Wesołych Świąt i Szczęśliwego Nowego Roku! :D
A. M.
***
Nigdy nie sądziłem,
że będę musiał wkroczyć do jaskini lwa z własnej, nieprzymuszonej woli. W tym
towarzyskim ekosystemie czułem się jak rozgwiazda – niby drapieżnik, ale jednak
wciąż PIERDOLONA ROZGWIAZDA. Największa pizda w całym oceanie, kompletnie nieprzydatna
na lądzie, leniwa, pożerana przez 90% innych zwierząt. Tak, to właśnie ja. Nie
mogłem się doczekać, aż podam się komuś na kolację.
Biuro Akiry
znajdowało się w samym centrum Tokio. Powiedziałem tak o nim w wielkim
uproszczeniu, gdyż był to raczej monumentalny, przeszklony wieżowiec, w
otoczeniu innych drapaczy chmur, należących do równie bogatych i skurwysyńskich
ludzi. I właśnie dlatego tam zmierzałem – w poszukiwaniu rady od mojego
przyszłego mentora, ostoi biznesu, towarzyskiego drapieżnika i wroga.
Postanowiłem znowu się poniżyć, aby mój rodziciel ziścił wszystkie swoje
najskrytsze, przedsiębiorcze marzenia. W końcu miałem stać się synem, o którym
zawsze marzył.
Wieczorem odbędzie
się bankiet w posiadłości rodziny Keiko, na którego pójście zmusił mnie ojciec.
Wtedy zostanę oficjalnie przedstawiony całej śmietance towarzyskiej i z uśmiechem
na twarzy będę przez cały wieczór właził wszystkim do tyłka, lizał buty i
dziękował za ciepłe przyjęcie. Na moje nieszczęście prezesowi Minamoto prawdopodobnie
nie wystarczy fakt, że będę tylko stał i ładnie wyglądał. Muszę nauczyć się z
nim rozmawiać – w tym właśnie pomóc może mi wyłącznie Akira.
Po wejściu do gmachu
wieżowca, zauważyłem długi, marmurowy blat i stojącą za nim smukłą, czarnowłosą
recepcjonistkę. Patrzyła się na mnie nieco podejrzliwie, z nutą dystansu, mimo,
że założyłem dzisiaj na siebie swój najlepszy garnitur. Wyglądałem
przecież tak dobrze, że gdybym był w
stanie wyruchać samego siebie to pewnie bym to zrobił i to z wielką przyjemnością.
- Witam, ja do….
- Prezes już na pana
czeka, panie Asakura – przerwała mi niegrzecznie, z poważnym wyrazem twarzy.
Jej smukła dłoń wskazywała na zdobione drzwi windy na drugim końcu
pomieszczenia.
Z niepokojem
skierowałem się we wskazanym kierunku. Przecież nie informowałem Akiry, że
przyjdę. Szczerze mówiąc nawet z nim o tym nie rozmawiałem, a ten cały pomysł z
pomocą „w niezrobieniu z siebie debila” narodził się w mojej głowie dopiero
wczoraj wieczorem, po dość intensywnej rozmowie z Keiko.
Nie musiałem naciskać
żadnego guzika, gdyż winda automatycznie ruszyła w górę. Na szczęście nie
słyszałem żadnej kretyńskiej muzyczki, która zazwyczaj umilała czas zupełnie sobie
obcym ludziom, zagłuszając niezręczną ciszę.
Wysiadłem po
usłyszeniu charakterystycznego dzwonka i rozsunięciu się drzwi. Jeżeli
spodziewałem się jakiegokolwiek przepychu i bogactwa, to bardzo się pomyliłem,
gdyż moim oczom ukazał się jedynie długi, biały korytarz z drewnianymi drzwiami
na końcu. Ruszyłem przed siebie dosyć niepewnie,
zastanawiając się czym w ogóle przekonać tego dupka, aby mi pomógł. Głęboko
wątpiłem, aby zrobił to charytatywnie lub z dobrego serca.
Zapukałem dwa razy,
po czym pociągnąłem za klamkę. Drzwi otwierały się dosyć opornie.
- Cześć, Aki. Ja…
Akira siedział
wygodnie w czarnym fotelu za ogromnym, drewnianym biurkiem, trzymając w dłoni
kieliszek czerwonego wina. Patrzył się na mnie intensywnie, z wyzwaniem.
Kompletnie nie wiedziałem o co mu chodziło, ale już po pierwszych sekundach
miałem ochotę mu przypierdolić. Obiecałem sobie jednak, że będę dzisiaj
wyjątkowo miły.
- Wiem, że to trochę
dziwne, ale… - zacząłem po raz kolejny, ale uciszył mnie ruchem ręki.
Zamknął nagle oczy i
wygiął lekko do przodu, rozlewając wino na papiery leżące na blacie. Zadrżał, a
ja razem z nim, nie wiedząc czy podejść i mu pomóc czy może od razu dzwonić na
pogotowie.
- Dziękuję.
- Co? – odparłem,
trochę nie wiedząc co ze sobą zrobić. Chyba jednak nie powinienem był tu
przychodzić.
- Połknij wszystko i
odejdź. Mam mnóstwo spraw do załatwienia.
Ku mojemu
zaskoczeniu spod biurka wyłoniła się brązowo-kasztanowa czupryna doskonale
znanej mi osoby. Wstrzymałem oddech, nie mogąc uwierzyć w to, co właśnie
zobaczyłem.
Hayato wstał z kolan
i wytarł usta w rękaw błękitnej koszuli. Na jego smukłej szyi zauważyłem czarną obrożę
najeżoną krótkimi ćwiekami.
- Dla… dlaczego? –
wyszeptałem, zaciskając dłonie w pięści. – Co tu się odpierdala?!
Hayato nawet nie
raczył na mnie spojrzeć, uśmiechał się tylko pod nosem, odsłaniając
śnieżnobiałe zęby. Słowa, które wypowiedział zaczęły dudnić w mych uszach,
wywołując niekontrolowane mdłości.
„Po prostu
potrzebuję nowego pana, Taku.”
***
Wziąłem głęboki
wdech na widok znajomego sufitu i opadłem z powrotem na poduszki. Kropelki potu
leniwie spływały mi po czole i szyi, wsiąkając w niebieski T-shirt z
wizerunkiem Ricka i Morty’ego.
Spałem zupełnie sam.
Keiko wróciła wczoraj do domu, aby pomóc w organizacji przyjęcia, sprawdzić
catering oraz dekoracje. Hayato także z bliżej nieokreślonych powodów nie mógł
dotrzymać mi towarzystwa, dlatego najwyraźniej zaczynałem już świrować. Wciąż
uważałem, że krótkie „po prostu nie dam rady” nie było wystarczającym
wytłumaczeniem, dla kogoś z kim spędziło się ponad dwa miesiące w swego rodzaju
pseudozwiązku.
Sięgnąłem po paczkę
fajek i zapalniczkę leżące na nocnym stoliku. Musiałem się trochę uspokoić,
chociaż Keiko zabroniła mi palić w sypialni. Zabroniła mi palić we WŁASNYM
pokoju, jeść w łóżku i zmywać naczyń pod bieżącą wodą, a ja byłem posłuszny wszystkim jej rozkazom.
Nawet nad tym nie potrafiłem zapanować.
Zaciągnąłem się
porządnie, czując nieprzyjemne pieczenie w klatce piersiowej. Niemal zakrztusiłem
się dymem, chociaż paliłem już od kilku dobrych lat.
Zacząłem się
poważnie zastanawiać nad wizytą u Akiry, ale wciąż nie widziałem innego wyjścia.
Był dupkiem, ale jednocześnie stanowił wbrew pozorom jedną z najbardziej
zorganizowanych osób, jakie znałem. W końcu kto o zdrowych zmysłach pogodziłby
grę w zespole, prowadzenie własnej firmy, ćpanie i związek z innym ćpunem.
Dopaliłem papierosa,
a jego pozostałość wrzuciłem do mojej ulubionej popielniczki. Spotkanie raczej
nie powinno mi zaszkodzić – w najgorszym wypadku znowu rzucimy się na siebie i
obijemy sobie mordy. Nic nowego.
Przeciągnąłem się
leniwie i szczelniej otuliłem kołdrą. Sen nadszedł zaskakująco szybko.
***
Recepcja wydawała
się być odrobinę mniejsza i nowocześniejsza od tej, która powstała gdzieś
odmętach mojej chorej wyobraźni. Kiedyś już tutaj byłem, ale w przypływie
obezwładniającej furii, nie skupiałem się na detalach otoczenia.
Uwagę zwracał ogromny,
cyfrowy zegar wbudowany w ścianę, niedyskretnie uświadamiający mi ile czasu już
straciłem w oczekiwaniu, aż ktoś ruszy tyłek i zainteresuje się moją osobą. Kątem
oka zauważyłem windę, która tym razem posiadała grube, przeszklone drzwi.
Nachyliłem się nad
kontuarem i chwyciłem za pierwszy lepszy skórzany notatnik, licząc że dostarczy
mi informacji o położeniu biura Akiry. Ważne informacje zawsze były zapisane w
tego typu brulionach. Poza tym nie miałem zamiaru spędzić tutaj całego dnia.
Znalazłem to, czego
szukałem, ale w zupełnie innym miejscu – mała, żółta karteczka przyczepiona do
ekranu monitora, wskazywała piętro i numer gabinetu. Najwyraźniej ktoś dopiero
uczył się swojej nowej funkcji i organizacji w firmie, albo po prostu miał
zaawansowanego Alzheimera.
Odłożyłem wszystko
na miejsce i szybko wsiadłem do windy, naciskając odpowiedni przycisk.
Przejażdżkę umiliło mi patrzenie w ogromne lustro, ukazujące moją nienaganną
aparycję. Poprawiłem nieco włosy, zaczesując je bardziej na bok, rozpiąłem
płaszcz i wygładziłem poły marynarki. Trzeba było wyjść w końcu z roli
rozgwiazdy i wcielić się w kogoś wartościowszego, albo przynajmniej sprawić,
aby inni mnie tak postrzegali.
Po opuszczeniu windy
moim oczom ukazało się metalowe biurko, sporych rozmiarów monitor i…
- No chyba, kurwa,
żartujesz… - odparłem, widząc skonsternowaną minę Hayato, który stał przy
kserze z plikiem dokumentów w ręku.
- Taku? Co ty…? Byłeś
umówiony?
Podszedłem bliżej,
chociaż moje nogi zrobiły się nienaturalnie sztywne i niezbyt chciały
współpracować. Zrobiło mi się gorąco, dlatego zdjąłem z szyi szalik,
jednocześnie poluzowując ciasno zawiązany krawat.
Miliony pytań.
Milion wątpliwości. I smutek?
- Co ty tutaj robisz?
– zapytałem spokojnie lecz, nie kryjąc wyrzutu. Zmartwił się, ale nie wiedziałem
czy dlatego, że było mu przykro, czy że fakty w końcu wyszły na jaw. Nie
chciałem mu robić awantury, ani wyzywać od kłamców, choć było to wyjątkowo w
moim stylu.
A jeśli to prawda?
Jeśli coś ich łączy? Jeśli…
- Wiedziałem, że
będziesz wściekły – odpowiedział cicho, unikając mojego wzroku. – Dlatego
postanowiłem ci powiedzieć dopiero, gdy przestaniecie sobie skakać z Akirą do
gardeł.
Czyli nigdy –
dodałem w myślach, robiąc szybką kalkulację chwil, w których otwarcie życzyłem
mu, aby udławił się na śmierć swoją bezczelnością. Było tego stanowczo za dużo.
- Słuchaj, Takumi. To
nie ma żadnego znaczenia. Mam teraz dobrze płatną, przyjemną pracę i…
- Przyjemną? –
żachnąłem się, krzyżując ręce na piersi.
Chciałem, żeby pomyślał
o tym, o czym ja cały czas myślałem. Niestety zachował prawdziwie kamienną
twarz. Nie miałem najmniejszych podstaw, żeby go o cokolwiek oskarżać, a
argument pod tytułem „śniło mi się, że na moich oczach robiłeś temu dupkowi
laskę”, wydawał się być wręcz absurdalny.
- Chodzi mi o to, że
nie muszę robić zbyt wiele. Poza tym Akira jest naprawdę w porządku.
Jego kształtna dłoń
dotknęła mego ramienia i pięła się ku górze dotykając obojczyka, szyi i kończąc
na podbródku. Poczułem napływ przyjemnego ciepła i westchnąłem ciężko.
- Przepraszam,
kochanie – szepnął, mierząc mnie swym stalowym spojrzeniem. – Nie chciałem cię
okłamywać, ale po prostu musiałem w końcu zrobić coś ze swoim życiem, wziąć się
w garść. A takich propozycji się po prostu nie odrzuca, szczególnie gdy nie mógłbym
liczyć na nic lepszego.
- Ja… Rozumiem –
odparłem, napawając się dotykiem jego ciepłej skóry. Onieśmielał mnie, rozkładał
na malutkie kawałeczki.
W podobnej sytuacji,
tylko z Yuu w roli głównej, pewnie naubliżałbym mu w mało wytworny sposób i nie
odzywał przez następne dwadzieścia lat. Niestety w stosunku do Hayato nie byłem w stanie
się tak zachować.
Odsunąłem go
delikatnie. Było mi już trochę lepiej, ale jeszcze nie na tyle, aby stwierdzić,
że nic takiego się nie wydarzyło. Musiałem się z tym jakoś oswoić.
- Pogadamy o tym
później… Akira jest w biurze? – zapytałem, zbliżając się do drzwi, które o ile
dobrze pamiętam prowadziły do jego gabinetu.
- Tak, ale przed
chwilą przyszedł Yuichi i… Nieee!
Bez najmniejszego
wahania nacisnąłem klamkę i dostałem się do pomieszczenia. Usłyszałem głośny
huk.
- Kurwa! – Głośne przekleństwo
Yuichiego dotarło do moich uszu kilka sekund po uświadomieniu sobie, co właśnie
zrobiłem. Zawsze gdy byłem wkurwiony, działałem impulsywnie, a moje dobre
maniery właściwie przestawały istnieć.
Moim oczom ukazała
się znajoma sceneria. Akira siedział przy biurku w lekko rozpiętej koszuli, a
twarz Yuu wystawała zza blatu i spoglądała na mnie z przerażeniem. Otwartą
dłonią rozmasowywał tył głowy. Kontakt pierwszego stopnia „drewno-czaszka” raczej
nigdy nie należał do przyjemnych.
- Ja pierdolę,
naprawdę nie macie innych miejsc, żeby TO robić? – powiedziałem, nie kryjąc
zażenowania. Odwróciłem głowę w stronę pikowanego szezlongu stojącego po prawej
stronie, z myślą że zawsze mogłem nakryć ich właśnie w tym miejscu.
- To nie tak, jak…
- A ty naprawdę nie
masz innych kumpli, których mógłbyś wkurwiać? – warknął Akira, powoli zapinając
koszulę po samą szyję. Był wściekły, ale na swój sposób opanowany. – Już drugi
raz wpierdalasz się do mojego biura bez jakiegokolwiek ostrzeżenia. Hayato…
- To nie jego wina –
wtrąciłem szybko. – Tak po prostu jakoś wyszło, że wszedłem. Instynkt
samozachowawczy.
Obserwowałem jak Yuu
podnosi się z podłogi i demonstracyjnie kładzie na biurku czerwony zszywacz.
- W końcu go
znalazłem – powiedział, unikając mojego wzroku. Jego historii nie dodał
wiarygodności fakt, że nie miał na sobie koszulki. – Omawialiśmy właśnie z Akirą
okładkę naszej nowej płyty i… chyba już wszystko ustaliliśmy, więc będę się
zbierał. Wezmę jeszcze kilka dokumentów…
- To chyba puste
kartki, Yuu – zasugerowałem, z rozbawieniem obserwując jego drżące dłonie.
Poziom zażenowania wywindowało już chyba poza jakąkolwiek skalę.
Zmroził mnie spojrzeniem.
- No co jak bym, kurwa, bez ciebie zrobił? – warknął,
czerwieniąc się niemiłosiernie. – Chętnie posłuchałbym, po jaką cholerę tutaj
przyszedłeś, ale naprawdę muszę już spadać. Nie pozabijajcie się. Cześć!
Szybko chwycił za
szary T-shirt leżący na biurku i wybiegł z pomieszczenia, głośno trzaskając
drzwiami. Zostaliśmy zupełnie sami.
Rozejrzałem się
dookoła, w milczeniu podziwiając wystrój gabinetu. Utrzymany był w dość
klasycznym stylu, znacznie odbiegającym od wszechobecnej nowoczesności. Wysokie
półki wypełnione książkami oraz ozdobny żyrandol dodawały pomieszczeniu powagi
i elegancji, a ściany pokryte angielską boazerią subtelnie eksponowały
zawieszone dzieła sztuki. Jedno z nich przykuło moją szczególną uwagę –
ogromny, drewniany most pełen przechodniów na tle górskiego krajobrazu.
- Ando Hiroshige –
oznajmiłem, nie odrywając od niego wzroku. – Oryginał?
- Nie kupuję replik.
– W głosie Akiry wyczuwałem nutę zniecierpliwienia. – Przyszedłeś tylko pooglądać
moje obrazy i spierdolić poranek, czy może masz dla mnie jeszcze jakąś
niespodziankę?
Stał oparty o
biurko, trzymając w dłoni smartfona, którego jasny wyświetlacz zostawiał
bladoniebieską poświatę na jego twarzy.
- Właściwie, to
chciałbym cię… prosić o pomoc. – Słowa ledwo przechodziły mi przez gardło. Zerknął
na mnie z zainteresowaniem, marszcząc delikatnie brwi.
Zdjąłem płaszcz i
umieściłem go wraz z szalikiem na oparciu jednego z krzeseł, a sam zająłem
wygodne miejsce na szezlongu. Z kieszeni marynarki wyjąłem papierosa, ale
zawahałem się, rzucając Akirze pytające spojrzenie.
- Śmiało – odparł,
nie zmieniając swojego położenia. – Tak jeszcze na przyszłość chciałbym
wspomnieć, że szatnia znajduje się na parterze. A teraz powiedz, co chodzi?
Wziąłem głęboki oddech.
- Także… Dziś
wieczorem mam ważne spotkanie z ojcem Keiko, właściwie będzie to coś w rodzaju
bankietu dla snobów i innych podobnych do cie… no nieważne. Problem w tym, że nie
mam pojęcia jak i o czym z nim rozmawiać, jak się zachowywać, co zrobić aby nie
wziął mnie za kompletnego kretyna. Wiem, że na co dzień masz do czynienia z
takimi ludźmi, a na dodatek osobiście znasz prezesa Minamoto, więc pomyślałem…
- Że sprzedam ci
kilka przydatnych patentów? – dokończył, odrywając w końcu wzrok od telefonu.
Powolnym krokiem podążył w moim kierunku. – Otóż na chwilę obecną mam dwa: po
pierwsze nie wypowiadaj się jak pizda, a po drugie nie bądź naćpany.
Wciągnąłem szybko
powietrze cudem, powstrzymując się przed sprawieniem mu wpierdolu życia. Bycie
miłym w jego przypadku było całkowicie awykonalne.
- Nie jestem nać…
Przerwałem
przygwożdżony jego szyderczym spojrzeniem. Ten skurwysyn wiedział o wszystkim i
śmiał mi się prosto w twarz. Podniosłem się szybko z siedzenia z zamiarem przechwycenia
swoich rzeczy i opuszczenia tego miejsca jak najszybciej, ale powstrzymał mnie
silnym chwytem za ramię.
- Widzę, że ten etap
mamy już za sobą – oznajmił, nie zwalniając uścisku. – Wybacz nadmierną
szczerość, ale dzięki własnym doświadczeniom widzę trochę więcej niż inni
ludzie.
- Jesteś dupkiem –
wycedziłem przez zęby, konfrontując się z nim twarzą w twarz.
- Wiem, ale na
szczęście całkiem przyzwoitym dupkiem, który chyba nawet będzie w stanie ci
pomóc. Siadaj.
Z wahaniem wróciłem
na poprzednio zajmowane miejsce, zauważając ślady popiołu na podłodze, po
palącym się jeszcze w mojej dłoni papierosie. Zaciągnąłem się mocno.
Akira zerknął szybko
na telefon i przyłożył go sobie do ucha, w międzyczasie zmierzając w stronę
drewnianej, ozdobnej szafy. Z kieszeni grafitowych spodni wyciągnął niewielki
kluczyk, po czym otworzył niezbyt skomplikowany zamek. Wewnątrz dostrzegłem
pokaźnych rozmiarów sejf.
- Hayato, przełóż moje
następne spotkanie na późniejszą godzinę. Tak… Nic nie potrzebuję. Niech Komatsuzaki wsadzi sobie w dupę tę pieprzoną
umowę! Możesz mu tak powiedzieć. Nie… Wymyśl cokolwiek, aby ci uwierzył. Wiem,
że potrafisz.
Odłożył telefon do
kieszeni, po czym nachylił się nad sejfem, wpisując odpowiednią kombinację. Już
po chwili w jego rękach znalazła się szara teczka, którą od niechcenia rzucił
na biurko.
- Co to takiego? –
zapytałem, wychylając głowę z zaciekawieniem.
- Informacje o
Minamoto.
- Wszystkim znajomym
założyłeś takie teczki?
- Tylko tym, którzy
mnie interesują – odpowiedział, zajmując miejsce za biurkiem. – Twojej na
przykład nie mam.
Zbyłem kolejną
docinkę milczeniem. Mistrz Zen mógłby się ode mnie uczyć opanowania i
samokontroli, aczkolwiek czułem że balansuję już na cienkiej granicy swojej
cierpliwości. Jeszcze jeden złośliwy komentarz, a Hayato będzie musiał go
zeskrobywać ze ściany łyżeczką do herbaty.
- A tak na poważnie
to akta tworzę dla obecnych i potencjalnych partnerów biznesowych. Znacznie
ułatwia to wszelkie negocjacje i nawiązywanie kontaktów – rzucił, pochylając
się nad dokumentami. – Z firmą Minamoto walczyłem kiedyś o podpisanie całkiem
korzystnego kontraktu, dopóki przez przypadek nie przerżnąłem córki pewnego
biznesmena… Od tamtej chwili posiadam dobre rozeznanie w drzewach
genealogicznych najbardziej wpływowych, japońskich rodzin.
Na jego twarzy
pojawił się cień uśmiechu.
- Zanim cokolwiek mi
powiesz – wtrąciłem, nie spuszczając z niego wzroku. Krwistoczerwone włosy
lśniły w promieniach zimowego słońca wkradających się przez szerokie okno. – Chciałem zapytać o cenę tego wszystkiego.
- Cieszę się i doceniam
za pełen profesjonalizm.
- Po tylu latach
zdążyłem się nauczyć, że nie ma niczego za darmo – odrzekłem, gasząc papierosa
w niewielkiej, czarnej popielniczce. – Więc?
- Pewnie Yuu byłby
szczęśliwy, gdybym pomógł ci całkowicie bezinteresownie. Jednak znając ciebie postanowisz
unieść się honorem i nie zaakceptujesz mojej wewnętrznej potrzeby czynienia
dobra. Proponuję więc zawarcie umowy „in blanco”.
- Czyli? – Moje brwi
uniosły się automatycznie na dźwięk jego niecodziennej oferty. Musiałem być
ostrożny, zanim nieświadomie zgodzę się na oddanie nerki lub innego, ważniejszego
dla życia organu.
- Po prostu jeżeli
kiedyś będę potrzebował pomocy, to mi jej udzielisz – odparł, układając
splecione dłonie pod podbródek. Uśmiechał się w dość specyficzny sposób,
którego nie byłem w stanie rozszyfrować. Cichy głos w mojej wyżartej przez
dragi mózgowinicy podpowiadał mi, że już przekraczając próg tego pomieszczenia wjebałem
się po uszy w gówno i nie prędko będę w stanie się z niego wydostać.
Kiwnąłem
potwierdzająco głową, czując na barkach ciężar wszystkich podjętych przeze mnie
decyzji i ich konsekwencji. Moja dłoń instynktownie sięgnęła do kieszeni
marynarki, ale zganiłem siebie w duchu i zwinąłem ją w pięść, czując jak
paznokcie wbijają się w skórę. Przecież już i tak nic mi nie zostało. Nie
miałem na co liczyć – przynajmniej na razie.
Krótki sygnał
telefonu wyrwał mnie z zamyślenia.
- W końcu…
Skierowałem wzrok na
Akirę, który trzymał teraz przed sobą niewielką szkatułkę. Ze stoickim spokojem
uchylił wieko i wysypał trochę białego proszku na blat biurka, formując go w
prostą kreskę. Poczułem nagłe uderzenie gorąca oraz dziwną suchość w ustach.
Kurwa. Ja pierdolę. Ja…
- Wyglądasz, jakbyś
chciał mi przegryźć tętnicę szyjną. – Głos Akiry jakimś cudem pokonał dziwną barierę,
która wytworzyła się wokół mojej głowy. – Wybacz, że robię to tak otwarcie, ale
obiecałem Yuichiemu, że będę brał tylko wtedy, kiedy zadzwoni alarm. Od rana
jestem na głodzie.
- Czy…
- Nie, Takumi.
- Dlaczego? Mam
forsę…
- Ja też.
Wystarczająco. Poza tym mówiłeś przecież, że nie jesteś ćpunem.
Jakim cudem tak
szybko znalazłem się przy biurku? Zupełnie jakbym zaliczył kilkusekundową
teleportację. Musiałem się ogarnąć. Nie byłem ćpunem. Kiedyś – owszem, teraz
nie. To wszystko przez ciężki okres w życiu, pracę, małżeństwo, ojca… Wytrzymałem
kilka lat bez prochów, więc mogę z nich zrezygnować w każdej chwili. Rzucę, gdy
tylko ten cały koszmar się skończy.
- Takumi?
Zamrugałem
kilkakrotnie, starając się skoncentrować.
- Słucham? – odparłem
spokojnie, choć wciąż nie potrafiłem ruszyć się z miejsca. Musiałem w jakiś
sposób przywrócić swoim ruchom naturalności, gdyż zaczynałem bać się samego
siebie.
Akira przewiercał
mnie na wylot jadeitowym spojrzeniem, z twarzą pełną skupienia i powagi.
Nienaruszona kreska spoczywała tuż obok jego łokcia.
- Przyszedłeś tutaj
po radę czy prochy?
- Zadajesz dzisiaj
trudne pytania – odrzekłem wymijająco, w głębi duszy doskonale znając
odpowiedź. – Po co wybierać, skoro można mieć oba?
Uśmiechnął się pod
nosem, po czym odgarnął do tyłu czerwone kosmyki włosów, które opadły mu na
twarz. Palcem wskazującym pogładził wieko srebrnej kasetki.
- Wiesz, co zrobiłby
Yuichi, gdyby dowiedział się, że dałem ci koks? Własnoręcznie wybudowałby mur
na środku miasta tylko po to, aby rozpierdolić o niego moją głowę.
- Przecież nie musi o
niczym wiedzieć – oznajmiłem stanowczo.
– Już wielokrotnie powtarzałem Yuu, żeby nie wtrącał się do mojego życia.
- Powiedziała to ta
sama osoba, która bez pozwolenia zrobiła mu wielotygodniowy odwyk w łazience.
- Ale heroina…
- To, że jest
większym świństwem wcale nie daje ci prawa do tego, abyś czuł się od niego
lepszym, Takumi. W najmniejszym nawet stopniu, rozumiesz?
Znowu. Miał. Kurwa.
Rację.
Zacisnąłem dłonie na
krawędzi biurka, mając ochotę wypierdolić je przez okno razem z właścicielem,
co pewnie nie umknęło jego uwadze. Czułem się jak śmieć, najbardziej żałosna
istota na świecie, ale zwyczajnie nie potrafiłem zapanować nad sobą. To
wszystko przez ten pieprzony bankiet. Ciążąca na mnie presja zdawała cię
narastać z każdą minutą, przygniatać do ziemi, odbierać oddech.
Chciałem coś
powiedzieć, aby zabić krępującą ciszę, jednak nie miałem siły. Potrzeba
wciągnięcia działki wydawała mi się na tyle kluczowa, że zacząłem się
zastanawiać nad porzuceniem wszelkiej godności.
- Mógłbym się z tobą
kłócić godzinami, ale doskonale wiem, jak to się skończy – powiedział nagle, z
westchnieniem podnosząc szkatułkę. Po chwili tuż obok samotnej kreski pojawiła
się druga. - Sądzę jednak, że większą
krzywdę zrobiłbym ci, gdybyśmy musieli kontynuować tę niezręczną rozmowę.
Jesteś na to zbyt dumny, Taku.
- Dzięki – odparłem z
poczuciem niewyobrażalnej ulgi, sięgając po przezroczystą szklaną rurkę, leżącą
obok. – Swój przydział dostanę dopiero po południu, a chcę uniknąć zjazdu,
skoro dzisiaj mam być w świetnej formie.
Bez zbędnej zwłoki nachyliłem
się nad biurkiem, po czym wciągnąłem wszystko niemal za jednym zamachem. Akira
zrobił dokładnie to samo i z zamkniętymi oczami odchylił się do tyłu na
profesjonalnym krześle obrotowym.
Zachwiałem się
znacznie, czując mrowienie rozprzestrzeniające się po całym ciele.
- Ja pierdolę –
szepnąłem pod nosem. Uśmiechałem się szeroko, wiedząc że znowu w magiczny
sposób odzyskałem całą życiową energię i utracony entuzjazm. Mogłem rozmawiać z
Minamoto w każdej chwili, nawet teraz.
- Wiem – powiedział,
nie zmieniając swojej pozycji. – To tak zwana najwyższa jakość za najwyższą
cenę. Czekałem na to cały poranek, ale Yuichi…
- Chyba wziął cię pod
pantofel.
- Chyba trochę tak.
Usiadłem na jednym z
krzeseł, po czym zapaliłem papierosa. Najlepszego papierosa w życiu.
- Tylko nic mu nie
mów.
- Jeśli to się wyda,
zginiemy oboje, Taku – odparł, a następnie wyciągnął jakieś papiery z teczki
Minamoto i przyglądał się im w skupieniu. Naprawdę nie mogłem uwierzyć, jak on
to robił. – Prezes interesuje się geologią i ma pokaźną kolekcję minerałów oraz
kamieni szlachetnych. O, jest nawet lista…
- Czyli na najlepszej
fazie będziemy przeglądać jakieś bezsensowne kamienie? Powiedz, że żartujesz.
Spojrzał na mnie zza
dokumentów, wyszczerzając się szeroko. Przypominał teraz prawdziwego demona,
który wypełzł z najgłębszych otchłani piekieł.
- W końcu specjalnie dla
ciebie odwołałem moje kolejne spotkanie – odparł z opanowaniem. – Ale to wcale
nie oznacza, że cię lubię. Jeszcze muszę się jakoś odwdzięczyć za tego
sierpowego z ostatniej imprezy, bo twarz bolała mnie cholernie długo.
Przechodnie na
obrazie Ando Hiroshige wciąż tkwili w bezruchu, zajęci swoją powolną
egzystencją i drobnymi problemami. Chciałbym znaleźć się pośród nich,
przechodzić z jednego końca mostu na drugi bez pośpiechu, w swoim własnym
tempie, zamiast nieustannie spełniać oczekiwania innych ludzi. Chciałbym w
końcu zacząć żyć własnym życiem.
- Ja ciebie też, Aki.
Cześć! No dobrze. Trochę się zbierałam, żeby napisać ten komentarz, ale chyba w końcu jestem gotowa xD
OdpowiedzUsuńNie wierzę, że tak rocznikowo to już od sześciu lat śledzę Twoje opowiadanie :O Powinnam to uczcić jakimś drineczkiem xd
Przede wszystkim super że wróciłaś! I tym razem po znacznie krótszej przerwie, byłam serio zaskoczona, gdy zobaczyłam od Ciebie nowy rozdział.
Poza tym, zanim wzięłam się za komentowanie, postanowiłam odświeżyć sobie całe opowiadanie od początku. I ta scena snu wydaje mi się teraz wyjątkowo zabawna, szczególnie że Taku kiedyś wbił do biura Akiry, kiedy Hayato siedział pod stołem xd
Teraz z kolei był tam akurat Yuu. Ten Akira to się naprawdę musi męczyć w tej robocie xd
Poza tym to nadal nic się nie zmieniło. Z radością informuję, że nie lubię Hayato. Poza tym, to po odświeżeniu sobie także poprzednich rozdziałów dochodzę do wniosku, że Taku jest strasznym dupkiem, serio xD I martwi mnie trochę jego powrót do prochów, wygląda, jakby tracił nad sobą kontrolę.
I ta umowa też mnie martwi! Znając Akirę to pewnie zażąda od Taku czegoś takiego... akirowatego xd I pewnie nie najlepiej się to skończy.
No i trochę mi mało >.< W sensie wiem, że się starasz, ale tak fabularnie w sumie bardzo niewiele się wydarzyło w tym rozdziale. Czekam, aż trochę bardziej popchniesz całą historię do przodu.
Życzę dużo weny i wszystkiego dobrego w Nowym Roku!
Przesyłam buziaki ♥
Droga Laire! Bardzo się cieszę, że tu jeszcze wpadasz po takim okresie czasu i dziękuję za komentarz :D Co do samego rozdziału to mam pewien ogólny zarys historii i czasami będę musiała stworzyć taki, który będzie swego rodzaju dopełnieniem całości :) Następnym razem postaram się dodać coś bardziej porywającego, jednak zostało mi ostanie pół roku studiów i egzaminy dyplomowe, więc nie jestem pewna dokladnego terminu :p Pozdrawiam i dziękuję, że jesteś :)
UsuńJejuśku, w końcu się doczekałam!!! Tak miło widzieć, że ten blog jeszcze żyje i co najlepsze ma się dobrze!
OdpowiedzUsuńJak zawsze czytałam z bananem na twarzy. Mimo że źle się dzieje to i tak czerpię z tego satysfakcję hahah Był Takumi i tyle mi wystarczy. Już się po prostu następnego rozdziału nie mogę doczekać ❤
Wszystkiego dobrego w Nowym Roku i mnóstwa weny! Nie opuszczaj nas ani tego opowiadania! Będę czekać z nadzieją że w najbliższym czasie coś się pojawi ❤
Cieszę się, że ci się podoba :) Opowiadanie na pewno dokończę, ale trochę mi to jeszcze zajmie :) Pozdrawiam i dziękuję za komentarz :)
OdpowiedzUsuńWitam, witam i o zdrowie pytam! Nie tylko autorki ale także tej historii :) Zaciekawiłaś mnie opowiadaniem, przeczytałam w dosłownie jeden wieczór, zjeżdżam w dół i co widzę? Nie ma nowego rozdziału! A ja tak bardzo się zakochałam w Yuichim :( Pozostaje mi tylko czekać na nowiutki rozdział. Dużo zdrówka, weny i czasu ci życzę :)
OdpowiedzUsuńCzekam, czekam, czekam, czekam!
OdpowiedzUsuńRozdział jest już w połowie gotowy, ale niestety przede mną 12 egzaminów, więc trochę to jeszcze potrwa :p Jak widać, sama tutaj zaglądam nie mogąc się doczekać, aby już coś wstawić. Cierpliwości ;) P.S. Bardzo się cieszę, że ktoś jeszcze czeka na ciąg dalszy ;) A. M.
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńkochana postanowiłam się odezwać bo dawno właśnie się nie odzywałam... cóż powód jest taki brak kiedy i jak, ale właśnie zaczęłam ponownie czytać aby sobie wszystko od początku przypomnieć, bo to jednak trochę czasu minęło...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia