Wybaczcie tematykę rozdziału, ale sylwestrowy najbardziej pasował mi chronologicznie :) Trochę dziwnie się czułam , gdy pisałam go we wrześniu, smażąc się na tureckiej plaży xD
Standardowo proszę wszystkich o wypełnienie ankiety no i ewentualne komentarze. Trochę mi smutno, że tak wiele osób przeczytało poprzedni rozdział, nie pozostawiając po sobie żadnego śladu. Mam nadzieję, że tym razem będzie inaczej :P
Rozdział jest taki "przejściowy" - poruszyłam w nim kilka wątków, które będą mi potrzebne w przyszłości.
Enjoy
A. M.
*********************************************************
Leżę niemal bezwładnie, napawając się dotykiem satynowej pościeli i odrobiną świętego spokoju. Dzisiaj Sylwester, a prace w studio, ewentualne próby i koncerty wznawiamy dopiero po Nowym Roku, więc mam mnóstwo czasu, aby skupić się wyłącznie na sobie i swoich potrzebach - w przeciwieństwie oczywiście do Akiry, który nieustannie funkcjonuje na najwyższych obrotach.
Leżę niemal bezwładnie, napawając się dotykiem satynowej pościeli i odrobiną świętego spokoju. Dzisiaj Sylwester, a prace w studio, ewentualne próby i koncerty wznawiamy dopiero po Nowym Roku, więc mam mnóstwo czasu, aby skupić się wyłącznie na sobie i swoich potrzebach - w przeciwieństwie oczywiście do Akiry, który nieustannie funkcjonuje na najwyższych obrotach.
Nawet dzisiaj, w ten
piękny, zimowy, sobotni poranek wstał dzielnie o szóstej rano, aby udać się a
jakieś pilne zebranie zarządu. Nie dziwi mnie wcale, że systematycznie wspomaga
się kokainą, gdyż przeciętny człowiek nie wytrzymałby takiej presji i
obciążenia, z którymi on radzi sobie wręcz doskonale. Wydaje mi się, że na swój
sposób kontroluje uzależnienie, jeżeli oczywiście jest to w jakimś stopniu
możliwe. Niemniej jednak obiecał ograniczać dragi do minimum, specjalnie na
moją prośbę.
Spoglądam na swoje
chude, całkowicie nagie ciało, wodząc opuszkami palców wzdłuż wystających
obojczyków. Pomimo wczesnej godziny zdążył mnie nie tyle obudzić, co perfidnie
zmolestować w sobie tylko znany sposób. Czuję przyjemnie dreszcze na bladej
skórze na wspomnienie jego dotyku. Ostatnio dzieje się ze mną coś dziwnego, z
Akirą także, gdyż zachowuje się mniej dupkowato niż zazwyczaj.
Wzdycham,
uśmiechając się pod nosem, po czym wracam do oglądania naszego wywiadu sprzed
kilku tygodni – pierwszego, prawdopodobnie jednego z najważniejszych w
karierze, na którym oczywiście nie dałem rady się pojawić. Do teraz odczuwam
ogromną wściekłość oraz żal, jednak tamtego wieczoru byłem w tak kiepskim
stanie, że cudem utrzymywałem się na nogach z powodu gorączki.
Na szczęście
poradzili sobie znakomicie, w szczególności Aki, który logicznie, z wrodzoną
elokwencją odpowiadał na wszystkie zadane pytania i z zaangażowaniem opowiadał
o pracy zespołu. Dotykam symbolu „play” na ekranie tabletu, chcąc choć
mentalnie przenieść się do tamtej chwili.
- Nie wydaliście
jeszcze żadnej płyty, a już wasz nowy singiel zajął drugie miejsce na liście Japan
Hot 100. Kiedy możemy liczyć na coś więcej? – pyta Masa Itoh, jeden z
najbardziej znanych japońskich dziennikarzy muzycznych. Wygląda dość
niepozornie, siedząc w dużych, staromodnych okularach, lecz doskonale wiem, że
nawet Akira odczuwa wobec niego ogromny respekt.
- Czegoś nowego
możecie oczekiwać zaraz po Nowym Roku, gdy wydamy nasz drugi singiel –
odpowiada Aki, nonszalancko opierając się o oparcie białej kanapy. – Oczywiście
będziemy to mogli na spokojnie omówić w studio, tym razem celebrując pierwsze
miejsce.
- To dość śmiała
deklaracja.
- Po prostu wiemy, co
nagraliśmy – wtrącił, uśmiechając się charakterystycznie. – Płyta ukaże się
dwudziestego trzeciego stycznia, więc zachęcamy do zapoznania się z całością
naszej twórczości.
Oglądam ten wywiad
już po raz setny, a poszczególnie wypowiedzi znam niemal na pamięć, jednak mój
entuzjazm nie gaśnie, a wręcz narasta z każdym kolejnym odtworzeniem. Jestem
taki dumny, taki szczęśliwy. W końcu czuję, że moje życie ma jakiś głębszy
sens.
- Jeżeli cała płyta
będzie mieć tak nietuzinkowe brzmienie, to wróżę wam ogromny sukces. Z całą
pewnością będę jednym z pierwszych słuchaczy – zapewnia entuzjastycznie Masanori.
Chyba nawiązał z nim swego rodzaju więź.
- Na to właśnie
liczymy – mówi tajemniczo Aki, odgarniając z czoła niesforne kosmyki czerwonych
włosów. Ma na sobie czarny poszarpany T-shirt oraz swoje ulubione jeansy.
Jestem pewien, że po
tym wywiadzie stanie się obiektem westchnień co najmniej połowy dziewczyn w
Japonii. Ma w sobie ten porażający magnetyzm, coś co przyciąga ludzi, a
dodatkowo niebezpieczny błysk w spojrzeniu. To zdecydowanie facet, którego
żadna matka nie chciałaby dla swojej córki, ale w głębi duszy każda kobieta
choć raz pragnęłaby się z nim przespać.
Wybaczcie
dziewczyny, ale Akira należy teraz do mnie. Albo raczej ja do niego.
- Kto jest waszą
największą inspiracją?
- Staramy się nie
wzorować na żadnym z zespołów, choć wiemy, że to nieuniknione – odpowiada
Kenta, wychylając się nieco do przodu. Tym razem dość intensywnie nastroszył
włosy, wyglądając jakby godzinę wcześniej karmił gniazdko elektryczne metalowym
widelcem. – Chcemy tworzyć coś zupełnie nowego, co jest jednocześnie zgodne z
naszą wizją. Jednak gdybym miał kogoś wymienić, to chyba stawiałbym na X-Japan.
Na pewno chcemy odnieść podobny sukces.
- A jak wygląda wasz
proces twórczy? Rozmawiałem już z wieloma zespołami i spotkałem się z
rozmaitymi metodami. Komponujecie razem czy indywidualnie?
- Różnie, zazwyczaj
każdy z nas dodaje coś od siebie. Zdecydowanie jednak większość utworów jest
autorstwa Yuichiego. To on jest naszym zespołowym wirtuozem.
- Wielka szkoda, że
nie ma go dzisiaj z nami. Mam nadzieję, że szybko powróci do zdrowia.
- On również żałuje –
dodaje Akira. – Na pewno będziecie się mieli okazję jeszcze poznać.
Wzdycham po raz
kolejny. Także mam taką nadzieję. Nasza płyta musi odnieść sukces, gdyż tworząc
ją daliśmy z siebie niemal wszystko. Jest ostra, miejscami nawiązuje do innych
gatunków muzycznych, ale zarazem bardzo spójna, o charakterystycznym brzmieniu.
- Przed wywiadem
zrobiliśmy mały research, ale wciąż nie potrafiliśmy dotrzeć do pewnych
informacji – zaczyna Masanori, zerkając na czarną podkładkę, która przez
większość wywiadu leżała na niskim stoliku. – Z tego, co wiemy stanowicie dość
barwną grupę pod względem osobowości i pozamuzycznych zawodów, zainteresowań.
Jak to się stało, że w końcu zaczęliście tworzyć razem?
- Dużo szczęścia i
zbiegów okoliczności – odpowiada Aki, zerkając na pozostałych członków zespołu.
Z całej grupy jedynie Matsudara wydaje się być nieco skrępowany, choć jego nowy
wizerunek skutecznie to maskuje. To on z nas wszystkich musiał się najbardziej
poświęcić – obcięli i przefarbowali mu włosy na srebrno-szary kolor, a czarne
okulary zastąpili fioletowymi soczewkami korekcyjnymi. Z całą pewnością nie
poznałbym go na ulicy w odświeżonym wydaniu. – Pierwotnymi założycielami są Yuu
i Kenta, gdyż przyjaźnią się już od szkoły średniej. Ja z Yoshim dołączyliśmy
nieco później, dzięki spotkaniu na jednej z imprez.
Taaa…
To była wyjątkowo
podła libacja w klubie, przypominającym opuszczoną piwnicę, do którego nikt o
zdrowych zmysłach nie miałby odwagi wejść. Właściwie gdyby nie fakt, że
umówiłem się tam po kolejną działkę hery, sam zastanawiałbym się czy aby na
pewno trafiłem do odpowiedniego miejsca. Na szczęście wtedy było mi naprawdę
wszystko jedno.
Mój ówczesny diler
Pax potrafił załatwić niemal wszystko i był prawdziwym skurwysynem. Doskonale
wiedział, jak głęboko się uzależniłem, dlatego śmiało windował cenę przy każdym
kolejnym spotkaniu.
Pokłóciliśmy się
dosyć ostro. Nie byłem w zbyt dobrej kondycji psychicznej, do tego dochodziły
jeszcze głód, absolutny brak kasy i ogromna desperacja. Mógłbym nawet zaprzedać
duszę diabłu byle tylko zdobyć jak najwięcej towaru.
Wtedy właśnie
poznałem Akirę, który nieoczekiwanie włączył się do dyskusji i opłacił moje
dragi, nie oczekując niczego w zamian. Dla niego pieniądze zawsze stanowiły
narzędzie, a nie przeszkodę w osiągnięciu celu, a że miał ich za dużo, to
czasem dla własnej satysfakcji bawił się w filantropa. Spotkałem go jeszcze
kilka razy, a kiedy już byłem zupełnie czysty, zaprosiłem do współpracy, nie
mając nawet pojęcia czy potrafi śpiewać. Wiedziałem tylko, że wizualnie i
osobowościowo idealnie nadaje się na frontmana. I tak też zostało.
- Akira, wiem, że
poza zespołem zarządzasz jeszcze własną firmą. Jak godzisz ze sobą dwa tak
odpowiedzialne stanowiska?
- Wolałbym nie
rozmawiać tutaj o mojej drugiej pracy i skupić się wyłącznie na muzyce. Mogę
tylko dodać, że skoro znajdujemy się w tym miejscu, a moja firma jeszcze nie
upadła, to wydaje mi się, że radzę sobie całkiem nieźle.
- Rozumiem, a czy…
Czuję permanentny
wstyd, który staje się jeszcze dotkliwszy w takich właśnie momentach. Każdy z
nich ma jakieś swoje „wyjście awaryjne”, coś czym w razie muzycznej katastrofy
może się zająć. Każdy, z wyjątkiem mnie.
Całkiem niedawno
dowiedzieliśmy się, że Mat pracuje jako programista w jednej z dużych firm,
lidera na rynku komputerowym. Nie musi być w zespole, aby odnieść duży sukces –
traktuje to raczej jako hobby. Kenta, choć nigdy nikomu się do tego przyznawał,
chcąc uchodzić za typowego bad boy’a, dwa lata temu ukończył ratownictwo
medyczne. Szczerze nienawidzi tej pracy, lecz może niemal w każdej chwili
wrócić do zawodu, gdyby coś z zespołem poszło nie tak. Yoshi natomiast odkąd
pamiętam dorabia jako trener personalny na siłowni.
A ja?
Na początku byłem
dumnym studentem architektury, dopóki nie wyrzucili mnie z uczelni za bycie
leniem i ćpunem (oczywiście ujęli to w mniej kolokwialny sposób). Potem
pracowałem jako kelner, korepetytor, kasjer oraz barman, aż zdałem sobie
sprawę, że całość wypłaty przeznaczam na heroinę, a w mieszkaniu odcięli mi
prąd i wodę. Nawet Akira nie chciał mi już pożyczać kasy, gdyż jak sam
stwierdził: „żeby to spłacić musiałbym stać się jego niewolnikiem do końca
życia”. W tamtej chwili poważnie się nad tym zastanawiałem, jednak kto chciałby
mieć za sługę nieokrzesanego i kłamliwego narkomana? Było ze mną źle do tego
stopnia, że niczym tonący brzytwy, chwyciłem się jedynej rzeczy, jaka mi
jeszcze pozostała.
Nie trwało to długo,
aczkolwiek najmniejsze wspomnienie tych chwil wywołuje we mnie ból i…
zgorszenie? Nie każdy może się pochwalić „epizodem śmiecia” w swoim życiu, a ja
z łatwością osiągnąłem to stadium i chciałem stoczyć się jeszcze niżej.
Spotykałem się z
nimi cyklicznie przez mniej więcej trzy miesiące, dopóki ekstremalnie wkurwiony
nie przyszedłeś mi na ratunek i nie wypierdoliłeś mojego telefonu ze wszystkimi
kontaktami przez okno. Wydaje mi się, że po raz kolejny dostałem do ciebie
niezły wpierdol. Jeden z wielu w moim życiu.
Kobiety, najczęściej
niespełnione mężatki z dość dużym majątkiem były moim głównym celem. Niczym
najgorszy pasożyt żerowałem na ich samotności, potrzebie odrobiny ciepła i
zrozumienia, samemu będąc w bardzo podobnym położeniu.
Nie pamiętam już jakim
cudem nawiązałem z nimi kontakt – moje życie opierało się wtedy na swego
rodzaju pamięci mięśniowej, wiele rzeczy robiłem zupełnie nieświadomie.
Czy było to
opłacalne? Oczywiście! Zwykle dostawałem za darmo kolację, czasem i śniadanie,
potem uprawialiśmy seks, za co zgarniałem niebotycznie duże sumy. Moje libido
na herze właściwie nie istniało, dlatego musiałem się dodatkowo wspomagać –
najczęściej podprowadzanym od Akiego koksem. Nie miałem przecież środków, aby
kupować go samodzielnie. Wbrew pozorom te dwa narkotyki całkiem nieźle się
uzupełniały, w szczególności, gdy popadało się w pokokainową paranoję. Nic tak
dobrze nie wyciągało człowieka z obłędu jak heroina.
Oprócz „zasadniczych
czynności” naprawdę dużo rozmawialiśmy: o niewiernych mężach, pustych domach,
miernym poczuciu własnej wartości, co sprawiało, że czułem się jeszcze
perfidniej. Mimowolnie brałem na swoje barki zmartwienia innych, samemu niemal
tonąc w życiowym szambie. Dlatego ćpałem jeszcze więcej. Istne perpetuum
mobile.
Dosyć.
Odsuwam na
bok tablet i zwlekam się z łóżka, przeciągając się powoli. Niedługo wyjeżdżasz z
Keiko do jej rodziny na sylwestrowy bankiet, dlatego umówiliśmy się dzisiaj w
Nem Coffee, aby zobaczyć się po raz ostatni w tym roku. Mam dla ciebie małą
niespodziankę i wprost nie mogę się doczekać twojej reakcji, Taku.
Podłoga jest
przyjemnie ciepła, dzięki zamontowanemu ogrzewaniu, przez co poranek staje się
jeszcze bardziej udany. Sięgam po granatowy szlafrok Akiry, leżący na oparciu
fotela i ubieram go na siebie. Jest niezwykle miły w dotyku, dlatego bardzo
lubię w nim chodzić pod jego nieobecność.
Wychodzę z sypialni
i ostrożnie stąpam po umiarkowanie stromych schodach. Już z daleka dostrzegam
srebrną tacę na kuchennym blacie, na co uśmiecham się mimowolnie. Wielokrotnie
mówiłem Akirze, żeby przestał robić mi śniadania, ale zawsze z tym samym
skutkiem. Albo poważnie wątpi w moje umiejętności kulinarne i boi się, że
spalę mu chatę, albo po prostu sprawia mu to gigantyczną przyjemność.
Siadam na wysokim,
barowym krześle, zerkając w stronę ogromnego, wielopoziomowego okna. Dawno nie
było tak śnieżnej zimy w Tokio. Wszystko pokrywa warstwa śnieżnobiałego
puchu, co mimo oczywistych utrudnień, napawa mnie niezwykłym spokojem.
Przeżyłem kolejny wspaniały rok, choć kiedyś wątpiłem czy dożyję dwudziestego
drugiego roku życia.
Jedzenie przerywa mi
nieoczekiwane pukanie do drzwi. Jest to o tyle dziwne, że aby dostać się do
domu, najpierw należy pokonać bramę wejściową zabezpieczoną kodem.
Pukanie staje się dość
natarczywe, a mój niepokój rośnie z każdym kolejnym krokiem. Coś musiało się
stać… Albo może Akira zgubił klucze?
- Już myślałam, że będę
tutaj stała w nieskończoność! Następnym razem mógłbyś odbierać…
Patrzy na mnie,
jakby zobaczyła upiora. Niedawno wstałem, ale raczej nie wyglądam strasznie,
w szczególności, że nie towarzyszy mi poranny kac.
Niska kobieta o
pogodnych zielonych oczach, z twarzą owiniętą do połowy czerwonym szalem. Ma na
sobie granatowy, elegancki płaszcz, a spod tego samego koloru czapki, wystają
pukle kruczoczarnych włosów. Schylam się, aby podnieść z ziemi papierową torbę,
która wypadła jej z ręki.
- Proszę – mówię,
wyciągając w jej stronę dłoń z pakunkiem, ale w żaden sposób na to nie reaguje. Czuję się co najmniej niezręcznie, a na dodatek chłodny wiatr z dworu wywołuje
we mnie dreszcze.
- Co tutaj robisz? –
pyta ofensywnym tonem.
- Yyy… Mieszkam
tutaj? – odpowiadam niepewnie. – I właściwie chciałem zapytać pani o to samo.
Jednym ruchem
odgarnia szal i spogląda na mnie wyczekująco. Jest naprawdę bardzo ładna, o
delikatnych rysach, wręcz klasycznej urody. A jeśli to jedna z byłych Akiry?
Jeżeli przyszła, żeby powiedzieć mu o ciąży, albo… W sumie co może być gorsze
od ciąży?
- To naprawdę nie
jest zabawne, Haru – cedzi przez zęby, a w jej dużych oczach dostrzegam smutek.
I w jednej chwili
wiem już wszystko.
Robi mi się gorąco,
choć na zewnątrz szaleje śnieżyca, a ja mam na sobie jedynie szlafrok.
- Jak mnie znalazłaś?
Dlaczego?
Nie pamiętam jej
imienia choć wiem, że ze wszystkich kobiet płaciła mi najwięcej. Wspomnienia
zlewają się w jedną, niewyraźną plamę. Byłem wtedy bezmózgą maszyną, żyjącą od
jednej działki do kolejnej. Jedynie w przypływie zdrowego rozsądku nie
zdradziłem nikomu mojej prawdziwej tożsamości, aby uniknąć kłopotów. Lecz czy
to mnie w jakikolwiek sposób usprawiedliwia?
- Nie szukałam –
stwierdza cicho. – I to mnie najbardziej martwi.
Stoję nieruchomo,
nie wiedząc jak się zachować. Zupełnie jakby odgrodzona grubą, czerwoną linią
przeszłość, starała się ponownie wedrzeć do mego cudem poukładanego świata.
Boję się, tak bardzo się boję, Taku. Jedyną przeszłością, jaką w pełni
akceptuję, jesteś właśnie ty.
- To co tutaj robisz?
– pytam ostrożnie. Muszę być gotowy absolutnie na wszystko.
Waha się, a
następnie bierze głęboki wdech.
- Przyjechałam
odwiedzić syna.
CO?
- To chyba pomyłka… -
szepczę, kiwając z niedowierzaniem głową.
- Wątpię – ucina
szybko. – Mam nadzieję, że Akiry jednak nie ma w pobliżu, bo chyba musimy
poważnie porozmawiać.
Mentalnie
sparaliżowany cofam się do wnętrza, z trudem utrzymując się na nogach. KURWA.
To nie może być prawda. To wręcz niemożliwe…
Wchodzi do środka,
mijając mnie spokojnie, po czym odwiesza płaszcz na jeden z wbitych w ścianę
haczyków. Ma na sobie gustowną garsonkę w butelkowozielonym odcieniu, a pod
spodem śnieżnobiałą koszulę. Zdecydowanie nie wygląda na swój wiek. Nawet przez
myśl mi nie przeszło, że może mieć dorosłego syna. Syna, który na dodatek jest
moim chłopakiem.
Dobija mnie poziom
patologiczności tego wszystkiego, zgniata, przytłacza, zabija od środka. Nic na
tym jebanym świecie nie może być proste. Absolutnie nic! Mam ochotę wybiec na
drogę prosto pod rozpędzone auto, albo najlepiej autobus, który dosłownie i w
przenośni zetrze mnie z powierzchni ziemi. O niczym innym bardziej nie marzę…
- Dobrze się czujesz?
– spogląda w moją stronę. Dostrzegam na jej twarzy prawdziwą troskę.
Dobrze, że nie zjadłem
śniadania, bo z pewnością zwymiotowałbym wszystko na podłogę. Naprawdę nie mam
pojęcia, co robić. Akira mnie zabije, przynajmniej w ten sam sposób zachowałbym
się na jego miejscu.
- Nie bardzo –
odpowiadam szczerze. – Ja… nie wiedziałem…
- Choć, zrobię
herbaty. Jeszcze chwila a zamarzłabym tam na śmierć.
„Może tak byłoby
lepiej” – przechodzi mi przez myśl, za co karcę się w duchu. Niemniej jednak
już nigdy nie otworzę nikomu żadnych pierdolonych drzwi. Nawet tobie, Taku!
Chociaż może jeszcze to później przemyślę.
Porusza się po
kuchni, jakby była tu milion razy. Obserwuję, jak wyjmuje z szafki niewielki
czajniczek, wsypuje na sitko aromatyczne liście senchy, a obok stawia dwie
niewielkie czarki – ulubione naczynia Akiry z ręcznie malowanymi, różowymi kwiatami
wiśni. Już po chwili woda osiąga odpowiednią temperaturę, a charakterystyczny
zapach naparu wypełnia całe pomieszczenie. Szczerze mówiąc to zamiast herbaty
napiłbym się czegoś mocniejszego, ale trochę głupio wyciągać z barku wódkę o
dziesiątej rano.
- Rozumiem, że znacie się z
Akirą? – pyta, siadając naprzeciw mnie. Dawno nie widziałem tak pięknej
kobiety, choć nie jestem całkowicie pewien czy to nie zasługa magii chirurgii
plastycznej. Japonki często starzeją się w bardzo subtelny sposób, ale nie
sądzę, że mógłbym się aż tak bardzo pomylić.
- Tak, gramy razem w
zespole.
- Hmm, wspominał
kiedyś o tym. Ten świat jest naprawdę bardzo mały.
„Zabij mnie, zabij
mnie, zabij mnie…” – powtarzam w myślach. Jestem śmieciem. Obrzydliwym,
zaćpanym, bezmózgim odpadem ludzkim.
- Co tutaj robisz? – pyta,
lustrując mnie spojrzeniem. Onieśmielony wbijam wzrok w gładką taflę parującej
cieczy, zastanawiając się nad odpowiedzią.
- Chwilowo mieszkam u
Akiego, bo… w mojej kawalerce trwa remont i nie bardzo mam gdzie się podziać.
Kłamię, nie widząc
innego wyjścia z sytuacji. Zapewne odwlekam tylko nieuniknione.
- Mój syn… Jest
trochę nietypowy, prawda? Słyszałam o nim wiele niepokojących rzeczy.
Z całych sił próbuję
ukryć uśmiech. Nie wiem czego dowiedziała się o Akirze, ale najwyraźniej
niewystarczająco, gdyż z całą pewnością nie siedziałaby tu tak spokojnie.
- Jest… wyjątkowy –
dukam, nie odwracając oczu od filiżanki.
„Wyjątkowo
popieprzony, wyjątkowo zboczony, wyjątkowo bezczelny, wyjątkowo pociągający…” –
dopowiadam w myślach.
- Pewnie nie byłby
zadowolony, że kiedyś pieprzyłeś się z jego matką za pieniądze, prawda?
Dziwi mnie jej
bezpośredniość, jednak czego mogę się spodziewać po rodzicielce czerwonowłosego
demona z Shibuyi?
Wciągam głęboko
powietrze. Prawda wypowiedziana na głos brzmi jeszcze gorzej, niż słowa
błąkające się po moich myślach. Gdybym tylko mógł cofnąć czas… No właśnie. Co bym zrobił? Przegląd matek
wszystkich swoich kumpli? To przecież niedorzeczne!
- Prawda? – powtarza
dobitnie niewzruszonym tonem. Z każdą chwilą dostrzegam między nimi coraz
większe podobieństwo.
Co ja najlepszego
zrobiłem?
- Będzie wściekły –
mówię cicho, łamiącym się tonem. Wściekły? Naprawdę nie znam osoby, która nie
bałaby się Akiry. Ma władzę nad wszystkimi – zespołem, przyjaciółmi,
pracownikami. Potrafi być prawdziwie bezwzględny. W tym przypadku z całą
pewnością osiągnie swoją ostateczną formę „Mega-skurwysyna” i rozpierdoli
wszystko w najbliższym otoczeniu do białego proszku, a
następnie całość wciągnie nosem. Mogę sobie to z łatwością wyobrazić.
- Cieszę się, że
rozumiesz – uśmiecha się do mnie subtelnie, zachowując kontrast z lodowatym spojrzeniem, po czym bierze łyk herbaty. –
Dlatego nie powinien się o tym dowiedzieć. I się nie dowie. Nigdy.
- Dobrze.
- Pamiętaj, że nie tylko Akira potrafi być bezlitosny. A ja bardzo nie lubię, gdy ktoś nie dotrzymuje obietnic.
Kiwam potwierdzająco
głową, czując dziwną mieszankę emocji – prawdziwej ulgi, wstydu i strachu. Świat
nie jest gotowy na moją tajemnicę, a najwyraźniej ona także ma zbyt wiele do
stracenia. Nie dostrzegam jednak w jej obliczu żadnego lęku – zupełnie jakby
nie brała pod uwagę innej możliwości.
Teraz zostało mi
jeszcze przekonanie Akiry, żeby nie wspominał matce o naszym związku, no i
pogodzenie się z odrażającą prawdą. Łatwizna.
- Wspaniale! – rzuca
entuzjastycznie, a następnie wstaje z krzesła, kierując się w stronę metalowej
lodówki. Otwiera ją z niewielkim wysiłkiem.
Koniec tematu. Zupełnie jakby nagle przestał istnieć. Chciałbym, żeby wszystkie moje problemy
rozwiązywały się w tak ekspresowy sposób.
- O której będzie
Akira? Myślałam, że dzisiaj nie pracuje.
- Musiał wyjść na
jakieś ważne zebranie, ale powinien wrócić przed południem.
Ukradkiem spoglądam
na tarczę niewielkiego zegara – do spotkania z tobą zostało jeszcze sporo
czasu, ale mam nadzieję, że uda ci się przyjść wcześniej. Muszę stąd zniknąć,
zdematerializować się, ulec całkowitej implozji.
- Widzę, że nie macie
niczego na obiad – stwierdza z wyraźną dezaprobatą, wychylając się zza stalowych
drzwiczek.
Momentalnie
spuszczam wzrok, chcąc ukryć zawstydzenie.
- W-właśnie miałem
się zabierać za gotowanie – kłamię po raz kolejny. Z naszej dwójki to Akira
jest prawdziwym mistrzem kuchni. Zazwyczaj nie chce dopuścić mnie nawet do
krojenia warzyw, nie wspominając już o bardziej skomplikowanych czynnościach.
Mamy niezwykle prosty układ - on gotuje, a ja co najwyżej mogę mu w tym czasie
obciągnąć.
- W takim razie
pozwól, że zaraz zrobię zakupy i dzisiaj sama coś ugotuję. A ty możesz zająć
się sobą – nie zwracaj na mnie uwagi. No i… postaraj się zachowywać normalnie.
Przecież nic wielkiego się nie stało.
JASNE.
- Ale na dworze jest
bardzo zimno… - sugeruję, usilnie starając się przybrać przyjaźniejszy ton
głosu.
- Nie mam zamiaru
wychodzić, Haru – odpowiada, machając ekranem smartfona z włączoną aplikacją
chyba najdroższego marketu w okolicy. No tak, nie przywykłem jeszcze do
przywilejów bycia obrzydliwie bogatym.
- W takim razie idę
wziąć prysznic. – Wychylam ciepłą herbatę za jednym razem.
Z żalem spoglądam na
tacę z nienaruszonym śniadaniem, ale pragnę jak najszybciej wyjść z domu,
zadzwonić do Akiego i oczywiście spotkać się tobą, Taku. Chyba niczego teraz bardziej nie potrzebuję.
Wracam na piętro po
schodach, lecz przystaję na dźwięk nieoczekiwanego pytania.
- Dlaczego wtedy
zniknąłeś?
Zdziwiony zerkam na
nią z góry, lekko wychylając się przez poręcz. Czuję, jak moje długie włosy
swobodnie opadają na ramiona, muskając nieokrytą szlafrokiem skórę.
