Życie
toczy się dalej, a ja wstawiam nowy rozdział. Szału nie ma, ale mam
nadzieję, że nie będziecie się czuli zawiedzeni. Obiecuję więcej akcji w
następnym chapterze :)
Widzę
progres, jeśli chodzi o ankiety, za co jestem naprawdę wdzięczna :)
Szkoda tylko, że tak niewiele osób ma ochotę komentować :/ No cóż. Nie
można mieć wszystkiego, chociaż nawet nie wiecie, jakiego "kopa" do
pisania daje mi każdy poszczególny komentarz :) W sumie to nawet dobrze,
że jest ich niewiele, bo dzięki temu mam trochę czasu na robienie zadań
maturalnych, bo w przeciwnym razie, właściwie nie odchodziłabym od
kompa xD
Mam
w planie jeszcze zrobić opisy dla poszczególnych postaci, aby każdy
mógł sobie odświeżyć pamięć w razie chwilowej amnezji, ale... To może
później, bo chwilowo nie mam ochoty, a w szczególności czasu.
Nie pozostaje mi nic innego, jak zaprosić do czytania :)
Wasza Akihita :))
****************************************************************************************
Wieczór był dosyć
chłodny, dlatego postanowiliśmy już kończyć naszą randkę. Całe szczęście, że
zapobiegawczo wziąłem ze sobą kurtkę, bo po tym trzygodzinnym spacerze z
pewnością nabawiłbym się ostrego zapalenia płuc. Kto by przypuszczał, że
wrzesień okaże się w tym roku tak wietrznym miesiącem.
Keiko z każdym
kolejnym spotkaniem niezwykle mnie zadziwiała. Można było z nią pogadać niemal
na każdy temat, wliczając w to nawet sztukę. Okazało się, że jej ulubionym
japońskim malarzem był Ando Hiroshige. Co więcej, ja też uwielbiałem jego
prace! Postanowiliśmy, że na następną randkę udamy się właśnie do galerii
sztuki, żeby omówić wszelkie szczegóły w stylistyce na konkretnych przykładach.
Nie mogłem się już doczekać.
Rozmawialiśmy i
rozmawialiśmy, a ilość wspólnych tematów rosła, zamiast się drastycznie
kurczyć. Dawno z nikim tak dobrze nie spędzałem czasu, no może z wyjątkiem
Yuichiego, ale on w tej chwili się nie liczył.
- Wiesz… - zaczęła
Keiko, kierując wzrok na szare płyty chodnikowe. – Kiedy ojciec powiedział mi,
że syn jakiegoś prezesa chce się ze mną umówić, pomyślałam, że okażesz się
lalusiowatym niedorozwojem z przerośniętym ego. Ba! Byłam o tym przekonana, bo
już nie raz widywałam takich typków na uczelni. A tutaj…
- Widzę, że chyba nie
spełniłem twoich oczekiwań – mruknąłem, posyłając jej delikatny uśmiech.
- Na szczęście nie –
powiedziała, chwytając mnie nieoczekiwanie za rękę. Miała zimne i bardzo
delikatne dłonie, które wręcz idealnie mieściły się w moich. Ciekawe, jakbym
się czuł, gdyby Hayato… Stop! Musiałem przestać o nim myśleć! Między nami nic nigdy
nie było i już nie będzie! Koniec!
- Nie dość, że jesteś
niezłym ciachem… – kontynuowała. – To jeszcze potrafisz poprawnie się wysłowić
i nawet czasem powiedzieć coś mądrego.
- Co ty nie powiesz?
– prychnąłem ironicznie. O tym, że byłem ćpunem i że pieprzyłem się już z
połową japońskiego społeczeństwa jeszcze nie wiedziała i w sumie nigdy nie miała się
dowiedzieć.
- No i do tego pewnie
jesteś dobry w łóżku – stwierdziła, lustrując mnie spojrzeniem. – Mam nadzieję,
że będę mogła to wkrótce ocenić.
Lekko mnie
zamurowało, ale zamaskowałem to uśmiechem.
- Zawsze jesteś taka
otwarta i bezpośrednia?
- Niestety –
mruknęła. – Poza tym jestem też tradycjonalistką, a moja zmarła babcia zawsze powtarzała
mi, żebym nigdy nie brała kota w worku. Wiem, że pewnie miałeś mnie za jakąś
cnotkę-niewydymkę, ale realia są inne. Ojciec ostatnio przedstawił mi
mniej więcej sytuację obydwu firm i… Chyba obydwoje zostaliśmy postawieni przed
faktem dokonanym, prawda?
- Tak –
odpowiedziałem. Niemal w ostatniej chwili powstrzymałem się przed
wypowiedzeniem słowa „niestety”. Coś takiego mogłoby zniszczyć cały plan, nad
którym pracowałem już od ponad miesiąca.
Nagle zastąpiła mi
drogę i ujęła za poły rozpiętej kurtki. Przez chwilę wpatrywaliśmy się w siebie
w milczeniu. Byłem ciekawy, co dokładnie o mnie myślała. Czy zdążyła się już
zakochać? No, cóż. Ja nie czułem do niej niczego, oprócz zwykłej sympatii.
Miałem przez to ogromne wyrzuty sumienia.
Wspięła się uroczo
na palcach i zbliżyła twarz do mojego policzka.
- A może chciałbyś…
No wiesz… - mruczała wprost do mojego
ucha. – Mój samochód stoi niedaleko. Pojechalibyśmy w jakieś ustronne miejsce
i…
Chwila. Czy świat
odwrócił się o 180 stopni? Nagła zamiana ról? To JA powinienem jej zaproponować
coś takiego! Już dawno, dawno temu, ale… Nie mogłem. Kiedyś niezobowiązujący
seks był dla mnie niemal codziennością, lecz odkąd udało mi się sprecyzować
moje uczucia wobec Hayato, nie sypiałem już nawet z Ayako, przez co była na
mnie śmiertelnie obrażona. Już od miesiąca byłem w bardzo dobrych kontaktach ze
swoją zacną prawicą i to wszystko przez jakiegoś kolesia, któremu udało się
trwale przeprogramować mój mózg.
I co miałem zrobić?
Co miałem jej odpowiedzieć? Nie mogłem tak zwyczajnie odmówić, bo popełniłbym
największy błąd życia. Pogwałciłbym zasadę numer jeden: atrakcyjnym kobietom
nie odmawiało się seksu. Tylko, że… Wcale nie miałem ochoty jej przelecieć!
Kurwa mać!
- Keiko, spotykamy
się dopiero od miesiąca. Ja… Nie wiem czy jestem na to gotowy…
Zmarszczyła brwi i
gwałtownie odsunęła się ode mnie.
- Nie podobam ci się
– stwierdziła. Jej kształtne wargi wygięły się w odwróconą podkówkę.
„Taku, kuźwa!
Ogarnij się i ratuj sytuację!”
- To nie tak! –
zaprzeczyłem gwałtownie. – Ja po prostu nigdy nie…
Zawahałem się przed
dokończeniem zdania i czekałem na dobrze mi znaną siłę „kobiecej
nadinterpretacji”. Przerabiałem to już wielokrotnie. Wystarczyło, że uśmiechnąłem się do jakiejś laski, a za dwa dni docierały do mnie
plotki, o mojej wielkiej miłości do owej
dziewczyny, które zmuszony byłem dementować.
- Żartujesz, prawda?
– zapytała, nagle promieniejąc. – Ty… Jesteś prawiczkiem?
Buahahaha! No to
dojebałem do pieca! Gorszego kłamstwa już chyba nie byłem w stanie wymyślić.
Swoje „dziewictwo” straciłem w wieku 15 lat i nie byłbym w stanie zliczyć
swoich partnerek i partnerów z okresu liceum, a co dopiero z całego życia. Yuichi padnie ze śmiechu, gdy to usłyszy.
Nic nie
odpowiedziałem, a ona i tak przywarła do mnie w mocnym uścisku. Cóż,
teoretycznie rzecz biorąc, wcale jej nie okłamałem. To ona błędnie zinterpretowała
moje niedokończone zdania. Tak, to z pewnością wyłącznie jej wina.
- Przepraszam, po
prostu nie spodziewałam się usłyszeć czegoś takiego. Myślałam, że gatunek przystojnych
prawiczków wyginął już dawno temu… Teraz czuję się głupio.
„Usłyszeć”. Przecież
tak właściwie nawet nie potwierdziłem jej przypuszczeń. Nie odezwałem się ani
słowem. Poczułem w klatce piersiowej niewielki ciężar, który sprawił, że
zupełnie straciłem dobry humor. Jeśli wieczorem ujrzę w lustrze mordę podłego
sukinsyna, to będzie znaczyło, że wszystko jest w porządku.
Ująłem jej twarz w
dłonie i pocałowałem czule. W co ja się wpakowałem?!
***
Wpadłem do
mieszkania i głośno trzasnąłem drzwiami. Zmęczony oparłem się plecami o
pobliską ścianę i starałem się pozbierać, migrujące po całym mózgu myśli. Z
salonu dobiegały do mnie surowe dźwięki gitary elektrycznej, które o dziwo
działały na mnie niezwykle kojąco. To Yuichi ciągle szpanował przed całym sąsiedztwem
swoją nienaganną techniką i ogromnym talentem. Odkąd przytaszczyliśmy mu razem
z Hayato wzmacniacz i gitarę, nie odstępował jej na krok.
Zdjąłem skórzaną
kurtkę i powiesiłem ją na wieszaku. W międzyczasie zerknąłem jeszcze w lustro
na korytarzu, aby poprawić zmierzwione od wiatru włosy. Moje wcześniejsze
przypuszczenia się sprawdziły. Niestety. Jak przystało na kompletnego drania
wzruszyłem tylko ramionami, po czym ruszyłem w stronę dalszej części
mieszkania. Na myśl o tym, że gdzieś tam siedział mój Hayato, zrobiło mi się
gorąco.
- "Hotel
California" – rzuciłem w kierunku Yuichiego. - Don Felder i Joe Walsh.
Kiedyś bardzo często bawiliśmy się właśnie w takie zgadywanki. Yuu grał
mi fragment jakiejś solówki, a ja musiałem zgadnąć utwór i poszczególnych
gitarzystów.
- Widzę, że nie wypadłeś z formy – krzyknął
rozpromieniony, uśmiechając się do mnie szeroko. – A to?
Poprawił gitarę na ramieniu i odrzucił włosy do tyłu, po czym rozpoczął
szaleńczy wyścig po gryfie. Patrzyłem na niego z otwartą paszczą i zachwytem
malującym się na twarzy. Wyglądał nieziemsko. Jego wrodzona delikatność i
wrażliwość doskonale uzupełniała się z rockową drapieżnością, dając powalający
efekt.
- Myślisz, że mnie tym zagniesz? – prychnąłem,
siadając na oparciu fotela. - "Crazy Train", gitarzysta to oczywiście
Randy Rhoads... Uwielbiam jak grasz, wiesz?
- Wiem – odpowiedział. Chyba spodobał mu się
mój komplement, bo natychmiast się ożywił, a jego chabrowe oczy zalśniły
uroczym blaskiem. – Kontynuować?
- Tak. Szkoda jednak, że nie przynieśliśmy ci twojej
ukochanej waltorni. To ona jako pierwsza podbiła moje serce.
- Baaardzo zabawne. Niestety nie znalazłbyś
jej u mnie w domu, bo sprzedałem ją, aby mieć kasę na perkusję. No, ale
wracając. Najnowsza i najlepsza stacja radiowa „Yuichi FM” spełnia życzenia
swoich słuchaczy. Czekam na propozycje.
- „Paradise City” – powiedziałem, rozsiadając
się wygodnie. Uwielbiałem ten kawałek. Kilka lat temu byliśmy nawet na
koncercie Guns’ów w Tokio. Ehh… Na pewno to pamiętał, bo to właśnie przed ich
koncertem po raz pierwszy sięgnęliśmy po dragi. Chcieliśmy się wtedy znaleźć w
takim „rajskim mieście”, ale nie mieliśmy świadomości tego, że zamiast
wzlatywać, oboje staczaliśmy się na dno.
Widziałem po wyrazie jego twarzy, że także odświeżał swoje wspomnienia.
Po chwili jednak subtelnie potrząsnął głową i rozpoczął grę. Wyciągnąłem z
paczki papierosa i odpaliłem go przy pomocy zapalniczki leżącej na stole, która
zapewne należała Ayako. Zaciągnąłem się porządnie, bo tak najbardziej lubiłem i
w milczeniu słuchałem perfekcyjnej gry Yuichiego. Przed oczami miałem szalone
pogo, tłumy rozwrzeszczanych nastolatków i kaskadę estradowych świateł. Tyle
wspomnień…
Nagle ocknąłem się z muzycznego transu. Czułem się tak, jakbym zapomniał
o czymś bardzo ważnym. Hmmm… No właśnie! Gdzie był do jasnej cholery Hayato?!
Zerknąłem na Yuichiego, a ten jak na zawołanie zaprzestał gry i odłożył gitarę
na stojak.
- Nie ma go – odpowiedział sztywno. – Dwie
godziny temu ktoś do niego zadzwonił i po sekundzie rozmowy powiedział, że musi
już iść. Kazał wspomnieć, żebyś potrącił mu to z pensji.
Wiadomość o wyjściu Hayato nie dość, że bardzo mnie zaskoczyła, to
jeszcze wywołała falę dziwnego niepokoju. Biorąc pod uwagę jego poprzednie
zajęcie i teoretyczną społeczną izolację, zacząłem się zastanawiać, czy oprócz
mnie i Yuu miał jeszcze jakiś innych znajomych. A może to ten blondyn w okularach, jak mu tam było… Matsudara? Hmm…
A może zadzwonił ten cały zboczeniec i poprosił Hayato, żeby do niego wrócił?
