Ogłoszenia :)

Jest to blog yaoi, czyli o miłości męsko-męskiej. Jeżeli nie lubisz tego typu opowiadań, po prostu grzecznie opuść tego bloga, a Twoja psychika nie ucierpi w najmniejszym stopniu.

Skargi, groźby, zażalenia, pozdrowienia lub inne sprawy proszę pisać w komentarzach lub na adres mailowy: ostatnia.kropla.goryczy@gmail.com
Chętnie przeczytam :)



piątek, 29 sierpnia 2014

Rozdział XXI - "Przegrany"

  Witajcie!

  Wybaczcie opóźnienie, ale kompletnie nie miałam czasu... na nic xD Przeżyłam Woodstock (z małym urazem psychicznym, ale podejrzewam, że nie wpłynie on znacząco na jakość moich rozdziałów), byłam na wakacjach z chłopakiem, a do tego koleżanka wyciągnęła mnie na Zlot Nocnych Łowców do Poznania :P Bieganie w stroju nocnego łowcy po całym mieście było nawet zabawne xD Do tego wszystkiego doszły ciągłe wizyty u lekarza :/ Przez te cholerne badania lekarskie prawie nie przyjęli mnie na studia. Grrr... Teraz muszę tylko załatwić sobie książeczkę sanepidowską (kolejne badania) i zrobić trzy szczepionki na WZW xD Świetnie :P

  Rozdział udało mi się napisać częściowo wczoraj i dzisiaj (skończyłam 10 min temu), ale ważne, że już jest, a ja mam spokój na kolejny miesiąc :P No dobra ;P Tylko żartowałam. Moje wyjazdy już definitywnie dobiegły końca, więc będę siedzieć w domu i pisać :P

  Dark Night: "Seksów" niestety nie ma, ale postaram się to nadrobić w następnym rozdziale :D Moja niewyżyta psychika także cierpi z tego powodu :P

  Mayumi: Co do sekretów - masz rację :D Będzie mała rzeźnia, w szczególności, że moim nowym hobby stało się komplikowanie życia bohaterów :D

  Xavery: Nawet nie wiesz, jak się uśmiałam, czytając Twój komentarz :D Popieram wszystkie twoje pomysły, a w szczególności ten z bacikiem w rękach mojego chłopaka (chociaż w sumie chyba wolałabym na odwrót :P)

  Nyu-chan Lucy: Chciałaś Yuichiego - masz! 

  Rosalie Black: Niedawno zdałam sobie sprawę, że jesteś moją pierwszą czytelniczką. Dzięki, że tyle wytrzymałaś :P Następnym razem dodam 20 powiadomień :P Dla pewności :)

  Lycoris: Dziękuję za Twój wyczerpujący komentarz (który w żadnym razie nie jest bezsensowny). Wszystkie uwagi czytelników biorę sobie do serca, dlatego lubię kiedy piszą o tym, co im się podoba, a co nie :) Podejrzewam, że po tym poście jeszcze bardziej "znielubisz" Hayato, ale to dobrze, bo według ankiety, którą robiłam jakiś czas temu, miał on najwięcej głosów w kategorii: "mój ulubiony bohater". Tej postaci przyda się odrobina konstruktywnego "hejtu". Co do Akiry... Jako autorka opowiadania muszę przyznać, że sama go uwielbiam :) Nie zdradzę jednak, co mam zamiar z nim dalej zrobić :) P.S. Uwielbiam cynamonowe ciasteczka, więc Twoja groźba jeszcze bardziej podsyciła moje psychopatyczne instynkty :P Mam nadzieję, że Cię nie zawiodłam (to tylko JEDEN dzień spóźnienia) :P 

  Gorąca prośba dla WSZYSTKICH!!! KOMENTUJCIE!!! Nie mogę narzekać na ilość odwiedzin na blogu, bo jest ich całkiem sporo, ale... niestety frekwencja jest dosyć niska :(((

  Pozdrawiam :)
  Akihita

  P.S. Istnieje możliwość powiadamiania o nowych rozdziałach na gg albo mailowo :P  Chętni niech piszą na maila: ostatnia.kropla.goryczy@gmail.com

********************************************************************************




  Bardzo chciałem zobaczyć swoją minę, gdy oznajmiłeś mi, że mogę wyjść z Ayako na miasto. Byłem zdziwiony twoim łagodnym spojrzeniem i westchnieniem, które znając ciebie, oznaczało coś w rodzaju „A idź w pizdu!”. Po prawie dwutygodniowym areszcie łazienkowo-salonowym za potajemne ćpanie prochów przeciwbólowych, myślałem, że sczeznę z nudów, leżąc na zimnych kafelkach w otoczeniu małych, szarych robaczków. Chyba jesteś świadomy, że to świństwo na dobre zadomowiło się w twojej łazience, prawda? Nieważne. 

  Chciałem jak najszybciej wyjść na zewnątrz, gdyż zamknięty w czterech ścianach, powoli zaczynałem wariować. Byłem tak zdesperowany, że postanowiłem sięgnąć po moją ostatnią deskę ratunku, a mianowicie Ayako, która ostatnimi czasy stała się dla mnie niezwykle życzliwa. Ja dla niej również, dlatego muszę ją przeprosić za to niefortunne sformułowanie. Jej akurat nikt nie miał prawa nazwać „deską”.

  Jedziemy do centrum miasta. Metro jest tak zatłoczone, że po raz kolejny zaczynam żałować swoich idiotycznych decyzji. Przecież pieniądze odłożone na kurs prawa jazdy uległy kilka lat temu cudownej przemianie w cały arsenał strzykawek z heroiną. Podobny los spotkał kasę, którą rodzice wysłali mi na opłacenie studiów, dlatego zawsze podczas comiesięcznej rozmowy telefonicznej muszę udawać, że jestem już na trzecim roku architektury wnętrz. Nie ma chwili w moim nędznym życiu, żebym choć na chwilę przestał sobą gardzić. Wyrzuty sumienia są tak wielkie, że czasami odechciewa mi się żyć, a to właśnie na takie myśli najlepszym lekarstwem jest heroina. Dzięki niej, na sekundę odrywasz się od swoich problemów i porażek, sprawiasz, że przestają istnieć. Do czasu, kiedy znowu musisz wstrzyknąć sobie to gówno, aby nie sięgnąć po sznurek. Przy takich opcjach wybór wydaje się oczywisty.

  Poświęcając czas na rozmyślania, niemal natychmiast tracę całą radość z odzyskanej wolności. Przez głowę przechodzi mi pewna myśl... Z pozoru niewinna, lecz tragiczna w skutkach. Ehh… Podobno nałogowcy nigdy nie myślą o konsekwencjach. Czy to znaczy, że zaczynam… zdrowieć? Albo po prostu nie chcę żebyś się znowu smucił z mojego powodu. Naprawdę nie zasługuję na miano twojego najlepszego przyjaciela, Taku. Przepraszam.

 - Yuu!!! – Słyszę przeciągły jęk Ayako, skierowany wprost do mojego ucha. – Jeżeli w tej chwili nie ruszysz tyłka i nie wysiądziesz z tego przeklętego metra, to spotka cię przykry los Mufasy z „Króla lwa”. Uwierz mi, że nie będę płakać, bo nie mam zamiaru wracać do domu z rozmazanym makijażem.

  Spoglądam na nią oszołomiony, intensywnie mrugając. Ona niestety kiwa tylko głową ze zrezygnowaniem, po czym chwyta mnie za rękę i ciągnie ze sobą. Jestem zmuszony poddać się jej woli.

  W końcu naszym oczom ukazuje się miejski krajobraz, pełen „oczojebliwych” neonów, billboardów i gigantycznych wieżowców, których czubki niemal zatapiają się w warstwie kłębiastych chmur.

  Ayako staje przede mną i chwyta mnie za poły skórzanej kurtki.

 - Posłuchaj. Wiesz, że Taku nałożył nam godzinę policyjną, więc jeśli mamy odpowiednio wykorzystać ten czas to niestety musimy współpracować. Sam nie mógł iść z nami, bo ma jakieś nadgodziny w pracy czy coś podobnego. Wyjaśnił ci zasady, prawda?

 - Tak – potwierdzam. – Wspominał coś o odrąbaniu głowy łopatą…

 - Dobrze – mówi z uśmiechem. – Zawsze ceniłam jego wyszukane metody wychowawcze. Trzymamy się razem, tak?

 - Dokładnie. Podobno masz mnie nawet odprowadzać do toalety…

 - Muszę to jeszcze przemyśleć… Chodźmy.

  Dopiero teraz uświadamiam sobie, że jesteśmy w Shibuyi, co wiąże się bezpośrednio ze spędzeniem całego wieczoru w sklepach. Wchodzimy do jednego z większych centrów handlowych -  Shibuya Hikarie i zaczynamy podróż po wszelkich możliwych butikach. Ayako trochę na siłę próbuje zwrócić moją uwagę i zaciekawić mnie czymkolwiek. Jej starania osiągają mierny efekt, ale i tak jestem jej wdzięczny. Ostatecznie odwiedzamy też sklep z grami komputerowymi, w którym spędzamy ponad godzinę na graniu w Kinect Sport. Niestety ze względu na podejrzliwe spojrzenia ochrony, musimy zwolnić miejsce, aby dać szansę innym na wypróbowanie tej gry.

 - Dobrze się czujesz? – Pytam Ayako, gdyż martwi mnie niezdrowy odcień jej cery.

 - Tak – odpowiada, choć i tak wiem, że kłamie.

  Siedzimy w niewielkiej kawiarni, spokojnie sącząc herbatę.

 - Muszę do toalety – mówi, po czym gwałtownie podnosi się z miejsca. Wstaję razem z nią. Wygląda tak mizernie, że mam ochotę osobiście zanieść ją do łazienki.

 - Nie… Zostań! – Rozkazuje, przyciskając dłoń do ust.

 - Ale…

  Nie zdążam dokończyć, gdyż Aya zgina się wpół i zaczyna wymiotować na posadzkę, utworzoną z białych kafelków. Podbiegam do niej i chwytam ją mocno w talii. Jej ciało staje się coraz cięższe, a głowa zwisa bezładnie ku dołowi.

  Czuję na sobie spojrzenie przypadkowych gapiów. Serce wali mi jak oszalałe a mięśnie ramion i nóg drżą, uniemożliwiając mi utrzymanie całkowicie stabilnej pozycji.

 - Pomocy! – Krzyczę przerażony. Ayako spoczywa w moich ramionach całkowicie nieruchoma, na szczęście czuję na dłoni jej płytki oddech. – Niech ktoś wezwie karetkę!

  Moje słowa nie przynoszą jednak spodziewanych rezultatów. Przeklęte zjawisko braku indywidualnej odpowiedzialności w tłumie ludzi. Widzę, jak poszczególne osoby spoglądają na siebie z ciekawością, czekając aż któraś z nich odważy się sięgnąć po komórkę i wybrać odpowiedni numer. Postanawiam zmienić taktykę.

 - Ty! W różowym swetrze! – Zwracam się do niskiej brunetki, która stoi nieopodal. – Możesz wezwać pomoc?

  Reakcja jest natychmiastowa.

  Ostrożnie kładę Ayako na podłodze, uważając żeby nie uderzyła się w głowę. Nagle zamieram, wpatrzony w cienką siatkę wystającą spod jej niebieskich włosów. Peruka?! Co się tutaj do jasnej cholery dzieje?

  Wyciągam z kieszeni komórkę i drżącą dłonią wybieram numer do ciebie. Błagam, odbierz! Naprawdę nie wiem co robić! Niestety włącza się tylko poczta głosowa. Nie pozostaje mi nic innego jak czekanie na pogotowie.

***

  Siedzę na poczekalni w jednym z tokijskich szpitali. Jakimś cudem udało mi się przekonać ratowników o moim rzekomym pokrewieństwie z Ayako, dlatego mogłem towarzyszyć jej w karetce i szybciej dotrzeć na miejsce. Czekam tu już od godziny, trzymając w dłoni błękitną perukę, ale nikt z personelu nie zwraca na mnie najmniejszej uwagi.

  Wciąż nie odbierasz, choć wykonałem już dziesiątki połączeń. Nawet nie wiesz, jak bardzo jestem na ciebie wściekły. Myślę, że musiałeś już wcześniej wiedzieć o chorobie Ayako, ale z jakiś niezrozumiałych powodów nie zamierzałeś mnie o niej poinformować. Jak mogłeś zachować się tak idiotycznie?! Przez te wszystkie tajemnice i niedomówienia nie mogłem udzielić lekarzowi najmniejszej informacji! Kocham cię, ale tym razem przegiąłeś.

 - Przepraszam, czy to pan jest krewnym Ayako Iwahary?

  Instynktownie zrywam się z miejsca na widok lekarza w białym kitlu.

 - Taaak – mówię niepewnym głosem. – Jak się czuje…?

 - Jest pan mężem?

 - Kuzynem.

  Lekarz wzdycha cicho.

 - A ma pan kontakt z bliżej spokrewnioną osobą? Małżonkiem, albo…

 - Niestety, Ayako nie jest zamężna. Nie mogę panu pomóc.

 - Hmmm… Panna Iwahara jest nieprzytomna i nie upoważniła nikogo do udzielenia informacji o stanie jej zdrowia, więc mam obowiązek zrobić wyjątek. Proszę za mną do mojego gabinetu.

***

 


  Wracam do twojego mieszkania, gdyż lekarz polecił mi, żebym spakował najpotrzebniejsze rzeczy Ayako i przyniósł je do szpitala, zanim się obudzi. Jestem zbyt wstrząśnięty, aby zwracać uwagę na otoczenie. Ja po prostu… nie mogę uwierzyć. Gdybym tylko wiedział wcześniej… No właśnie, i co bym wtedy zrobił? Ćpałbym mniej? Wątpię.

  Zdyszany docieram do odpowiedniego budynku, a następnie rozpoczynam mozolną wędrówkę po schodach. Takumi ma wrócić do domu o dwudziestej drugiej, podobnie z resztą jak i my, dlatego z torebki Ayako wyjmuję pęk kluczy.

  Staję przed drewnianymi drzwiami i po kilku sekundach mocowania się z zamkiem stwierdzam, że są otwarte. Dziwne… W środku panuje jednak ciemność, co sprawia, że zaczynam czuć dreszcze na całym ciele. Nie zamknąłeś mieszkania? W sumie każdemu może się to zdarzyć, nawet tobie.

  Dla pewności sięgam po widzącą na ścianie parasolkę z drewnianym trzonem i ruszam przed siebie. Zapalam światło w przedpokoju, sprawdzam łazienkę, kuchnię i salon. Nie dostrzegam śladów niczyjej obecności, dlatego postanawiam się rozluźnić. Ten dzień jest dla mnie wyjątkowo stresujący. Chcę, żeby się skończył jak najszybciej.

  Upijam łyk wody mineralnej i kieruję się w stronę twojego sanktuarium. Jeśli się nie mylę, to właśnie tam Aya przetrzymuje większość swoich rzeczy. Wzdycham. Nigdy nie lubiłem pakowania się. Do dziś uważam to za zbyt pracochłonne i… nostalgiczne? Najczęściej wiązało się przecież z pożegnaniem.

  Dosyć myślenia o głupotach! Trzeba się sprężać i jak najszybciej wracać do Ayi, która w tej chwili potrzebuje mnie najbardziej. Zdaję sobie sprawę, że wciąż trzymam w ręku tę nieszczęsną parasolkę. Trudno. Nie chce mi się odkładać jej na miejsce.

  Otwieram drzwi do twojego pokoju i zapalam światło, po czym…

 - Yuichi! Co ty tutaj robisz do kurwy nędzy?! – Szybkim ruchem spychasz z siebie półnagiego Hayato, a sam przykrywasz się kołdrą.

 - Jaaa… jaa… - dukam, lecz słowa więzną mi w gardle. To się nie dzieje naprawdę. Proszę, powiedz mi, że to nieprawda. Proszę… Błagam…

  Brakuje mi powietrza, a nogi stają się wątłe i słabowite. Muszę się o coś oprzeć. Tak, teraz lepiej. Boże… Mam ochotę wybiec z tego mieszkania, uciec gdzieś daleko i nie musieć patrzeć jak… jak… Taku, powiedz! Dlaczego tak bardzo mnie ranisz?!

 - Yuu? Wszystko w porządku? – pytasz. Twoja mina wyraża troskę, lecz nie to najbardziej mnie irytuje. Wkurwiają mnie twoje roztrzepane włosy, zaróżowione policzki, błyszczące oczy oraz rozchylone, spragnione wargi. Czuję, jak ogarnia mnie bezsilność, a oczy zachodzą łzami. Nie! Nie będę ryczeć i robić głupich scen, jak jakaś baba! Muszę tylko spokojnie przyswoić do siebie, że to nie mnie kochasz. Przecież też masz prawo do szczęścia.

 - Wszystko dobrze – mówię oschłym, nieprzyjaznym tonem. – Przepraszam, że przeszkodziłem. Zajmę wam tylko chwilę.

  Odwracam od ciebie wzrok, gdyż nie mogę znieść faktu, że to nie ja jestem przyczyną twojego szczęścia. Co się tyczy tego skurwiela… Na jego widok chce mi się rzygać, więc postanawiam traktować go jak prostą zbieraninę tlenu, węgla i wodoru, którą w rzeczywistości jest. Niech teraz triumfuje, ale obiecuję, że wkrótce się zemszczę. Złamał umowę, którą zawarliśmy kilka miesięcy temu, więc teraz musi za to zapłacić.

  Otwieram szafę i wyjmuję z niej niewielką torbę, do której zaczynam panować ubrania Ayako, w międzyczasie starannie je segregując. Piżama, kilka luźnych koszulek, dresy… Nie myśl. Tylko nie myśl. Bielizna…

  Czuję czyjąś dłoń na ramieniu, więc odwracam się gwałtownie. Jesteś już ubrany i wpatrujesz się we mnie ze zdziwieniem. Natychmiast strącam twoją rękę, choć jeszcze dziś rano pragnąłem jej dotykać wszystkimi zmysłami.

 - Gdzie jest Ayako? – Pytasz mnie nieśmiało.

 - A gdzie masz komórkę? – Warczę, nie mogąc się powstrzymać od rzucenia, stojącemu obok Hayato, pogardliwego spojrzenia.

  Sprawdzasz kieszenie i po chwili wyjmujesz ją ze spodni.

 - Yuu… Przepraszam – mruczy. – Dzwoniłeś aż dwadzieścia dwa razy… Co się stało?

  Prycham lekceważąco.

 - Gdybyś trzymał komórkę przy dupie zamiast… jego, to z pewnością być o wszystkim wiedział! Nawet nie wiesz, co dzisiaj przeżyłem przez twoją cholerną nieodpowiedzialność, więc może usiądziesz grzecznie na łóżku i poczekasz aż wyjdę z mieszkania? Potem możecie się bzykać do woli!

  Twoje spojrzenie pełne skruchy i wstydu mnie pali. Już teraz zaczynam żałować swoich słów, chociaż wiem, że w pełni na nie zasłużyłeś.

 - Yuu… Przepraszam.

  Proszę, nie utrudniaj mi jeszcze bardziej tej cholernie niezręcznej sytuacji! Wybuchnij i wyzwij mnie od najgorszych. Możesz mnie nawet uderzyć, ale… załóż z powrotem maskę, którą nosisz na co dzień i przestań odsłaniać Takumiego, którego kocham najbardziej.          

 - Ayako jest w szpitalu – informuję, wracając do pakowania rzeczy. – Jej stan jest ciężki, ale na szczęście będzie żyła. Przynajmniej na razie.

  Wyobrażam sobie teraz wyraz twojej twarzy. Wiem, że masz wyrzuty sumienia, ale dzisiaj niestety nie będę cię pocieszał.

 - Dlaczego nie powiedziałeś mi, że Aya ma białaczkę? – dodałem spokojniejszym tonem, zawracając ku tobie twarz.

 - Dałem słowo, że nikomu nie powiem. Nie wiedziałem, że…

 - Szanuję ludzi, którzy dotrzymują obietnic. – Słowa te skierowałem przede wszystkim do Hayato, choć nie zaszczyciłem go nawet spojrzeniem. – Pogadamy później, dobra? Teraz muszę szybko wracać do szpitala, więc pomóż mi spakować rzeczy Ayi.

 - Idę z tobą!

***

  Ayako nie odzyskała jeszcze przytomności, ale i tak nie odstępujesz jej na krok. Udaje ci się nawet przekupić pielęgniarkę, aby pozwoliła ci zostać dłużej. Niestety, nie chce się zgodzić, aby w pomieszczeniu przebywała więcej niż jedna „obca” osoba, dlatego jestem zmuszony do czekania razem z Hayato na korytarzu. Na szczęście mogę cię obserwować przez przeszklone drzwi.

  Mówisz coś, a może raczej szepczesz. Tak, widzę, że jest ci przykro. Teraz pewnie będziesz się za wszystko obwiniał, chociaż przecież nie zrobiłeś nic złego. Coś takiego mogło się przecież zdarzyć prędzej czy później. Musisz zrozumieć, że nie masz mocy kontrolowania świata.

 - Yuichi? – Słyszę cichy szept Hayato. Przez godzinę nie zamieniliśmy ze sobą ani słowa.    

  Nie reaguję.

 - My… my jeszcze nie spaliśmy ze sobą – dodaje obojętnym tonem.

  A jednak nie potrafię powstrzymać kotłujących się we mnie emocji, więc szybko zrywam się z krzesła i doskakuję do niego.

 - Jeszcze? – popycham go w stronę ściany. Spoglądam do tyłu, aby upewnić się, że niczego nie widzisz. Tak, jesteśmy już poza zasięgiem twojego wzroku, a poza tym jesteś tak zajęty Ayako, że nawet nie zwróciłbyś na nas uwagi. – Jesteś bezczelny! Dobrze poznaję szkołę Akiry.

  Unosi brwi i spogląda na mnie ze zdziwieniem.

 - O ile się orientuję, to właśnie ty pieprzyłeś się z nim niedawno na próbie – mówi, delikatnie się uśmiechając.

  Co?! Skąd on o tym wie? Akira mu powiedział? Niemożliwe…

 - Nie, nie powiedział mi – dodaje, jakby czytając mi w myślach. – Dowiedziałem się od Takumiego. Widział was.

 - Niemożliwe – mówię z niedowierzaniem. – Kłamiesz!

 - Nie będę się z tobą kłócił.

  Odwracam głowę, aby na ciebie spojrzeć. To dlatego… dlatego byłeś na mnie taki wściekły. Dlaczego nie domyśliłem się tego wcześniej?! Masz rację, jestem idiotą. Musisz mnie teraz uważać za kłamcę. Tak, znam cię aż nazbyt dobrze. Właśnie stosujesz swoją taktykę. Ja nie powiedziałem ci o Akirze, a ty mnie o Hayato. Już rozumiem. Jesteśmy kwita.

 - Co do naszej umowy… - Hayato znowu podejmuje wątek. – To ty pierwszy ją zerwałeś.

 - Jak to?

 - Powiedziałeś Akirze, że nie masz zamiaru już ze mną sypiać, a umowa była jasna: pieprzymy się, a ja nie zbliżam się do Takumiego. Poza tym… to on jako pierwszy zaprosił mnie na randkę.

 - Mogłeś odmówić.

 - To prawda, ale zdałem sobie sprawę, że chyba jednak mi na nim zależy. To naprawdę świetny facet…

  Cały drżę. Jak zwykle przegrałem, choć od początku troszczyłem się o twoje dobro. Kiedy wyznałeś mi, że kochasz Hayato, postanowiłem się już do niego nie zbliżać. Nie mógłbym ci tego zrobić. Naprawdę. W przeszłości wielokrotnie się raniliśmy, ale… Jesteś dla mnie najważniejszą osobą na świecie, Taku. A teraz, gdy dowiedziałem się o uczuciach Hayato… Chyba na dobre cię straciłem.

 - Idź stąd! – Warczę, starając się powstrzymać falę, napływających do oczu łez. – Albo nie! Ja pójdę.

  Zrywam się i zaczynam biec w stronę wyjścia. Emocje są tak silne, że nie jestem w stanie ich już dłużej tłumić. Jestem żałosny. Beznadziejny. Nie zasługuję na ciebie.

  Wychodzę ze szpitala. Teraz jest mi już właściwie wszystko jedno. Moje życie przestało mieć już jakiekolwiek znaczenie, skoro sam dokonałeś wyboru. Kochasz Hayato, on chyba ciebie też, więc do czego ja ci jestem potrzebny? Przecież już i tak mi nie ufasz, dlatego… Przegrałem.

  Idę przed siebie. Serce bije jak oszalałe, a ja czuję ból przy każdym najmniejszym uderzeniu. Nie wytrzymam. Potrzebuję pomocy.

  Idę. Widzę, jak jakaś kobieta wstrzykuje sobie coś w rękę. A nie, ona tylko szuka czegoś w torebce. Zaczynam świrować. Czy potrzeba sięgnięcia po herę jest tak wielka?

  Przystaję i opadam plecami na ścianę któregoś z budynków. Siadam i kulę się, chcąc ulec natychmiastowej autodestrukcji. Przechodnie uśmiechają się do mnie szyderczo, drwią z największej ofiary tego świata. Nie wytrzymam.

  Wyciągam z kieszeni komórkę i wybieram odpowiedni numer.

 - Halo? – Słyszę niski głos w słuchawce, na którego dźwięk przeszywa mnie dreszcz. – Wiedziałem, że wkrótce zadzwonisz. Co mogę dla ciebie zrobić, skarbie?

 - Czy… czy mógłbyś po mnie przyjechać? Potrzebuję pomocy.

  Dociera do mnie jego nonszalancki śmiech.

 - Dla ciebie wszystko, ale to będzie kosztować.

 - Wiem – mówię, łamiącym się tonem. Jest już mi wszystko jedno.

 - Zaraz zadzwoni do ciebie mój szofer – informuje mnie Akira, po czym odkłada słuchawkę.