- Chyba musiałem
zacząć wszystko od nowa – posyłam jej pogodny uśmiech, pierwszy
dzisiejszego poranka.
Będę ci za to
wdzięczny do końca życia, Taku. Nawet nie wiesz jak bardzo.
***
Najpierw po prostu
się śmiałeś, zwracając uwagę wszystkich ludzi siedzących przy stolikach dookoła
nas, a teraz milczysz skonsternowany, wpatrując się we mnie z niedowierzaniem.
- W skali powiedzmy
od „jeden” do „masz przejebane” jesteś już właściwie trupem, Yuu.
- To wiem, Sherlocku
– mruczę pod nosem. Wrzucam dwie kostki cukru do mojej ulubionej czarnej kawy w
Nem Coffee, niemal tak ciemnej jak twoje oczy. – Mógłbyś się trochę bardziej
wysilić…
Przeczesujesz dłonią
włosy, twoja twarz wyraża ogromne skupienie. Ostatnio tak intensywnie myślałeś
chyba podczas odpowiedzi ustnej u Okamury, kiedy przez geometrię niemal
uwaliłeś szkołę średnią. Do dzisiaj pamiętam jak stałeś niepewnie, usilnie
próbując wycisnąć wodę z kamienia, będącego twoim umysłem.
- Nie wierzę, że
odjebałeś coś takiego…
- Wciąż nie pomagasz.
- Nie trzeba było
tyle…
- To nie najlepsza
pora na wyrzuty.
Wzdychasz, krzyżując
ręce na piersi. Przypadkiem szturchnąłeś stolik, wprawiając w lekkie drgania
wszystkie przedmioty na jego powierzchni.
- Rozmawiałeś już z Akim?
- Powiedzmy.
Zadzwoniłem do niego
zaraz przed spotkaniem. Wydawał się być jeszcze bardziej zaskoczony wizytą
matki niż ja, właściwie przez moment kompletnie go zamurowało. Następnie
nieoczekiwanie wydarł się na jakiegoś pracownika, który ośmielił się w
międzyczasie do niego odezwać.
Nie chcąc się
narazić, szybko streściłem mu „oficjalną” wersję naszej znajomości, na co
rzucił tylko: „Bardzo dobrze zrobiłeś. Muszę kończyć, cześć!”. Skonsternowany
stałem jeszcze przez kilka sekund z komórką przy uchu, zastanawiając się nad
ewentualną konkluzją.
- Wydaje mi się, że
nic nie powie – kontynuuję, rozmasowując palcami skroń. – Po pierwsze jest jeszcze
trochę na to za wcześnie, po drugie oboje pochodzicie z burżujskich rodzin,
więc wyobraź sobie, jakby twój ojciec zareagował na...
- Ciii, debilu... – syczysz,
mordując mnie wzrokiem, niczym krwiożerczy bazyliszek. Spanikowany rozglądasz
się dookoła.
- No właśnie – kwituję,
po czym biorę kęsa apetycznie wyglądającej kanapki. Jestem tak głodny, że już
powoli zaczynam trawić samego siebie.
- No to w takim razie
chyba wszystko masz ustawione. Pod warunkiem, że będziecie siedzieć cicho. –
Bierzesz kubek i delikatnie trącasz nim o moją filiżankę, w ramach
improwizowanego toastu. – Całe szczęście, że moja matka umarła jak byliśmy
mali. Przynajmniej nie miałeś okazji...
- To nie jest
śmieszne, kretynie.
Wywracam oczami,
widząc twój szeroki uśmiech. Najpiękniejszy i absolutnie niepowtarzalny. Jeśli
miałbym wybrać jedną rzecz, którą miałbym oglądać do końca życia to byłaby nią
twoja szczęśliwa twarz.
- Przepraszam, czy
możemy prosić o autograf lub zdjęcie?
Trzy zawstydzone
dziewczyny zjawiają się nagle przy naszym stoliku. Jedna trzyma niewielki,
niebieski notatnik i długopis, a pozostałe smartfony.
Odwracam głowę, aby
sprawdzić czy to nie pomyłka, ale nikt za mną nie siedzi. Mam nadzieję, że nie
wezmą mnie za kompletnego idiotę.
- Jasne! –mówię i
sięgam po notes. Nie mam pojęcia jak się daje autografy, więc lekko
onieśmielony zerkam w twoją stronę.
- Jak macie na imię?
– pytasz swobodnie, chcąc dodać mi otuchy. Nie pierwszy raz mam wrażenie, że to
ty powinieneś znaleźć się na moim miejscu. Zawsze chciałeś być w zespole,
niestety los pobłogosławił cię jedynie talentem do wkurwiania ojca i innych
ludzi.
- Akane, Eiko i
Misaki – odzywa się jedna z nich cienkim, świergoczącym głosem. Niewielki
koczek na czubku jej głowy, zadrżał w takt ruchów ciała. – Będziemy na
koncercie w Kyoto za dwa miesiące!
- Cieszę się –
odpowiadam i nieco niezdarnie kreślę trzy oddzielne dedykacje. Muszę wymyślić
sobie jakiś efektowny podpis, bo obecny wygląda jak próby kreślenia szlaczków
przez dziecko z bliżej nieokreślonym zespołem.
Robisz nam zdjęcie.
Niestety ubrałem się dzisiaj w zwykły czarny T-shirt, więc niezbyt mogłem
popisać się stylizacją, a tym bardziej atrakcyjnym wyglądem. W końcu jeszcze z
mokrymi włosami, niemal z prędkością światła wybiegłem z domu, uciekając przed
lawiną żenady i wstydu.
- Do zobaczenia na
koncercie – rzucam pogodnie, a na dźwięk moich słów dziewczyny czerwienieją
jeszcze bardziej.
Przez chwilę
obserwuję, jak odchodzą, szczerząc się radośnie. Gdyby szczęście miało
skrzydła, z pewnością wzbiłoby mnie pod sam nieboskłon.
- Oho, no i się
zaczęło. Już niedługo będę musiał umawiać się z tobą przez jakiegoś agenta. –
Biernie podążasz za moim wzrokiem.
- Niestety wszystkie
terminy na następne dwa lata są już zarezerwowane. Jak coś się zwolni, moi
ludzie skontaktują się z tobą – oznajmiam z uśmiechem, po czym teatralnie
upijam łyk kawy. Intensywne słodko-gorzkie połączenie rozlewa się w mych
ustach. Uwielbiam sączyć dobrze zaparzoną mała czarną o poranku, szczególnie w
twoim towarzystwie.
- Szkoda. W takim
razie będę musiał zapytać kogoś innego, czy pójdzie ze mną na koncert.
- Koncert?
Wyciągasz na blat
stolika tradycyjną, noworoczną kartkę, z której wystają dwa większe białe
prostokąty. Przedstawia dwa biegnące obok siebie dziki w otoczeniu pięknych
wielobarwnych kwiatów.
- To TO o czym myślę?
– pytam z wahaniem, odchylając jej górną część.
Moim oczom ukazuje
się wyraźne, wytłoczone na czarno logo, na widok którego dostaję niemal
palpitacji serca. Moją ekscytację potęguje średniej wielkości napis „golden
circle”.
- Pojebało cię –
stwierdzam dobitnie, nie odwracając wzroku od biletów, zupełnie jakby miały
zaraz rozpłynąć się w powietrzu. – Słyszałem, że zniknęły w niecałe dziesięć
minut… Sprzedałeś nerkę czy mózg, bo nie jestem pewien?
- Mógłbyś być milszy.
A z resztą nieważne, w końcu podobno i tak nie masz czasu. – Próbujesz schować
kartkę z powrotem do kieszeni, ale skutecznie cię przed tym powstrzymuję. Nasze
dłonie stykają się na krótką chwilę, przez co czuję przyjemne mrowienie na
całym ciele. Pragnę cię, Taku, pomimo bolesnej prawdy, niewątpliwych złudzeń
oraz tych wszystkich kłamstw i tajemnic. Chyba nic nie jest w stanie tego
zmienić.
- Jednak zwolniło mi
się miejsce w grafiku – stwierdzam nie kryjąc radości. – Niemniej jednak nie
powinieneś wydawać na mnie takiego majątku. Czuję się jakbym miał sponsora.
Mogłeś mnie chociaż uprzedzić.
- To raczej
inwestycja. Kupisz mi coś fajnego, jak już będziesz zarabiał miliony –
odpowiadasz, mrugając do mnie przekornie.
Chciałbym cię teraz
objąć, wtulić się w zagłębienie między szyją a obojczykiem, wdychać zapach
twojej aksamitnej skóry. Czemu to wszystko musi być tak skomplikowane? Dlaczego
nie mogę cię po prostu zaprogramować, abyś mnie kochał?
- No nie patrz tak na
mnie! Po prostu bierz te bilety, podziękuj i się zamknij.– Podsuwasz je jeszcze
bliżej zachęcającym ruchem.
Nie mam zamiaru się
z tobą kłócić, bo i tak nie wygram. Wiem, że nie odpuścisz, dlatego kiwam
zrezygnowany głową i chowam kartkę do kieszeni płaszcza, w międzyczasie
wyjmując niewielki pakunek, owinięty w czerwony papier.
- Dzięki – mruczę
posępnie. – Ostrzegam jednak, że mój prezent nie jest aż tak drogi.
Twoja twarz wyraża
zdziwienie, jakbyś w ogóle nie spodziewał się czegokolwiek dostać. Przecież to
Sylwester! Co roku, zgodnie z tradycją robimy sobie mniej lub bardziej okazałe
prezenty – w zależności oczywiście od stanu portfela. Jeszcze nigdy nie
zdarzyło mi się o tym zapomnieć i nawet w krytycznym stadium uzależnienia na
pewno coś ci kupiłem. Nie jestem jednak pewien co.
Ostrożnie bierzesz do ręki zawiniątko, po czym
z wyraźną ciekawością rozrywasz papier.
- Masz zaszczyt
otrzymać pierwszy na świecie egzemplarz naszej płyty – tłumaczę spokojnie,
obserwując twoją reakcję. - Zostało jeszcze trochę czasu do premiery, ale nie
sądzę żeby cokolwiek uległo zmianie. No chyba, że zgłosisz mi jakieś sugestie.
Ku mojemu zdziwieniu
nie wydajesz się być zawiedziony, tylko uważnie oglądasz okładkę,
przedstawiającą pięć laleczek voodoo naszpikowanych igłami –„mini Yuu” jako
jedyny ma smutny wyraz twarzy, ale za to urocze niebieskie guziczki zamiast
oczu.
- Wow, nie
spodziewałem się tego – mówisz po chwili z szerokim uśmiechem. – A już
zastanawiałem się, gdzie położę pluszową poduszkę z napisem „Best friends forever".
- Kupię ci taką na
urodziny z dopiskiem: „Jesteś debilem, Taku". A teraz lepiej otwórz i
zobacz książeczkę.
Wykonujesz
polecenie. Jestem ciekawy, czy zauważysz jeden, mały, niemal niewidoczny
szczegół. Na pierwszej stronie znajduje się normalne zdjęcie całego zespołu,
które robiliśmy przez prawie godzinę, gdyż włosy Kenty wciąż nie wyglądały
dostatecznie perfekcyjnie. Jakimś cudem powstrzymałem Akirę przed chęcią ogolenia
go na łyso.
- Przyjrzyj się
dokładnie – dodaję, widząc twoją zdezorientowaną minę. – Szczególnie ubraniom.
Myślisz intensywnie,
lecz po chwili wyraz twojej twarzy łagodnieje.
- O kurde, stary.
Nawet nie wiem, co powiedzieć...
Podoba ci się, dostrzegam
to niemal od razu. Łapiesz chwilę zawieszenia, podczas której odsłaniasz mojego
Takumiego – niezwykle wrażliwego i kochającego chłopca, któremu spełniło się
jedno z nielicznych marzeń.
- Zawsze chciałeś być na okładce płyty, więc kombinowałem
jak to logicznie zrobić. Ostatecznie wymyśliłem coś takiego.
Na zdjęciu mam na
sobie czarny T-shirt z twoją fotografią. Jest zrobiony tak dobrze, że z pozoru
nie różni się od zwykłej koszulki z sieciówki. Przeciętny słuchacz na pewno nie
zda sobie sprawy, że coś jest nie tak.
- Yuu…
- Niedawno zdałem
sobie sprawę, że gdyby nie ty, ten zespół w ogóle by nie powstał, a ja
skończyłbym w jakimś rowie czy innym chujowym miejscu. Chociaż w ten sposób
mogę ci podziękować. Można powiedzieć, że jesteś nieoficjalnym członkiem Horny
Mowers.
Dzięki tobie jestem
tu i żyję, więc można powiedzieć, że zawdzięczam ci wszystko. Opiekowałeś się
mną latami, namówiłeś do założenia zespołu, wspierałeś w dążeniu do celu.
Naprawdę nie potrafię znaleźć odpowiednich słów, by wyrazić swoją wdzięczność.
Odwracasz głowę w
stronę okna, w taki sposób, że nieco przydługa grzywka zasłania ci pół twarzy.
Pomimo wszechobecnego zgiełku, jestem w stanie usłyszeć twój ciężki oddech.
- Taku, czy ty…
- Już nic, kurwa, nie
mów – mamroczesz drżącym głosem. – I następnym razem przygotuj mnie psychicznie
na taką emocjonalną destrukcję.
Naprawdę nie
spodziewałem się takiej reakcji.
- Taku…
- Daj mi, proszę,
pozbierać resztkę mojej męskości.
Uśmiecham się
szeroko i daję ci chwilę na ochłonięcie, zajmując się pochłanianiem napoczętej
kanapki. Twój leżący na blacie telefon wibruje, a na niewielkim ekranie
wyświetla się zdjęcie Dartha Vadera oraz wyraźny napis „Uzurpator”. Skutecznie
to ignorujesz.
- Aż boję się
pomyśleć, co musiałeś zrobić, aby Akira zgodził się na twój postrzelony pomysł
– mówisz nagle, wciąż nie odwracając wzroku od szyby. – I nie, to nie jest
pytanie. Naprawdę nie chcę tego wiedzieć.
Prycham jedynie w
odpowiedzi, przypominając sobie żmudny proces tłumaczenia mu moich intencji.
Ostatecznie zaakceptował plan, jednak bez wyraźnego entuzjazmu i przez pewien
czas miałem nieodparte wrażenie, że jest po prostu… smutny.
- Ale i tak dziękuję.
To chyba najlepszy prezent jaki dostałem w życiu – dodajesz, przykładając płytę
do klatki piersiowej, jakbyś chciał ją umieścić na miejscu swojego serca. - Kurde,
żeby to przebić będę teraz musiał wytatuować sobie twój głupi ryj na tyłku czy
coś podobnego…
- Będę cię trzymał za
rękę w salonie tatuażu, obiecuję!
Śmiejesz się
promiennie. Trochę niepokoi mnie fakt, że z taką łatwością mogę sobie wyobrazić
tą scenę. Przynajmniej wtedy mógłbym bez oporów gapić się na twoje kształtne
pośladki.
- Uwielbiam cię –
mówisz, zwracając się w moją stronę. Wyglądasz już całkowicie normalnie, może z
wyjątkiem oczu, które są bardziej błyszczące niż zazwyczaj. Okraszone kaskadą
gęstych rzęs, niemal całkowicie czarne, kusząco hipnotyzujące.
Czuję, że stopniowo
rozpadam się na kawałki, niczym szklana figurka zrzucona z wysokości – figurka
naiwnego głupca, który wciąż nie porzucił nadziei, a ty nieustannie podnosisz
ją, sklejasz i przygotowujesz do kolejnego strącenia. Co jeszcze mogę dla
ciebie zrobić? Czy kiedykolwiek mnie zauważysz? Czy…?
Telefon wibruje po raz
kolejny, a na twojej twarzy maluje się irytacja oraz niechęć. Z głośnym
westchnieniem sięgasz po komórkę, przykładasz ją do ucha i zastygasz w
milczeniu.
- Tak, ojcze. Tak,
będę za dwadzieścia minut. Tak. Przepraszam, że żyję.
Cierpisz, widzę to
aż nazbyt wyraźnie i mam wrażenie, że zaraz roztrzaskasz smartfona o ścianę.
Chciałbym ci jakoś pomóc, zamienić się z tobą miejscami, sprawić byś pozbył się
ciężaru oczekiwań, ale niestety nie mam takiej mocy. Mogę cię jedynie wspierać
i starać się być zawsze w pobliżu.
- Muszę już niestety
spadać. Ojciec-SS znowu ma jakiś problem, który może rozwiązać jedynie tak
nieprzydatna jednostka jak ja.
- Powodzenia – mówię
ze smutkiem. – I na bankiecie również.
- Chyba oboje
potrzebujemy dzisiaj wsparcia.
Twoja odpowiedź jest
wyjątkowo celna. Zaczynam się poważnie zastanawiać nad spędzeniem Sylwestra
samotnie w moim mieszkaniu, tak jak robiłem to już wielokrotnie. Z tego co
wiem, Akira co roku wychodził gdzieś z domu, aby naćpać się z przypadkowymi
ludźmi, co także nie należało do najlepszej formy do celebracji. Teraz miało
być jednak inaczej. Chcieliśmy zjeść pyszną, tradycyjną kolację, a potem wyjść
na spacer i oczekiwać na joya no kane . Nasz plan nie zakładał obecności żadnych
osób trzecich.
A może zdążę jeszcze
kupić bilet na pociąg do domu? W końcu mama wydawała się być zawiedziona, że po
raz kolejny ich nie odwiedzę w tak ważnym dniu, choć powinna się już do tego
przyzwyczaić. Ostatnio widzieliśmy się zanim wyrzucili mnie ze studiów, czyli
mniej więcej dwa lata temu i od tego czasu unikam wszelkich spotkań. Znacznie
lepiej wychodzi mi kłamanie przez telefon, a moi rodzice są tak dobrymi ludźmi,
że nie zasługują na poznanie smutnej prawdy o jedynym synu. Obiecałem sobie, że
wyjaśnię im wszystko jak już poukładam życie, wyznam wtedy grzechy, pokornie
prosząc o przebaczenie. Ta chwila z pewnością jeszcze nie nadeszła.
- A wy jakie macie
plany na wieczór?
- To zależy – mruczę
sceptycznie. – Nie jestem pewien, czy w ogóle go dożyję.
- Załóżmy jednak, że jakoś
przetrwasz.
- No to, zapewne
będziemy siedzieć w trójkę i… w sumie nie wiem. Jeszcze tego nie
przedyskutowaliśmy.
Zastanawiasz się nad
czymś chwilę, a następnie wstajesz z krzesła i zakładasz płaszcz. Automatycznie
kontrolujesz, ile papierosów zostało ci w wymiętej, białej paczce. Jakiś czas temu wspominałeś coś o rzucaniu, ale jak widać nie idzie ci to zbyt dobrze.
- Miałem zapytać o to
wcześniej, ale jakoś nie było okazji. Czy moglibyście przygarnąć do siebie
Hayato na kilka godzin? Nie dam rady wziąć go dzisiaj na bankiet bez wzbudzania
ciekawości, a w sumie chciałbym uniknąć zbędnych pytań. Mój ojciec także nie
będzie zadowolony…
Świetnie, jeszcze
tego mi brakuje do szczęścia.
- Jasne, tylko teraz
sytuacja trochę się zmieniła i…
- On nie ma
absolutnie nikogo oprócz nas - żadnej rodziny, innych znajomych.
Z całych sił próbuję
się wykręcić, jednak szybko ulegam, widząc twój błagalny wyraz twarzy. Naprawdę
bardzo ci na tym zależy, a ja nie chcę cię dodatkowo krzywdzić, wystarczy już,
że robi to reszta świata. W końcu zrobiłbym wszystko, abyś był szczęśliwy.
Absolutnie wszystko.
Poza tym chyba nikt nie zasługuje, aby
zaczynać rok w kompletnej samotności, prawda? Przynosi to ogromnego pecha i
przyciąga problemy. Znam się na tym aż nazbyt dobrze.
***
Przez ostatnie kilka godzin robiłem wszystko,
byle nie wracać do domu. Najpierw zadzwoniłem do Hayato i oficjalnie zaprosiłem
go na Sylwestra. Początkowo wydawał się być zdziwiony i niepewny moich
intencji, ale ostatecznie z wdzięcznością przyjął zaproszenie. Postanowiłem, że
będę dla niego miły – to jedno z mych noworocznych postanowień.
Potem snułem się bez
celu po galerii handlowej, aby zdobyć jakiś drobiazg dla matki Akiry, lecz
ostatecznie poddałem się po kilku minutach. Nie miałem pomysłu co kupić osobie,
która mogła mieć właściwie wszystko. Podobny problem miałem wcześniej z samym
Akim, ale stwierdziłem, że ozdobne spinki do mankietów znalezione w sklepie z
antykami będą odpowiednie, szczególnie że niemal codziennie nosi do pracy
koszule. Poza tym uwielbia starocie i często ukradkiem obserwuję, jak zachwyca
się różnymi przedmiotami ukrytymi w swoim przytłaczająco nowoczesnym otoczeniu.
Niestety resztki
moich oszczędności przez ostatnie kilka miesięcy zupełnie rozpłynęły się w
powietrzu, dlatego musiałem pożyczyć sporą sumę od Kenty, którego z resztą
także zdążyłem dzisiaj odwiedzić. Szykował się na rodzinną kolację, na której
chciał przedstawić swoją nową dziewczynę. To nic, że ostatnio ciągle do studia
nagraniowego przyprowadzał inną laskę, a w przerwach znikał z nimi na zapleczu.
Nie jestem jednak odpowiednią osobą, aby prawić komukolwiek kazania. Szczególnie teraz.
Wypiliśmy po piwie i
zagraliśmy kilka walk w Dead Or Alive, zupełnie jak dawniej, gdy chodziliśmy
jeszcze do szkoły średniej. Bawiliśmy się świetnie przez kilka godzin, a
później odprowadziłem go do stacji metra. Miałem ochotę pójść jeszcze do
szpitala odwiedzić Ayako, ale przypomniałem sobie, że jakiś czas temu wypuścili
ją do domu.
I tak znalazłem się
tutaj.
Stoję przed bramą
wejściową, bijąc się z myślami. Zerkam na wyświetlacz telefonu, który wskazuje
godzinę dwudziestą. Aki na pewno jest na mnie wściekły, choć nie rozmawiałem z
nim od rana. Mieliśmy wspólnie przygotować kolację i spędzić ten wyjątkowy
dzień razem, ale jak zwykle wszystko spierdoliłem.
Wpisuję kod i szybko
dochodzę do drzwi wejściowych, obok których dostrzegam tradycyjną noworoczną
dekorację - kadomatsu. Z całą pewnością nie było jej, kiedy wychodziłem z domu.
Biorę głęboki wdech przeraźliwie zimnego powietrza, po czym wchodzę do środka.
Uderza mnie cudowny
zapach przygotowywanego jedzenia, aż czuję jak usta nagle wypełniają się śliną.
Zdejmuję wilgotną kurtkę i odwracam się aby powiesić ją na wieszaku.
- Nareszcie jesteś.
Łagodny głos Akiry
sprawia, że zastygam w bezruchu. Po chwili czuję na plecach dotyk jego smukłych
rąk, które zamykają się w delikatnym uścisku. Zamykam oczy, nasycając się
bliskością, jednak mój spokój nie trwa długo.
NIE TAKI JEST PLAN
NA DZISIEJSZY WIECZÓR.
Odsuwam się,
unikając jednak gwałtownych ruchów. Muszę zachowywać się całkowicie naturalnie
lecz z należytą ostrożnością, zupełnie jakbym stąpał po polu minowym, ale nikt
z otoczenia nie mógł się dowiedzieć, że ono w ogóle istnieje.
- Przepraszam, że tak
późno – odpowiadam cicho. – Gdzie jest…?
Ruchem głowy
wskazuje dalszą część mieszkania. Ma na sobie błękitną koszulę z rękawami
podwiniętymi do łokci i garniturowe spodnie, lecz moją uwagę najbardziej zwraca
czerwony fartuch, ubrudzony, mam nadzieję, że wyłącznie mąką.
- Szczerze mówiąc to
poważnie zastanawiałem się czy przeszkadzać ci w rodzinnym spotkaniu –mówię niepewnie, krzyżując ręce na piersi.
- To bardzo w twoim
stylu, ale cieszę się, że jednak postanowiłeś wrócić – uśmiecha się delikatnie.
– Wiem, że nie rozmawialiście długo, ale mama chyba całkiem cię polubiła.
Ciągle wypytuje mnie o rożne rzeczy.
- Czy...
- Spokojnie, nie
zdradziłem twoich sekretów.
Jego słowa wcale nie
dodają mi otuchy.
Bierze między palce
samotny kosmyk czarnych włosów i z czułością zakłada mi go za ucho. Wydaje się
być wyjątkowo w dobrym humorze, co napawa mnie dziwnym niepokojem.
- Po prostu zachowuj
się normalnie, bo nie lubi sztywniaków – dodaje, na widok mojej niezbyt
przekonanej miny. – Wszystko jest w porządku, chodź.
- Chwila, bo…
zaprosiłem do nas Hayato. Przyjdzie za pól godziny.
- Wiem.
Marszczę brwi,
spoglądając na niego podejrzliwie.
- Taku rozmawiał ze
mną o tym już jakiś czas temu i powiedziałem mu, że jeżeli się zgodzisz, to nie
ma żadnego problemu. A teraz chodź, bo muszę dopilnować makaronu.
Puszcza mnie
przodem, więc nieśmiało wkraczam do znajomej „salono-kuchni”, już od pierwszych
kilku kroków wpadając w zachwyt nad jej wystrojem. Naprawdę nie mam pojęcia
kiedy zdążyli to wszystko zorganizować.
- No to jesteśmy
prawie w komplecie – oznajmia w stronę siedzącej na oparciu białego fotela
kobiety, która na mój widok ostrożnie podnosi się z miejsca, uważając aby nie
przechylić trzymanego w dłoni kieliszka z winem. Ubrana jest w długą
krwistoczerwoną sukienkę z dość dużym dekoltem.
- To może przedstawię
was oficjalnie – dodaje po chwili. – Yuichi, to moja matka Yumeko Tokugawa.
- Yuichi – powtarza,
mierząc mnie spojrzeniem zza gęstego wachlarza rzęs. – Zabawne, że zupełnie
zapomniałam zapytać się o twoje imię.
Kłaniam się nisko i długo, chcąc dopełnić wszelkich
konwenansów.
- A to Yuichi Ohara,
mój współlokator i chłopak.
Kompletna cisza.
Zastygam oszołomiony. Wpatruję się w Akirę, nie dowierzając własnym oczom i uszom.
Zrobił to. Kurwa, on naprawdę to zrobił. Cały mój misterny plan rozleciał się
niczym domek z kart w prawdziwym oku cyklonu.
Zaczynam planować, ile rzeczy zdążę spakować w ciągu
najbliższych dziesięciu sekund, zanim wyrzuci mnie z domu. Zdecydowanie zbyt
mało, więc obmyślam, jak najszybciej dostanę się do mojego Fendera. Jedynie on
jest mi potrzebny do szczęścia.
Mina Yumeko jest wyraźnie
spanikowana– znacznie zbladła i chyba dotarła do niej prawda o nieprawidłowości
naszej relacji. Pokornie czekam na wybuch, który unicestwi moją ułożoną
rzeczywistość, lecz ten o dziwo nie następuje.
- Mamo? – odzywa się
Akira, najwyraźniej zupełnie nie spodziewając się takiej reakcji. – Wszystko w
porządku?
- Oczywiście –
odpowiada z wymuszonym uśmiechem. – Kochanie, musisz mi wybaczyć, ale bardzo mnie
tym zaskoczyłeś. Nie przedstawiałeś mi nikogo od czasów Hatoriego.
Czyli Aki miał
jeszcze jakichś „oficjalnych” facetów przede mną, a na dodatek Yumeko doskonale
wiedziała o jego dość chwiejnej orientacji. Mój scenariusz w ogóle nie zakładał
takiej możliwości, choć mogłem to przewidzieć.
Nigdy nie opowiadał
mi o żadnym Hatorim. Właściwie to niewiele o sobie mówił, a ja nie miałem
odwagi zapytać. Wiem tylko, że ma dość skomplikowane relacje z ojcem, podobnie
jak ty, Taku, jednak on zdołał całkowicie się od niego uniezależnić. O matce
nigdy nie wspominał ani słowem.
- Długo jesteście
razem?
Czuję na lewym barku
dłoń Akiry. Pragnę się odsunąć, ale jego uścisk mi na to nie pozwala.
- Parę miesięcy –
odpowiada swobodnie. – Ale przyjaźnimy się już kilka lat. Miałem ci o tym
powiedzieć przez telefon, ale skoro postanowiłaś przyjechać…
Karuzela żenady
rozpędza się do prędkości rollercoastera, a ja nie mam pojęcia jak z niej
wysiąść bez roztrzaskania się o beton.
- Makaron – rzucam
nagle, zerkając w stronę parujących garnków. Akira momentalnie mnie puszcza, po
czym szybko do nich doskakuje, miotając kilka cichych przekleństw.
Wiem, że to moja
chwila.
- Idę się przebrać –
mówię głośno, a następnie błyskawicznie mijam Yumeko i jej mordercze spojrzenie.
Nie łudzę się nawet, że będzie starała się mnie zaakceptować.
W okamgnieniu
pokonuję schody na piętro i wchodzę w pokoju Akiry, gdzie znajduje się
większość moich rzeczy. Kulę się pod ścianą, podciągając kolana do brody i
nasłuchuję własnego oddechu. Drżącą dłonią wyjmuję z kieszeni telefon, chcąc do
ciebie zadzwonić, ale szybko rezygnuję z pomysłu. Masz przecież wystarczająco
własnych problemów.
Jest mi po prostu
smutno, kompletnie nie wiem co robić. Iść tam i udawać, że to nigdy nie miało
miejsca? Powiedzieć o wszystkim Akirze? A może uciec przez okno? Miękka warstwa
śniegu powinna sprawić, że zamiast kręgosłupa, złamię co najwyżej nogę. W sumie
to i tak lepsze od kolejnej konfrontacji.
Wypuszczam głośno
powietrze przez usta i wstaję z podłogi. Ściągam przez głowę T-shirt, a
następnie kładę go na oparciu fotela. Na drzwiczkach pamiętnej szafy wisi
wyprasowana, biała koszula, którą zakładam na siebie. W prawdziwie żółwim
tempie zapinam poszczególne guziki, nie przejmując się upływem czasu.
Gdzie jesteś,
Hayato, jak cię potrzebuję?! Zazwyczaj bez żadnych oporów wpierdalasz się wszędzie gdzie tylko możesz, a już szczególnie do łóżka miłości mojego życia. Mógłbyś choć raz
zrobić to samo, tyle że na moją prośbę? Czy ja wymagam aż tak wiele?
Podchodzę do dużego
lustra, aby rozczesać poszarpane wiatrem i chłodem włosy. Idzie mi to dosyć
opornie, ale ostatecznie wiążę je z tyłu w luźny kucyk. Zamykam oczy.
Nagły dźwięk dzwonka
przynosi niewypowiedzianą ulgę i zachęca do opuszczenia bezpiecznej przystani.
Sprawdzam jeszcze raz komórkę, ale nie widzę żadnych nowych wiadomości, co
oznacza że bawisz się znacznie lepiej ode mnie.
Nieśpiesznie schodzę
na parter.
- Cześć, Hayato –
witam nowo przybyłego gościa.
Siedzi już przy
pięknie nakrytym stole, obok matki Akiry. Wygląda niezwykle niewinnie i uroczo
z tą swoją burzą kasztanowych włosów oraz jasnym spojrzeniem. Mnie jednak nie jest w stanie nabrać.
- Hej – odpowiada z
uśmiechem. – Jeszcze raz dzięki za zaproszenie.
Czuję na sobie wzrok
Yumeko, ale staram się to zignorować. Po prostu zajmuję wolne miejsce jak
najdalej od niej i zaczynam podziwiać wszystkie wspaniałe potrawy. Dostrzegam toshikoshi soba, czyli tradycyjny makaron gryczany z różnymi dodatkami oraz osechi-ryori podane w ozdobnych pudełkach, które będziemy jedli przez następne trzy dni.
Akira przynosi
znacznej wielkości misę, z której unoszą się obfite kłęby pary, po czym siada
tuż obok mnie.
- Możemy zaczynać – oznajmia,
ujmując pod stołem moją rękę. – Dziękuję wszystkim za przybycie. Smacznego.
Nakładam trochę
czerwonej ryby tai i próbuję niewielki kęs. Smakuje wyśmienicie, dlatego
postanawiam wziąć jeszcze jedną porcję. Milczymy, nie wiedząc jak zacząć konwersację, lecz trwa to stosunkowo niedługo.
Yumeko opowiada historię, jak kiedyś spaliła krewetki i musieli jeść kolację u sąsiadów. Włączył się alarm przeciwpożarowy i zraszacze zalały wodą wszystkie pozostałe dania. Hayato włącza się do
dyskusji o przyrządzaniu czarnej fasoli i kalmarów. Nie miałem pojęcia, że interesuje się
gotowaniem. Akira natomiast co chwile nalewa sake i także bierze czynny udział w konwersacji. Nic tak
jedna ludzi, jak odrobina alkoholu, przez co atmosfera staje się o wiele
luźniejsza niż na początku.
- Yuichi, a robisz coś poza graniem zespole? – To chyba
pierwsze pytanie tego wieczoru, które kieruje bezpośrednio do mnie.
- Studiowałem
architekturę wnętrz, ale chwilowo zrobiłem sobie małą przerwę – odpowiadam
przyjaźnie, chcąc ukryć napięcie. Nie kojarzę żebym kiedykolwiek jej o sobie
opowiadał, ale jeśli nawet, to mam nadzieję że nic z tego nie pamięta.
- Zespół zajmuje nam
tak dużo czasu, że czasami zastanawiam się czy nie porzucić firmy – śmieje się
Akira, jednocześnie stając w mojej obronie. – Poza tym Yuichi napisał większość
naszych utworów i tekstów. Jest ogromnie utalentowany.
- Doprawdy? A na
jakim grasz instrumencie?
- W zespole na
gitarze, a oprócz tego pianino, gitara basowa, perkusja i... waltornia.
Kiedy byłem mały
rodzice zapisali mnie do szkoły muzycznej, a później kontynuowałem naukę sam w
domu. Na początku wszystko szło mi dosyć opornie, ale gdy już opanowałem
podstawy, otworzyły się przede mną wrota do nowych możliwości. Bardzo szybko
muzyka stała się moją największą pasją.
- Wspaniale! – ożywiła
się Yumeko, klaszcząc w dłonie. – To może coś nam zagrasz? Uwielbiam muzykę
klasyczną.
Zerkam na białe
pianino, które Akira kupił kilka miesięcy temu. Udzieliłem mu parę lekcji, ale
ostatecznie przez całkowity brak czasu, musieliśmy ich zaprzestać. Na wieść o
tym, do czego służy nam obecnie, dostałaby pewnie zawału.
- Jasne – odpowiadam, próbując przypomnieć sobie jakieś
utwory. Nie mam pojęcia, gdzie się podziała książka z zapisem nutowym, którą przyniosłem
tutaj z drugiego mieszkania.
Wstaję z krzesła i
ruszam w kierunku instrumentu. Zatrzymuje mnie jednak natarczywe walenie do
drzwi.
- Zapraszałeś kogoś
jeszcze? – Akira rzuca mi zdziwione spojrzenie.
Kiwam przecząco głową, po czym łamiąc wcześniejsze postanowienie, idę
otworzyć nieznajomemu. Moje zdziwienie jest niewyobrażalne, gdy zastaję ciebie
opartego o futrynę z otwartą butelką Jacka Danielsa w dłoni.
- Witaj, kochanie – rzucasz prowokacyjnie,
upijasz łyk i wkraczasz do środka bez wyraźnego zaproszenia. Właściwie to
ledwie trzymasz się na nogach, więc podtrzymuję cię za ramię. Jesteś zimny i
wilgotny – musiałeś spędzić na dworze co najmniej godzinę.
- Co się stało, Taku? – pytam wyraźnie
zaniepokojony. Po chwili wnosimy cię razem z Akirą do salonu i sadzamy w
miękkim fotelu. Hayato natychmiast zrywa się z miejsca i podchodzi bliżej.
- Co się stało? – powtarzam, biorąc od ciebie
butelkę. Jest już prawie pusta, więc bez zastanowienia dopijam resztę, co
spotyka się z karcącym spojrzeniem Akiego. Wiem, że chce zachować pozory przed
matką, ale ja wcale nie muszę tego robić.
- Dwadzieścia pierdolonych zaproszeń. Możemy zaprosić
jedynie dwadzieścia osób – mówisz
beznamiętnie. Z kieszeni płaszcza wyjmujesz plik ozdobnych kartek i rzucasz
nimi o ziemię.– Pozostałe trzysta zostało wysłanych do jakichś randomów z forsą
zamiast mózgu. Jebać to. Mam to naprawdę w dupie.
Obok mnie pojawia się Yumeko ze szklanką zimnej wody i wręcza ci ją do
ręki. Patrzysz na nią z otwartymi ustami i miną kompletnego oszołoma.
- Ale ty jesteś niezła... – oceniasz z
wrodzonym taktem i wyczuciem. - Yuu, wcale ci się nie dziwię, że…
- Każdemu zdarzają się pomyłki – wtrącam
gwałtownie, obracając się w stronę Akiego. Zastanawiam się w duchu, od której
części ciała zacznę ćwiartowanie cię na kawałki, gdy już wytrzeźwiejesz.
Najpierw odetnę ci twoje główne centrum dowodzenia, fabrykę pomysłów i źródło
większości problemów, czyli… penisa. – Opowiadałem Takumiemu, że na początku
pomyliłem twoją mamę z koleżanką ze szkoły średniej. Dopiero potem wszystko się
wyjaśniło.
Na szczęście postanawiasz tego nie komentować. Kiedyś naprawdę cię
ukatrupię.
- W porządku. – Akira nie wygląda na
przekonanego, za to na jego twarzy maluje się zirytowanie, zapewne przez twoją niewybredną uwagę.
Wypijasz wodę duszkiem i odkładasz szklankę na nieistniejący stolik.
Cudem łapię ją tuż przed roztrzaskaniem się o podłogę.
- Panowie i panie, żenię się za cztery
miesiące! – wołasz, rozkładając ręce na boki, zupełnie jakbyś chciał przytulić
ogromnego pluszaka. – Wszystko nam załatwili! Ciuchy, restaurację, nawet
pierdolonych świadków! Yuu, niestety musisz sobie teraz znaleźć jakieś inne
zajęcie. Jakby któryś z was nie chciał jednak przychodzić to dajcie znać, bo
muszę kogoś wypierdolić z listy gości.
- A gdzie jest Keiko? – indaguję spokojnie,
ignorując pytające spojrzenie Akiry. Hayato trzyma się wyraźnie z boku, co
zważając na sytuację jest całkiem logicznym posunięciem. Kiedy jesteś pijany
najbardziej trzeba chronić cię przed twoim popieprzonym alter ego, które
zapewne wypaplałoby coś, czego mógłbyś później żałować.
- A chuj ją tam wie – rzucasz obojętnie. –
Wkurwiła się na wszystkich, a potem na mnie, bo nic nie zrobiłem, i gdzieś
pojechała. A ja przyjechałem tutaj. Cieszycie się, prawda? Także Szczęśliwego
Nowego Roku! Oby jutro w ziemię uderzyła asteroida i rozjebała ten chujowy
świat.
Nachylasz się nagle do przodu i pocierasz dłonią czoło. Znam ten sygnał aż
nazbyt dobrze.
- Zaraz zrobi się nieciekawie – informuję
wszystkich zgromadzonych. – Trzeba przenieść go do łazienki, zanim… Pani Yumeko
i Hayato, idźcie dokończyć kolację. Za chwilę do was dołączymy.
- Kretyn – stwierdza Akira, po czym pomaga mi
cię znowu podnieść. Słaniasz się na nogach, lecz przynajmniej milczysz. – Ale
nawet zaczynam mu współczuć.
- Nie bądź na niego zły – mówię z
opanowaniem. – On doskonale wie, że jest idiotą. Powtarzam mu to przez
całe życie.
Naprawdę martwię się o ciebie, Taku i chcę, żeby wszystko jakoś się ułożyło. Poradzimy
sobie z tym razem, jak zwykle z resztą.
My przeciwko całemu światu.
My przeciwko całemu światu.
***
Trochę czasu nam zajęło zanim doprowadziliśmy cię do porządku.
Ostatecznie zasnąłeś na kafelkach w łazience, niczym małe, zmęczone dziecko,
które szczelnie okryłem ciepłym kocem. Nie zostałem z tobą, chociaż bardzo tego chciałem. Dopiero Akira uzmysłowił mi niedorzeczność takiego postępowania - byłeś w końcu pijany i nie miałeś gdzie uciec. Nie myśl jednak, że o tobie zapomniałem.
Reszta wieczoru upłynęła spokojnie. Graliśmy w hanafudę, piliśmy sake i świętowaliśmy dalej, aby definitywnie, lecz w radosny sposób zakończyć stary rok.
Reszta wieczoru upłynęła spokojnie. Graliśmy w hanafudę, piliśmy sake i świętowaliśmy dalej, aby definitywnie, lecz w radosny sposób zakończyć stary rok.
Yumeko położyła się spać kilka minut po pierwszej w nocy, Hayato został
z nami trochę dłużej, ale w końcu także poszedł do przygotowanego wcześniej
pokoju. Początkowo chciał wracać do siebie, lecz zrezygnował z pomysłu pod
naszym naciskiem.
Zostaliśmy zupełnie sami w ciepłym salonie.
- Jesteś bardzo podobny do mamy – mówię do Akiry, kładąc głowę na jego
ramieniu. Pachnie cudownie, co z pewnością jest zasługą niewiarygodnie drogich
perfum. Obejmuje mnie po raz kolejny tego wieczoru, lecz tym razem nie próbuję
uciec. Teraz wyjątkowo pragnę jego bliskości.
Śmieje się tylko w
odpowiedzi.
- No co? – pytam ze
zdziwieniem.
- Będzie szczęśliwa,
że tak pomyślałeś, chociaż… nie jest moją prawdziwą matką.
- Poważnie?
Spoglądam na niego
podejrzliwie, ale nic nie wskazuje na to, że żartuje. Wykorzystuje moment i
całuje mnie w usta początkowo tylko delikatnie muskając wargi. Po chwili jednak
pogłębia pocałunek.
- Tak – szepcze
subtelnie. – Jest drugą żoną mojego ojca. Wychowuje mnie odkąd skończyłem sześć
lat, za co jestem jej ogromnie wdzięczny. Naprawdę starała się, abym wyszedł na
ludzi.
- Widzę…
- Jesteś okrutny, Yuu
– stwierdza, zadzierając do góry mój podbródek. Jego wewnętrzny demon
najwyraźniej także poszedł już spać, bo patrzy się na mnie w prawdziwie rozczulający
sposób. – To jedna z nielicznych osób, której kiedykolwiek na mnie zależało,
więc nie mogę jej niczego zarzucić.
- A co z…
Ucisza mnie palcem.
- Koniec spowiedzi na
dzisiaj. Mam nadzieję, że nie jesteś jeszcze bardzo zmęczony, bo mam wobec
ciebie pewne plany.
Doskonale wiem, do
czego zmierza, więc poddaję się mu całkowicie. Zachłannie chłonę dotyk jego
smukłych palców i wilgoć języka, samemu wcale nie pozostając dłużnym.
Słowa Akiry odrobinę
mnie rozgrzeszyły, chociaż w dalszym ciągu czuję się paskudnie. Na szczęście
okazało się, że nie jestem aż tak zwyrodniały jak początkowo myślałem.
Jednak czy to
cokolwiek zmienia?
Hej! Dobrze znów coś od Ciebie przeczytać :D Jak mam być szczera, to trochę nie spodziewałam się tego rozdziału, ale to była bardzo miła niespodzianka.
OdpowiedzUsuńW ogóle Twój tekst wzbudza we mnie zawsze tyle emocji, że zanim zacznę czytać muszę się trochę uspokoić, bo inaczej chyba wybuchnę xd No i tutaj dodatkowo, bo to z perspektywy Yuu ♥
No więc taaak. Ogółem to, jak tylko pojawiła się w drzwiach ta kobieta, to czułam że to musi być matka Akiry. I przeczuwałam też tę katastrofę w postaci relacji w przeszłości. To na swój sposób nieźle komplikuje sprawę, więc nie zawiodłaś mnie tutaj :D Za to zastanawiam się, czy Akira w ogóle wie o tym epizodzie Yuu, gdy uprawiał seks za pieniądze. Ciekawi mnie też, czy Akira wspomni kiedyś coś więcej o tym swoim byłym chłopaku.
A nachlany Taku jest okropny. Serio już myślałam, że zdradzi ten sekret. W ogóle cały czas jestem ciekawa, jak planujesz to wszystko rozwiązać, bo jak na razie wątki coraz bardziej się plączą xD Yuu ewidentnie jest totalnie zakochany w Taku i w sumie zastanawiam się, co on czuje do Akiry.
Hayato nadal nie lubię :D
Czekam na to, co dalej zgotujesz tym bohaterom, bo mam przeczucie, że łatwy los ich nie czeka. Ale jak dla mnie spoko, przecież nie mogą mieć za łatwo w życiu nie? xD
Dużo dużo weny Ci życzę i mam nadzieję, że miałaś udane wakacje ♥
Ślę buziaki!
Hej �� Wakacje miałam bardzo udane, a na dodatek skończyłam studia, więc w końcu zaczynam żyć �� Poszczególne wątki będą się powoli rozwijać, niektóre od razu, a inne po pewnym czasie. Dziękuję za komentarz i życzę Ci wszystkiego dobrego ��
UsuńBuziaki!
Jakże czekałam na ten rozdział �� Na Yuichiego w szczególności �� moja ulubiona postać w tym opowiadaniu ❤️
OdpowiedzUsuńKoncowka z Akim.. niedosyt. �� Ale mam nadzieję że kontynuacja będzie w kolejnym rozdziale ❤️
Dużo weny, pisz dalej bo ja na pewno będę czekać ❤️
Cieszę się bardzo! Mogę zdradzić, że następny rozdział będzie z perspektywy Takumiego i powoli się pisze :P Niektóre wątki pozostaną chwilowo niedokończone, więc na razie będziecie musieli pozostać "niezaspokojeni" xD Pozdrawiam!
UsuńWarto było czekać! Przez Ciebie mam teraz niedosyt i znów nadrabiam czytanie każdego rozdziału i tak w kółko... Oby w tym roku pojawił się jeszcze jakiś specjalny rozdział! Chyba umrę ze szczęścia :D
OdpowiedzUsuńAle wracając do rozdziału. Zaskoczyło mnie kilka poruszonych wątków i mam nadzieję, że niedługo wszystko zacznie układać się w piękną całość :D
Co ty na to by opublikować najzabawniejsze odpowiedzi z ankiety najbardziej wytrwałym użytkownikom? ❤️
Rozdział jest w trakcie pisania, więc spokojnie :D Mam teraz o wiele więcej czasu, więc poprawię się z regularnością dodawania wpisów :D Wyniki ankiety opublikuję przy następnym rozdziale - dam jeszcze trochę czasu na wykazanie się :P Dziękuję za komentarz :) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńFajnie się czyta :)
OdpowiedzUsuńI jak tam Ci życie płynie? :)
OdpowiedzUsuńHej :) W sumie to ciężko. Dorosłe życie chyba trochę mnie przytłoczyło. Na dodatek trafiłam na całkiem despotyczną szefową na stażu i żyję w ciągłym stresie xDDDD. Mam nadzieję, że u Ciebie jest trochę lepiej :) A.M.
UsuńKiedy można się spodziewać czegoś nowego? <3
OdpowiedzUsuńPostaram się wstawić do końca kwietnia :)
UsuńGrr
UsuńHalo halo
OdpowiedzUsuńJestem i żyję xD mam opóźnienie z rozdziałem przez przeprowadzkę i sajgon w życiu xD Ale się pojawi jakoś niedługo.
UsuńCierpliwie czekamy! Powodzenia ze wszystkim :) ♥
UsuńI jak życie u Ciebie? Już lepiej?
OdpowiedzUsuńHej �� Przez ostatni miesiąc przeprowadzałam się dwa razy, a teraz mam miesiąc na znalezienie pracy xD Jest umiarkowanie chujowo. Na dodatek już miesiąc jestem pozbawiona laptopa ze wszystkimi danymi (w tym z nowym rozdziałem). Ehhh... Mam nadzieję, że niedługo wróci z naprawy :// Pozdrawiam cieplutko �� Akihita
UsuńHejeczka,
OdpowiedzUsuńkochana tęsknię bardzo za tą historią... i mam nadzieję że będziesz ją kontynuować... bo jest naprawdę fantastyczna..
weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia