Witajcie!
Wybaczcie opóźnienie, ale kompletnie nie miałam czasu... na nic xD Przeżyłam Woodstock (z małym urazem psychicznym, ale podejrzewam, że nie wpłynie on znacząco na jakość moich rozdziałów), byłam na wakacjach z chłopakiem, a do tego koleżanka wyciągnęła mnie na Zlot Nocnych Łowców do Poznania :P Bieganie w stroju nocnego łowcy po całym mieście było nawet zabawne xD Do tego wszystkiego doszły ciągłe wizyty u lekarza :/ Przez te cholerne badania lekarskie prawie nie przyjęli mnie na studia. Grrr... Teraz muszę tylko załatwić sobie książeczkę sanepidowską (kolejne badania) i zrobić trzy szczepionki na WZW xD Świetnie :P
Rozdział udało mi się napisać częściowo wczoraj i dzisiaj (skończyłam 10 min temu), ale ważne, że już jest, a ja mam spokój na kolejny miesiąc :P No dobra ;P Tylko żartowałam. Moje wyjazdy już definitywnie dobiegły końca, więc będę siedzieć w domu i pisać :P
Dark Night: "Seksów" niestety nie ma, ale postaram się to nadrobić w następnym rozdziale :D Moja niewyżyta psychika także cierpi z tego powodu :P
Mayumi: Co do sekretów - masz rację :D Będzie mała rzeźnia, w szczególności, że moim nowym hobby stało się komplikowanie życia bohaterów :D
Xavery: Nawet nie wiesz, jak się uśmiałam, czytając Twój komentarz :D Popieram wszystkie twoje pomysły, a w szczególności ten z bacikiem w rękach mojego chłopaka (chociaż w sumie chyba wolałabym na odwrót :P)
Nyu-chan Lucy: Chciałaś Yuichiego - masz!
Rosalie Black: Niedawno zdałam sobie sprawę, że jesteś moją pierwszą czytelniczką. Dzięki, że tyle wytrzymałaś :P Następnym razem dodam 20 powiadomień :P Dla pewności :)
Lycoris: Dziękuję za Twój wyczerpujący komentarz (który w żadnym razie nie jest bezsensowny). Wszystkie uwagi czytelników biorę sobie do serca, dlatego lubię kiedy piszą o tym, co im się podoba, a co nie :) Podejrzewam, że po tym poście jeszcze bardziej "znielubisz" Hayato, ale to dobrze, bo według ankiety, którą robiłam jakiś czas temu, miał on najwięcej głosów w kategorii: "mój ulubiony bohater". Tej postaci przyda się odrobina konstruktywnego "hejtu". Co do Akiry... Jako autorka opowiadania muszę przyznać, że sama go uwielbiam :) Nie zdradzę jednak, co mam zamiar z nim dalej zrobić :) P.S. Uwielbiam cynamonowe ciasteczka, więc Twoja groźba jeszcze bardziej podsyciła moje psychopatyczne instynkty :P Mam nadzieję, że Cię nie zawiodłam (to tylko JEDEN dzień spóźnienia) :P
Gorąca prośba dla WSZYSTKICH!!! KOMENTUJCIE!!! Nie mogę narzekać na ilość odwiedzin na blogu, bo jest ich całkiem sporo, ale... niestety frekwencja jest dosyć niska :(((
Pozdrawiam :)
Akihita
P.S. Istnieje możliwość powiadamiania o nowych rozdziałach na gg albo mailowo :P Chętni niech piszą na maila: ostatnia.kropla.goryczy@gmail.com
********************************************************************************
Bardzo chciałem
zobaczyć swoją minę, gdy oznajmiłeś mi, że mogę wyjść z Ayako na miasto. Byłem
zdziwiony twoim łagodnym spojrzeniem i westchnieniem, które znając ciebie,
oznaczało coś w rodzaju „A idź w pizdu!”. Po prawie dwutygodniowym areszcie
łazienkowo-salonowym za potajemne ćpanie prochów przeciwbólowych, myślałem, że
sczeznę z nudów, leżąc na zimnych kafelkach w otoczeniu małych, szarych
robaczków. Chyba jesteś świadomy, że to świństwo na dobre zadomowiło się w
twojej łazience, prawda? Nieważne.
Chciałem jak
najszybciej wyjść na zewnątrz, gdyż zamknięty w czterech ścianach, powoli
zaczynałem wariować. Byłem tak zdesperowany, że postanowiłem sięgnąć po moją
ostatnią deskę ratunku, a mianowicie Ayako, która ostatnimi czasy stała się dla
mnie niezwykle życzliwa. Ja dla niej również, dlatego muszę ją przeprosić za to
niefortunne sformułowanie. Jej akurat nikt nie miał prawa nazwać „deską”.
Jedziemy do centrum
miasta. Metro jest tak zatłoczone, że po raz kolejny zaczynam żałować swoich
idiotycznych decyzji. Przecież pieniądze odłożone na kurs prawa jazdy uległy
kilka lat temu cudownej przemianie w cały arsenał strzykawek z heroiną. Podobny
los spotkał kasę, którą rodzice wysłali mi na opłacenie studiów, dlatego zawsze
podczas comiesięcznej rozmowy telefonicznej muszę udawać, że jestem już na
trzecim roku architektury wnętrz. Nie ma chwili w moim nędznym życiu, żebym
choć na chwilę przestał sobą gardzić. Wyrzuty sumienia są tak wielkie, że
czasami odechciewa mi się żyć, a to właśnie na takie myśli najlepszym
lekarstwem jest heroina. Dzięki niej, na sekundę odrywasz się od swoich
problemów i porażek, sprawiasz, że przestają istnieć. Do czasu, kiedy znowu
musisz wstrzyknąć sobie to gówno, aby nie sięgnąć po sznurek. Przy takich
opcjach wybór wydaje się oczywisty.
Poświęcając czas na
rozmyślania, niemal natychmiast tracę całą radość z odzyskanej wolności. Przez
głowę przechodzi mi pewna myśl... Z pozoru niewinna, lecz tragiczna w skutkach.
Ehh… Podobno nałogowcy nigdy nie myślą o konsekwencjach. Czy to znaczy, że
zaczynam… zdrowieć? Albo po prostu nie chcę żebyś się znowu smucił z mojego
powodu. Naprawdę nie zasługuję na miano twojego najlepszego przyjaciela, Taku.
Przepraszam.
- Yuu!!! – Słyszę
przeciągły jęk Ayako, skierowany wprost do mojego ucha. – Jeżeli w tej chwili
nie ruszysz tyłka i nie wysiądziesz z tego przeklętego metra, to spotka cię
przykry los Mufasy z „Króla lwa”. Uwierz mi, że nie będę płakać, bo nie mam
zamiaru wracać do domu z rozmazanym makijażem.
Spoglądam na nią
oszołomiony, intensywnie mrugając. Ona niestety kiwa tylko głową ze
zrezygnowaniem, po czym chwyta mnie za rękę i ciągnie ze sobą. Jestem zmuszony
poddać się jej woli.
W końcu naszym oczom
ukazuje się miejski krajobraz, pełen „oczojebliwych” neonów, billboardów i
gigantycznych wieżowców, których czubki niemal zatapiają się w warstwie
kłębiastych chmur.
Ayako staje przede
mną i chwyta mnie za poły skórzanej kurtki.
- Posłuchaj. Wiesz,
że Taku nałożył nam godzinę policyjną, więc jeśli mamy odpowiednio wykorzystać
ten czas to niestety musimy współpracować. Sam nie mógł iść z nami, bo ma
jakieś nadgodziny w pracy czy coś podobnego. Wyjaśnił ci zasady, prawda?
- Tak – potwierdzam.
– Wspominał coś o odrąbaniu głowy łopatą…
- Dobrze – mówi z
uśmiechem. – Zawsze ceniłam jego wyszukane metody wychowawcze. Trzymamy się
razem, tak?
- Dokładnie. Podobno
masz mnie nawet odprowadzać do toalety…
- Muszę to jeszcze
przemyśleć… Chodźmy.
Dopiero teraz
uświadamiam sobie, że jesteśmy w Shibuyi, co wiąże się bezpośrednio ze
spędzeniem całego wieczoru w sklepach. Wchodzimy do jednego z większych centrów
handlowych - Shibuya Hikarie i zaczynamy
podróż po wszelkich możliwych butikach. Ayako trochę na siłę próbuje zwrócić
moją uwagę i zaciekawić mnie czymkolwiek. Jej starania osiągają mierny efekt,
ale i tak jestem jej wdzięczny. Ostatecznie odwiedzamy też sklep z grami
komputerowymi, w którym spędzamy ponad godzinę na graniu w Kinect Sport.
Niestety ze względu na podejrzliwe spojrzenia ochrony, musimy zwolnić miejsce,
aby dać szansę innym na wypróbowanie tej gry.
- Dobrze się czujesz?
– Pytam Ayako, gdyż martwi mnie niezdrowy odcień jej cery.
- Tak – odpowiada,
choć i tak wiem, że kłamie.
Siedzimy w
niewielkiej kawiarni, spokojnie sącząc herbatę.
- Muszę do toalety –
mówi, po czym gwałtownie podnosi się z miejsca. Wstaję razem z nią. Wygląda tak
mizernie, że mam ochotę osobiście zanieść ją do łazienki.
- Nie… Zostań! –
Rozkazuje, przyciskając dłoń do ust.
- Ale…
Nie zdążam
dokończyć, gdyż Aya zgina się wpół i zaczyna wymiotować na posadzkę, utworzoną
z białych kafelków. Podbiegam do niej i chwytam ją mocno w talii. Jej ciało
staje się coraz cięższe, a głowa zwisa bezładnie ku dołowi.
Czuję na sobie
spojrzenie przypadkowych gapiów. Serce wali mi jak oszalałe a mięśnie ramion i
nóg drżą, uniemożliwiając mi utrzymanie całkowicie stabilnej pozycji.
- Pomocy! – Krzyczę
przerażony. Ayako spoczywa w moich ramionach całkowicie nieruchoma, na
szczęście czuję na dłoni jej płytki oddech. – Niech ktoś wezwie karetkę!
Moje słowa nie
przynoszą jednak spodziewanych rezultatów. Przeklęte zjawisko braku
indywidualnej odpowiedzialności w tłumie ludzi. Widzę, jak poszczególne osoby
spoglądają na siebie z ciekawością, czekając aż któraś z nich odważy się
sięgnąć po komórkę i wybrać odpowiedni numer. Postanawiam zmienić taktykę.
- Ty! W różowym
swetrze! – Zwracam się do niskiej brunetki, która stoi nieopodal. – Możesz
wezwać pomoc?
Reakcja jest
natychmiastowa.
Ostrożnie kładę
Ayako na podłodze, uważając żeby nie uderzyła się w głowę. Nagle zamieram,
wpatrzony w cienką siatkę wystającą spod jej niebieskich włosów. Peruka?! Co
się tutaj do jasnej cholery dzieje?
Wyciągam z kieszeni
komórkę i drżącą dłonią wybieram numer do ciebie. Błagam, odbierz! Naprawdę nie
wiem co robić! Niestety włącza się tylko poczta głosowa. Nie pozostaje mi nic
innego jak czekanie na pogotowie.
***
Siedzę na poczekalni
w jednym z tokijskich szpitali. Jakimś cudem udało mi się przekonać ratowników
o moim rzekomym pokrewieństwie z Ayako, dlatego mogłem towarzyszyć jej w
karetce i szybciej dotrzeć na miejsce. Czekam tu już od godziny, trzymając w
dłoni błękitną perukę, ale nikt z personelu nie zwraca na mnie najmniejszej
uwagi.
Wciąż nie odbierasz,
choć wykonałem już dziesiątki połączeń. Nawet nie wiesz, jak bardzo jestem na
ciebie wściekły. Myślę, że musiałeś już wcześniej wiedzieć o chorobie Ayako,
ale z jakiś niezrozumiałych powodów nie zamierzałeś mnie o niej poinformować.
Jak mogłeś zachować się tak idiotycznie?! Przez te wszystkie tajemnice i
niedomówienia nie mogłem udzielić lekarzowi najmniejszej informacji!
Kocham cię, ale tym razem przegiąłeś.
- Przepraszam, czy to
pan jest krewnym Ayako Iwahary?
Instynktownie zrywam
się z miejsca na widok lekarza w białym kitlu.
- Taaak – mówię
niepewnym głosem. – Jak się czuje…?
- Jest pan mężem?
- Kuzynem.
Lekarz wzdycha
cicho.
- A ma pan kontakt z
bliżej spokrewnioną osobą? Małżonkiem, albo…
- Niestety, Ayako nie
jest zamężna. Nie mogę panu pomóc.
- Hmmm… Panna Iwahara
jest nieprzytomna i nie upoważniła nikogo do udzielenia informacji o stanie jej
zdrowia, więc mam obowiązek zrobić wyjątek. Proszę za mną do mojego gabinetu.
***
Wracam do twojego
mieszkania, gdyż lekarz polecił mi, żebym spakował najpotrzebniejsze rzeczy
Ayako i przyniósł je do szpitala, zanim się obudzi. Jestem zbyt wstrząśnięty,
aby zwracać uwagę na otoczenie. Ja po prostu… nie mogę uwierzyć. Gdybym tylko
wiedział wcześniej… No właśnie, i co bym wtedy zrobił? Ćpałbym mniej? Wątpię.
Zdyszany docieram do
odpowiedniego budynku, a następnie rozpoczynam mozolną wędrówkę po schodach.
Takumi ma wrócić do domu o dwudziestej drugiej, podobnie z resztą jak i my,
dlatego z torebki Ayako wyjmuję pęk kluczy.
Staję przed
drewnianymi drzwiami i po kilku sekundach mocowania się z zamkiem stwierdzam,
że są otwarte. Dziwne… W środku panuje jednak ciemność, co sprawia, że zaczynam
czuć dreszcze na całym ciele. Nie zamknąłeś mieszkania? W sumie każdemu może
się to zdarzyć, nawet tobie.
Dla pewności sięgam
po widzącą na ścianie parasolkę z drewnianym trzonem i ruszam przed siebie.
Zapalam światło w przedpokoju, sprawdzam łazienkę, kuchnię i salon. Nie
dostrzegam śladów niczyjej obecności, dlatego postanawiam się rozluźnić. Ten
dzień jest dla mnie wyjątkowo stresujący. Chcę, żeby się skończył jak
najszybciej.
Upijam łyk wody
mineralnej i kieruję się w stronę twojego sanktuarium. Jeśli się nie mylę, to
właśnie tam Aya przetrzymuje większość swoich rzeczy. Wzdycham. Nigdy nie
lubiłem pakowania się. Do dziś uważam to za zbyt pracochłonne i… nostalgiczne?
Najczęściej wiązało się przecież z pożegnaniem.
Dosyć myślenia o
głupotach! Trzeba się sprężać i jak najszybciej wracać do Ayi, która w tej
chwili potrzebuje mnie najbardziej. Zdaję sobie sprawę, że wciąż trzymam w ręku
tę nieszczęsną parasolkę. Trudno. Nie chce mi się odkładać jej na miejsce.
Otwieram drzwi do
twojego pokoju i zapalam światło, po czym…
- Yuichi! Co ty tutaj
robisz do kurwy nędzy?! – Szybkim ruchem spychasz z siebie półnagiego Hayato, a
sam przykrywasz się kołdrą.
- Jaaa… jaa… - dukam,
lecz słowa więzną mi w gardle. To się nie dzieje naprawdę. Proszę, powiedz mi,
że to nieprawda. Proszę… Błagam…
Brakuje mi
powietrza, a nogi stają się wątłe i słabowite. Muszę się o coś oprzeć. Tak,
teraz lepiej. Boże… Mam ochotę wybiec z tego mieszkania, uciec gdzieś daleko i
nie musieć patrzeć jak… jak… Taku, powiedz! Dlaczego tak bardzo mnie ranisz?!
- Yuu? Wszystko w
porządku? – pytasz. Twoja mina wyraża troskę, lecz nie to najbardziej mnie
irytuje. Wkurwiają mnie twoje roztrzepane włosy, zaróżowione policzki,
błyszczące oczy oraz rozchylone, spragnione wargi. Czuję,
jak ogarnia mnie bezsilność, a oczy zachodzą łzami. Nie! Nie będę ryczeć i
robić głupich scen, jak jakaś baba! Muszę tylko spokojnie przyswoić do siebie,
że to nie mnie kochasz. Przecież też masz prawo do szczęścia.
- Wszystko dobrze –
mówię oschłym, nieprzyjaznym tonem. – Przepraszam, że przeszkodziłem. Zajmę wam
tylko chwilę.
Odwracam od ciebie
wzrok, gdyż nie mogę znieść faktu, że to nie ja jestem przyczyną twojego
szczęścia. Co się tyczy tego skurwiela… Na jego widok chce mi się rzygać, więc
postanawiam traktować go jak prostą zbieraninę tlenu, węgla i wodoru, którą w
rzeczywistości jest. Niech teraz triumfuje, ale obiecuję, że wkrótce się zemszczę.
Złamał umowę, którą zawarliśmy kilka miesięcy temu, więc teraz musi za to
zapłacić.
Otwieram szafę i
wyjmuję z niej niewielką torbę, do której zaczynam panować ubrania Ayako, w
międzyczasie starannie je segregując. Piżama, kilka luźnych koszulek, dresy…
Nie myśl. Tylko nie myśl. Bielizna…
Czuję czyjąś dłoń na
ramieniu, więc odwracam się gwałtownie. Jesteś już ubrany i wpatrujesz się we
mnie ze zdziwieniem. Natychmiast strącam twoją rękę, choć jeszcze dziś rano
pragnąłem jej dotykać wszystkimi zmysłami.
- Gdzie jest Ayako? –
Pytasz mnie nieśmiało.
- A gdzie masz
komórkę? – Warczę, nie mogąc się powstrzymać od rzucenia, stojącemu obok
Hayato, pogardliwego spojrzenia.
Sprawdzasz kieszenie
i po chwili wyjmujesz ją ze spodni.
- Yuu… Przepraszam –
mruczy. – Dzwoniłeś aż dwadzieścia dwa razy… Co się stało?
Prycham lekceważąco.
- Gdybyś trzymał
komórkę przy dupie zamiast… jego, to z pewnością być o wszystkim wiedział! Nawet
nie wiesz, co dzisiaj przeżyłem przez twoją cholerną nieodpowiedzialność, więc
może usiądziesz grzecznie na łóżku i poczekasz aż wyjdę z mieszkania? Potem
możecie się bzykać do woli!
Twoje spojrzenie
pełne skruchy i wstydu mnie pali. Już teraz zaczynam żałować swoich słów,
chociaż wiem, że w pełni na nie zasłużyłeś.
- Yuu… Przepraszam.
Proszę, nie
utrudniaj mi jeszcze bardziej tej cholernie niezręcznej sytuacji! Wybuchnij i
wyzwij mnie od najgorszych. Możesz mnie nawet uderzyć, ale… załóż z powrotem
maskę, którą nosisz na co dzień i przestań odsłaniać Takumiego, którego kocham
najbardziej.
- Ayako jest w
szpitalu – informuję, wracając do pakowania rzeczy. – Jej stan jest ciężki, ale
na szczęście będzie żyła. Przynajmniej na razie.
Wyobrażam sobie
teraz wyraz twojej twarzy. Wiem, że masz wyrzuty sumienia, ale dzisiaj niestety
nie będę cię pocieszał.
- Dlaczego nie
powiedziałeś mi, że Aya ma białaczkę? – dodałem spokojniejszym tonem,
zawracając ku tobie twarz.
- Dałem słowo, że
nikomu nie powiem. Nie wiedziałem, że…
- Szanuję ludzi,
którzy dotrzymują obietnic. – Słowa te skierowałem przede wszystkim do Hayato,
choć nie zaszczyciłem go nawet spojrzeniem. – Pogadamy później, dobra? Teraz
muszę szybko wracać do szpitala, więc pomóż mi spakować rzeczy Ayi.
- Idę z tobą!
***
Ayako nie odzyskała
jeszcze przytomności, ale i tak nie odstępujesz jej na krok. Udaje ci się nawet
przekupić pielęgniarkę, aby pozwoliła ci zostać dłużej. Niestety, nie chce się
zgodzić, aby w pomieszczeniu przebywała więcej niż jedna „obca” osoba, dlatego
jestem zmuszony do czekania razem z Hayato na korytarzu. Na szczęście mogę cię obserwować
przez przeszklone drzwi.
Mówisz coś, a może
raczej szepczesz. Tak, widzę, że jest ci przykro. Teraz pewnie będziesz się za
wszystko obwiniał, chociaż przecież nie zrobiłeś nic złego. Coś takiego mogło
się przecież zdarzyć prędzej czy później. Musisz zrozumieć, że nie masz mocy
kontrolowania świata.
- Yuichi? – Słyszę cichy
szept Hayato. Przez godzinę nie zamieniliśmy ze sobą ani słowa.
Nie reaguję.
- My… my jeszcze nie
spaliśmy ze sobą – dodaje obojętnym tonem.
A jednak nie
potrafię powstrzymać kotłujących się we mnie emocji, więc szybko zrywam się z
krzesła i doskakuję do niego.
- Jeszcze? – popycham
go w stronę ściany. Spoglądam do tyłu, aby upewnić się, że niczego nie widzisz.
Tak, jesteśmy już poza zasięgiem twojego wzroku, a poza tym jesteś tak zajęty
Ayako, że nawet nie zwróciłbyś na nas uwagi. – Jesteś bezczelny! Dobrze poznaję
szkołę Akiry.
Unosi brwi i spogląda na mnie ze zdziwieniem.
- O ile się
orientuję, to właśnie ty pieprzyłeś się z nim niedawno na próbie – mówi,
delikatnie się uśmiechając.
Co?! Skąd on o tym
wie? Akira mu powiedział? Niemożliwe…
- Nie, nie powiedział
mi – dodaje, jakby czytając mi w myślach. – Dowiedziałem się od Takumiego.
Widział was.
- Niemożliwe – mówię z niedowierzaniem. – Kłamiesz!
- Nie będę się z tobą kłócił.
Odwracam głowę, aby
na ciebie spojrzeć. To dlatego… dlatego byłeś na mnie taki wściekły. Dlaczego
nie domyśliłem się tego wcześniej?! Masz rację, jestem idiotą. Musisz mnie
teraz uważać za kłamcę. Tak, znam cię aż nazbyt dobrze. Właśnie stosujesz swoją
taktykę. Ja nie powiedziałem ci o Akirze, a ty mnie o Hayato. Już rozumiem.
Jesteśmy kwita.
- Co do naszej umowy…
- Hayato znowu podejmuje wątek. – To ty pierwszy ją zerwałeś.
- Jak to?
- Powiedziałeś
Akirze, że nie masz zamiaru już ze mną sypiać, a umowa była jasna: pieprzymy
się, a ja nie zbliżam się do Takumiego. Poza tym… to on jako pierwszy zaprosił
mnie na randkę.
- Mogłeś odmówić.
- To prawda, ale
zdałem sobie sprawę, że chyba jednak mi na nim zależy. To naprawdę świetny
facet…
Cały drżę. Jak
zwykle przegrałem, choć od początku troszczyłem się o twoje dobro. Kiedy
wyznałeś mi, że kochasz Hayato, postanowiłem się już do niego nie zbliżać. Nie
mógłbym ci tego zrobić. Naprawdę. W przeszłości wielokrotnie się raniliśmy, ale…
Jesteś dla mnie najważniejszą osobą na świecie, Taku. A teraz, gdy dowiedziałem
się o uczuciach Hayato… Chyba na dobre cię straciłem.
- Idź stąd! – Warczę,
starając się powstrzymać falę, napływających do oczu łez. – Albo nie! Ja pójdę.
Zrywam się i
zaczynam biec w stronę wyjścia. Emocje są tak silne, że nie jestem w stanie ich
już dłużej tłumić. Jestem żałosny. Beznadziejny. Nie zasługuję na ciebie.
Wychodzę ze szpitala.
Teraz jest mi już właściwie wszystko jedno. Moje życie przestało mieć już
jakiekolwiek znaczenie, skoro sam dokonałeś wyboru. Kochasz Hayato, on chyba
ciebie też, więc do czego ja ci jestem potrzebny? Przecież już i tak mi nie
ufasz, dlatego… Przegrałem.
Idę przed siebie.
Serce bije jak oszalałe, a ja czuję ból przy każdym najmniejszym uderzeniu. Nie
wytrzymam. Potrzebuję pomocy.
Idę. Widzę, jak
jakaś kobieta wstrzykuje sobie coś w rękę. A nie, ona tylko szuka czegoś w
torebce. Zaczynam świrować. Czy potrzeba sięgnięcia po herę jest tak wielka?
Przystaję i opadam
plecami na ścianę któregoś z budynków. Siadam i kulę się, chcąc ulec
natychmiastowej autodestrukcji. Przechodnie uśmiechają się do mnie szyderczo,
drwią z największej ofiary tego świata. Nie wytrzymam.
Wyciągam z kieszeni
komórkę i wybieram odpowiedni numer.
- Halo? – Słyszę niski
głos w słuchawce, na którego dźwięk przeszywa mnie dreszcz. – Wiedziałem, że wkrótce
zadzwonisz. Co mogę dla ciebie zrobić, skarbie?
- Czy… czy mógłbyś po
mnie przyjechać? Potrzebuję pomocy.
Dociera do mnie jego
nonszalancki śmiech.
- Dla ciebie
wszystko, ale to będzie kosztować.
- Wiem – mówię,
łamiącym się tonem. Jest już mi wszystko jedno.
- Zaraz zadzwoni do
ciebie mój szofer – informuje mnie Akira, po czym odkłada słuchawkę.