Cześć! Jak obiecałam, tak wstawiam :P Miałam lekkie opóźnienie ze względu na awarię zasilacza w laptopie, ale na szczęście wszystko wróciło do normy :D Wybaczcie błędy, ale jutro wyjeżdżam i większość czasu poświęciłam pakowaniu się.
Liczę na zachęcające komentarze. Następny rozdział będę pisać na wakacjach :D
Wasza Aki
***
Opuszkami palców
dotykam gryfu mojego białego Fendera, nie potrafiąc nadziwić się jego
absolutnej doskonałości. Towarzyszył mi już od tak wielu lat, był współtwórcą
tak wielu utworów. Stanowił cząstkę mnie, dlatego nie wyobrażałem sobie, żeby
mogłoby mu się cokolwiek stać.
Wyjmuję zza ucha
ołówek, po czym dopisuję na kartce kilka nut, jeszcze bardziej dopełniając
prowizorycznie naszkicowaną pięciolinię. Właściwie nie mam pojęcia po co to robię,
skoro tylko Mat ogarnia partyturę. No chyba, że nowy basista także okaże się
muzycznym wirtuozem. Trzeba go jednak najpierw znaleźć.
Wzdrygam się
niespokojnie, słysząc znajomy dźwięk telefonu, chociaż wiem, że to ty znowu do
mnie dzwonisz - po raz setny w tym tygodniu. Ja niestety po raz setny nie mam
zamiaru odebrać, aczkolwiek czuję się z tym podle. Oboje mamy jednak
świadomość, że sobie na to zasłużyłeś. Zarówno ty, jak i…
- Zjedz coś, bo nie
dożyjesz trasy. – Akira stawia przede mną parujący półmisek pysznego ramen.
Nawet na niego nie patrzę.
- Która tak właściwie
może się nie odbyć przez jakiś dwóch idiotów z przerostem ego – dopowiadam,
starannie odkładając na bok gitarę. Nachylam się nad miską, wdychając
aromatyczne opary.
- Trzech – mruczy pod
nosem.. – Nie przypominam sobie, żebym wlewał ci sake do gardła…
- A ja nie
przypominam sobie, żebym prosił kogokolwiek o pomoc w coming outcie – warczę,
czując jednocześnie zdenerwowanie i zmęczenie. Biorę do ręki pałeczki, ale po
chwili odkładam je na miejsce. Chyba straciłem apetyt.
Wałkowaliśmy ten temat
już milion razy, jednak wciąż czuję ogromny wyrzut. Powinienem się wyprowadzić
od Akiego, ale nie jestem w stanie mieszkać samotnie, ze względu na demony
uzależnienia. Mój mózg bardziej boi się izolacji, niż spędzania czasu z wieloletnim
ćpunem. Świetnie! Czuję, że to właśnie przy Akirze jestem w stanie bardziej
się kontrolować, niż przy kimkolwiek innym. Muszę się leczyć.
- Nie będę cię znowu
przepraszał. – Jego lodowate palce muskają mój podbródek, unosząc go lekko do
góry. Spogląda na mnie uważnie, trochę smutno. – Znajdziemy nowego basistę,
nagramy płytę i pojedziemy w trasę.
Delikatnie się
odsuwam. Nie mam ochoty ani na rozmowę, a tym bardziej na „bliższe kontakty”.
Nie mogę teraz machnąć ręką i z uśmiechem oznajmić, że nic się nie stało. Wręcz
przeciwnie. Kenta nie odbierał, nie otwierał nawet drzwi, gdy próbowałem z nim
porozmawiać. Straciłem nie tylko członka zespołu, współautora piosenek, ale
także dobrego przyjaciela.
- Lepiej, żeby tak
było – odpowiadam, ponownie sięgając po gitarę. – Bo jak na razie wszystko się
sypie. Trzeci z kolei basista okazał się być chujowy, nie mamy jeszcze
stworzonych wszystkich utworów. STWORZONYCH! A pomyśleć, że trzeba je jeszcze
nagrać… Ja pierdole! Na dodatek nie jestem pewny, czy możemy w ogóle korzystać
z części naszych wypocin i nazwy zespołu, skoro współautorem jest Kenta…
Jesteście jebanymi idiotami.
Wpatrujemy się w
siebie jeszcze kilka długich sekund. Akira jak zwykle stara się robić dobrą
minę do złej gry, mimo iż także bardzo się tym wszystkim przejmuje. Od tygodnia
krąży między biurem oraz próbami, a każdą wolną chwilę spędza wisząc na
telefonie i załatwiając sprawy zespołu. Może rzeczywiście jestem dla niego zbyt
surowy?
