą nosisz na co dzień i przestań odsłaniać Takumiego, którego kocham najbardziej.          

 - Ayako jest w szpitalu – informuję, wracając do pakowania rzeczy. – Jej stan jest ciężki, ale na szczęście będzie żyła. Przynajmniej na razie.

  Wyobrażam sobie teraz wyraz twojej twarzy. Wiem, że masz wyrzuty sumienia, ale dzisiaj niestety nie będę cię pocieszał.

 - Dlaczego nie powiedziałeś mi, że Aya ma białaczkę? – dodałem spokojniejszym tonem, zawracając ku tobie twarz.

 - Dałem słowo, że nikomu nie powiem. Nie wiedziałem, że…

 - Szanuję ludzi, którzy dotrzymują obietnic. – Słowa te skierowałem przede wszystkim do Hayato, choć nie zaszczyciłem go nawet spojrzeniem. – Pogadamy później, dobra? Teraz muszę szybko wracać do szpitala, więc pomóż mi spakować rzeczy Ayi.

 - Idę z tobą!

***

  Ayako nie odzyskała jeszcze przytomności, ale i tak nie odstępujesz jej na krok. Udaje ci się nawet przekupić pielęgniarkę, aby pozwoliła ci zostać dłużej. Niestety, nie chce się zgodzić, aby w pomieszczeniu przebywała więcej niż jedna „obca” osoba, dlatego jestem zmuszony do czekania razem z Hayato na korytarzu. Na szczęście mogę cię obserwować przez przeszklone drzwi.

  Mówisz coś, a może raczej szepczesz. Tak, widzę, że jest ci przykro. Teraz pewnie będziesz się za wszystko obwiniał, chociaż przecież nie zrobiłeś nic złego. Coś takiego mogło się przecież zdarzyć prędzej czy później. Musisz zrozumieć, że nie masz mocy kontrolowania świata.

 - Yuichi? – Słyszę cichy szept Hayato. Przez godzinę nie zamieniliśmy ze sobą ani słowa.    

  Nie reaguję.

 - My… my jeszcze nie spaliśmy ze sobą – dodaje obojętnym tonem.

  A jednak nie potrafię powstrzymać kotłujących się we mnie emocji, więc szybko zrywam się z krzesła i doskakuję do niego.

 - Jeszcze? – popycham go w stronę ściany. Spoglądam do tyłu, aby upewnić się, że niczego nie widzisz. Tak, jesteśmy już poza zasięgiem twojego wzroku, a poza tym jesteś tak zajęty Ayako, że nawet nie zwróciłbyś na nas uwagi. – Jesteś bezczelny! Dobrze poznaję szkołę Akiry.

  Unosi brwi i spogląda na mnie ze zdziwieniem.

 - O ile się orientuję, to właśnie ty pieprzyłeś się z nim niedawno na próbie – mówi, delikatnie się uśmiechając.

  Co?! Skąd on o tym wie? Akira mu powiedział? Niemożliwe…

 - Nie, nie powiedział mi – dodaje, jakby czytając mi w myślach. – Dowiedziałem się od Takumiego. Widział was.

 - Niemożliwe – mówię z niedowierzaniem. – Kłamiesz!

 - Nie będę się z tobą kłócił.

  Odwracam głowę, aby na ciebie spojrzeć. To dlatego… dlatego byłeś na mnie taki wściekły. Dlaczego nie domyśliłem się tego wcześniej?! Masz rację, jestem idiotą. Musisz mnie teraz uważać za kłamcę. Tak, znam cię aż nazbyt dobrze. Właśnie stosujesz swoją taktykę. Ja nie powiedziałem ci o Akirze, a ty mnie o Hayato. Już rozumiem. Jesteśmy kwita.

 - Co do naszej umowy… - Hayato znowu podejmuje wątek. – To ty pierwszy ją zerwałeś.

 - Jak to?

 - Powiedziałeś Akirze, że nie masz zamiaru już ze mną sypiać, a umowa była jasna: pieprzymy się, a ja nie zbliżam się do Takumiego. Poza tym… to on jako pierwszy zaprosił mnie na randkę.

 - Mogłeś odmówić.

 - To prawda, ale zdałem sobie sprawę, że chyba jednak mi na nim zależy. To naprawdę świetny facet…

  Cały drżę. Jak zwykle przegrałem, choć od początku troszczyłem się o twoje dobro. Kiedy wyznałeś mi, że kochasz Hayato, postanowiłem się już do niego nie zbliżać. Nie mógłbym ci tego zrobić. Naprawdę. W przeszłości wielokrotnie się raniliśmy, ale… Jesteś dla mnie najważniejszą osobą na świecie, Taku. A teraz, gdy dowiedziałem się o uczuciach Hayato… Chyba na dobre cię straciłem.

 - Idź stąd! – Warczę, starając się powstrzymać falę, napływających do oczu łez. – Albo nie! Ja pójdę.

  Zrywam się i zaczynam biec w stronę wyjścia. Emocje są tak silne, że nie jestem w stanie ich już dłużej tłumić. Jestem żałosny. Beznadziejny. Nie zasługuję na ciebie.

  Wychodzę ze szpitala. Teraz jest mi już właściwie wszystko jedno. Moje życie przestało mieć już jakiekolwiek znaczenie, skoro sam dokonałeś wyboru. Kochasz Hayato, on chyba ciebie też, więc do czego ja ci jestem potrzebny? Przecież już i tak mi nie ufasz, dlatego… Przegrałem.

  Idę przed siebie. Serce bije jak oszalałe, a ja czuję ból przy każdym najmniejszym uderzeniu. Nie wytrzymam. Potrzebuję pomocy.

  Idę. Widzę, jak jakaś kobieta wstrzykuje sobie coś w rękę. A nie, ona tylko szuka czegoś w torebce. Zaczynam świrować. Czy potrzeba sięgnięcia po herę jest tak wielka?

  Przystaję i opadam plecami na ścianę któregoś z budynków. Siadam i kulę się, chcąc ulec natychmiastowej autodestrukcji. Przechodnie uśmiechają się do mnie szyderczo, drwią z największej ofiary tego świata. Nie wytrzymam.

  Wyciągam z kieszeni komórkę i wybieram odpowiedni numer.

 - Halo? – Słyszę niski głos w słuchawce, na którego dźwięk przeszywa mnie dreszcz. – Wiedziałem, że wkrótce zadzwonisz. Co mogę dla ciebie zrobić, skarbie?

 - Czy… czy mógłbyś po mnie przyjechać? Potrzebuję pomocy.

  Dociera do mnie jego nonszalancki śmiech.

 - Dla ciebie wszystko, ale to będzie kosztować.

 - Wiem – mówię, łamiącym się tonem. Jest już mi wszystko jedno.

 - Zaraz zadzwoni do ciebie mój szofer – informuje mnie Akira, po czym odkłada słuchawkę.