Nie. Niemożliwe.
Musiałem się dyskretnie uszczypnąć w rękę, aby opanować emocje i zacząć
myśleć logicznie. Wiedziałem przecież, że zwykłe „gdybanie” nigdy nie
przyniosło mi żadnych korzyści.
- Wszystko w porządku? – Głos Yuichiego
przywrócił mnie do rzeczywistości. Siedział na oparciu fotela po mojej prawej
stronie i przyglądał mi się zaniepokojony.
- Tak – odparłem, po czym wrzuciłem peta do
popielniczki. – Miałem ciężki dzień… to wszystko.
Widać ta odpowiedź niezupełnie mu wystarczyła, gdyż wciąż nie spuszczał
ze mnie wzroku. Albo ostatnio jeszcze bardziej wyprzystojniał, albo odstawienie
hery wpłynęło na jego wygląd wyjątkowo korzystnie. Cieszyłem się, że już nie
brał tego świństwa i znowu był MOIM Yuichim. Nareszcie.
- Masz ochotę się nawalić? – zapytałem, wstając
z fotela. – Wiesz… Muszę trochę odreagować.
- Z tobą zawsze – odparł bez wahania,
przeciągając się niczym kot. – A może pójdziemy o krok dalej i otworzymy w
końcu „zieloną skrzynkę”? Minęło kilka lat odkąd ostatnio o niej zajrzeliśmy.
- Ale mieliśmy ją przecież otworzyć na
specjalną okazję!
- A teraz nie jest specjalna okazja? Nareszcie
oboje niczego nie ćpamy, a to już można uznać za sukces, prawda?
Uśmiechnąłem się do niego. Tak, miał absolutną rację. Poza tym musiałem
oblać swoje przyszłe narzeczeństwo i rychły ślub. Hura! „Skrzynka” była
idealnym sposobem na to, żeby choć na chwilę o wszystkim zapomnieć.
- Ale twój stan… Nie wiem czy to jest dobry
pomysł – mruknąłem.
- Spokojnie. Widzisz przecież, że jest już
lepiej.
Wiedziałem, że jako jego najlepszy przyjaciel, nie powinienem się na to zgodzić. Niestety cały mój zdrowy rozsądek leżał już pijany pod stołem w kuchni i wołał mnie, abym do niego dołączył.
Mimowolnie kiwnąłem twierdząco głową.
Oboje ruszyliśmy w kierunku sypialni. Otworzyliśmy moją pedantyczną
szafę, a następnie z szuflady z podwójnym dnem wyciągnęliśmy brązowe pudełko po
butach, które z czcią odłożyliśmy na dywan. Nazwa „zielona skrzynka” wzięła się
od jego zawartości. Po uchyleniu kartonowego wieczka, naszym oczom ukazała się
mała kartka. Yuichi wziął ją do ręki i przeczytał głośno nabazgrolone kiedyś
przeze mnie słowa.
- „Jeśli to czytacie to znaczy, że wciąż
jesteście nieźle popierdoleni. Miłej zabawy – Taku&Yuu”
Roześmiałem się szczerze, po czym sięgnąłem po zgrabną butelkę absyntu.
To będzie udany wieczór, z pewnością.
- Zadbaliśmy nawet o fajkę wodną – zauważył
Yuu, po czym ujął między palce torebkę z pierwszoklasowym zielskiem. Gdyby do
mojego mieszkania wpadła w tej chwili policja, oboje trafilibyśmy do więzienia
na co najmniej pięć lat.
Udaliśmy się z powrotem do salonu. W międzyczasie wziąłem kilka tatami i
rozłożyłem je na podłodze, żebyśmy nie siedzieli na zimnych panelach. Yuichi
przyniósł zimną wodę mineralną i cukier. Byliśmy prawie gotowi do naszej
„zielonej nocy”, tylko potrzebna nam była jeszcze odpowiednia muzyka. Z tym
problemem także szybko się uporaliśmy.
- No to do dna – powiedziałem, po czym wychyliłem pierwszy kieliszek przygotowanego trunku. Yuichi postąpił tak samo. Absynt trzeba było przed wypiciem rozcieńczyć trochę z wodą, a następnie posłodzić, aby choć w małym stopniu pozbyć się anyżowego smaku. Na czysto smakował okropnie.
- Ohyda – mruknął pod nosem Yuu, lecz uśmiech
i tak nie schodził mu z twarzy. Ja też bardzo się cieszyłem, że w końcu
mogliśmy spędzić czas tylko we dwoje, zupełnie jak za dawnych czasów. – Taku, nie
idziesz przypadkiem jutro do pracy?
- Jasne, że tak, ale spokojnie. Mam PLAN –
powiedziałem, tajemniczo się uśmiechając.
- Mam się bać, szukać dobrego miejsca na
ukrycie zwłok czy…?
- Po prostu rano zadzwonię do ojca i powiem
mu, że Keiko u mnie nocowała i nie mam sumienia jej jeszcze budzić. On już
wszystko załatwi.
Yuu przechylił głowę na bok. Zawsze tak robił, gdy coś wydawało mu się
nie do końca jasne.
- I po tych wszystkich latach terroru liczysz,
że Zordon ci odpuści? Może nie pij już tego absyntu, bo wyraźnie ci szkodzi.
Zapomniałem, że Yuichi jeszcze nie słyszał o „genialnym pomyśle” mojego
rodziciela. Jak mogłem dusić w sobie ten sekret od ponad miesiąca?
Postanowiłem mu pokrótce o wszystkim opowiedzieć. Reszty sam z pewnością się
domyśli.
- Otóż bardzo zależy mu na tym, żebym
zbałamucił wspomnianą już niewiastę – odparłem ironicznie. – To dla niego
czysty biznes, bo chce dokonać jakiejś fuzji firm i żeby to zrobić potrzebuje
ofiary, czyli mnie. Myślałeś, że spotykam się z Keiko, bo się w niej nagle
zakochałem? Proszę cię!
- Nie mogłeś mu odmówić? – zapytał, odgarniając włosy za ucho.
- Odmówić?! Sam chyba do końca nie wiesz, o czym
mówisz! Zagroził, że jeśli się nie zgodzę to zniszczy mi życie! Co miałem, kuźwa, zrobić?
- Podły skurwysyn – zaklął, po czym odkręcił
butelkę i nalał nam jeszcze trunku. Zawsze mogłem liczyć na jego trafne
sformułowania. – Za co pijemy?
- Za koniec mojej wolności? – zasugerowałem,
prychając cicho. Wypiliśmy dopiero po jednym kieliszku, a już zaczynało mi się
kręcić w głowie. – Mam dokładnie trzy miesiące, żeby się jej oświadczyć,
rozumiesz?
Zamurowało go na chwilę. Spoglądając na jego twarz, dostrzegłem nawet
cień strachu. Jeśli myślał, że mogę się jakoś z tego wykręcić, to grubo się
mylił. Chyba dopiero teraz pojął, że sprawa była naprawdę poważna. Bez słowa
wręczył mi kieliszek do ręki.
- W takim razie wypijmy za to, żeby do tego
nigdy nie doszło.
Przystałem na jego propozycję.
- Przeleciałeś ją już? – zapytał
po chwili milczenia, odkładając pusty kieliszek na podłogę.
Parsknąłem szaleńczym śmiechem. Następną chwilę zajęło mi opowiadanie o
niecodziennej propozycji Keiko. Yuichi początkowo gapił się na mnie z dziwnym
szczękościskiem twarzy, a kiedy zdążył już przetrawić wszystkie fakty, po
prostu przechylił się do tyłu z pozycji siedzącej i leżąc na plecach, rechotał
przez następne dziesięć minut. Z
trudem udało mi się go uspokoić.
- Tak, tak. Zgadzam się z tobą – powiedział,
unosząc głowę i spoglądając na mnie z rozbawieniem. – W końcu te dwie laski ze
szkolnego składziku w ogóle się nie liczyły. O tych wszystkich z klubów i
koncertów też można zapomnieć, bo właściwie nawet nie znałeś ich imion. W sumie
nic się też nie stało, że przeleciałeś prawie wszystkie ex i siostry swoich
kumpli. Nawiasem mówiąc, niezły z ciebie sukinsyn, wiesz? Widzę, że jednak
odziedziczyłeś coś po ojcu…
- Nie pomagasz… - mruknąłem, łypiąc na niego
spode łba. Zapomniałem, że słowa „wsparcie” i „Yuichi” niemal zupełnie się
wykluczały.
- No, dobra. Już skończyłem… - wysapał,
trzymając się za brzuch. - Prawie. Nie no, po prostu musisz udawać, ze nie
wiesz do końca, o co w tym wszystkim chodzi. Łatwizna! Całe szczęście, że nie
jesteś laską, bo po rozłożeniu nóg, przypominałbyś pewnie krater Fuji i…
- Nie żyjesz! – krzyknąłem, po czym rzuciłem
się na niego z wrzaskiem obłąkanego właściciela porysowanego Lamborghini.
Turlaliśmy się po podłodze, zanosząc się śmiechem. Absynt najwyraźniej
zaczął już naprawdę działać, bo w jednej chwili popadłem w prawdziwy błogostan.
Albo to towarzystwo Yuichiego tak na mnie działało? Może. Jednego jednak byłem
pewien – chciałem, żeby ten wieczór nigdy nie dobiegł końca.
- Żarty żartami, ale pamiętaj, że zawsze możesz
na mnie liczyć – oznajmił, odwracając głowę w moją stronę. Leżeliśmy obok
siebie na podłodze i wpatrywaliśmy się w lekko falującą rzeczywistość. Chyba
jednak za słabo rozcieńczyliśmy naszą „zieloną wróżkę”.
- Wiem – odparłem. – Przecież jesteś moimi
nożyczkami, prawda?
Zaśmiał się cicho, a ja wróciłem pamięcią do tamtego okropnego dnia.
Nikomu o nim nie opowiadałem, bo pewnie natychmiast wysłaliby mnie do psychiatryka,
dali różowy kaftan bezpieczeństwa i wmawiali, że wszystko będzie dobrze,
przygotowując moją głowę do elektrowstrząsów. Chociaż może rzeczywiście
powinienem się tam znaleźć?
Chodziłem wtedy do liceum i tylko
pozycja społeczna oraz wpływy mojego ojca, uniemożliwiały dyrekcji wyrzucenie
mnie z tej placówki. Był to z całą pewnością najgorszy okres w moim życiu, bo
zupełnie straciłem kontrolę nad dragami, które zdołały już zupełnie omotać mój
mózg. Jedyną osobą, która miała na mnie jeszcze jakiś wpływ, był Yuichi,
dlatego ciągle za mną chodził i nie pozwalał mi robić głupich rzeczy. Nie
mogłem się go pozbyć nawet w kiblu!
Pewnego dnia jedna z uczennic, której imienia za nic nie mogłem sobie
przypomnieć, podeszła do mnie i oznajmiła, że jest ze mną w ciąży. Byłem w
kompletnym szoku. W tamtym dniu nie byłbym w stanie wziąć odpowiedzialności za
samego siebie, a co dopiero za inną istotę. Czułem się tak, jakby cały świat
zwalił się na moją naćpaną mózgownicę i zaczął na niej tańczyć macarenę.
Rzeczywistość śmiała się ze mnie a karma wracała ze zdwojoną siłą. A ojciec… I
co niby miałem mu powiedzieć? Że bezmyślnie przeleciałem już połowę liceum i
wkrótce nie będę się mógł wypłacić z alimentami? Przecież takich przypadków
mogło być o wiele więcej, prawda?
Zaraz po szkole udało mi się gdzieś zgubić Yuichiego, dlatego mogłem
swobodnie szwendać się po mieście. Z każdym kolejnym krokiem uświadamiałem
sobie, jak bardzo marnowałem swoje życie. Czułem się nikomu nie potrzebny,
nikomu na mnie nie zależało. Po wzięciu dwóch kolejnych działek, postanowiłem z
tym wszystkim skończyć. Skrócić moje męki i jednocześnie uchronić całe
społeczeństwo przed kontaktem z takim bezwartościowym pasożytem.
Udałem się na teren starych zakładów na obrzeżach miasta. Budynki te
były powszechnie uznawane za noclegownie dla bezdomnych, ale gdy wszedłem do
jednego z nich, nie zastałem tam nikogo. Wokół walało się mnóstwo różnych
przedmiotów, dlatego po kilku minutach szukania zalazłem to, czego
potrzebowałem. Kiedy już zbudowałem odpowiednią konstrukcję, składającą się ze
sznura i chybotliwego krzesła, ogarnęła mnie fala strachu. Było to jednak tylko
pozorne, gdyż w głębi duszy wiedziałem, że MUSZĘ to zrobić.
Kiedy już byłem gotowy, aby ze sobą skończyć, usłyszałem gardłowy krzyk
Yuichiego, który wpadł zdyszany do pomieszczenia. W dłoni trzymał swój telefon
komórkowy, a na jego twarzy malował się obraz prawdziwej furii. Przypominało to
trochę scenę z jakiegoś taniego, hollywoodzkiego dramatu. Widząc mnie w tej
niezręcznej sytuacji, upuścił telefon na podłogę i rozejrzał się spanikowany
wokół siebie. Natychmiast podniósł jakiś zdezelowany sekator z kupki śmieci i
chwycił go w obie ręce, przyglądając mi się badawczo. Pierwsze zdanie, jakie
wyszło z jego ust totalnie zbiło mnie z pantałyku: „Rób co chcesz, ja i tak cię
odetnę”. Spojrzałem na jego komórkę, leżącą ekranem do góry na betonowej
posadzce. Byłem zdziwiony, że wciąż jeszcze działała, ale jeszcze bardziej
zaskoczył mnie nagłówek aplikacji „Gdzie jest moje dziecko?”. Nieoczekiwanie
wybuchłem głośnym śmiechem, bo nawet nie byłem świadomy tego, że ten idiota
ciągle namierzał mnie telefonicznie. Nie mogłem uwierzyć, że mój misterny plan
nie doszedł do skutku tylko przez to, że nie wyłączyłem swojej komórki.
Oczywiście wszystko dobrze się skończyło. Wspomniana dziewczyna nie była
jednak w ciąży, dlatego mogłem odetchnąć z ulgą. To była moja pierwsza i już
ostatnia próba samobójcza. Rok po tym wydarzeniu, kiedy miałem fazę na
wkurzanie mojego ojca, postanowiłem udać się od salonu tatuażu. Przecież według mojego szanownego rodziciela tatuowali się wyłącznie sami przestępcy, a ja miałem zakaz
robienia z siebie większego recydywisty, niż w rzeczywistości byłem. Musiałem go nie posłuchać.
Yuichi poszedł tam ze mną, lecz ku mojemu zdziwieniu, także odradzał mi
ten pomysł. Ciągle powtarzał, że sam nigdy nie zrobiłby sobie tatuażu… bla
,bla, bla… I tak go nie posłuchałem. Nie wiedział o wzorze, jaki zdążyłem już
sobie wybrać i przez kilka godzin siedział w salonie za parawanem, w
oczekiwaniu na efekt. Kiedy zaprezentowałem mu mojego wisielca na drzewie,
zrobił zaniepokojoną minę. Oczywiście powtarzał, że mu się podoba, ale i tak
czułem, że coś mu w nim nie pasuje.
Po krótkiej chwili zdjął z siebie koszulkę i stanął obok mnie.
Przyglądał się dokładnemu umiejscowieniu mojego tatuażu, po czym nieoczekiwanie zniknął za
parawanem. W miejscu, gdzie sznurek łączył mego wisielca z drzewem, wytatuował
sobie małe nożyczki. To dlatego od tamtej pory mówiłem tak żartobliwie o Yuu.
Moim Yuu.
- A co będzie z Hayato? – zapytał, wyrywając
mnie z zamyślenia. – Znam twojego ojca i wiem, że jeśli mu bardzo zależy, to
nie da ci spokoju. Z drugiej strony Keiko nie jest chyba aż taka zła…
- Jest idealna – odparłem bez wahania.
- W takim razie…? Na co czekasz?
- Jest inteligentna, sarkastyczna i piękna. Ma
niezłe poczucie humoru, zna się na sztuce, sama pcha mi się do łóżka, ale… ja
jej nie kocham, Yuu.
- Skoro w końcu zaczęło ci to przeszkadzać, to
znaczy, że niestety nieźle się zestarzałeś.
Poczułem jego dłoń na ramieniu. Tak, tylko tyle mógł zrobić. Sam będę
się wkrótce musiał uporać z tym problemem. Wkrótce. Bałem się tego okropnie.
Postanowiliśmy jak na razie zejść z tego tematu i skoncentrować się na o
wiele przyjemniejszych aspektach istnienia. Rozmawialiśmy głównie o zespole
Yuichiego, nowinkach muzycznych, a gdy skończył się absynt, zaczęliśmy pieprzyć
jakieś filozoficzne farmazony bez ładu i składu. Potem odpaliliśmy fajkę i to
ona okazała się być swego rodzaju gwoździem do naszej „kacowej trumny”.
Zioło wywołało u nas duży apetyt, dlatego śmiejąc się i obijając o
ściany, poszliśmy do kuchni, aby zrobić coś do jedzenia. Otworzyłem jedną z
szafek i wyjąłem z niej paczkę jakichś ciastek. Były przepyszne, choć pewnie
spędziły w tamtym miejscu już kilka dobrych miesięcy. Wszystko smakowało lepiej na haju. Miałem ochotę pochłonąć je wszystkie naraz, ale zlitowałem się nad
Yuichim, który z zamglonym wzrokiem, smarował pastą wasabi deskę do krojenia.
Biedaczek, zawsze miał słabszą głowę ode mnie.
Wróciliśmy do salonu. Podłoga zaczęła usuwać nam się spod nóg, dlatego
przeskakiwaliśmy na poszczególne meble, aby uniknąć śmierci. Usłyszałem trzask
tłuczonego szkła. To tylko Yuichi położył się na brzuchu na mojej komodzie, nie
wiedziałem w jakim celu.
- Chyba dostałeś wiadomość – powiedziałem do
niego. Nie miałem już siły, aby podać mu komórki.
- Lubię prezenty – odpowiedział, po czym
wrócił do podziwiania ściany.
- Nie, no! Sms ci przyszedł! – krzyknąłem, w
przypływie dobrej woli, sięgając po telefon tego idioty. Jednak okazał się być
dalej niż początkowo myślałem, bo udało mi się tylko spaść z sofy i rozwalić
sobie nos o podłogę. Zauważyłem ślady krwi na dłoni.
- To wpuść go, bo nie znam!
Zrezygnowałem z dalszej konwersacji.
Otworzyłem oczy, a ten kretyn znowu był przy mnie. Powiedział, że
krwawię, bo oberwałem z kałasznikowa i że powinniśmy się gdzieś
schronić, bo wrogowie byli coraz bliżej. Przeczołgaliśmy się jak najszybciej do jednego z naszych obozów i
przebraliśmy w specjalne mundury. Gdy zajęliśmy odpowiednią pozycję,
rozpoczęła się okropna ulewa. To oznaczało początek pory deszczowej. Dlatego
właśnie nienawidziłem kambodżańskiej dżungli…
Późniejsze wydarzenia z „zielonej nocy” osnute zostały mgłą tajemnicy.
Pamiętałem tylko strzelaninę, tryliardy kotów różnej maści, fioletową sukienkę
i piękną brunetkę, z którą później całowałem się w bliżej nieokreślonym miejscu.
Chyba miała kolczyk w wardze i do tego była płaska, jak… Chwileczkę.
Kuźwa! To nie mógł być… Nie! Czyżbym znowu…?
Lepiej być już, kurwa, nie mogło!
Niesamowity rozdział jak zwykle! Weny życzę i czekam na next!! :3
OdpowiedzUsuńEpicki rozdział ! :3 zielona wróżka i kambodżańska dżungla xd kobieto skąd ty to wszystko bierzesz ? Nie mogłam przestać się śmiać ! :D no i ta tajemnicza " płaska " brunetka ^^ Mymhym ;D czekam na dalszy rozwój akcji :** pozdrowionka od anonima xd
OdpowiedzUsuńjak zawsze, genialne ^o^
OdpowiedzUsuńAle się uśmiałam przy końcówce. Nastrój poprawiony na maxa.
OdpowiedzUsuńA, no i oczywiście czekam na więcej. :D
Bardzo ciekawe opowiadanie, pełno w nim wszystkiego, Uwielbiam wszystkich bohaterów, a ostatnio najbardziej chyba paring, który się zrodził czyli Akira i Hayato.
OdpowiedzUsuńSzkoda iż Takumi tak zopstał wyrolowany przez ojca, no ale cóz ciekawie jak to rozegrasz:D
Co do tego rozdziału to wszystko ok, śmieszny i pełen zaskoczenia szczególnie przy końcówce.
Czekam na dalsze części i mam nadzieję iż nasz blog również dalej będzie przez Ciebie odwiedzany.
//Eiji
Ta notka jak i każda poprzednia są wspaniałe. Ale nie możesz dopuścić do tego ślubu ! PŁASKA BRUNETKA POWIADASZ? Uwielbia Twój styl pisania, jesteś niepowtarzalna. Z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy.
OdpowiedzUsuń*Hopie*
Witaj, witaj,
OdpowiedzUsuńdzięki za tych parę słow pod moim komentarzem pod poprzednim rozdziałem... wiesz cieszę się,z ę masz kilka już pomysłów, jak coś mnie tam zobaczysz... uzależniłam się chyba od Twojej twórczości ;]
ach jaka Keiko bezpośrednia, przez chwile błąkała mi się myśl, ze zaproponuje układ doskonały dla nich będą razem, aby ich ojcowie byli zadowoleni, ale będą robili skoki w bok...
Hyato wyszedł, czyżby dzwonił Akira, jeśli tak już widzę tą rozmowę... „przyjdź” ;] będą mieli chyba strasznego kaca po tym zalaniu się w trupa ;]
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
;-; czekam na kolejny rozdzial! jesli ta "brunetka" pojawila sie w opowiadaniu to chyba wiem kto to moze byc :D
OdpowiedzUsuńTo wypuś bo nie znam!-jebłam.. I to jak "dostał z kałasznika" i o tych nadchodzących wrogach... Strasznie mi to przypomina jak kiedyś bawiłam się (bez ćpania) w takie wojny z przyjaciułmi.. Well.. Nadal to czasami robie.. xD
OdpowiedzUsuńKocham ten blog :D Żałuję że dopiero teraz na niego trafiłam. W jedną noc doszłam do tego rozdziału :p Moim zdaniem masz wielki talent i spokojnie możesz pisać książki,a ten blog sobie wydrukuje xDD
OdpowiedzUsuń