Ogłoszenia :)

Jest to blog yaoi, czyli o miłości męsko-męskiej. Jeżeli nie lubisz tego typu opowiadań, po prostu grzecznie opuść tego bloga, a Twoja psychika nie ucierpi w najmniejszym stopniu.

Skargi, groźby, zażalenia, pozdrowienia lub inne sprawy proszę pisać w komentarzach lub na adres mailowy: ostatnia.kropla.goryczy@gmail.com
Chętnie przeczytam :)



piątek, 8 listopada 2013

Rozdział VIII - "Terapia według Takumiego"



 - Ciebie już do reszty popierdoliło! – wybuchnął Yuichi tuż po zobaczeniu swojego odbicia w lustrze. Opuszkami palców wodził po opuchniętym policzku, rozciętej wardze i sinym oku, a z jego ust sypały się tak wyszukane przekleństwa, iż w szkole zająłby pierwsze miejsce w konkursie słowotwórstwa. Jeśli oczywiście dopuściliby do użytku łacinę podwórkową.

  Podejrzewałem, że jego żebra także nie były w zbyt dobrej kondycji, ale wolałem się już nie odzywać. Po co miałem się jeszcze bardziej pogrążać? 

  Wiedziałem jednak, że całą pewnością muszę się gdzieś ulotnić, kiedy Yuichi będzie brał prysznic. On także potrafił się nieźle wkurzyć, a ja nie miałem ochoty na spędzenie następnych tygodni w szpitalu na oddziale intensywnej terapii.

 - Nie tak głośno – zwróciłem mu uwagę. Teoretycznie wciąż obowiązywała cisza nocna, więc nalot zrzędliwej sąsiadki z piętra wyżej był jeszcze całkiem możliwy. Wzdrygnąłem się na myśl o jej różowym puchatym szlafroczku, kapciach z pomponikiem, kolorowych papilotach oraz dziwnej narośli na twarzy, której nawet po kilku latach obserwacji nie byłem w stanie zidentyfikować.

  Wyciągnąłem się jeszcze bardziej na sofie, a wzrok wlepiłem w wyłączony telewizor. Miałem ochotę pooglądać jakiś odmóżdżający program, ale niestety nie chciało mi się szukać pilota. Pewnie ta mała pluskwa go gdzieś schowała. Przeklęty bachor. Na szczęście ojciec odebrał ją wczoraj wieczorem, więc mogłem odrobinę odetchnąć. Braterski obowiązek będę musiał znowu spełnić dopiero za tydzień.

 - Po co to wszystko?! Co… - usłyszałem jego łamiący się głos i uśmiechnąłem się pod nosem. Mój najlepszy kumpel wyglądał jak siedem nieszczęść i to przeze mnie, a ja nie mogłem powstrzymać napadu wesołości. Tak, tryb „ostatecznego skurwysyna” włączał mi się zawsze w najmniej odpowiednich momentach.

 - Przymknij się i siadaj – rozkazałem, nie zwracając najmniejszej uwagi na gniewne płomyki tańczące w zapuchniętych oczach Yuichiego. Wciąż miał bardzo zwężone źrenice, dlatego przy świetle zwykłej „ledowej” żarówki, jego tęczówki przybierały intensywnie chabrowy kolor.

  Usiadł i założył ręce na klatce piersiowej. Zrobiłem tak samo. Widziałem, że każdy ruch sprawiał mu okropny ból. Trudno. Powinien się cieszyć, że mógł normalnie siadać, bo mi wciąż sprawiało to niemały problem.

  Po chwili milczenia i intensywnego patrzenia się w moją zobojętniałą twarz, wyciągnął z kieszeni jeansów jakiś prostokątny przedmiot i położył go na stole. Mój telefon! Gdybym dał mu dojść do słowa to pewnie dostałbym go już wczoraj. Zanim mi całkowicie odbiło, mogłem rzucić jakimś tekstem w stylu Clinta Eastwooda: „Masz mi coś do powiedzenia zanim obiję ci mordę?”, ale pewnie i tak by mi go nie oddał.

 - Dzięki – mruknąłem i wyciągnąłem po niego rękę. Nie pamiętałem kiedy na imprezie wyciszyłem sobie dźwięki, ale biały komunikat z dwudziestoma nieodebranymi połączeniami uświadomił mi, że był to naprawdę kretyński pomysł.   

  Nacisnąłem odpowiedni przycisk i rozwinąłem listę. Piętnaście połączeń od mojego szanownego rodziciela, dwa do Ayako no i trzy od Yuichiego – w sumie nie było aż tak źle… Jednak pretensje ojca były jak zwykle w pełni uzasadnione. Czemu on zawsze musiał mieć rację?

  Odłożyłem komórkę na stolik i wróciłem do gapienia się na czarny ekran telewizora.

 - Dzisiaj zostajesz u mnie – oświadczyłem, nie zaszczycając Yuichiego najmniejszym spojrzeniem. – Dzisiaj i przez następny tydzień, a może i nawet dłużej. Wszystko zależy od ciebie i twojego nastawienia. Żadnych imprez, wychodzenia beze mnie z domu i odwiedzin kumpli pod moją nieobecność, zrozumiano?

 - Taku, ale po co to wszystko?

 - Sam przecież dobrze wiesz. Zaczynamy twoją terapię odwykową. Pamiętaj, że jeśli jeszcze kiedykolwiek zobaczę na twoim ciele ślad po igle to… Osobiście cię zabiję. Wolę, żebyś umarł z mojej ręki, niż żeby wykończyło cię to gówno.

  Mina Yuichiego wyrażała wszystko, ale jednocześnie nic. Był w kompletnym szoku.

 - Nie możesz mnie ubezwłasnowolnić – oświadczył, marszcząc przy tym brwi.

 - Mogę i zrobię to – stwierdziłem, posyłając mu jeden z moich najmilszych uśmiechów. – Trzeba było ostrożniej dobierać sobie przyjaciół. Niestety jesteś skazany na upartego świra, z którym spędzisz najbliższy okres swojego życia. I naprawdę nie radzę się sprzeciwiać, uciekać i wykonywać innych niedorzecznych czynności, które miałby mnie w jakiś sposób sprowokować. Jeśli mnie naprawdę wkurzysz to następnym razem połamię ci obie nogi, żebyś nie mógł samodzielnie zdobyć dragów. A tak nawiasem mówiąc… To znowu hera, czy tym razem coś innego?

  Nie odpowiedział, tylko wpatrywał się we mnie osłupiały. Dawno nie byłem tak stanowczy jak teraz, ale musiałem sobie z tym jakoś poradzić. Nie zamierzałem dopuścić do autodestrukcji swojego przyjaciela.

 - Nieważne. I tak brałeś to po raz ostatni. A teraz zapraszam cię do łazienki. Przygotowałem ci nowe ubrania i inne rzeczy. Jak wrócę z pracy to może pójdziemy do twojego domu i weźmiemy część twojego dobytku, dobrze?

  Jego milczenie zaczynało mnie irytować. W końcu kiwnął głową i wstał. Odetchnąłem głęboko i odprowadziłem go do łazienki. Zawahał się przed wejściem – wiedziałem dlaczego. Musiałem działać szybko, więc wepchnąłem go do środka i zatrzasnąłem drzwi. Z kieszeni spodni wyjąłem kluczyk i przekręciłem zamek.

 - Taku, co ty robisz? Otwórz natychmiast! – Yuichi walił w drzwi pięściami, a po kilku sekundach dołączyły do nich także kopnięcia.

 - Przepraszam – powiedziałem. – Wiesz, że pierwsze dni są najgorsze. Sam przecież przez to przechodziłem. O siódmej muszę się zbierać do pracy, dlatego będziesz musiał zostać sam. Nie wierzyłem, że kiedykolwiek to powiem, ale teraz ci nie ufam. Pewnie zaraz po moim wyjściu sam też byś wyszedł i wszystko wróciłoby do początku. Jeszcze mi za to podziękujesz.

  Starałem się nie zwracać uwagi na wyzwiska Yuichiego, ale było to bardzo trudne. To nie tak, że nagle stałem się jakoś szczególnie wrażliwy na takie epitety, bo ludzie już wielokrotnie w moim życiu mieszali mnie z błotem. Po prostu czułem się okropnie, dlatego że musiałem w taki sposób potraktować najlepszego przyjaciela. Zamknąłem go w łazience! Co prawda dałem mu tam kilka książek i mojego starego laptopa, a na podłodze rozłożyłem napompowany materac i koce. Nie były to jakieś bestialskie warunki.

  Przypomniałem sobie o jeszcze jednym szczególe i wróciłem do drzwi. Yuichi pewnie już zrozumiał, że wszelki opór nie miał najmniejszego sensu, dlatego siedział w zupełnej ciszy. Przyklęknąłem i szarpnąłem za plastikową kratkę w dolnej części drzwi. Wyjąłem ją i położyłem obok. Na palcach została mi gruba warstwa kurzu, gdyż jeszcze nigdy nie czyściłem tego plastikowego barachła. Poprawka. Nawet nie wiedziałem, ze to powinno się czyścić. Tym sposobem powstał otwór wielkości tablicy rejestracyjnej, przez który mogłem podawać mu jedzenie. Zupełnie jakbym miał zwierzątko.

 - Powinienem zadzwonić na policję – syknął, a w otworze dostrzegłem jego rękę.

 - Wiem, ale tego nie zrobisz, bo zabrałem ci telefon – oświadczyłem, w głębi duszy czując niesamowite wyrzuty sumienia. Gdy to wczoraj planowałem, całość wydawała się odrobinę zabawniejsza.

 - Pamiętaj, że nie tylko ty masz życie. Nie mam stałej pracy – to fakt, ale co zrobisz z próbami mojego zespołu? Wiesz, perkusja to jednak…

 - Nie martw się. Pomyślałem o tym. Nie pójdziesz na nią tylko dzisiaj, a ja zadzwonię do Akiry i wszystko załatwię. Zaraz przygotuję ci coś do jedzenia, bo niedługo będę się musiał zwijać.

 - Wszystko, tylko nie twoja kuchnia! – oświadczył Yuichi. – A jeśli musisz już coś robić to wystarczą zwykłe kanapki, bez żadnych udziwnień w twoim stylu. Będę miał szczęście, jeśli to przeżyję...

  To dobrze, że poprawił mu się humor. Chwilowo. Westchnąłem ciężko. Później mogło już być tylko gorzej.     

***

  Nacisnąłem dzwonek do drzwi i oddaliłem się na bezpieczną odległość. Serce biło szybciej z podekscytowania, a świszczący oddech wygrywał nowy takt nieznanej mi jeszcze melodii. Tak, byłem zakochany, więc czym miałem się dziwić? 

   Wytarłem pot z czoła i poprawiłem włosy, w milczeniu oczekując na otwarcie drzwi. Koszula lepiła mi się do ciała, dlatego nie czułem się ani świeżo, ani komfortowo. Tak właśnie kończyły się godziny, spędzone w nieklimatyzowanym pomieszczeniu. Koszmar. Marynarkę przewiesiłem sobie przez ramię, co i tak nie dawało ulgi przed nieznośnym gorącem. Jak zwykle musiałem wyglądać jak lalusiowaty akwizytor. Dobrze, że nie kazali mi nosić żadnego kretyńskiego uniformu, bo pewnie spaliłbym go na jakimś najbliższym ognisku. No i oczywiście znowu nie miałbym pracy, ojciec byłby rozczarowany, a ja wróciłbym do punktu wyjścia.

  Drzwi lekko skrzypnęły i ukazał się on. Jak zwykle piękny. Musiałem go chyba obudzić, bo wyglądał na zaspanego i zdezorientowanego. Poza tym miał na sobie tylko czarne dresy, które ledwo trzymały się na jego mocno zarysowanych biodrach… Ukradkiem uszczypnąłem się w dłoń, aby po raz kolejny nie zrobić z siebie kretyna.

 - Cześć – odezwałem się, posyłając mu przyjacielski uśmiech. – Miałem wpaść zaraz po pracy, a z powodu dzisiejszego upału, wypuścili nas trochę wcześniej. Nie przeszkadzam?

  Hayato zatrzepotał rzęsami, jakby wciąż próbował się obudzić. Nie mogłem dłużej podziwiać jego zniewalającej fizjonomii, gdyż przeszkodził mi w tym mały defekt.

  Tuż za jego plecami pojawił się nagle wysoki blondyn o bardzo miłym uśmiechu. Nosił okulary w grubych oprawkach, ale ku mojemu zdziwieniu nie wyglądał w nich wcale jak kujonowaty nastolatek. Poprawka. Wyglądałby jak nastolatek, ale właśnie bez nich. Czy mi się wydawało, czy w tej chwili zapinał koszulę?

  Serce podskoczyło mi do gardła i zaczęło się wić w szaleńczych konwulsjach. O co tutaj do jasnej cholery chodziło? Przecież Hayato nie szukał niezobowiązującego seksu. Tak mi przecież wczoraj powiedział. Chyba, że… Po prostu chciał mnie spławić.

 - Ja już będę się zbierał – oznajmił nagle nieznajomy, po czym zdjął z wieszaka zgniłozieloną torbę. – Będziemy w kontakcie, prawda? Dzięki za wszystko.

 - Nie ma sprawy, Mat. Było miło.

  Czy znajdowałem się na środku nieskończonego oceanu, bez łodzi, skazany na powolne tonięcie? Nie, ale tak się właśnie czułem. Chciało mi się wymiotować. Zerknąłem na nieszczęsnego fikusa pod ścianą. Znowu miałem skrzywdzić tego biedaka? Pfff!!! Mój najlepszy kumpel przebywał właśnie zamknięty w łazience, a ja martwiłem się o los durnego kwiatka? Co za kretynizm.

 - Jestem Matsudara, miło mi – przedstawił się okularnik, po czym wyciągnął ku mnie rękę. Całe szczęście, że potrafiłem w porę się otrząsnąć i z ukrytą niechęcią odwzajemniłem uścisk.

 - Takumi.

 - Niestety nie dane nam było się dzisiaj bliżej poznać, ale sądzę, że wkrótce to nadrobimy. Do zobaczenia.

   Wyminął mnie i zniknął. Ten cholerny mistrz kurtuazji, który być może jeszcze chwilę temu pieprzył się z MOIM Hayato. Już go nienawidziłem. Szkoda, że zjeżdżał na parter windą, bo z chęcią zrzuciłbym go ze schodów, a trzask pękającego kręgosłupa nagrałbym sobie na komórkę i puszczał w wolnych chwilach dla czystej przyjemności.

 - Cześć Takumi – odezwał się nagle Hayato, wyrywając mnie z zamyślenia. – Cieszę się, że przyszedłeś. Wczoraj wieczorem trochę wypiliśmy, dlatego dzisiaj jestem w kompletnej rozsypce. Wejdź.

  Przekroczyłem próg mieszkania i zamknąłem za sobą drzwi. Podążyłem za uroczo przeciągającym się Hayato prosto do kuchni. Spojrzałem na dwie leżące na stole puste butelki po wódce i natychmiast wyobraziłem sobie, jak mógł wyglądać ich wczorajszy wieczór. Wzdrygnąłem się lekko. Nie mogłem mieć jednak do nikogo pretensji. Przecież ile razy to ja sam budziłem się w łóżku, na podłodze lub w innym dziwnym miejscu jak schowek na miotły z zupełnie obcą mi osobą? Nie potrafiłbym ich nawet zliczyć.

 - Kawy? Herbaty? Wody? Wina? – zapytał Hayato, opierając się tyłem o kuchenny blat. Musiałem się chwycić krawędzi stołu, żeby powstrzymać swoją chęć rzucenia się na niego i zerwania zębami tych jego czarnych spodni.  

 - Wody – odparłem , sadowiąc się na odsuniętym krześle. – Niestety wpadłem dzisiaj tylko na chwilę, bo mam w domu małą sprawę do załatwienia. Chciałem z tobą o tym porozmawiać, bo być może będziesz w stanie mi pomóc.

  Nie minęło kilka sekund a szklanka wody już stała przede mną. Hayato usiadł naprzeciw mnie i wsparł brodę na rękach. Przypatrywał mi się z zaciekawieniem.

 - Słucham – powiedział, posyłając mi ten swój subtelny uśmiech.

 - Znalazłeś już może jakąś… pracę? – zapytałem, po czym upiłem łyk wody.

 - Jeszcze nie, ale zajmę się tym wkrótce. Niestety będę musiał jeszcze trochę poczekać na zrealizowanie czeku w banku, a moje środki do życia drastycznie zaczynają się kurczyć…

 - To dobrze – odparłem. – Bo mam dla ciebie pewną propozycję.

  Hayato zmarszczył brwi i przechylił głowę w bok tak, że kasztanowe loki jeszcze mocniej spłynęły mu na czoło. „Nie, wcale nie mam zamiaru zaproponować ci pracy jako mojego uległego” – odpowiedziałem mu w myślach, bo wiedziałem, że wziął taką możliwość pod uwagę.

 - Chodzi o to, że Yuichi – mój przyjaciel jest właśnie na etapie odstawiania heroiny. Skończył z tym dwa lata temu, ale teraz nie wiem dlaczego, znowu do tego wrócił. Niestety zwykłe terapie odwykowe nie miały na niego żadnego wpływu, dlatego postanowiłem się tym zająć osobiście. Wszystko byłoby w porządku, gdybym tylko nie pracował. Z doświadczenia wiem, że nad osobami odstawiającymi trzeba mieć dwudziestoczterogodzinną kontrolę, bo wystarczy chwila nieuwagi i wszystko znowu się sypie. Yuichi nie ma w okolicy żadnej najbliższej rodziny, ja ze względu na pracę, nie jestem w stanie ciągle go pilnować. Więc… Chciałbym ci zaproponować… Może mógłbyś…

 - … się nim zająć pod twoją nieobecność? – dokończył. Widziałem w jego oczach cień ulgi.

 - Dokładnie. To wiązałoby się z uczęszczaniem na próby jego zespołu i do innych miejsc, gdzie tylko będzie chciał iść. Wiesz, że osoby odstawiające są… trudne. Pierwsze dni będą najgorsze, a potem powinno być coraz lepiej. Ale nie martw się, Yuichi jest zdrowy, szczepiony, gryzie tylko od czasu do czasu, no i ogólnie równy z niego koleś. Twoją dniówkę ustalimy jutro, jeśli oczywiście przyjmiesz moją propozycję.

 - No nie wiem... To trochę dziwne.

 - Wiem, ale staram się mu po prostu pomóc. Sam niestety nie dam rady tego ogarnąć...

 - Załóżmy, że się zgodzę. Czy będę mógł wpisać do CV opiekę nad odstawiającym narkomanem?

  Odpowiedziałem na uśmiech, który mi posłał.  

 - No nie wiem… Później pomyślimy, jak to lepiej sformułować. A! I jeszcze jedno. Gdy będziesz się nim zajmować, musisz być niezwykle stanowczy i nieustępliwy. Nie możesz dopuszczać żadnych wyjątków, ani ustępstw.

  Hayato spojrzał na mnie spod uniesionych brwi. Jego usta wygięły się w zadziornym uśmieszku.

 - Oj, potrafię być nieustępliwy. Oj, potrafię. Nawet nie wiesz, jak bardzo.


1 komentarz:

  1. I don't like the drug but the drugs like me~
    Czytamy dalej, bo ciekawość.

    OdpowiedzUsuń