Ogłoszenia :)

Jest to blog yaoi, czyli o miłości męsko-męskiej. Jeżeli nie lubisz tego typu opowiadań, po prostu grzecznie opuść tego bloga, a Twoja psychika nie ucierpi w najmniejszym stopniu.

Skargi, groźby, zażalenia, pozdrowienia lub inne sprawy proszę pisać w komentarzach lub na adres mailowy: ostatnia.kropla.goryczy@gmail.com
Chętnie przeczytam :)



piątek, 11 kwietnia 2014

Rozdział XVIII - "Niespodzianka"

Witajcie! 
Zacznę może od tych pozytywnych rzeczy. Witam nowe czytelniczki (w szczególności Hopie, Eiji i "Anonimkę") i dziękuję za wszystkie miłe słowa, które niezwykle poprawiły mi humor :D  To naprawdę wiele dla mnie znaczy.
Mam dla Was jednak dosyć smutną wiadomość. Niestety ze względu na maturę, postanowiłam chwilowo zawiesić bloga (do końca maja). Myślałam, że dam radę wszystko ogarnąć, ale przy trzech rozszerzeniach jest naprawdę sporo roboty, w szczególności, gdy potrzebuje się zdać wszystkie na min. 80%, żeby dostać się na wymarzone studia. :/
Mam jednak nadzieję, że nie zapomnicie o moim blogu :) Dodajcie go sobie do zakładek, obserwowanych ect. i powróćcie pod koniec maja na nowy rozdział :D Będę miała wtedy o wiele więcej czasu, co wpłynie też na jakość pisanych przeze mnie rozdziałów. Obiecuję także kilka nowych opowiadań o bardziej uniwersalnej tematyce, lecz nie o banalnej treści :D 
Nowy rozdział napisałam właściwie w kilka godzin i nie sprawdzałam jego poprawności, więc przepraszam za błędy :D  
Mam nadzieję, że podzielicie się waszymi opiniami w komentarzach, zgłosicie skargi oraz zażalenia i rady, które na pewno mi się przydadzą. Niektóre błędy w wypowiedziach dodałam celowo :P

Pozdrawiam. Trzymajcie kciuki! :***

A.M.

P.S. Basista z drugiego teledysku bardzo przypomina mi Yuichiego (chodzi o sylwetkę i styl ubierania). Co o tym sądzicie? :P 

***********************************************************************


    Nie ma to jak całe życie spędzić na cholernym kacu!
   
  Leżałem we własnym łóżku – tego byłem akurat całkowicie pewny, gdyż prawie od razu rozpoznałem swój materac, który charakterystycznie skrzypiał przy każdym najmniejszym poruszeniu się. Na początku było to bardzo irytujące, ale po kilku latach użytkowania zdążyłem się już do tego przyzwyczaić. Tak więc, leżałem i w myślach zastanawiałem się, czy przypadkiem po zrobieniu małego kroku w stronę łazienki, nie zarzygam  w drodze całego domu. Poza tym bałem się także otworzyć oczu, gdyż po pierwsze, czułem, że obok mnie leżała jeszcze jakaś istota, a po drugie… Tak, byłem nagi.

  Trzeba było jednak wziąć dupę w troki i zadzwonić do ojca z konkretnym wytłumaczeniem i błaganiem o litość. Wciąż miałem nadzieję, że na wieść o nocy rzekomo spędzonej z Keiko, zadzwoni do mojego szefa i wytłumaczy mu jakoś moją nieobecność.

  Czułem na twarzy ostre promienie wschodzącego słońca, które jeszcze bardziej zniechęcały mnie do ruszenia się z miejsca. Światłowstręt? Może jeszcze wodowstręt i wścieklizna murowana! Co ja robiłem podczas tej cholernej nocy, oprócz chlania? Wypadało wkrótce rozwiązać tę tajemnicę, choć nie byłem całkowicie pewien, czy w ogóle miałem na to ochotę.

  Stopniowo odmykałem jedną z powiek, żeby ostre światło nie wypaliło mi siatkówki.

  „Proszę, niech to będzie laska! Albo kosmita! Albo klaun z McDonalda, tylko nie…”

  Yuichi spał zwrócony twarzą do mnie i bezczelnie ślinił moją ulubioną poduszkę. Zakląłem siarczyście w myślach, gdyż to właśnie jego obecności najbardziej się bałem. Czy myśmy…? Niemożliwe. Przecież nie mogliśmy TEGO znowu zrobić! Tak nie zachowywali się zwykli przyjaciele, prawda?

  Złapałem krótką chwilę refleksji nad własnym życiem i po kilku minutach doszedłem do wniosku, że tyłek nie bolał mnie aż tak bardzo. Poprawka. Nie bolał mnie wcale, co wywołało na mojej twarzy promienny uśmiech. Pobudzony jedynym pozytywnym aspektem „kacowego” poranka, postanowiłem jak najszybciej wstać, zanim ten kretyn się obudzi. Musiałem przecież coś na siebie włożyć i łyknąć jakieś prochy na ból głowy, bo myślałem, że zaraz rozwali mi czaszkę. Wypadało także  pozbyć się fizjologicznego namiotu, tworzącego się na kocu, którym byłem przykryty. Obudzenie się obok kumpla w takim stanie, było co najmniej niezręczne.

  Delikatnie wyswobodziłem się z objęć okrywającej mnie materii i na palcach podszedłem do szafy. Było mi cholernie niedobrze, a świat wirował z prędkością światła, dlatego bezwładnie oparłem się o drewnianą ściankę, ciężko dysząc. Z całą pewnością wyglądałem jak kompletna ofiara, ledwo trzymając się na nogach, z potem ściekającym po skroni i porannym wzwodem. Musiałem wziąć się w garść.

  W końcu udało mi się przyodziać na siebie jakieś bokserki i koszulkę, choć nie było to aż tak łatwym zadaniem. Mój humor uległ gwałtownemu pogorszeniu po tym jak odkryłem siniaki i czerwone otarcia na swoich kolanach. Oznaczało to, że prawdopodobnie bawiłem się wczoraj w młodą studentkę na rozmowie kwalifikacyjnej. Świetnie! Cuuuudownie! Przecież zawsze chciałem obciągnąć najlepszemu przyjacielowi!

  Chwiejnym krokiem opuściłem swój pokój i przechodząc przez zdemolowany salon, udałem się do kuchni. Postanowiłem na razie nie zwracać uwagi na rozbite przedmioty i szkło walające się po podłodze, ponieważ nie chciałem się niepotrzebnie denerwować. Byłem całkowicie spokojny. Spokojny. Spokojny, do jasnej cholery! Ja pierdolę. Kurwa. Mać.

  - Boże, co ty tutaj robisz?! – powiedziałem chwytając się za klatkę piersiową na widok Ayako, która leżała na kuchennym stole z papierosem w dłoni.

 - Rzucam palenie – odparła, mocno się zaciągając. Miała na sobie kusy, czarny top i różowe figi, które odsłaniały… właściwie wszystko. – Jak wam się spało?

  Zażenowany zignorowałem jej pytanie i bez słowa otwarłem lodówkę, w poszukiwaniu wody mineralnej. W ustach miałem takiego kapcia, że tylko ona i szczoteczka do zębów mogły uratować świat przed totalną zagładą.

 - Miałaś to już zrobić kilka tygodni temu – przypomniałem jej, w głębi ducha zachwycając się bezsmakowością orzeźwiającej wody. Już chyba nic nie było mi potrzebne do szczęścia. – Cudem wywinęłaś się przed zamknięciem w szpitalu, ale to tylko pod warunkiem, że będziesz o siebie dbać i chodzić na chemię!  

 - Wiem – mruknęła, podnosząc się i siadając na skraju stołu. Wzięła do ręki paczkę papierosów i instynktownie poczęstowała mnie jednym. – Mój lekarz ciągle mi to powtarza, lecz i tak nie umiem tego rzucić. Palę, gdy się denerwuję, a denerwuję się praktycznie codziennie, gdy widzę swoje odbicie w lustrze, nakładam sztuczne rzęsy i perukę. Wymioty po chemii także nie wpływają na mnie kojąco.

 - Przecież tego nawet nie widać – zapewniłem ją, w głębi duszy bardzo jej współczując. – Hayato i Yuichi niczego nie zauważyli, a dla mnie wciąż jesteś tak piękna, jak przed chorobą.

  Uśmiechnęła się do mnie delikatnie, lecz bez przekonania. Wiedziałem, że było jej bardzo ciężko, dlatego starałem się z nią często rozmawiać i nawet czasem chodzić na chemioterapię. Jej rodzice obiecali przyjechać ze Stanów Zjednoczonych w następnym miesiącu, więc do tego czasu miała mieszkać u mnie.

 - Dzwonił twój telefon – poinformowała mnie po chwili. Nonszalanckim ruchem ręki odgarnęła z twarzy kilka pasem niebieskiej peruki.  – Dzwonił tyle razy, że postanowiłam go odebrać, bo nie miałam sumienia was budzić. Spaliście przecież tak słodko! Chyba nie masz mi tego za złe, co?

 - Powiedzmy. O co chodziło?

 - Najpierw dzwonił twój szef. Wystąpiły jakieś problemy z rurami i kanalizacją, przez co galeria będzie dzisiaj nieczynna i masz dzień wolnego.

  Ta wiadomość wpłynęła tak pozytywnie na mój nastrój, że doskoczyłem do Ayako i przytuliłem ją mocno. Bardzo spodobała jej się moja reakcja, gdyż nie dość, że odwzajemniła uścisk, to jeszcze wybuchła perlistym śmiechem, prawdziwie szczerym i bez cienia smutku.     

 - Spokojnie – powiedziała, odsuwając się ode mnie. – Dzwonił też Akira i kazał przekazać Yuichiemu, że dostanie solidny wpierdol za nieodbieranie komórki. Dzisiaj po południu mają próbę, na której musi się obowiązkowo zjawić, bo wystąpiły jakieś zmiany w składzie zespołu bla, bla bla…

  Czyli jednak czekała mnie dzisiaj wycieczka na kompletnym kacu. Trudno! Przynajmniej nie musiałem kwitnąć w tym cholernym biurze i udawać, że podziwianie stosu niepodpisanych dokumentów sprawia mi niewyobrażalną przyjemność.

 - No i dzwonił jeszcze Hayato, że niezbyt dobrze się czuje. Kazał cię bardzo przeprosić i przekazać, że dzisiaj niestety nie przyjdzie.  To wszystko, szefie!

  Nagły wystrzał pięści smutku starł resztki uśmiechu z moich policzków. Co mu się stało? Czy to coś poważnego? A jeśli był chory? Albo wpadł pod samochód i leżał teraz sam w szpitalu, bo nie chciał nikogo niepokoić? A może… Zaczynałem popadać w paranoję. Miałem ochotę wybiec z mieszkania w samej bieliźnie, byle tylko jak najszybciej sprawdzić, czy aby na pewno nie potrzebował pomocy. Postanowiłem, że zaraz po próbie go odwiedzę. Na pewno. Musiałem to zrobić, aby wyzbyć się dziwnego uczucia niepokoju.

 - Dzięki. Chyba zatrudnię cię na stałe, jako moją sekretarkę – powiedziałem, wyjmując z szafki listek tabletek. Dwie powinny wystarczyć, aby uwolnić mój mózg od męczeńskich cierpień za nieumiejących pić idiotów. Nigdy więcej żadnych zielonych, czerwonych, i chuj wie jeszcze jakich skrzynek! – Trochę się ogarnę i zacznę sprzątać w salonie. Uwierzysz, że kompletnie niczego nie pamiętam? Zupełnie urwał mi się film, ale po zniszczeniach domyślam się, że musiało być ostro…

  Ayako spojrzała się na mnie jak na wariata z guzikami zamiast oczu, po czym przyłożyła dłoń do ust i zaczęła się wręcz dławić śmiechem. Od razu domyśliłem się, że musiała być świadkiem mojej społecznej degeneracji i że to, co zobaczyła w nocy, już do końca życia pozostanie w jej pamięci.

 - Żartujesz sobie, co nie? – prychnęła, kiwając z niedowierzaniem głową. - W takim razie może lepiej usiądź, bo będzie naprawdę ciekawie.

  Opadłem bezsilnie na krzesło, po czym odebrałem od Ayako zapalniczkę, by wreszcie odpalić trzymanego w dłoni papierosa. Czekała mnie fascynująca opowieść.

 - To może lepiej zacznę od początku – powiedziała niepewnie, nie spuszczając ze mnie wzroku. – Yyy… Także tego… Wróciłam do domu około pierwszej w nocy, bo trochę za bardzo rozgadałyśmy się z Junko. Wiesz, jak już ona zacznie… Nie patrz tak na mnie! Przechodzę do konkretów. A więc, gdy otworzyłam drzwi od razu domyśliłam się, że coś tutaj nie gra. Początkowo myślałam, że ktoś się włamał, ale gdy zobaczyłam na podłodze butelkę po absyncie i bongo, wszystko stało się jasne. Zawołałam cię, ale nie odpowiadałeś, podobnie z resztą jak Yuu, dlatego zaczęłam was szukać. 

 - I znalazłaś nas w…? – zapytałem zniecierpliwiony. Ręka drżała mi tak bardzo, że ledwo potrafiłem sobie trafić papierosem do ust, a moje myślowe alter ego z uporem powtarzało „tylko nie w sypialni, tylko nie…”.

 - W łazience – poinformowała znów przykładając dłoń do warg w celu powstrzymania śmiechu. – Pod prysznicem.

  Nosz kurwa mać! Za jakie grzechy?! Przed oczami ujrzałem czerwoną tabliczkę z wielkim neonowym napisem: „Jesteś skończony, stary!”. Czy chociaż raz po nocy pełnej niepohamowanego chlańska nie mogłem usłyszeć, że absolutnie NIC się nie działo?

 - A dokładniej mówiąc, siedzieliście na dnie brodzika z wystawionymi na zewnątrz nogami i… Dżizas, dawaliście takiego czadu, że zrobiłam się mokra, choć nie byłam z wami pod tym prysznicem! No żeby lecieć w ślinę z najlepszym kumplem i to bez żadnego przymusu? Nie poznaję cię, Taku!

  Mentalny facepalm. Znając Ayako, to już jutro ujrzę pod swoimi drzwiami stado niewyżytych yaoistek. Miałem tylko nadzieję, że nie zrobiła żadnych zdjęć ani filmików, a jeśli tak… To niech mi chociaż da trochę zarobić na tym light-pornosie.     

 - Nie wnikaj w szczegóły – odpadłem zażenowany, wlepiając wzrok w usyfioną podłogę. Widniały na niej zielone plamy z absyntu oraz okruszki po ciastkach i foliowe opakowanie. – A co się działo, gdy już skończyliśmy ten… transfer bakterii?

 - Chciałeś chyba powiedzieć, kiedy wam go przerwałam. Gdybym nie weszła w odpowiedniej chwili, to dzisiaj z pewnością nie siedziałbyś tak wygodnie na tym krześle.

 - W takim razie mój tyłek jest ci niezmiernie wdzięczny. Kontynuuj.

 - Nie ma za co – powiedziała, chichocząc. – Co potem… Hmm… Już wiem! Po zrobieniu kilku zdjęć, zdałam sobie sprawę, że macie na sobie jakieś dziwne ubrania. MOJE ubrania! Yuchi założył moją ulubioną sukienkę z koronki, którą nawiasem mówiąc, rozdarł w kilku miejscach, a ty czerwony gorset i pończochy samonośne. Nie wiem jakim cudem udało wam się go zawiązać, ale szacun! Wyglądaliście uroczo.

 - Nie no. Po prostu świetnie! W jedną noc stałem się homoseksualnym transwestytą! Huraaa! Proszę, zabij mnie, byle szybko i bezboleśnie.

 - Nie dramatyzuj tak bardzo, bo jeszcze nie przeszłam do konkretów. Poza tym wisicie mi kasę za zniszczone ciuchy i szminkę, którą zrobiliście sobie czerwone kreski na policzkach. Naprawdę nie wiem, co wam odbiło, ale początkowo wcale nie było mi do śmiechu.

  Upiłem łyk wody, bo od tego napływu informacji, zrobiło mi się jeszcze bardziej niedobrze.

 - Pierwszy zauważył mnie Yuichi i delikatnie cię odepchnął, gdy zaczynałeś podciągać do góry jego sukienkę. Zaczął krzyczeć jak opętany, że obóz został zdemaskowany i że trzeba uciekać w głąb dżungli czy coś takiego… Ostatecznie po prostu krzyknął „Do ataku”, po czym wstał i próbował się na mnie rzucić. Niestety nie przewidział tego, że prysznic wciąż był włączony a podłoga w łazience śliska od wody, więc po zrobieniu dwóch kroków w moją stronę, poślizgnął się i zarył głową o umywalkę.

 - W sumie jeszcze jeden wstrząs mózgu nie powinien mu zbytnio zaszkodzić – mruknąłem pod nosem. – Ale nic mu się nie stało, prawda?

 - Poczekaj, bo zaraz będzie najlepsze! Yuu upadł na podłogę, a ty wyjrzałeś z kabiny i widząc go na podłodze, także zacząłeś się drzeć jak powalony. Z trudem klęknąłeś obok niego i zacząłeś PŁAKAĆ. Tak, dobrze usłyszałeś. Wydawałeś z siebie dźwięki, jak zarzynana świnka morska, a poza tym wciąż powtarzałeś, że twój najlepszy przyjaciel został trafiony i że nie przeżyjesz bez niego. Kilka razy wyznałeś mu miłość, a potem zacząłeś recytować jakiś wiersz: „Postawię ci pomnik trwalszy niż ze spiżu…”*. Nie pamiętam dokładnie, bo wtedy turlałam się ze śmiechu.

  Nie widziałem sensu, żeby to komentować. Po prostu… przeszedłem samego siebie.

 - Nie zadałeś mi najważniejszego pytania – zauważyła, wyrywając mi z ręki butelkę z wodą mineralną. Odkręciła ją i upiła niewielki łyk.

 - A mianowicie?

 - Nieważne. Najwyraźniej codziennie budzisz się nago obok najlepszego kumpla.    

 - Aha, zapomniałem. A więc?

 - Yuichi ocknął się po chwili i jak gdyby nigdy nic, zaczął się czołgać w stronę salonu. Nie wiem jakim cudem, ale chyba musiałeś tego nie zauważyć, bo wciąż klęczałeś na podłodze ze wzniesionymi rękami i mruczałeś jakieś dziwne rymowanki. Byliście cali mokrzy, dlatego musiałam was rozebrać, żebyście nie poszli spać w takim stanie. Najpierw ogarnęłam Yuu, a potem ciebie. Zanim jednak doprowadziłam się do salonu, zgiąłeś się w pół i zacząłeś rzygać jak kot. Nie martw się – wszystko ogarnęłam, choć nie było to wcale przyjemne. To chyba… tyle. 

  Potarłem dłonią pulsujące ze zdenerwowania i bezradności czoło.

 - Jaka jest szansa, że uda ci się o tym zapomnieć? – zapytałem zrezygnowany.

 - Żadna. Chcesz zobaczyć fotki?

 - Chyba sobie odpuszczę… Już więcej nie piję – oznajmiłem, po czym położyłem głowę na przyjemnie chłodnym stole. Miałem ochotę w jednej chwili po prostu wyparować z tego świata, ulec całkowitej autodestrukcji i zamienić się w neutralny eter. Czy prosiłem o zbyt wiele?

 - Ciekawe, za ile wstanie Yuu, bo wczoraj był chyba w o wiele gorszym stanie od ciebie.

 - Już – odparłem, słysząc z głębi mieszkania dźwięki, których w obecnym stanie wolałbym jednak nie słyszeć. Miałem tylko cichą nadzieję, że przynajmniej zwymiotował na podłogę.

  Ayako westchnęła ciężko i szybko zerwała się z miejsca. W drodze sięgnęła po jakąś ścierkę i miskę, po czym ruszyła Yuichiemu na ratunek.

  Zostałem sam ze strajkującym mózgiem i tańczącym żołądkiem. Aya zabrała ze sobą wodę mineralną, więc nie miałem nawet czym ugasić potęgującego się z każdą chwilą pragnienia. Było mi niedobrze. Było mi tak cholernie niedobrze, że ostatecznie wylądowałem głową w zlewie. Dzisiejsze zmywanie naczyń będzie wyjątkowo „mało apetyczne”.

 *** 




 - Nie zamawiałem zombie, ale dobrze, że już jesteście! – Akira podszedł do nas z szerokim uśmiechem na twarzy. Był w podejrzanie dobrym nastroju.

  Po porannym incydencie jakoś udało nam się ruszyć z domu. Jednak porządne śniadanie przygotowane przez Ayę, kilka tabletek przeciwbólowych i hektolitry wody mineralnej potrafiły zdziałać prawdziwe cuda. Nie spowodowały one jednak poprawy naszego wyglądu.

 - Hej – mruknąłem pod nosem, mierząc go swoim uważnym wzrokiem. Miał na sobie spodnie w szkocką kratę i czarny, przyduży T-shirt. Jednak nie to zwróciło moją uwagę. Na jego szyi widniała cienka, ćwiekowana obroża, bardzo podobna do mojej własnej.

 - Tak, jest twoja – odparł spokojnie, widząc że mu się przyglądam. Musiałem jednak szybko odwrócić wzrok, gdyż głębia jego spojrzenia była wręcz paraliżująca.  – Zgubiłeś ją kiedyś w klubie, ale nie było okazji, żeby ci ją zwrócić. Podoba mi się.

 - Yyy… W takim razie oddaj mi ją po próbie.

  Po tych słowach wyminąłem go zwinnie, ciągnąc za sobą wątłe ciało Yuichiego, który najwyraźniej pogrążony był w odmętach swojej chorej wyobraźni. Akira ruszył za nami z przebiegłym uśmieszkiem na ustach.

  Weszliśmy do przyciasnego studia muzycznego. Było w nim tak wiele osób, że ledwo starczało miejsca na instrumenty. Okazało się, że ktoś zrobił niezły bajzel w grafiku i zespół Yuu musiał dzielić pomieszczenie z innym zespołem o podobnej klimatyce. Ku mojemu zdziwieniu wszyscy zachowywali się w miarę przyzwoicie i nawet otwierali okna, gdy chcieli zapalić papierosa, dzięki czemu studio nie tonęło w tytoniowej mgławicy.

 - O co chodzi? – zapytał Yuichi, widząc obcego blondyna, który siedział za perkusją i szczerzył zęby do całego świata.

  Nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że już go kiedyś spotkałem. Popielate włosy, jasne oczy ukryte za grubymi oprawkami okularów, młodzieńczo wyglądająca twarz… No, tak! Ten koleś był przecież tajemniczym kumplem Hayato! Co on tu robił? Czyżby grał w tym drugim zespole?

 - To nasz nowy perkusista – oznajmił Akira, opierając się nonszalancko o ścianę. – Matsudara.

 - Słucham?! – żachnął się Yuu. – Czyli zaciągnąłeś mnie tutaj tylko dlatego, żeby mi powiedzieć, że zostaję wywalony z bandu? Naprawdę dzięki.

 - Poczekaj! – Mocnym szarpnięciem za ramię powstrzymał go przed opuszczeniem studia. Moim ciałem wstrząsnął nieprzyjemny dreszcz. Sposób, w jaki Akira dotykał Yuichiego, w ogóle mi się nie podobał. Było w nim coś zwierzęcego i jednocześnie bardzo erotycznego, co wprawiało mnie w dziwną konsternację i odrętwienie. – Yoshi musiał chwilowo odejść z zespołu, bo uraz ręki okazał się o wiele poważniejszy niż na początku sądziliśmy. Wasz kumpel Hayato polecił mi ostatnio fajnego perkusistę, dlatego stwierdziłem, że od teraz to ty będziesz gitarzystą. Chyba nie będzie ci to przeszkadzać, co?

  „Ostatnio?” NIBY. KURWA. KIEDY? Hayato spotykał się z Akirą?! Jak? Gdzie? Po co? Boże, zaczynałem wariować! Moje alter ego zapomniało wziąć dzisiaj rano niezbędnych do życia psychotropów. 

 - Powiedzmy... Wiesz jednak, że perkusja jest moją największą miłością – powiedział Yuu ze smutnym westchnieniem. – Czy nowy zna już…

 - Nie wiedziałem, że kumplujesz się z Hayato. – Po prostu nie mogłem się powstrzymać przed zadaniem tego pytania.

 - Noo… Spotkaliśmy się ostatnio przypadkiem na mieście – odparł posyłając mi przyjazny uśmiech, na widok którego omal nie dostałem zawału serca. – Gadaliśmy przez chwilę i jakoś tak weszliśmy na temat zespołu.

  Uff.

 - Sprawdzałeś go już? – zapytał Yuichi, kiwając w stronę Matsudary.

 - Tak, jest dobry. Chociaż na pewno nie pogardzi kilkoma wskazówkami od takiego mistrza, jak ty.

  Znowu nachylił się w jego stronę. Nie wiedzieć czemu, zaczynało mnie to denerwować. Na następną próbę przyniosę mu pluszowego misia, byle tylko odwalił się od mojego Yuu! Dlaczego tak reagowałem? Przecież ja… My…

 - W takim razie do roboty, panowie! – oznajmił Akira, przeczesując ręką prawdziwą burzę czerwonych włosów. – Zbliża się akurat nasza kolej.

  Stanąłem sobie pod oknem obok członków drugiego zespołu, żeby mieć jak najlepszy widok. Yuichi od razu podszedł do Matsudary i zaczął się dopytywać o różne techniczne rzeczy. Ostatecznie zamienił się z nim na chwilę, ujął w ręce pałeczki i zagrał fragment utworu. Blondyn pokiwał tylko ze zrozumieniem głową i po chwili także spróbował zrobić to samo. Wychodziło mu całkiem nieźle, choć nie tak bezbłędnie, jak Yuu.

  Po chwili wszyscy byli już na miejscach. Yuichi wyglądał jednak na zadowolonego ze zmiany instrumentu, bo uśmiechał się do mnie promiennie. Oczywiście nie mogłem się powstrzymać, żeby nie odpowiedzieć na ten jego cudowny, szczery uśmiech, który towarzyszył mi już od wielu lat.

  Zaczęli grać. Ostry, industrialny dźwięk wypełnił całą salę i wwiercał się w umysły wszystkich obserwujących. Zespół Yuichiego brzmiał po prostu fantastycznie, a głęboki wokal Akiry dodawał wszystkim utworom nutki tajemnicy oraz mistycyzmu.

 - Ten długowłosy jest świetny – szepnęła do mnie jakaś dziewczyna, prawdopodobnie basistka drugiego zespołu.  – Długo się znacie?

 - Bardzo długo – odparłem sztywno.

 - Aaa… Czy myślisz, że… Nooo… Miałabym szansę?

 - Przykro mi, ale jest zajęty.

  I niby po co to powiedziałem? Jako jego najlepszy przyjaciel nie powinienem tego robić, ale…

  Próba trwała jakieś pół godziny, aż w końcu zespoły musiały się zmienić. Cała czwórka podeszła do okna i zaczęliśmy rozmawiać. Okazało się, że Matsudara także mnie rozpoznał, więc można było powiedzieć, że pierwsze lody zostały już przełamane. Ku mojemu zdziwieniu okazał się naprawdę miłym kolesiem, choć może był trochę zbyt dobrze wychowany, jak na rockowego muzyka.

 - Panowie, wybaczcie, ale muszę teraz o czymś pogadać z Yuu... na osobności – powiedział Akira, posyłając Yuichiemu tajemnicze spojrzenie.

  Po moim trupie! Nie będzie go faszerował żadnymi dragami! O, nie! Niemal od razu stanąłem tuż przy nim. Nie miałem zamiaru opuścić go nawet na krok.

 - Taku… - Akira wydawał się nieźle poirytowany moim zachowaniem. – Spokojnie. Nic mu przecież nie zrobię.

 - Yuichi nie ma przede mną żadnych tajemnic – powiedziałem, twardo obstawiając przy swoim.

 - Ale JA mam! – warknął, chwytając go za ramię. Atmosfera między nami była tak gęsta, że można ją było kroić nożem.

  Już miałem krzyknąć, żeby go nie dotykał, ale cudem się powstrzymałem. Nie rozumiałem, co się dzisiaj ze mną działo.  

 - Dobra, Taku! – Usłyszałem głos Yuu, który wyrwał mnie z zamyślenia. – Za niedługo przecież wrócę.

 - Dla gwarancji masz to. – Akira wręczył mi ukradkiem saszetkę z białym proszkiem. Czy byłem dzięki temu spokojniejszy? Nie.

  Zniknęli. Czekałem cierpliwie i rozmawiałem z chłopakami o różnych pierdołach, wciąż jednak nie odrywając wzroku od drzwi. Bałem się. Szkoda tylko, że nie wiedziałem czego. Nie chciałem, żeby Akira skrzywdził Yuicjiego, choć tak właściwie nie miałem ku temu żadnych podstaw.

  Gdy do studia weszła Ayako, postanowiłem działać. Wiedziałem, że było to bardzo żałosne, ale po prostu MUSIAŁEM sprawdzić co robili! Nie mogłem mieć przecież gwarancji na to, że Akira nie miał przy sobie jeszcze jakichś prochów. Nie ufałem mu.

 - Idę się odlać – rzuciłem w stronę Matsudary i Ayako, którzy ożywczo ze sobą rozmawiali. Byli sobą tak zajęci, że chyba nawet nie zwrócili na mnie uwagi. Tym lepiej.

  Wyszedłem i skierowałem się w stronę szarego korytarza naszpikowanego identycznie wyglądającymi drzwiami. Powinni gdzieś tam być, bo znając życie, nie opuścili budynku. Ostrożnie stawiałem kroki i nasłuchiwałem, żeby zlokalizować pomieszczenie, w którym prawdopodobnie przebywali. Gdy doszedłem do rozwidlenia, instynktownie skręciłem w lewo. Już powoli traciłem nadzieję, że gdziekolwiek ich znajdę, w szczególności kiedy dotarłem do ślepego zaułka. Postanowiłem wracać, gdy nagle…

 - Błagam, nie męcz mnie już… - Usłyszałem podniesiony szept Yuichiego, który dochodził z prawej strony korytarza. Automatycznie przystawiłem głowę do cienkich drzwi wykonanych z jakiejś taniej dykty. 

  A jednak Akira do czegoś go zmuszał! Wiedziałem, że nie mogę mu ufać! Po prostu wiedziałem!

  Położyłem dłoń na klamce i poczułem nagły przypływ energii. Już miałem wykonać wejście smoka w stylu Bruce’a Lee, jednak słowa, które usłyszałem chwilę później, skutecznie mnie do tego zniechęciły.

 - Szybciej…

 - Jesteś niewyżytą ździrą, wiesz?

 - Yhym…

  Chyba nic nie było w stanie opisać mojego szoku. W głowie miałem prawdziwą pustkę, zupełnie jakby konkretne bodźce oraz sygnały nie potrafiły dotrzeć do mojego mózgu. Czy oni właśnie…? Chwila! Zawsze należałem do osób, które nie uwierzą, dopóki czegoś nie zobaczą. Postanowiłem się tego trzymać.

  Drzwi nie miały żadnego innego otworu, oprócz dziurki od klucza, dlatego bez chwili namysłu, postanowiłem z niej skorzystać. Niemal od razu tego pożałowałem.

  Yuichi stał oparty rękami o jakieś stare, drewniane biurko z głową pochyloną ku dołowi. Jego spodnie i bokserki podziwiały podłogę z bliska, a zadarta do góry koszulka odsłaniała szczupły tors z wytatuowanymi nożyczkami po boku - dowodem naszej przyjaźni.

  Wciągnąłem głęboko powietrze, gdy ujrzałem obce ręce, błądzące po jego klatce piersiowej. Pięły się one raz w górę raz w dół, dokładnie w takt brutalnych pchnięć. Po minie Akiry widziałem, że bawił się świetnie.

  „Yuichi nie ma przede mną żadnych tajemnic!”

  Czyżby? Akira musiał mieć mnie za naiwnego idiotę. To dlatego na jego twarzy ujrzałem ten niezwykle kpiarski grymas. Haha! Był on dowodem jego mentalnego zwycięstwa, a ja, jak pospolity dureń, wierzyłem w szczerość przyjaźni i istnienie wyższych idei! Co mi po tym pozostało? Mogłem do woli patrzeć na to, jak ten ćpun pieprzył mojego najlepszego przyjaciela! I to w jaki sposób?! Yuichi błagał go, aby to robił, chłonął wszystkie pieszczoty i jęczał jak…

  Po prostu nie mogłem na to dłużej patrzeć. Dlaczego on? Dlaczego Akira? Dlaczego Yuu mi o niczym nie powiedział? Przecież było tyle okazji! Choćby w domu Akiry, kiedy sam przyznałem mu się do bycia bi, albo nawet wczoraj wieczorem, kiedy byliśmy zupełnie sami! Byłem przecież tak pijany, że wybaczyłbym mu dosłownie wszystko, nie wspominając już o okazaniu wsparcia.

  Aż tak się tego wstydził? A może po prostu mi nie ufał?

  Odsunąłem się od drzwi w momencie, w którym Akira chyba miał zamiar dojść. Czułem się tak, jakby jakiś dziwny twór wdarł się do mojego wnętrza i powoli nadgryzał wszystkie ograny. Dlaczego tak bardzo to przeżywałem? Co w tamtej chwili czułem? Żal? Wściekłość? Rozczarowanie? Chyba tak.

  Niemal biegiem wróciłem do studia i powiedziałem Ayako, żeby odprowadziła Yuu do domu i zwróciła prochy Akirze. Nie zapytała nawet co się stało, tylko skinęła głową i szepnęła, żebym „leciał ratować świat”. Musiałem wyglądać na bardzo przejętego, jeśli pomyślała, że znowu mam do załatwienia jakąś ważną sprawę.

  Wyszedłem na zewnątrz, aby odetchnąć świeżym powietrzem. Nie pomogło, bo wciąż czułem się niezwykle oszukany i zdradzony. Wyciągnąłem z paczki papierosa i ruszyłem wzdłuż ulicy. Jeden. Drugi. Trzeci. Czemu do jasnej cholery byłem tak zdenerwowany? Yuichi był przecież dorosły i miał wolną wolę, więc tak właściwie mógł robić, co mu się żywnie podobało. Jednak…

  Postanowiłem nic mu nie wspominać o tym, że ich nakryłem. Miałem nadzieję, że prędzej czy później sam mi o wszystkim powie i będzie po sprawie. Westchnąłem ciężko.

  Dopiero teraz zdałem sobie sprawę z tego, jak dobrze Yuichi znał mnie, a jak ja słabo znałem jego. 



* przerobiony fragment wiersza Horacego "Wybudowałem pomnik" xD zupełnie inny kontekst, wiem, ale wolałam o tym wspomnieć