Ogłoszenia :)

Jest to blog yaoi, czyli o miłości męsko-męskiej. Jeżeli nie lubisz tego typu opowiadań, po prostu grzecznie opuść tego bloga, a Twoja psychika nie ucierpi w najmniejszym stopniu.

Skargi, groźby, zażalenia, pozdrowienia lub inne sprawy proszę pisać w komentarzach lub na adres mailowy: ostatnia.kropla.goryczy@gmail.com
Chętnie przeczytam :)



wtorek, 21 stycznia 2014

Rozdział XV - "Dług do spłacenia"

Witajcie :D

Nareszcie mam trochę wolnego czasu, dlatego ruszyłam z pracą nad nowym rozdziałem. Musiałam się trochę pospieszyć, gdyż niedługo wyjeżdżam do miejsca, gdzie będę całkowicie odcięta od Internetu xD Na szczęście skończyłam go w porę, choć brak weny doskwierał mi i to bardzo :P
Doszłam do wniosku, że po poprzednim rozdziale trzeba troszeczkę ochłonąć, dlatego rozpoczęłam nowy wątek :P
Chciałam oficjalnie podziękować Niemeth za zrobienie mi prześlicznego nagłówka :)
Mam nadzieję, że Wam też się podoba:)

Akihita :)

*************************************************************************


  Obudziłem się nagle i spanikowany rozejrzałem się dookoła. Obok mnie spokojnie spała Ayako, co nie wydało mi się niczym dziwnym. Najgorsze było to, że powoli zaczynałem się przyzwyczajać do jej stałej obecności. Nie dobrze. Musiałem coś z tym wkrótce zrobić, bo już niedługo zacznie oczekiwać, że poproszę ją o rękę. Jeszcze czego! Jeżeli szuka frajera to nie ze mną te numery. Na razie nie mam zamiaru się z nikim żenić.


  Byłem w swoim mieszkaniu. Uff… Czyli jednak to, co po obudzeniu wydawało mi się zwykłym snem, okazało się prawdą. Szkoda tylko, że nie pamiętałem najmniejszego szczegółu z drogi powrotnej do domu poza tym, że Yuichi słaniał się na nogach i razem z Hayato musieliśmy go podtrzymywać, aby nie wybił sobie jedynek o chodnik. Ten idiota po naszej rozmowie w łazience wlewał w siebie wszystko, co spotkał na swojej drodze, a potem położył się pod oknem i zasnął. Właściwie to mogłem go tam zostawić i odebrać rano. Skąd w ogóle pomysł żeby tutaj wracać? Już więcej nie piję.


  Mój organizm kalał się na kolanach i błagał mnie o szklankę zimnej wody, dlatego z trudem podniosłem się z łóżka i niepewnym krokiem ruszyłem w stronę kuchni. Wszystko chwiało się i wirowało bezładnie, a ja stopniowo opanowywałem moje wątłe ciało, którego kończyny wciąż wykonywały dziwne, zamaszyste ruchy. O mały włos nie stoczyłem się na pobliską ścianę, ale na szczęście w porę odzyskałem równowagę. Przystanąłem na chwilę i podciągnąłem jeansy, niechlujnie zwisające z moich kościstych bioder. W przelocie zauważyłem, że moja koszulka poplamiona jest jakąś lepką mazią niewiadomego pochodzenia. Nareszcie miałem dowód na to, że co noc porywa mnie UFO i poddaje jakimś sadystycznym eksperymentom! Ojciec znalazłby wreszcie usprawiedliwienie dla mojego rosnącego z każdym rokiem popierdolenia, bo przecież jego tradycyjne, przesadnie rygorystyczne i bezuczuciowe wychowanie było całkowicie w porządku.


  Mimo że potrzeba napicia się czegoś była ogromna, zatrzymałem się w pół kroku na korytarzu, gdyż usłyszałem jakieś dziwne dźwięki. Po krótkiej kalkulacji doszedłem do wniosku, że dochodzą z łazienki, dlatego wolnym krokiem zbliżyłem się do drzwi i przystawiłem do nich głowę.


 - Dlaczego? Dlaczego? Dlacze… - Usłyszałem cichy szept.


  Zamarłem. Nie wiedziałem co zrobić, gdy do moich uszu dotarł spazmatyczny szloch Yuichiego. Nie. Musiałem się pomylić. Yuichi NIGDY nie płakał, nawet kiedy jego matka chorowała, kiedy pogrążony był w heroinowym dołku ani na pogrzebie swojego brata. Stałem wtedy tuż przy nim i sam nie mogłem powstrzymać napływających łez. Byłem zdziwiony, że Yuichi tylko patrzył się w przestrzeń, nie obnażając żadnych emocji. Chciałem nawet wtedy na niego naskoczyć za to, że wśród płaczącej rodziny wydawał się być zupełnie obojętny, ale wkrótce zrozumiałem, że on po prostu tak miał. Znosił cierpienie w milczeniu. W takim razie dlaczego… 


  Płożyłem drżącą dłoń na klamce, ale zrezygnowany opuściłem ją po chwili. Przecież drzwi i tak były zamknięte, a ja nie miałem pojęcia, gdzie położyłem klucz. Poza tym stwierdziłem, że Yuichi nie chciałby, żebym widział go w takim stanie. Był na to zbyt dumny.


  Bezradny osunąłem się wzdłuż ściany i usiadłem na podłodze, podkurczając pod brodę nogi. Czułem dziwne wyrzuty sumienia, choć przecież nic mu nie zrobiłem! 


  Spędziłem w takiej pozycji kilka minut, po czym...


***


 - Takumi! Takumi, wstawaj! Masz… gościa.


  Na dźwięk słowa „gość” otworzyłem gwałtownie oczy. Wciąż siedziałem pod drzwiami łazienki, a po policzku ściekała mi cieniutka stróżka śliny, którą szybko otarłem w rękaw koszulki. Do tego obolały kręgosłup wołał o pomstę i zdawał się być na stałe odkształcony.


  Spojrzałem na przybysza nieprzyzwyczajonym do światła wzrokiem. Czy to bazyliszek? Seryjny morderca? A, nie! To przecież mój ojciec, który piorunował mnie swoim władczym i bezlitosnym spojrzeniem. Super. Cudownie do kwadratu.


 - Asakura Takumi, czy mógłbyś mi łaskawie wyjaśnić, co się tutaj dzieje? 


  Jego wzrok powędrował w kierunku na półnagiej Ayako, która stała pod ścianą niczym mała, skrzywdzona dziewczynka i udawała, że jej nie widać. Po cholerę otwierała obcemu drzwi i wpuszczała go bez mojej zgody do mieszkania?! Teraz ma za swoje! Co za idiotka! 


  Tylko „wybrańcy”, tacy jak ja, potrafili znieść surowe spojrzenie mojego ojca bez odwracania wzroku. Jednak otwartej wzgardy i obrzydzenia nawet po kilkudziesięciu latach treningu nie potrafiłem zdzierżyć. A ona jeszcze musiała założyć koszulę, spod której prześwitywało jej niemal wszystko. MOJĄ koszulę. Zamontuję zamek w szafie, przysięgam!  


 - Czy moglibyśmy porozmawiać na osobności? –  ojciec odezwał się po chwili sugestywnego milczenia. 


  „Nie, ojcze. To nie jest dziwka, tylko moja znajoma” – miałem ochotę powiedzieć, ale cudem się powstrzymałem. Wiem, że prędzej czy później będę musiał mu wszystko wyjaśnić.


 - Oczywiście – odparłem, podnosząc się z podłogi. W ustach czułem już piasek Sahary, dlatego tylko kiwnąłem na Ayako, żeby sprawdziła, czy przypadkiem nie ma jej w pokoju obok. Na szczęście sama zrozumiała aluzję. Brawo! Może była jeszcze dla niej jakaś nadzieja.


 - Dlaczego śpisz na podłodze? – zapytał, poprawiając klapy idealnie skrojonego garnituru. – Kolejna impreza? Mam tylko nadzieję, że nic…


 - Ile razy mam ci powtarzać, że już nie ćpam?! – wciąłem się w pół zdania. Ojciec bardzo tego nie lubił, ale nie mogłem już wytrzymać. Czegokolwiek był nie robił, niezależnie od tego jak bym się starał, dla niego już zawsze pozostanę narkomanem bez przyszłości, ambicji i jakiejkolwiek wartości.


 - Nie unoś się tak – rzucił, spoglądając ze zniecierpliwieniem na swojego srebrnego Rolexa. – Musimy porozmawiać.


  Dzwonek do drzwi. Ojciec cicho mruknął, żebym otworzył. Po samym wyrazie jego twarzy wywnioskowałem, że był poirytowany. Poprawka, on zawsze był poirytowany, niezależnie od dnia, godziny czy nawet milisekundy. 


 - Zaraz wracam – powiedziałem, po czym podszedłem do wejściowych drzwi. Otworzyłem je, nie kryjąc rozdrażnienia. 


  „Wody! Wody! Dajcie mi szklankę cholernej wody, a najlepiej całe wiadro, żebym mógł się utopić”. 


 - Cześć Takumi! – powiedział uśmiechnięty Hayato i nie czekając na zaproszenie, wkroczył do środka. – Jak tam Yuu? Zaglądałeś już do niego? A, no tak. Zapomniałem, że zabrałem ci klucz.


 - Mój ojciec jest…


 - Spokojnie – oznajmił i uśmiechnął się lekko. Wydawał się być w wyśmienitym humorze. Jakim cudem nie miał kaca? – Porozmawiaj z nim, a ja doprowadzę Yuichiego do porządku i zjemy sobie śniadanie. Za dwie godziny musisz być w pracy, ale może jeszcze do nas dołączysz? Chcesz kawy?


  Z tego potoku zrozumiałem tylko dwa słowa: śniadanie i kawa. Chwila, chciał mi zrobić kawę?  Brakowało mu jeszcze białego, koronkowego fartuszka i czepka gosposi. Albo ja dzisiaj niezbyt kontaktowałem, albo zmienił się jakiś układ planet czy… a może teoria o UFO była prawdziwa?


 - Tak – bąknąłem, mając nadzieję, że nie zauważy ciepła, rozchodzącego się po moich policzkach. Hayato w stroju gosposi. Hmm… 


  Serce zakołatało mi szybciej niż zwykle. Nie tylko ze względu na jego onieśmielającą urodę, ale także ze strachu. Ojciec potrafił we mnie czytać jak z otwartej księgi. Wiedział kiedy kłamię, kręcę i zgrywam debila. A jeśli zauważy? NIE. Wtedy byłbym skończony. 


  Mój język przybrał kształt precla i przyrósł do podniebienia. Nie mogłem z siebie wydusić żadnego słowa, tylko ze spuszczoną głową podążałem za Hayato, który zaczął wyjątkowo swobodnie poruszać się po moim mieszkaniu. Na widok mojego ojca powiedział grzecznie „dzień dobry”, po czym wyminął go i… 


 - Nieeeeee! – wrzasnąłem, jak neandertalczyk, ale było już za późno.


  Wszystko widziałem w zwolnionym tempie, a wszelkie dźwięki odbierałem intensywniej niż zwykle. Słyszałem głośne szczęknięcie zamka, otwieranie drzwi, kroki ojca, który zaciekawiony podszedł bliżej, aby przyjrzeć się wnętrzu łazienki...


  Moim oczom ukazała się zmarnowana sylwetka Yuichiego, który spał na desce klozetowej. Wyglądał fatalnie, a do tego jego ciałem wstrząsały niekontrolowane dreszcze. W powietrzu unosił się zapach wymiocin i alkoholu. Już po pierwszym wdechu zrobiło mi się niedobrze.


  Szybkim susem dotarłem do drzwi i zatrzasnąłem je szybko przed nosami ojca i Hayato. Dlaczego dzisiaj nikt nie myślał logicznie?! Ani Ayako, która swoim wyglądem zrobiła z siebie ulicznicę, ani Hayato, który musiał otworzyć te cholerne drzwi tuż przed moim ojcem, ani nawet ja, który jak ostatni przymózg nie potrafiłem wszystkiego przewidzieć i w porę zatrzymać.  


 - Takumi, co to ma znaczyć? Dlaczego ten mężczyzna… To Yuichi? – Ojciec wydawał się jednocześnie zszokowany jak i nieźle wzburzony. Hayato nareszcie zrozumiał swój idiotyczny błąd i po prostu się nie odzywał.


 - Nic. Po co w ogóle tutaj przyszedłeś? – warknąłem niechętnie.


 - Nie tym tonem, gówniarzu – syknął jadowicie mój wielce kochany rodziciel, aż poczułem ciarki na plecach. – Możesz łaskawie odpowiedzieć na moje pytanie?


  Wbrew zdrowemu rozsądkowi, uśmiechnąłem się szeroko.


 - Nie wiem o co ci chodzi? Yuichi testuje właśnie moją muszlę klozetową. Poza tym wczoraj nagle stwierdził, że widok białych kafelek wpływa na niego bardzo kojąco, dlatego pozwoliłem mu trochę pobyć w ich otoczeniu. Biedak jest ostatnio bardzo nerwowy…


  Na czole ojca pojawiła się cieniutka żyłka, która zaczęła pulsować w jednostajnym rytmie. Obserwowałem ją uważnie, gdyż nie umiałem skupić się na niczym innym. Ta chwila zbawiennego zawieszenia nie trwała jednak zbyt długo.


 - Nie mam zamiaru ulegać twoim prymitywnym zaczepkom – oznajmił ze stoickim spokojem - Kiedy ty wreszcie dorośniesz? Masz już dwadzieścia pięć lat, a wciąż zachowujesz się jak gówniarz.

  Jego twarz wyrażała tak głęboką pogardę, że poczułem dreszcze na całym ciele. Nienawidził mnie - to wiedziałem niemal od zawsze, jednak bardzo rzadko okazywał to w tak bezpośredni sposób.

 - Widzę, że nie ma u ciebie warunków do rozmowy, dlatego za dziesięć minut masz być na dole. - kontynuował, patrząc na obrzydliwie drogi zegarek. - Po śniadaniu pojedziesz od razu do pracy, dlatego ubierz się jak cywilizowany człowiek i może najpierw się umyj, bo… cuchniesz.


  W momencie kiedy wypowiadał ostatnie słowa spojrzałem jeszcze raz na swoją koszulkę. Nie, tylko nie to! Cholerny Yuichi! On… ohyda!


  A ojciec jak zwykle wygrał i w dodatku ośmieszył mnie przed Hayato. Powinienem rozebrać się z obrzyganej koszulki, założyć wieniec z kwiatów i tańczyć w koło, śpiewając: „Uwielbiam wizyty mojego ojca, kocham go i nie przeszkadza mi, że przy każdym kolejnym spotkaniu miesza mnie z błotem!”.


  Wyszedł, trzaskając drzwiami. 


 - Powiało chłodem – mruknął po chwili Hayato, odprowadzając go wzrokiem. – Przepraszam. Ja… w ogóle nie pomyślałem.


 - Jak my wszyscy. 


  Widać, że było mu naprawdę przykro. Wyglądał tak niewinnie i uroczo, że sam miałem ochotę błagać go o wybaczenie. 


 - On zawsze…?


 - Niestety – rzuciłem, spoglądając z ukosa na glany leżące pod ścianą. Były pokryte tą samą mazią co moja koszulka. Westchnąłem ciężko. Nawet nie miałem siły, aby złościć się na tego idiotę. – To jeszcze nic! Szkoda, że nigdy nie widziałeś go w akcji. Samym spojrzeniem potrafi zamrozić kostkę lodu. Jego zachowanie dzisiaj można porównać raczej do słonecznego poranka na Antarktydzie. Niezależnie od tego jak byłby piękny, wieczorem i tak będzie zimno i chujowo.


  Początek dnia, a ja już miałem wszystkiego dosyć.  


***


  Znajdowaliśmy się w niewielkiej restauracji, mieszczącej się na ostatnim piętrze jakiegoś biurowca. Zmęczonym wzrokiem obserwowałem przez duże okno, jak miasto powoli budziło się do życia. Była już siódma rano, dlatego drogi coraz gęściej zapełniały się samochodami Japończyków, zmierzających do pracy. 


 - Mam nadzieję, że pojadłeś – odezwał się do mnie ojciec, po raz pierwszy odkąd w ogóle wsiadłem do jego czarnej limuzyny.


 - Tak, ojcze – odparłem, spoglądając na puste naczynia na stole. Musiałem przyznać, że zupa miso była fenomenalna! Dawno nie jadłem lepszej. Poprawka, dawno nie jadłem tak pysznego śniadania. Czasami opłacało się mieć bogatego ojca. – To o czym chciałeś ze mną porozmawiać?


  Nie musiałem nawet na niego patrzeć, żeby ujrzeć przed oczami gburowaty wyraz jego twarzy. Znałem go przecież tak dobrze. Szkoda tylko, że on w ogóle nie znał mnie.


  Po głośnym odchrząknięciu zrozumiałem, że będzie to coś poważnego.


 - Synu, czy to niebieskowłose dziwadło jest twoją…?


 - Nie – zaprzeczyłem od razu. Nie zdziwiło mnie to, że po raz kolejny obrażał moich znajomych i przyjaciół. Zdążyłem się już do tego przyzwyczaić. Coś innego jednak przykuło moją uwagę. Przecież ojciec nigdy jeszcze nie rozmawiał ze mną na tematy dziewczyn, miłości i związków. Coś było nie tak, dlatego uniosłem wzrok.


  Na jego twarzy ujrzałem wyraz niesamowitej ulgi, którą szybko zdołał zakryć swoim surowym, posągowym obliczem.


 - To dobrze, że nic cię z nią nie łączy. Jednak tyle razy powtarzałem ci, żebyś nie sprowadzał do domu ulicznic. To formalnie moje mieszkanie i nie życzę sobie tego.


 - Ayako nie jest dziwką – powiedziałem, starając się zachować spokój. – To znajoma, która w tej chwili potrzebuje mojej pomocy. Tyle.


 - Nie prosiłem cię o żadne wyjaśnienia, tylko przypomniałem ci obowiązujące reguły.


  „Raz… Dwa… Trzy… Takumi, weź się w garść i zachowaj spokój. On próbuje cię tylko sprowokować, żeby pokazać ci później jaki to jesteś dziecinny…”


 - Masz teraz kogoś? – zapytał, nie reagując w żaden sposób na moje milczenie. 


 - Nie – odparłem, w głębi duszy marząc żeby ta durna rozmowa dobiegła końca. Po raz pierwszy od bardzo dawna nabrałem ochoty, aby pójść do pracy. 


 - Pan Sakai powiedział mi wczoraj coś innego. Podobno twoja dziewczyna zemdlała i musiałeś zawieść ją do szpitala. Nie mylę się?


  Kurwa. Tak to już jest, gdy twój ojciec umawia się z twoim szefem co tydzień, aby oglądać zawody sumo. Mimo że wiedziałem o ich długoletniej przyjaźni, nie spodziewałem się, że ten dupowłaz Sakai zadzwoni do niego na skargę i zakabluje na mnie, jak nastoletniego recydywistę. Poczułem się niesamowicie kontrolowany, otoczony niewidzialnymi kamerami, z których obraz przekazywany był na wielką plazmę w salonie mojego ojca. Codziennie doświadczałem, co znaczyło posiadanie wolności zagwarantowanej tylko na bezużytecznym świstku papieru w świecie, który tego typu zasady miał w głębokim poważaniu.


  Wiedziałem, że ściemnianie nie miało najmniejszego sensu, bo i tak od razu by mnie przejrzał. Dobrze pamiętałem, kiedy w wieku osiemnastu lat, gdy wróciłem do domu ze szkoły, ojciec zapytał mnie nagle czy już pozbyłem się już wszystkich prochów. Oczywiście przytaknąłem bez najmniejszego wahania, a on ku mojemu zdziwieniu wziął telefon i zadzwonił na policję. Przeprowadzili mi rewizję pokoju i pojechali, nie znajdując niczego. Byłem wstrząśnięty, szczególnie, że za posiadanie narkotyków mogłem spędzić kilka ładnych lat w więzieniu. Wyrzuciłem to ojcu, a on odparł tylko, że w takim razie mam się starać żeby tam nie trafić. Nie miał żadnych skrupułów. Mimo, że policja niczego nie znalazła, ojciec wciąż wydawał się niespokojny. Wiedział, że kłamałem. Po kilku dniach przypadkiem znalazł paczuszkę koki pod doniczką w kuchni. I wtedy rozpoczęło się piekło.


  Wzdrygnąłem się na samo wspomnienie o tym.     


 - Skłamałem, bo miałem ważny powód – powiedziałem, zaciskając dłonie w pięści. Ze zdenerwowania chciało mi się palić, ale gdybym to zrobił, od razu dostałbym od niego ostrą reprymendę.


 - Czyli nie masz dziewczyny? – upewnił się, zupełnie ignorując fakt, że okłamałem szefa i wymusiłem dzień wolnego na sobie tylko znane pierdoły. Dzisiaj był jakiś dzień dobroci dla zwierząt, czy co?


 - Nie.


 - Znakomicie – odparł, a na jego twarzy pojawił się cień uśmiechu. – To bardzo upraszcza sprawę.


  O co mu do jasnej cholery chodziło? 


 - Nie rozumiem… Co upraszcza? Jaką sprawę?


  Ojciec, jak gdyby nigdy nic, poprawił swój grafitowy krawat, jeszcze bardziej ograniczając sobie dopływ krwi do mózgu, po czym spojrzał na zegarek, prawdopodobnie droższy od całego mojego dobytku.


 - Słuchaj uważnie, bo nie mamy zbyt dużo czasu, a ja nie mam ochoty się powtarzać – zaczął, spoglądając mi prosto w oczy. – Jestem poważnym i szanowanym biznesmenem, który dorobił się swojego majątku całkowicie od zera. Aby umożliwić mojej korporacji prawidłowe funkcjonowanie, harowałem jak wół dniami i nocami przez dwadzieścia lat. Poświeciłem jej niemal połowę swojego życia, dlatego jest ona w chwili obecnej dla mnie najważniejsza. 


 - Wciąż nie bardzo rozumiem…


 - Nie przerywaj mi! Przedstawisz swoją nic nie znaczącą opinię, dopiero po moim wywodzie. Wracając. Czasami dochodzi do takiej sytuacji, kiedy dwie konkurencyjne firmy, starają się zniszczyć siebie nawzajem, wyeliminować z rynku, co wbrew pozorom szkodzi im obu. Trzeba temu jak najszybciej zapobiec, dlatego bierze się pod uwagę możliwość fuzji przedsiębiorstw. Niestety największy problem stanowy porozumienie obydwu właścicieli firm, aby zbyt wiele nie stracić, ale zarazem więcej zyskać w późniejszym okresie. A teraz koniec teorii. Mam nadzieję, że wszystko zrozumiałeś, a jeżeli nie, to twoja strata. Po co cię tutaj zabrałem? Zapewne wielokrotnie dzisiaj zadawałeś sobie to pytanie. Otóż wyobraź sobie, że planuję fuzję z przedsiębiorstwem Minamoto – firmą rodzinną, przekazywaną z pokolenia na pokolenie, której sztandarową zasadą jest to, aby nie dostała się w obce ręce. No i nareszcie mogę przejść do głównego celu naszej konwersacji.


  Serce waliło mi jak młotem, a trybiki w mózgu obracały się z zawrotną prędkością. Od tego całego analizowania informacji myślałem, że zemdleję. 


 - Podstawowym warunkiem fuzji jest połączenie się rodów Minamoto i Asakura, co za tym idzie, któryś z nas będzie musiał się poświęcić, aby porozumienie mogło dojść do skutku. Ja niestety mam już żonę, więc ty, jako mój jedyny syn, jesteś zobowiązany do zawarcia małżeństwa z córką prezesa Minamoto – Keiko. 


 - Ale…


 - Poczekaj jeszcze chwilę, Takumi. Musisz zrozumieć, że nie interesują mnie żadne względy osobiste. Ty po prostu MUSISZ to zrobić, naprawdę nie masz wyjścia. Życie to jeden wielki biznes, a ty jesteś niczym więcej, jak moją inwestycją. Łożyłem na ciebie pieniące przez te wszystkie lata twojej edukacji. Na korepetycje, kursy i inne rzeczy, które miały ułatwić ci dalsze kształcenie. Niestety, mimo moich usilnych starań, najzwyczajniej mnie zawiodłeś. Nie spełniłeś choćby w połowie nadziei, które względem ciebie żywiłem. Zrozum, że teraz masz już właściwie ostatnią szansę, aby jakkolwiek zaistnieć jeszcze w moich oczach. Nie zapominaj także o długu wobec mnie za te wszystkie lata opieki. Właśnie teraz domagam się jego spłaty. Spotkanie z Keiko masz umówione na pojutrze na godzinę siedemnastą. Masz użyć całego uroku osobistego, aby zawrócić jej w głowie. Ta dziewczyna musi oszaleć na twoim punkcie, rozumiesz?


  Minęła chwila, zanim w pełni otrząsnąłem się z tego natłoku informacji, połączyłem wątki i uspokoiłem to krwawiące z bólu „coś” w mojej klatce piersiowej. Miałem wrażenie, że po słowach ojca nie można było już tego nazwać sercem.


 - A co, jeżeli jednak się nie zgodzę? – zapytałem, wypranym z jakichkolwiek emocji, głosem.


 - Miałem nadzieję, że nie będę ci musiał tego wyjaśniać, ale skoro chcesz to proszę bardzo. Po pierwsze wyprowadzasz się z mieszkania, zabierając ze sobą tylko te rzeczy, na które samodzielnie zarobiłeś. Oboje wiemy, że jest tego niewiele. Po drugie natychmiastowo tracisz stanowisko w galerii. Na twoim miejscu nie liczyłbym też na to, że znajdziesz coś ambitniejszego niż praca na zmywaku w jakiejś obskurnej restauracji. Mam bardzo duże wpływy. Po trzecie całkowicie zrywasz wszelkie kontakty z Ruką, a każda próba jego nawiązania będzie zgłaszana na policję. Po czwarte… Mam wymieniać dalej?


  Czy ten człowiek w ogóle miał prawo nazywać się moim ojcem? Czy którykolwiek ojciec zrobiłby coś takiego swojemu dziecku? Czy…


 - Mogłeś od razu powiedzieć, że zniszczysz mi życie – szepnąłem, wciąż nie mogąc otrząsnąć się z doznanego szoku.


 - Chciałem uniknąć tego sformułowania, ale tak, masz całkowitą rację. 


 - Dzięki za szczerość – odparłem. – Doceniam, że najpierw postanowiłeś mnie w ogóle o wszystkim poinformować, niż od razu stawiać na ślubnym kobiercu. Przynajmniej wiem na czym stoję.


 - Jaka jest twoja decyzja?


  Uśmiechnąłem się na myśl o Hayato i o naszym niedoszłym związku. A może nigdy nie było nam przeznaczone bycie razem? Miałem zaledwie kilka sekund na podjęcie życiowej decyzji.   


  Miłość kontra obowiązek, czy istniał kiedyś trudniejszy wybór? 


środa, 1 stycznia 2014

Szczęśliwego Nowego Roku! :)

Kochani/kochane! Chciałam Wam życzyć, aby rok 2014 okazał się o wiele lepszy od poprzedniego! Żeby obfitował w nowe ciekawe doświadczenia (tylko może nie bierzcie przykładu z bohaterów mojego opowiadania :P) i żebyście wyleczyli/ły kaca po wczorajszym, mam nadzieję udanym, wieczorze :D (ja jestem w trakcie).
Niestety mój błagający o kolejny kubek kawy umysł nie jest w stanie wymyślić niczego kreatywniejszego, dlatego wybaczcie :P

Przyznam szczerze, że trochę rozleniwiłam się przez tą przerwę świąteczną i właściwie nie zaglądałam na bloga, ale obiecuję się zrehabilitować :) Na szczęście skompletowałam już moją "wyprawkę studniówkową" przez co będę miała trochę więcej czasu :P

Dziękuję za nowe komentarze :)

Wszystkiego dobrego (idę spać xD),

Akihita