Witajcie!
Jestem i piszę szybko przed woodstockowym szaleństwem! Wybaczcie opóźnienie, ale z braku wyjazdów - zrobiło się ich zbyt dużo, a poza tym wkręciłam się w kilka seriali i później nie mogłam się oderwać od ekranu komputera :/ Nareszcie udało mi się nadrobić po maturze czwarty sezon "Gry o tron" no i całego "Sherlocka" :D Gorąco polecam, w wolnej chwili.
Waszej Akihicie maturka poszła całkiem dobrze i dostała się na stomatologię!!! Ugh... Gdyby tylko babki w dziekanacie nie robiły przyszłemu studentowi problemów już na samym początku :/ Zobaczymy, co będzie dalej.
Przyznaję, że trochę się ostatnio rozleniwiłam, dlatego musiałam to dzisiaj nadrobić :P Pisałam rozdział w pośpiechu, dlatego przepraszam za błędy, literówki ect. Żałuję, że nie mam bety, która mogłaby to wszystko skorygować.
Dziękuję za komentarze, których liczba (mam nadzieję) będzie wzrastać oraz witam nowych czytelników, a w szczególności Dark Night i Xavery :) Cieszę się, że liczba wyświetleń w końcu przekroczyła 20000 :) Oby tak dalej!
Jadę się bawić. Pozdrawiam :)
A. Mori <3
ANKIETA --------------------------------------------------------------------------->
*****************************************************************************
Ostatnio miałem wrażenie, że nikomu na mnie
nie zależało. Codziennie tyrałem dziewięć godzin w pracy, po czym wracałem do
smutnego mieszkania, w którym wykończona chemioterapią Ayako albo spała, albo
wymiotowała w łazience, a wiecznie nadąsany Yuichi siedział na fotelu ze
słuchawkami na uszach i miał cały otaczający świat w głębokim poważaniu.
Po tej pamiętnej próbie w studio, kiedy przyłapałem Yuu i Akirę
na rżnięciu się w pokoju technicznym, postanowiłem się do niego nie odzywać.
Było to może trochę (a nawet bardzo) dziecinne, ale ten idiota nawet nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo zabolała mnie jego „nieświadoma nieszczerość”. Na
dodatek, gdy kilka dni temu zaproponował mi wspólne oglądanie koncertu na DVD,
wkurwiony „ojcem-SS” i niesprawiedliwą rzeczywistością, bez powodu obrzuciłem
go najgorszymi wyzwiskami i kazałem „wypierdalać do ćpunowej Nibylandii”. Ayako
ledwie powstrzymała go przed opuszczeniem mieszkania i jeszcze zawiązała z
nim mały sojusz przeciwko „największemu chujowi na świecie”, czyli mnie. Tak,
powinienem go wkrótce przeprosić, tylko problem w tym, że nigdy nie byłem dobry
w tego typu rozmowach. Poza tym… To przecież on, jako pierwszy, nie potrafił zachować się jak prawdziwy przyjaciel, prawda? Niby dlaczego więc miałbym go
przepraszać? Ehh…
Oderwałem wzrok od barwnego billboardu z cycatą
brunetką, umieszczonego na froncie jednego z wieżowców. Czekałem właśnie na
autobus, w którym jak co dzień, musiałem walczyć o odrobinę przestrzeni
osobistej w drodze do domu. Prawdziwy koszmar.
Nagle usłyszałem sygnał przychodzącej
wiadomości, dlatego z entuzjazmem sięgnąłem do kieszeni garniturowych spodni,
aby wyciągnąć komórkę.
Miałem nadzieję, że adresatem wiadomości
okaże się Hayato. Ostatnio bardzo często wymienialiśmy wiadomości, ponieważ Aya
dobrowolnie wyraziła chęć pilnowania Yuichiego, więc niemal zupełnie przestaliśmy się
widywać.
Wciąż próbowałem sobie wmówić, że zaprosiłem
go do galerii sztuki z czysto przyjacielskich względów. To chyba oczywiste, że
miałem nadzieję na coś więcej, ale z drugiej strony bałem się ponownego
odrzucenia. Przecież Hayato teoretycznie dał mi już kiedyś kosza i to na
początku naszej znajomości, więc nie chciałem wyjść przed nim na natręta. A
może w ogóle nie powinienem go zapraszać? Mogłem to zrobić chociaż w bardziej
klasyczny i męski sposób zamiast, niczym zniewieściała pizda, rzucać oklepanymi
farmazonami typu: „Nie, chcę iść właśnie z tobą!”. Żałosne…
Spojrzałem na podświetlony ekran telefonu i
okazało się, że to tylko wiadomość od Ayako. Jej treść nie tyle mnie zaskoczyła,
co wprawiła w osłupienie.