- Do zobaczenia na
próbie – mówi sztywno, po czym poprawia mankiety błękitnej koszuli . – Chociaż
spróbuj tego ramen, bo za chwilę całkiem wystygnie.
Gdy tylko wychodzi, niemal
rzucam się na jedzenie. Pachnie wręcz obłędnie, a trzeba przyznać, że Akira jest doskonałym kucharzem.
***
Wchodzę przez
szerokie, dwuskrzydłowe drzwi, niemal od razu czując uderzający swąd
papierosów. Nie sądziłem, że Akirze uda się uzyskać zgodę na palenie w tym
jakże pięknym, profesjonalnym studiu nagraniowym. Boję się nawet pomyśleć, na co
jeszcze dostał pozwolenie.
Pomieszczenie składa
się z kilku części – dużego live roomu,
zawierającego wszelkiego rodzaju instrumenty, vocal roomu z mikrofonem,
reżyserki z ogromnym stołem mikserskim, małego saloniku, w którego centrum
znajduje się stół bilardowy, aksamitne fotele i bar, dodatkowo przestronnej
kuchni oraz łazienki z jacuzzi. Gdybym od kilku miesięcy nie mieszkał u Akiego,
pewnie oszołomiłby mnie ten przepych i zbytek.
Faceci siedzą w
milczeniu w pokoju bilardowym. Aki ze skupieniem wpatruje się w kostki lodu,
spokojnie dryfujące w szklance pełnej whiskey, a Mat standardowo kontempluje
nad jaskrawym ekranem komórki. Jedynie Yoshi
ćwiczy grę na gitarze, która sądząc po wydawanych dźwiękach, idzie mu
dość kiepsko. Zaraz po odejściu Kenty doszliśmy do wniosku, że moglibyśmy
powrócić do poprzedniego układu, z tym że zamiast na perkusji grałbym na basie.
Pomysł był całkiem niezły, lecz niestety ręka Yoshiego będzie wymagała długiej
rehabilitacji, więc cały plan poszedł się… Ehh… Nieważne.
- Chyba możemy zaczynać
– mruczę, informując o tym fakcie bardziej samego siebie, niż zgromadzonych. –
Mam dwa nowe utwory…
- Zajebiście! – Yoshi
trochę nadmiernie okazuje swój entuzjazm. – O czymś konkretnym?
- Utrata zaufania i
nienawiść do świata.
Wygląda na nieco
skonsternowanego.
- Jeżeli jesteście
gotowi i skończyliście się użalać nad sobą, to zróbmy próbę zanim przyjdzie
realizator. – Akira wstaje z fotela i mija mnie bez słowa. Nie wiem kiedy
zdążył się przebrać, ale wygląda teraz, jakby przed chwilą wrócił z imprezy dla
gotów. Nastroszone włosy, oczy podkreślone czarną kredką, a do tego czarne,
wąskie jeansy oraz opięty, tiulowy top. Dupek.
W milczeniu idziemy
do live roomu, atmosfera jest beznadziejna. W głębi duszy wiem, że to wszystko
prędzej czy później runie, rozsypie się jak wszystkie moje dotychczasowe
marzenia i związki. Nie wiem, czy ktoś kiedykolwiek rzucił na mnie klątwę, czy
po prostu podejmuję w życiu serię złych wyborów. Czuję się tak, jakbym stał na
najpiękniejszym, szklanym moście, pełnym pęknięć i rys, a każdy najmniejszy
krok miał go zaraz zniszczyć.
- Będziemy grać z
metronomem, bo trzeba dopracować tempo – mówię, po czym włączam monotonnie
tykające urządzenie, gdy wszyscy poza Yoshim zajęli miejsce przy instrumentach.
– Na razie trzeba dopracować to, co już mamy, a potem spróbujemy zagrać nowe
utwory i zobaczymy czy do czegokolwiek się nadają.
- Masz może jakieś
partie na tamburyn? – Pyta Yoshi, dzwoniąc wspomnianym instrumentem.
- Pomyślę nad tym –
odpowiadam z lekkim uśmiechem, po czym chwytam gitarę, a skórzany pasek przekładam sobie przez głowę i ramię.
Wszyscy wpatrują się
we mnie i czekają, aż dam im znać. Kiwam głową do Mata, ale pierwszy dźwięk
perkusji zostaje przerwany przez głośne pukanie do drzwi. Z tego co wiem, realizator ma przyjść dopiero za godzinę, więc…
- Cześć, sorry że
przeszkadzam, ale…
I wtedy wchodzisz
ty, cały na biało. Właściwie to beżowo. Od kiedy nosisz takie garnitury?
Nieśmiało wychylasz
się zza framugi i spoglądasz na mnie, szczerząc się bezczelnie. Nie wiem jak to
robisz, ale moje nogi zaczynają przypominać konsystencją żelki Kasugai, a serce
wyskakiwać z piersi. STOP! Przecież jestem na ciebie wściekły! Przecież jesteś
debilem i nie chcę cię znać! Chyba…
- Spierdalaj, Taku,
albo wezwę ochronę! – Aki najeżył się jak kotka w rui.
- Przyszedłem pogadać
z Yuu – odpowiadasz z niezachwianą pewnością siebie. Mimo uśmiechu, wyglądasz
na zmęczonego. Nie zamierzam jednak być dla ciebie miły.
- Yuu nie chce z tobą
gadać.
Czuję się tak, jakbym
znowu był na NIEpamiętnej imprezie z tym wyjątkiem, że teraz jestem w pełni
świadomy i wkurwiony. Muszę się w końcu odezwać i powiedzieć, co o tym myślę, bo zaczynam tracić szacunek sam do siebie.
Rzucam gniewne spojrzenie w stronę czerwonowłosego dupka.
- Przestać w końcu za
mnie decydować – warczę, najbardziej nienawistnym tonem na jaki mnie stać. – Po prostu się nie wtrącaj. A już najlepiej to po prostu się zamknij… A ty…
Patrzę teraz na
ciebie, Taku, starając się przybrać taki sam wyraz twarzy. Tak bardzo chcę dać
ci do zrozumienia, że mnie zawiodłeś. Po raz kolejny. Jesteś w stanie mi odpowiedzieć
ile razy jeszcze to zrobisz?
- A ty, Taku w sumie
to możesz jednak spierdalać.
Liczyłeś, że powiem
coś innego, prawda?
- Domyślam się, ale
najpierw musisz wysłuchać, co mam do powiedzenia – odpowiadasz powoli, odrobinę
się dystansując.
Znowu coś muszę. No
oczywiście, że tak. Od tego w końcu jestem.
- Masz dziesięć sekund –
mówię, nie spuszczając z ciebie wzroku. W międzyczasie odkładam na bok gitarę,
bo podobnie jak twoje słowa, zaczyna mi już ciążyć.
Wory pod twoimi
oczami stają się jeszcze lepiej widoczne, skórę masz bladą jak zwykle, ale tym
razem wygląda ona ziemiście, wręcz niezdrowo. Źle sypiasz? Zbyt się
przepracowujesz? Zresztą… Paradoksalnie czym bardziej staram się o ciebie nie
martwić, tym bardziej to robię. Jest gdzieś jakiś wyłącznik tej funkcji?
- Znalazłem wam
basistę! – Wykrzykujesz entuzjastycznie, teatralnie unosząc do góry ręce.
Czekasz na owacje, które nie następują, gdyż jak jeden organizm stoimy w
milczeniu, wpatrując się sceptycznie. Nawet Akira trochę spuścił z tonu i w
spokoju pali papierosa, z dłonią wspartą o mikrofon.
- Super, Takumi. My
też ciągle szukamy. – Zazwyczaj milczący Matsudara nieoczekiwanie postanowił
zabrać głos. – Kilku zdążyliśmy już odrzucić, dlatego nie chcemy się
niepotrzebnie nastawiać…
- Wiem, wiem, ale
temu musicie dać szansę – dodajesz szybko, niemal świdrując mnie wzrokiem.
Czekasz na to, co
powiem, prawda?
- W porządku. Kiedy
możemy się z nim spotkać? – Akira także włącza się do rozmowy. Cieszę się, że tym
razem potrafi oddzielić dobro kapeli od nienawiści do ciebie. Może też dlatego,
iż tym razem jest niemal całkowicie trzeźwy.
Z drugiej strony on
nigdy nie idzie na łatwiznę i nie zniżyłby się do korzystania z twojej pomocy.
W obecnej sytuacji nie może jednak unosić się honorem.
- Jeśli chcecie, to
nawet teraz.
- Jest tutaj? – Pytam zaskoczony, ledwie potrafiąc wykrztusić z siebie słowa.
Kiwasz twierdząco
głową, delikatnie wprawiając w ruch kruczoczarne kosmyki włosów, po czym
odwracasz się w stronę drzwi i uchylasz je lekko. Rzucasz w eter krótkie
„chodź”, a następnie wracasz do pomieszczenia.
Sterczymy w miejscu
jak słupy soli i czekamy na nieznajomego, który może stać się ratunkiem dla
naszego zespołu. Sekundy ciągną się w nieskończoność. Co będzie, jeżeli znowu
trafimy w ślepy zaułek?
- Witajcie z
powrotem, pedalskie skurwysyny! No i Mat. Yoshi? Nie wiedziałem, że też tu
będziesz…
Chwilowe oszołomienie, szybko przeistacza się w ulgę i
radość. Wprost nie mogę uwierzyć, że to się dzieje naprawdę.
- Kenta, chyba kiedyś
cię zabiję - mówię, uśmiechając się szeroko w jego stronę.
- Dobra, ale może
najpierw nagramy płytę? Chyba zostało nam niewiele czasu - odpowiada pogodnie, po czym zrzuca z pleców czarny futerał na gitarę.
Także wygląda na
zadowolonego.
- Ciekawe przez kogo…
Niemal jednocześnie
wszyscy wbijamy złowrogie spojrzenia w Akiego, zupełnie jakby celowo starał się
spłoszyć naszą świeżo zwabioną zdobycz. Te jego złośliwe komentarze z pewnością
nie pomogą nam w utrzymaniu zgody w zespole.
- Chcę tylko
powiedzieć, że to nie może tak wyglądać – dodaje, starannie dobierając słowa. –
Oczywiście, cieszę się z twojego powrotu, tylko skąd mamy mieć gwarancję, że
znowu ci coś nie odwali, tym razem zaraz przed wyruszeniem w trasę? Wszystko
wyszło bardzo niezręcznie, ale my też chcemy żyć normalnie.
- Spokojnie, Akira…
- Yoshi, jestem
całkowicie spokojny. Chcę tylko, żeby Kenta określił swoje stanowisko, bo w
innym wypadku szkoda naszego zachodu i moich pieniędzy.
Nikt z nas o tym nie
pomyślał, ale Aki rzeczywiście ma rację. Nie jestem tylko pewien czy to
przypadkiem nie za wcześnie na takie rozmowy.
Kenta przeczesuje
dłonią swojego misternie ułożonego pseudo-irokeza, co robi zawsze, gdy się nad
czymś nadmiernie zastanawia.
- Tak naprawdę to mam
dwa warunki – odpowiada pewnym siebie głosem.
Jakie, kurwa,
warunki? Czy nie możemy po prostu się pogodzić, napić wódki i nagrać płyty?
Chyba zaczyna mnie to przerastać, ale na szczęście od negocjacji mam Akiego, no
i ciebie.
Tym razem jednak
starasz się nie odzywać, choć widzę, ze ledwo się powstrzymujesz. Zamiast tego
rzucasz mi spojrzenia w stylu „zrobiłem wszystko, co mogłem”. Wiem to doskonale
i bardzo ci dziękuję. Chyba nie potrafię się na ciebie gniewać.
- Wreszcie jakieś
konkrety. Słuchamy.
Akira odchodzi od
mikrofonu, po czym siada w rozkroku na ciemnym wzmacniaczu, do którego
podłączony jest mój Fender.
- Po pierwsze chodzi
o ciebie i Yuu…
No. Kurwa. Świetnie.
- Róbcie sobie co
tam z resztą chcecie, byle nie na moich oczach. Nie chcę widzieć, że cokolwiek…
cokolwiek was łączy, bo inaczej… zarzygam wam buty.
- W porządku –
odpowiadam trochę zbyt szybko, czując na sobie wzrok Akiry.
Nasza relacja jest zbyt skomplikowana. Czy go kocham? Nie. Czy pokocham? Nie wiem. Czy go
potrzebuję? Zdecydowanie. Czy jestem egoistą? Tak, Yuichi, a na dodatek podłym
śmieciem.
- Ja też się zgadzam.
– Słyszę subtelne, ledwo dostrzegalne przygaszenie w głosie Akiego. Tym razem
to ja zjebałem i doskonale zdaję sobie z tego sprawę. Powinienem pokazać, że
zależy mi na swobodzie naszego… związku? Powinienem zachować się zupełnie
inaczej, jednak ten zespół jest dla
mnie wszystkim.
- Świetnie – mówi
Kenta głosem pełnym ulgi.
- A po drugie? – Pyta
Yoshi, z założonymi na piersi rękoma. Zdecydowanie powinien ograniczyć siłownię, bo powoli zaczyna wyrastać z samego siebie.
- Po drugie… Mat musi
wyjebać ten obleśny sweter do kosza. Teraz.
Twarz Matsudary
tężeje, po czym przybiera protestujący wyraz.
- Kuźwa, Kenta! Ten
sweter jest przecież w porządku!
- Nie bardzo –
dopowiada Yoshi, nie kryjąc uśmiechu.
- Już raz ci go
przecież wywaliłem. Musiałeś go znowu wygrzebać z kontenera…
Kenta nie daje z
wygraną.
- Nie zgadzam się!
Mat rozgląda się po
pomieszczeniu w poszukiwaniu wsparcia, którego z resztą nie otrzymuje. Wszyscy wzruszamy tylko bezradnie ramionami.
- Dobra, Mat. Ściągaj
go i miejmy to z głowy. – Akira jako naczelny negocjator i lider także włącza
się do dyskusji. – Chyba nie chcesz poświęcić dobra zespołu, dla kawałka
szmaty, prawda?
- Ale to mój ulubiony
sweter!
- Kupimy ci coś
nowego i zrobimy z ciebie gwiazdę rocka! – Ekscytuje się Yoshi.
- Robisz to dobrowolnie,
czy mamy użyć siły?
Nie słyszę dalszej
części dyskusji, gdyż wyprowadzasz mnie z pomieszczenia pociągnięciem za ramię.
Wszyscy są tak zajęci rozszarpywaniem swetra Matsudary na strzępy, że nie
zauważają naszego zniknięcia.
- Mam nadzieję, że
nie jesteś już na mnie wkurwiony – mówisz, delikatnie się do mnie uśmiechając.
Stoisz teraz tak blisko, że doskonale czuję twój zapach. Mogę się nim w spokoju
delektować.
- Powiedzmy –
odpowiadam, nieudolnie przybierając obrażony ton głosu. – Nie wiem, jak tego
dokonałeś.
- Było ciężko,
przyznaję. Po prostu potrzebował kilku spotkań z rozsądnym, wybitnie
heteroseksualnym samcem alfa, aby zrozumieć, że można się jakoś z wami
kumplować.
Parskam śmiechem.
- Rozsądnym?
Heteroseksualnym?
- Yuu, przecież za pół
roku mam się ożenić – oznajmiasz smutno, a ja mam ochotę mocno cię przytulić,
dotknąć twoich włosów, miękkiej skóry. – Sam przyznaj, że jest to bardzo wiarygodny argument. Poza tym bardzo pomógł mi też fakt, że kiedyś
ruchaliście laski i tak właściwie to jesteście bi. Znacznie lepiej to przyjął.
Wzdycham ciężko.
- Rozumiem. Kenta nie
ma zbyt dużego szczęścia, jeśli chodzi o kumpli…
- Fakt, mamy tu
największe stężenie zjebów i dewiantów na metr kwadratowy – stwierdzasz
żartobliwym tonem.
- Lepiej bym tego nie
ujął.
Milczymy, jednak
wcale mi to nie przeszkadza. Mógłbym nic nie mówić już do końca życia, bylebyś
tylko wciąż był przy mnie. Tak, wiem. Jestem żałosny. Po prostu wciąż nie umiem
się pogodzić z faktem, że mnie nie kochasz.
- Trzymasz się jakoś?
– Pytam, patrząc w twoje zgaszone oczy. Ta cała sytuacja ze ślubem strasznie
cię przytłacza, odbiera radość życia, której i tak nie masz zbyt wiele.
- Ledwo, ale cieszę
się, że tu jesteś.
Zwykle nie silimy się
na zbędne sentymenty, w szczególności, gdy jesteśmy trzeźwi, mimo to obejmuję
cię ramieniem, aby niewerbalnie okazać ci jakiekolwiek wsparcie. Uścisk trwa
krótko, bo chyba oboje boimy się nagłego wejścia Kenty i oskarżeń o
demoralizację jednego z ocalałych, „heteroseksualnych” kumpli.
- Muszę lecieć –
oznajmiasz smutno, zerkając na zegarek. Nigdy wcześniej ich nie nosiłeś, a ten wygląda na wyjątkowo drogi prezent. – Jakieś piwo jutro?
- Zgadamy się
jeszcze. Dzięki za wszystko.
- To ja dziękuję.
Odwracasz się
plecami i ruszasz w stronę wyjścia. Przed opuszczeniem studia obdarowujesz mnie
jeszcze tym swoim cudownym uśmiechem, pod wpływem którego niemal rozpływam się
z nadmiaru szczęścia. Pierdol się, Hayato! Ten uśmiech przeznaczony jest
wyłącznie dla mnie!
Jednocześnie smutny
i uradowany powracam do live roomu. Wszyscy siedzą na podłodze, łącznie z
półnagim Matsudarą i wydają się być pogrążeni w zaciętej dyskusji. Najwyraźniej
rozwiązali sprawę nieszczęsnego swetra, który zniknął w gdzieś bliżej
nieokreślonym miejscu.
- To co z tą próbą? –
Pytam, starając się jakoś przebić przez zgiełk rozmowy.
- Możemy zaczynać.
Zespół w komplecie – oznajmia Yoshi, zwracając się bezpośrednio do mnie. – Po
próbie idziemy oblać wielki powrót Kenty!
- Ostatnio nie jestem
w dobrych stosunkach z żadnym alkoholem…
- No, cóż. Na
szczęście drugiego coming outu zrobić już nie możesz – parska Kenta, a
następnie wstaje i wciska mi do ręki jakieś dwie, wymięte kartki.
Spoglądam na nie w
milczeniu, śledząc koślawe litery nakreślone czarnym długopisem, ale mogę
odczytać jedynie pojedyncze słowa.
- Napisałem dwie
piosenki! – Wygląda na bardzo zadowolonego z siebie. – Na razie tylko tekst,
ale pomyślałem, że muzykę możemy dopracować razem.
- To super –
odpowiadam. Chyba muszę go poprosić o wersję elektroniczną tych bazgrołów.
- Niech zgadnę… O
utracie zaufania i nienawiści do świata? – Dopytuje Yoshi, podchodząc do nas
bliżej.
- Skąd wiedziałeś? –
Kenta wygląda na skonsternowanego.
- Zgadywałem. Yuu,
chyba musimy popracować trochę nad naszym repertuarem.
Najwyraźniej.
***
Idę spokojnie ulicą
i podziwiam rozmazane feerie świateł, których w Tokio z całą pewnością nie
brakuje. Ledwie widoczna łuna nad horyzontem wskazuje na zbliżający się wschód
słońca, co w żadnym wypadku nie napawa mnie optymizmem, gdyż o dziesiątej rano musimy
być już w studio nagraniowym. Chwilowo jednak mam to gdzieś, gdyż znowu
narąbałem się jak szpadel. Moja asertywność wciąż utrzymuje się na wyjątkowo
niskim poziomie.
Akira wlecze się tuż
za mną, lecz nie odzywa się ani słowem. Nie mam do niego pretensji, gdyż
całkowicie sobie na to zasłużyłem. Będę z nim musiał kiedyś o tym pogadać.
Kiedyś.
Na szczęście zarówno
nagrania jak i wieczór przebiegły wręcz doskonale. Dopiero teraz wszyscy
zauważyliśmy, jak bardzo brakowało nam tego roztrzepanego idioty, który w
magiczny sposób spajał nasz zespół w jedną całość. Po kilkudziesięciu głębszych
Kenta zaczął nas przepraszać po tysiąc razy, następnie rozkleił się i zasnął
pod stołem. Najwyraźniej także kiepsko zniósł rozstanie z kapelą.
Docieramy w końcu do
posiadłości Akiego. Po otwarciu drzwi niemal od razu rzucam się na miękką
kanapę, gdyż padam ze zmęczenia. Dzisiejszy dzień był wyzwaniem, z którym na
szczęście jakoś sobie poradziłem. Jeszcze raz dziękuję, Taku.
W zupełnej ciszy
przyglądam się Akirze, wchodzącemu na piętro z wyrazem zamyślenia na twarzy.
Ciekawe nad czym się tak zastanawia? Wciąż chodzi o mnie? Czy naprawdę chcę to
wiedzieć?
Co ma zamiar zrobić?
Może powinienem do niego iść i jakoś się dogadać? Może… Kurwa, jestem pijany,
więc nie powinienem słuchać intuicji.
Dobra, idę.
Nie wiem po co to
robię, ale ostatkiem sił zwlekam się z kanapy i niczym uczące się chodzić
dziecko, stawiam pojedyncze kroki na chyboczących się schodach. Kręci mi się w
głowie, ale idę w zaparte, żeby zebrać zasłużony opierdol i iść spać.
Przede mną rozciąga
się korytarz z licznymi drzwiami, strzegącymi rozmaitych pomieszczeń. Instynktownie
kieruję się w stronę Komnaty Wszelkiego Zła i Rozpusty, gdyż to właśnie tam z
pewnością odnajdę finałowego bossa. Pomimo wybitnie niskiego hp i niezbyt
dobrego ekwipunku nie poddaję się i… Ehh… Niepotrzebnie słuchałem pierdolenia
Matsudary o przygodach w Darkest Dungeon.
Uchylam lekko drzwi,
wślizgując się nieśmiało do środka, jednak oprócz wielkiego łoża, mebli oraz
niezwykle pięknych dzieł sztuki wiszących na ścianach, nie dostrzegam żadnej istotnej
formy życia. W łazience także nikogo nie zastaję. Zaczynam się zastanawiać czy
Akira w ogóle wchodził ze mną do mieszkania. A może mam schizofrenię? Może
Akiry tak naprawdę nie ma, a reszta zespołu także nie istnieje? Może ty także
nie istniejesz, Taku? Czuję gęsią skórkę na całym ciele.
Postanawiam
sprawdzić sąsiednią łazienkę, w której znajduje się ogromna wanna. Aki
praktycznie nigdy do niej nie wchodzi, ponieważ jest zagorzałym zwolennikiem
pryszniców. Tym razem jednak postanowił zrobić wyjątek.
- Idź spać, Yuu,
zanim zarzygasz podłogę – odzywa się stanowczym tonem, gdy tylko pojawiam się w
progu. Siedzi z głową wspartą na zwiniętym, frotowym ręczniku, niemal
całkowicie przysłonięty kłębami białej piany. Moja obecność chyba nie sprawiła
mu radości, co wnioskuję, po ściągniętych brwiach i surowym, malachitowym
spojrzeniu.
- Nieeee… Nie jestem
pijany – odpowiadam standardową formułą, stosowaną przez ludzi wysoce najebanych.
- No jasne. To w
takim razie idź być nie-pijanym gdzie indziej.
- A muszę? – Pytam
idiotycznie, topiąc w morzu głupoty ostałą cząstkę świadomości.
Wzdycha ciężko.
- Powinieneś.
Wiem to doskonale,
jednak wciąż stoję w miejscu i nie mogę się ruszyć. Patrzymy na siebie uważnie.
Akira jest ćpunem, dupkiem i sadystą, ale także jednym z najprzystojniejszych
facetów z jakimi miałem kiedykolwiek do czynienia. Jest trochę jak trujący owoc
zawieszony na wysokim drzewie, który wszyscy i tak pragną zerwać, mając pełną
świadomość jego szkodliwości.
Chyba do reszty mi odwala,
bo ściągam przez głowę koszulkę, która ląduje na szarych, matowych kafelkach.
Moje dłonie wędrują w stronę jeansów, powoli rozpinają rozporek i zsuwają je z
bioder razem z bokserkami. Do moich uszu dociera jedynie dźwięczny odgłos
metalowej sprzączki paska uderzającej o podłogę.
- Co robisz? – Pyta,
przeszywając mnie swoim bezwzględnym spojrzeniem.
- Nie wiem.
Podchodzę bliżej,
stając przy krawędzi wanny. Nic nie jest w stanie ukryć mojej erekcji i nawet
nie staram się tego robić. Już naprawdę nie wiem, co mam o sobie myśleć. Od
dłuższego czasu podejrzewam, że cierpię na jakieś poważne zaburzenia
osobowości, albo może heroina wypaliła mi wszystkie niezbędne do społecznego
funkcjonowania komórki mózgowe.
- Jesteś szmatą,
Yuichi.
Na twarzy Akiego
widnieje znajomy, demoniczny uśmiech, który tak bardzo przyciąga mnie swoim
magnetyzmem. Nie zważając na ewentualne zaproszenie, ostrożnie wchodzę do
wanny, wypełnionej ciepłą aczkolwiek niezbyt gorącą wodą, co pozwala mi się
szybko zanurzyć. W głowie szumi mi teraz jeszcze bardziej, niż przed kilkoma
minutami.
- Odwróć się plecami.
– Słyszę polecenie, które niemal natychmiast wykonuję. Opieram drżące dłonie na
gładkim, zaokrąglonym brzegu zbiornika. Mój oddech jest płytki i przerywany,
mam wrażenie, że zaraz zemdleję.
Z odrętwienia wyrywa mnie silne pociągnięcie
za włosy, przez które zmuszony jestem do wygięcia ciała w łuk.
- Będziesz żałował,
że tutaj przyszedłeś – szepcze mi prosto do ucha, przywierając do mnie całym
ciałem. – Jestem na ciebie wściekły.
- Wiem – odpowiadam
niemal niedosłyszalnie.
Nieoczekiwanie
wchodzi we mnie szybkim ruchem. Przeszywa mnie znajomy ból, dlatego
instynktownie próbuję się wyrwać. Akira przytrzymuje mnie jednak tak mocno, że
nie daję rady. Zaczyna się bardzo powoli poruszać.
Zaciskam dłonie w
pięści i staram się rozluźnić, czekając aż ból przyjmie inną formę. Przyspiesza
ruchy. Raptownie jedna z jego dłoni zamyka się na mojej szyi, przez co zaczynam
tracić oddech. Chcę krzyczeć, lecz z gardła wydobywa się jedynie przerywany
skowyt.
Poddaję się i
stopniowo zatracam w tym, co czuję. Zaczynam chcieć jeszcze więcej, chociaż już
i tak niemal całkowicie utraciłem panowanie nad własnym ciałem. Akira jest
bezlitosny, wbija się we mnie szybko i rytmicznie, nie dając chwili
wytchnienia.
Dochodzę szybko,
targany niepohamowanymi konwulsjami. Akira kilka sekund później. Czy będę tego
żałować? Z pewnością, w szczególności kiedy jutro na próbie nie będę mógł
stabilnie ustać na nogach, a tym bardziej gdziekolwiek się przemieszczać.
- Yuu?
Odwracam się w jego
stronę, ale zaskakuje mnie silnym uderzeniem z otwartej dłoni w twarz.
- Co ty…?!
- Dzisiaj śpisz
osobno – oznajmia spokojnym tonem, po czym zostawia mnie kompletnie
zdezorientowanego w otoczeniu piany.
To chyba jeszcze nie koniec
wojny.
Wow, zupełnie się tego nie spodziewałam!
OdpowiedzUsuńNie będę ukrywać, po takiej długiej przerwie, trochę mi było krótko, ale dobrze Cię znowu widzieć, w jakiejkolwiek formie ;)
Błędów nie było jakoś dużo, tak że nie ma co się martwić!
Co do samej historii, to cóż, cieszę się, że Kenta wrócił, mimo swoich warunków (no dobra ten sweter to akurat trochę beka xd)
Jestem bardzo ciekawa, jak planujesz rozwinąć tę historię, więc życzę Ci tak w ciul dużo weny, która Cię aż będzie przymuszać do pisania serio.
Miłych wakacji i wszystkiego dobrego! <3
Jej! Cieszę się bardzo, że tu jeszcze zaglądasz! ;D Wiem, że rozdział jest krótki, ale chciałam go już jak najszybciej wstawić :P Muszę w końcu po tylu latach dokończyć tę historię i dać w końcu odpocząć bohaterom, którym mój sadystyczny umysł nie daje spokoju :P Będę korzystać z wolnego, dopóki mam trochę czasu, bo piąty rok studiów zbliża się nieubłaganie. Pozdrawiam ciepło :D
UsuńOjej już się bałam, że Yuu znowu będzie mieć kolejne problemy, ale wszystko się ułożyło. Tak mi go szkoda. Mam nadzieję, że dogadają się z Akim *~*
OdpowiedzUsuńCieszę się, że wróciłaś i czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy ^^
Dużo weny i miłych wakacji
Emi~
Dziękuję bardzo! Postaram się go za bardzo nie krzywdzić (uśmiecha się sadystycznie) :D Pozdrawiam :D
UsuńMój Boże!! Dopiero dzisiaj się zorientowałam! Normalnie zrobiłaś mi dzień, nawet Noc Oczyszczenia w kinie mnie tak nie ucieszyła ;D Haha i może jestem taką samą sadystką jak Akira, ale naprawdę nie widzę Yuu z kimkolwiek innym niż wspomniany czerwonowłosy, a Taku dalej niemiłosiernie mnie wku...denerwuje ^^ Akira x Yuu Team Forever <3
OdpowiedzUsuńW każdym razie weny życzę i mam nadzieję, że nie będę musiała znowu przez rok z nadzieją odświeżać strony <3
Dzięki wielkie! Cieszę się, że się cieszysz :D Ja również mam nadzieję, że podobnie jak ty, nie będę musiała wchodzić na bloga tylko po to, żeby sprawdzić czy jeszcze istnieje. Dopóki mam wakacje, postaram się napisać jak najwięcej :D Pozdrawiam :)
UsuńBardzo mi się podoba jak piszesz.Uwielbiam jak piszesz.Ja zapraszam na swojego bloga,dopiero co zaczęłam pisać i na pweno nie będzie taki świetny jak twój.To są dopiero początki mojego pisanaia.zapraszam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńhttps://pamietajomniekochanie.blogspot.com/
Pozdrawiam.
Kiedy będzie coś nowego?
OdpowiedzUsuńHaloooo, czekamy ;)
OdpowiedzUsuńCodziennie odświeżam i nadal pusto :(
OdpowiedzUsuńPostaram coś dodać w grudniu :) A. M.
OdpowiedzUsuńCzekam, czekam ;)
OdpowiedzUsuńMoże jakiś prezent na święta? ^^
OdpowiedzUsuńWłaśnie się pisze :D A.M.
Usuń