„Yuu znowu świruje. Przyjedź jak
najszybciej”.
***
Z rozmachem wbiegłem do mieszkania i prawie
od razu ruszyłem w stronę salonu. Nikogo w nim nie zastałem, dlatego
postanowiłem sprawdzić jedno z najbardziej oczywistych miejsc, czyli łazienkę.
- No, nareszcie jesteś! – zawołała Aya, gdy
znienacka pojawiłem się w drzwiach. Po drodze dostrzegłem kilka rozbitych
figurek i wazonów.
- Co się stało? – zapytałem, spoglądając na
Yuichiego, który siedział pod ścianą w pozycji embrionalnej i udawał, że nie ma
go w pomieszczeniu.
Ayako niespodziewanie wręczyła mi pustą
buteleczkę po metadonie. Natychmiast wszystko zrozumiałem.
- Była pełna, prawda? – Odezwała się,
przerywając moje uporczywe milczenie.
Przytaknąłem. Metadon był lekiem
przeciwbólowym, który stosowało się w terapiach antynarkotykowych. Przynosił
znaczną ulgę, ale w większych dawkach mógł mieć działanie odurzające, zbliżone
do narkotyku. Poza tym, łatwo się można było od niego uzależnić. Sam brałem go, kiedy walczyłem z uzależnieniem od koki, więc doskonale znałem jego działanie.
Niepotrzebnie zostawiłem sobie kilka butelek „na wszelki wypadek”, które na
dodatek umieściłem w tak łatwo dostępnym miejscu.
- A ja łudziłem się, że po ponad miesiącu od
odstawienia heroiny, wszystko będzie w porządku – mruknąłem, z żalem
spoglądając na barwną etykietę butelki. – Powinienem… nie wiem.
- Taku…
- Dałem dupy, Aya! Zjebałem wszystko! –
krzyknąłem. – Cały wysiłek mój, twój, Hayato i Yuichiego! Jak to powiedział
kiedyś mój ojciec: „co nie dotknę, to spierdolę”. Teraz widzę, że miał
rację! Jak zwykle z resztą…
Poczułem na ramieniu jej filigranową dłoń.
- Powiedz, jak mogłem nie pomyśleć o tak
kuriozalnej rzeczy, co? Jak mogłem…
- To nie twoja wina, Taku – odezwał się nagle
Yuichi drżącym głosem. – Przepraszam, ja po prostu…
- Nie! Ty po prostu jesteś uzależniony –
przerwałem mu szybko. – Zrobiłeś dokładnie to, co ja zrobiłbym, będąc na twoim
miejscu. Poprawka. To, co kiedyś sam przecież robiłem! Przepraszam. Prawie
zapomniałem już, jak to jest, gdy zarówno twój umysł jak i ciało domagają się
kolejnej działki. Kiedy nie potrafisz myśleć o niczym innym… Brałeś coś
jeszcze?
- Tak.
- Co dokładnie?
- Wszystko.
- Zostań tutaj – powiedziałem do Ayi, a sam
ruszyłem w kierunku mojej domowej apteczki. Drżącą ręką otworzyłem drzwiczki,
choć wiedziałem, co za nimi zastanę. Wystarczyło jedno spojrzenie, żeby dojść
do wniosku, że zniknęły wszystkie leki przeciwbólowe jakie miałem. Kuźwa.
Nawet nie zdawałem sobie sprawy, że w dłoni
trzymałem już zapalonego papierosa. Instynktownie podniosłem go do ust i
zrobiłem głęboki wdech w oczekiwaniu aż gęste kłęby dymu wypełnią moje płuca.
Byłem tak zdenerwowany, że nawet nie pamiętałem momentu, w którym go
wyciągnąłem.
Wróciłem do Ayi i Yuu. Panująca cisza była
tak męcząca, że miałem ochotę wyjść stamtąd i nigdy już nie wrócić. Czułem
okropne wyrzuty sumienia. A może… Może gdybym w ostatnich dniach nie zajmował
się wyłącznie dbaniem o swoją niepewną przyszłość… Może wtedy udałoby mi się
coś zauważyć?
- Co teraz zrobimy? – Z umysłowego letargu
wyrwał mnie nad wyraz subtelny głos Ayako. Głos zmęczony i smutny, w którym na
dodatek pobrzmiewała nuta przytłaczającej troski.
- Jak to co? – zapytałem, pozwalając sobie na
znikomy uśmiech. – Yuichi z salonowej kanapy przenosi się oczywiście na materac
w łazience, a wszystkie lekarstwa i rzeczy, które ten debil mógłby
„przypadkiem” skonsumować zostaną dokładnie schowane. Łącznie z klejem i
markerami.
- Ekhem… Wciąż tutaj jestem!
Najwyraźniej mój pozornie swobodny ton
poprawił mu humor. Pewnie myślał, że rzucę się na niego z maczetą lub czymś
podobnym i… Nieważne.
- Więc może ruszysz w końcu dupę w troki i
przyniesiesz płytę z tym koncertem, który chciałeś zobaczyć? Nie będę czekał
wiecznie!
Jego twarz w jednej chwili rozjaśnił
promienny uśmiech. Natychmiast zerwał się z posadzki i zniknął za łazienkowymi
drzwiami. Mój mały Yuichi…
- Szkoda, a już szykowałam kaftan bezpieczeństwa
– odezwała się ironicznie Aya, zakładając ręce na piersi, które zafalowały
odurzająco.
Spojrzałem na nią ze zdziwieniem.
- Nie sądzę, żeby był potrzebny Yuichiemu.
Nawet w wiadomym stanie.
Pokręciła delikatnie głową.
- Racja, bo miał być potrzebny tobie. Dobrze,
że tym razem potraktowałeś go łagodniej. Yuu w tej chwili potrzebuje
prawdziwego przyjaciela, a nie wyrodnego tresera z bacikiem w ręku.
- Wiem – odparłem, wzdychając ciężko.
Chociaż tym razem udało mi się wygrać z
terminatorskimi genami ojca. Ale czy tak naprawdę miałem się z czego cieszyć?
***
Mimo problemów narkotykowo-egzystencjalnych
Yuichiego, nie mogłem sobie odmówić rand... to znaczy spotkania towarzyskiego z
Hayato.
Umówiliśmy się przed monumentalnym gmachem
galerii sztuki o osiemnastej na placu, gdzie można było się zrelaksować przy
finezyjnej fontannie. Oczywiście, tak bardzo nie mogłem się doczekać naszego
wyjścia, że sterczałem tam już od szesnastej, nie wiedząc, co zrobić z własnym
życiem.
Obserwowałem innych ludzi, ich zachowania,
gesty, nastroje i zastanawiałem się, jakby mogła wyglądać moja przyszłość,
gdybym ostatecznie sprzeciwił się ojcu. Czy byłbym wtedy tak szczęśliwy, jak
oni?
Dzisiaj dostałem wyjątkową przesyłkę. Dzień
zapowiadał się dobrze, a nawet bardzo dobrze, zważając na okoliczności, jednak
nie spodziewałem się, że mój dobry nastrój przeminie aż tak szybko. Zjadłem
śniadanie, powygłupiałem się z Yuichim i wspólnie zaczęliśmy oglądać jakiś
film o gościu, który z kataną w ręku wyrzynał po kolei wszystkich ludzi w mieście. Nagle usłyszałem dzwonek, więc zebrałem tyłek z kanapy, aby otworzyć
drzwi. Swoim podejrzliwym wzrokiem dostrzegłem potężnego dryblasa w czarnej,
obcisłej koszulce, którego spojrzenie wyrażało wszelkie mordercze instynkty
tego świata. "Zabiję ci chomika" - zdawał się mówić, choć jego wargi,
wykrzywione w nieprzyjemnym grymasie, nawet nie drgnęły.
- Słucham? - odparłem niecierpliwie, żałując,
że uprzednio nie zabrałem z kuchni patelni.
- Takumi Asakura. - Nie wiedziałem czy miało
być to pytanie czy stwierdzenie. Mimo to zaryzykowałem.
- Taaaak. O co chodzi?
Dryblas burknął coś pod nosem, po czym
wręczył mi ładnie opakowane, niewielkie pudełko, po czym odwrócił się na pięcie
i zniknął. Odetchnąłem z ulgą, po czym buntowniczo zatrzasnąłem drzwi. Nie wie,
z kim miał do czynienia!
Postawiłem pudełko na stoliku tuż przed
Yuichim i wspólnie wpatrywaliśmy się w nie z zaciekawieniem.
- Nie otworzysz? - zapytał, zerkając
zachęcająco.
- A jaką mam gwarancję, że pociągając za
wstążkę, nie rozwalę w drobny pył całego osiedla?
- Nie żartuj, tylko otwieraj! Bo zima nas
zastanie.
Jak chciał, tak zrobiłem. I niemal od razu
tego pożałowałem.
Moim oczom ukazało się drugie pudełko
wyłożone aksamitem, na którego wieczku dostrzegłem niewielką karteczkę.
- "Zostały ci jeszcze dwa miesiące"
- przeczytał Yuu, a mnie zrobiło się słabo. - Czy to oznacza, że... To
pierścionek zaręczynowy?
Byłem tego całkowicie pewny, chociaż nawet
nie zobaczyłem zawartości. To był właśnie ten moment, w którym wolałbym
usłyszeć zdawkowe "Allahu akbar!" i zginąć pod gruzami bloku. Bez
słowa drapnąłem pudełko i wrzuciłem je na dno szafy. Kto by pomyślał, że tak
niewiele wystarczy, aby spierdolić mi humor.
Otrząsnąłem się z zamyślenia, dostrzegając
pośród tłumu smukłą sylwetkę Hayato. Wstrzymałem oddech, oszołomiony jego
niezwykłym wdziękiem oraz niesztampową urodą. Miał na sobie błękitną koszulę z
podwiniętymi rękawami i obcisłe, czarne spodnie. Pomachałem do niego
machinalnie, w stanie szeroko pojętego odurzenia.
- Cześć! - powiedział, po czym podał mi dłoń w
geście powitania.
Starając się mentalnie zahamować nadchodzący
zawał serca, odetchnąłem kilkakrotnie, po czym odwzajemniłem uścisk. Miał gładkie,
niestrudzone pracą dłonie.
Po chwili szliśmy już w stronę budynku
galerii. W międzyczasie rozmawialiśmy o zwykłych pierdołach, dotyczących
naszego nudnego życia. Hayato opowiadał głównie o swojej nowej pracy, choć
miałem wrażenie, że coś przede mną ukrywał. Postanowiłem mu opowiedzieć o
sytuacji z Keiko i ojcem, bo nie chciałem mieć przed nim żadnych tajemnic.
Patrzył się na mnie z niedowierzaniem, a jego twarz wyrażała coś na kształt
współczucia. Nie chciałem robić z siebie ofiary i niemal od razu pożałowałem,
że w ogóle poruszyłem ten temat.
Weszliśmy do galerii i rozpoczęliśmy oglądanie obrazów. W oczach Hayato
dostrzegałem niemałe zainteresowanie, co sprawiło, że z większym zapałem
zacząłem mu opowiadać o historii
poszczególnych dzieł. Z szeroko otwartymi powiekami spijał każde słowo z moich
ust, dzięki czemu czułem się niezwykle dowartościowany i szczęśliwy. Chciałbym,
żeby patrzył na mnie w ten sposób już zawsze. Zupełnie jakbym był... kimś
wyjątkowym.
Odwróciłem głowę, aby sprawdzić, czy zdołamy
się dopchać do jednego z moich ulubionych obrazów i prawie natychmiast
zamarłem. Ujrzawszy zgrabną blondynkę w towarzystwie ciemnowłosej koleżanki,
postanowiłem jak najszybciej stąd spieprzać.
Zadzwoniłem do Keiko wczoraj
popołudniu, aby powiedzieć jej, że nie dam rady iść z nią do tej galerii, ze
względu na natłok pracy. Najwyraźniej postanowiła przyjść tu z kimś innym. Cholera.
- Chodź za mną - powiedziałem do Hayato i
chwyciłem go za rękę. Przemierzaliśmy tłum w poszukiwaniu wyjścia. Miałem
nadzieję, że Keiko nie zdążyła nas zauważyć.
Udało nam się. Teraz tylko musiałem
wytłumaczyć Hayato, dlaczego jak neandertalczyk wybiegłem z galerii sztuki,
ciągnąc go na dodatek za sobą.
- Co się stało? - Zapytał, marszcząc uroczo
brwi.
Westchnąłem.
- Wczoraj powiedziałem Keiko, że nie mogę z
nią iść do galerii, bo będę wtedy w pracy. No i przed chwilą zauważyłem ją w
środku.
- Ale dlaczego? Przecież powiedziałeś, że
Keiko nie ma czasu, bo studiuje.
- Powiedziałem również, że chciałbym iść tutaj
właśnie z tobą - wypaliłem, spalając cegłę na mordzie.
Nie odpowiedział, tylko mierzył mnie tym
swoim stalowoszarym spojrzeniem.
- Idziemy coś zjeść? - Zaproponowałem, wlepiając
twarz w równe krawędzie chodnikowych kostek pode mną.
- Pewnie, ale może puściłbyś już moją rękę, bo
ludzie zaczynają się na nas dziwnie gapić.
Odskoczyłem od niego jak oparzony. W myślach
zwyzywałem swoją głupotę w tak brutalny sposób, że gdyby wyszło to na światło
dziennie, pewnie dostałbym dożywocie. Nie, on WCALE się niczego nie domyślił.
WCALE.
- Chodźmy - mruknąłem zestresowany, po czym
wyprułem do przodu, aby zająć pierwsze miejsce w maratonie wstydu.
Doprowadziłem nas do takiej małej, niepozornej
knajpki. Przez całą drogę nie odzywaliśmy się do siebie, wiadomo przez kogo.
Usiedliśmy i złożyliśmy zamówienie, ograniczające się jedynie do dwóch piw
Asahi.
- A co tam u Yuichiego? - zapytał nagle,
przerywając krępującą ciszę.
- Wszystko w porządku poza tym, że z heroiny
przeszedł na leki przeciwbólowe. Sielanka.
- Żartujesz?! Ale jak...
- Normalnie. Podpiął się do mojej apteczki,
kiedy nikt nie widział. Nawet ja.
Jego twarz wyrażała tak ogromne zdziwienie,
że nawet nie przyszło mi do głowy, aby obarczać go jakąkolwiek winą. Znając
życie Yuu wpieprzał wszystkie leki w nocy, kiedy miał do nich najłatwiejszy
dostęp.
- To dlatego byłeś wtedy na niego taki
wkurzony?
- Nie - odparłem, zastanawiając się, czy przypadkiem
nie powiedzieć mu o sekretnym "związku" Akiry i Yuichiego. Uważałem,
że ciężar trzymania takiej tajemnicy w pojedynkę był zbyt wielki, tylko tak
naprawdę nie wiedziałem, której osobie mam się z tego zwierzyć. Zwykle ze
wszystkimi tego typu sprawami od razu biegłem do Yuu. A może teraz też
powinienem tak zrobić?
- Rozumiem, że nie chcesz o tym rozmawiać – skwitował, choć jego wzrok wydawał się być
nieustępliwy.
- Nie! To znaczy… Musisz mi obiecać, że nikomu
o tym nie powiesz. To ważne.
Jego rysy odrobinę złagodniały, ale mina
pozostała poważna i skupiona.
- Obiecuję.
- No więc… Znamy się z Yuichim od podstawówki
i… - Starałem się ostrożnie dobierać słowa, lecz przychodziło mi to z trudem. –
Myślałem, że wiem już o nim wszystko, że znam go najlepiej ze wszystkich ludzi
żyjących na tym świecie. Rozumiesz?
- Chwilowo tak, ale wciąż nie wiem do czego zmierzasz.
- Ja… Przyłapałem Yuichiego w sytuacji, w
której na pewno by sobie nie życzył… widowni.
- Czyli? – Hayato nie dawał za wygraną. –
Takumi, jesteśmy dorośli, prawda? Nie musisz się krępować. Hmmm… „W sytuacji, w
której na pewno by sobie nie życzył widowni”, czyli to musi chodzić o seks.
Zgadłem, tak?
Kiwnąłem głową na potwierdzenie.
- Dobra. Idąc twoim tokiem rozumowania… To
musiał być seks, albo w nietypowym miejscu, albo z nietypową osobą, ale
pochodzącą z twojego kręgu znajomych.
- Dobry jesteś – przyznałem, posyłając mu
delikatny uśmiech.
- Ostatnio wpadł mi do rąk egzemplarz „Przygód
Sherlocka Holmesa”, więc wczuwam się w rolę. Naprawdę świetna książka.
- Nie wiedziałem, że interesujesz się
literaturą.
Jego spojrzenie zmieniło się na trochę bardziej
prowokacyjne.
- Mój nowy szef zachęcił mnie
ostatnio do czytania, ale przecież nie o tym mieliśmy mówić. No dobra… Chyba i
tak nie jestem już w stanie nic innego wywnioskować. A może… Yuu robił to z
mężczyzną czy kobietą?
- On rżnął się z Akirą jak nienormalny! – Nie
wytrzymałem. Powiedziałem to na szczęście dostatecznie cicho, aby nie wzbudzić
zainteresowania innych osób w knajpie.
Ku mojemu zdziwieniu Hayato nie wydawał się
być aż tak zaskoczonym, jak się tego spodziewałem.
- No i co mam ci powiedzieć? – zapytał po
chwili namysłu. – On też jest dorosły i sam decyduje o tym, z kim będzie się
pieprzył. Nawet, jeżeli ma ochotę zrobić to z mężczyzną, nie powinieneś go
osądzać.
- Spokojnie. Nie o to mi chodzi –
zaprzeczyłem, upijając łyk piwa.
- W takim razie nie rozumiem. Nie chodzi ci o
jego… preferencje?
Pokiwałem zrezygnowany głową.
- Oczywiście, że nie! Sam jestem… biseksualny
i niedawno powiedziałem o tym Yuichiemu. Szkoda tylko, że on tego nie zrobił…
Myślałem, że możemy sobie ufać.
Hayato oderwał wzrok od swojego półpełnego
kufla.
- Jesteś biseksualny?! Serio? – Jego nagły
wybuch wywołał falę gorąca, która szybko spłynęła na moje policzki.
- No… tak – powiedziałem zawstydzony. – Nie domyśliłeś
się po… naszym spotkaniu w kuchni?
- Zaprzeczałeś temu tyle razy, że nawet teraz ciężko
mi w to uwierzyć. Po co ta cała szopka, co?
No właśnie, po co? Najzwyczajniej nie miałem
odwagi tego przyznać publicznie. Hayato pewnie będzie uważał mnie teraz za
niezłego tchórza.
- Kiedy powiedziałeś o tym Yuichiemu? – Zapytał,
nie odrywając ode mnie wzroku.
- Na imprezie u Akiry, kiedy siedzieliśmy w
łazience – odpowiedziałem. – Wiesz… To była taka nasza mała chwila całkowitej
szczerości. Prawdę mówiąc, od tamtej pory mieliśmy ich dosyć sporo, ale on
żadnej z nich nie wykorzystał. Powiedz, dlaczego mój najlepszy przyjaciel mi
nie ufa?
- Może dlatego, że zraniłeś go już
kilkakrotnie? Zdarzały się momenty, w których tak dosadnie podkreślałeś swoją
orientację, że nawet ja sam, będąc gejem, zaczynałem mieć wątpliwości czy
rzeczywiście powinienem się do tego przyznawać.
Nerwowo odgarnąłem włosy z czoła, nie
spuszczając z niego wzroku.
- Masz rację, ale… Przecież w końcu mu o tym
powiedziałem, prawda? A on? A on w pewien sposób wykorzystał moją chwilę
szczerości, aby jeszcze bardziej zatuszować swoje kłamstwo!
- Nazwałbym to raczej „niedopowiedzeniem” –
odparł, zerkając na mnie karcąco. – Uważam, że musisz z nim o tym porozmawiać.
To jedyne wyjście.
Miał rację, chociaż nie do końca potrafiłem
to sobie wyobrazić. „Hej, Yuu. Niedawno widziałem, jak Akira rżnął cię na zapleczu w studio nagraniowym. Jak było?”.
Na szczęście żaden z nas nie podtrzymał już
dłużej tego tematu, a sztywna atmosfera i krępująca cisza odeszły w
zapomnienie.
***
Wracaliśmy w nocy, idąc środkiem ulicy i
śmiejąc się jak wariaci. Byliśmy w znakomitych nastrojach, do czego z całą
pewnością przyczyniły się kolejne kufle piwa, które wypiliśmy niemal duszkiem.
Tak, z pewnością zatrzymam tę chwilę w mojej pamięci na bardzo długo, bo
jeszcze nigdy się tak dobrze razem nie bawiliśmy. Razem. Bez żadnych osób
trzecich. Mogłem mieć Hayato wyłącznie dla siebie.
Światło ulicznych latarni nienachalnie
oświetlało jego alabastrową skórę, która wydawała się jeszcze delikatniejsza,
niż pewnie była w rzeczywistości. „Pewnie”, ponieważ jeszcze nigdy nie miałem
okazji jej dotknąć. Pragnąłem tego najbardziej na świecie.
Jego szare oczy błyszczały, a wargi układały
się w niezwykły uśmiech, który był przeznaczony wyłącznie dla mnie. Chciałbym,
żeby ta chwila trwała wiecznie. Tak bardzo… Przez myśl przemknęła mi wizja
pierścionka zaręczynowego, niedbale spoczywającego na dnie szafy. Zadrżałem ze
strachu.
- Wszystko w porządku? – zapytał Hayato, obracając
mnie ku sobie. Kiwnąłem głową, wskazując drzwi od klatki schodowej.
- Chyba jesteśmy już pod twoim blokiem –
odparłem, starając się ukryć smutny ton mojego głosu.
„Nie zachowuj się jak zniewieściała pizda” –
powtarzałem w myślach, ale miałem wrażenie, że w tej chwili nawet krzyk mojego „ojca-SS”
nic by nie wskórał.
- Chyba tak – powiedział. – Dziękuję za
dzisiejsze popołudnie. Było świetnie.
Czyżby on też posmutniał?
- To ja dziękuję – zapewniłem z uśmiechem na
ustach.
- To dobranoc.
- Dobranoc.
Jednak wciąż staliśmy wpatrzeni w siebie.
Promile zwodniczo krążyły po krwiobiegu, dlatego nawet nie zdałem sobie sprawy
z tego, że coraz bardziej zbliżałem swoją twarz do twarzy Hayato.
- Takumi, a co z Keiko iii…? – wyszeptał mój srebrnooki
Książę tuż przed samym zwieńczeniem naszych długotrwałych spojrzeń.
- Iii?
- Nieważne – odpowiedział z wahaniem.
- No właśnie.
***
To był długi i bardzo przyjemny pocałunek w
świetle księżyca. Żałowałem tylko, że na tym wszystko się skończyło. To nic.
Mieliśmy jeszcze dwa miesiące. Całe dwa miesiące.
Dzięki takim chwilom odzyskiwałem wiarę w przyszłość.
Je-stem pieerwsza!! ^^ Bo jak nienormalna odświeżam Twojego bloga co chwila XD Świetny rozdział, a moja zepsuta psychika bardzo cierpi, że nie było seksów :c On jest taki cudowny! Wg mnie, najlepszym wyjściem byłoby uśmiercenie Keiko. Jakiś tir, tu czy tam....albo włączona suszarka w wannie...Ewentualnie, mogłaby trafić na kogoś w kim się zakocha i zerwać zaręczyny ^^ Ale podoba mi się, że nie wszystko idzie perfekt, odoowiednio dozujesz ilość problemów i dobrych chwil. Dziękuję za to :)
OdpowiedzUsuńPozdrowionka i weny życzę!
Dark Night
Jeej, kolejny rozdzialik <3 Ale akcja poszła do przodu, tylko szkoda że TYLKO się całowali, liczyłam na więcej <3 Jak wszystkie sekrety u chłopaków wyjda kiedyś na jaw to byłaby dopiero sieczka xD
OdpowiedzUsuńGratki z powodu dostania się na stomatologię ^^
Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdzialik z nutką pikanterii :)
Życzę dużo weny i serdecznie pozdrawiam
~Mayumi
Yay!!!! <3 ^w^ Kolejny rozdział!!! <3
OdpowiedzUsuńChcę więcej *^*
I z góry mam diaboliczny pomysł...'3'
Babki w dziekanacie zabijemy, studia jakoś ułatwimy... Co ty na to?
I jeszcze twojego chłopaka z bacikiem nad tobą, aby odpędzał lenistwo... Chociaż... Zasłonimy mu oczy, aby nie widział co piszesz, skoro nie chce...xDDDD
Pozdrawiam i życzę weny...^.^
~Xavery
Ajajaj :3 nawet sobie nie zdajesz sprawy jak ja uwielbiam to opowiadanie...
OdpowiedzUsuńPasuje mi tutaj wszystko! No ... prawie, ale mniejsza o to :D to jeszcze bardziej podsyca atmosferę.
Zakończenie delikatne, ale za to jak swietnie przedstawione.
Czekam z niecierpiwoscią na jakąs głębszą przygodę z Yuichim.
pozdrawiam ~~~~~~~ Nyu-chan Lucy
Nie wierze że nie dostałam info o rozdziale. Foch na całą wieczność.
OdpowiedzUsuńA rozdział jak zwykle genialny i fantastyczny.
Zakończenie fe-no-me-nal-ne.
Duuużo weny i czasu.
http://zbuntowaneanioly.blogspot.com/
Jak to? :( Przecież napisałam komentarz z powiadomieniem :/
UsuńNiestety nie mam go :(
UsuńNo dobra więc wybaczam i cofam focha.
Witaj Szanowna Autorko!
OdpowiedzUsuńWpadłam na Twój blog dokładnie 29 lipca - w moje urodziny. Rozpoczęłam czytanie właśnie ze względu na ten ostatni post, co okazało się całkiem dobrym wyborem. Choć z początku narzekałam na nienaturalność tego opowiadania, co chwila wyklinałam irytującą postawę bohaterów. Ba! Zdążyłam nazwać Cię nawet "złą istotą, która powinna zostać przypalonymi grzankami" (to wszystko wina Yuichiego xD i właściwie dlaczego ja się do tego wszystkiego przyznaję?) No, ale zdałam sobie sprawę, że mimo, iż nie pasuje mi tutaj parę rzeczy, to przecież nie wszystko musi być ustawiane pod moje widzimisię. Także wytrwale ignorowałam to co mi się nie podoba (czyli obecność Hayato >D Wybacz, nie polubiliśmy się za bardzo), aż w końcu pojawiła się postać (no, oprócz Yuichiego, bo on zawsze był cudowny), która to sprawiła, że zakochałam się w Twoim opowiadaniu bezgranicznie. Pani i Panowie przedstawiam Wam mojego ulubieńca: Akirę - niech żyje bogaty tyran!
No Jego postać jest słodziutka i taka idealna, więc nie waż się mi nawet go zepsuć bo postraszę cynamonowymi ciasteczkami!
Uh, zastanawia mnie jak to będzie, gdyż Akira mówił, iż wydawało mu się, że życie Yuichiego jest idealnego i widząc go teraz takiego zeszmaconego to coś nowego (czy jakoś tak) Po tym zdaniu zaczęłam kibicować YuichixAkira, ale oczywiście nie, musiał wtrącić się tam Hayato. Po co Akirze idealnie wychowany piesek, skoro może mieć coś ciekawszego? mianowicie zbuntowanego Yuichiego? Pfy!
Wylałam tu już swoje żale, zrobiło mi się o wiele lepiej, więc teraz mogę już pisać nieco bardziej składnie, a przynajmniej tak myślę.
Chciałam tylko przypomnieć, że za dwa dni mini równo miesiąc od dodania Twojego ostatniego postu. Wiem, że masz sporo pracy i zapewne na razie marną motywację, jednakże wierzę, iż znajdziesz trochę czasu dla czytelników.
Nie masz bety? Hm, może zrób poszukiwania na nią? Jeżeli nie, zawsze możesz zapytać swoich czytelników ;)
Sama nie wiem po co napisałam tak bezsensowną i w miarę długą notkę. Możliwe, iż dlatego, bo chcę przekonać się, czy w ogóle zechce Ci się ją przeczytać. No nic, czasami tak mam. Zależy od humoru.
W każdym bądź razie, życzę weny, jak i pozdrawiam.
Mam nadzieje, że następnym razem jak wejdę na Twój blog to pojawi się kolejny post, pod którym to pierwotnie miał znaleźć się ten komentarz. Czekałam.
Lyco ~ ris
Witam,
OdpowiedzUsuńTaki rewelacyjnie spędził dzień z Hayato no i ten pocałunek... mmmm....
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia