Nareszcie mam trochę wolnego czasu, dlatego ruszyłam z pracą nad nowym rozdziałem. Musiałam się trochę pospieszyć, gdyż niedługo wyjeżdżam do miejsca, gdzie będę całkowicie odcięta od Internetu xD Na szczęście skończyłam go w porę, choć brak weny doskwierał mi i to bardzo :P
Doszłam do wniosku, że po poprzednim rozdziale trzeba troszeczkę ochłonąć, dlatego rozpoczęłam nowy wątek :P
Chciałam oficjalnie podziękować Niemeth za zrobienie mi prześlicznego nagłówka :)
Mam nadzieję, że Wam też się podoba:)
Akihita :)
*************************************************************************
Obudziłem się nagle
i spanikowany rozejrzałem się dookoła. Obok mnie spokojnie spała Ayako, co nie
wydało mi się niczym dziwnym. Najgorsze było to, że powoli zaczynałem się
przyzwyczajać do jej stałej obecności. Nie dobrze. Musiałem coś z tym wkrótce zrobić,
bo już niedługo zacznie oczekiwać, że poproszę ją o rękę. Jeszcze czego! Jeżeli
szuka frajera to nie ze mną te numery. Na razie nie mam zamiaru się z nikim
żenić.
Byłem w swoim
mieszkaniu. Uff… Czyli jednak to, co po obudzeniu wydawało mi się zwykłym snem,
okazało się prawdą. Szkoda tylko, że nie pamiętałem najmniejszego szczegółu z
drogi powrotnej do domu poza tym, że Yuichi słaniał się na nogach i razem z
Hayato musieliśmy go podtrzymywać, aby nie wybił sobie jedynek o chodnik. Ten
idiota po naszej rozmowie w łazience wlewał w siebie wszystko, co spotkał na swojej
drodze, a potem położył się pod oknem i zasnął. Właściwie to mogłem go tam
zostawić i odebrać rano. Skąd w ogóle pomysł żeby tutaj wracać? Już więcej nie
piję.
Mój organizm kalał
się na kolanach i błagał mnie o szklankę zimnej wody, dlatego z trudem podniosłem
się z łóżka i niepewnym krokiem ruszyłem w stronę kuchni. Wszystko chwiało się
i wirowało bezładnie, a ja stopniowo opanowywałem moje wątłe ciało, którego
kończyny wciąż wykonywały dziwne, zamaszyste ruchy. O mały włos nie stoczyłem
się na pobliską ścianę, ale na szczęście w porę odzyskałem równowagę.
Przystanąłem na chwilę i podciągnąłem jeansy, niechlujnie zwisające z moich kościstych
bioder. W przelocie zauważyłem, że moja koszulka poplamiona jest jakąś lepką mazią
niewiadomego pochodzenia. Nareszcie miałem dowód na to, że co noc porywa mnie
UFO i poddaje jakimś sadystycznym eksperymentom! Ojciec znalazłby wreszcie
usprawiedliwienie dla mojego rosnącego z każdym rokiem popierdolenia, bo przecież
jego tradycyjne, przesadnie rygorystyczne i bezuczuciowe wychowanie było
całkowicie w porządku.
Mimo że potrzeba napicia
się czegoś była ogromna, zatrzymałem się w pół kroku na korytarzu, gdyż
usłyszałem jakieś dziwne dźwięki. Po krótkiej kalkulacji doszedłem do wniosku,
że dochodzą z łazienki, dlatego wolnym krokiem zbliżyłem się do drzwi i
przystawiłem do nich głowę.
- Dlaczego? Dlaczego?
Dlacze… - Usłyszałem cichy szept.
Zamarłem. Nie
wiedziałem co zrobić, gdy do moich uszu dotarł spazmatyczny szloch Yuichiego.
Nie. Musiałem się pomylić. Yuichi NIGDY nie płakał, nawet kiedy jego matka
chorowała, kiedy pogrążony był w heroinowym dołku ani na pogrzebie swojego
brata. Stałem wtedy tuż przy nim i sam nie mogłem powstrzymać napływających
łez. Byłem zdziwiony, że Yuichi tylko patrzył się w przestrzeń, nie obnażając
żadnych emocji. Chciałem nawet wtedy na niego naskoczyć za to, że wśród
płaczącej rodziny wydawał się być zupełnie obojętny, ale wkrótce zrozumiałem, że
on po prostu tak miał. Znosił cierpienie w milczeniu. W takim razie dlaczego…
Płożyłem drżącą dłoń
na klamce, ale zrezygnowany opuściłem ją po chwili. Przecież drzwi i tak były
zamknięte, a ja nie miałem pojęcia, gdzie położyłem klucz. Poza tym
stwierdziłem, że Yuichi nie chciałby, żebym widział go w takim stanie. Był na
to zbyt dumny.
Bezradny osunąłem
się wzdłuż ściany i usiadłem na podłodze, podkurczając pod brodę nogi. Czułem
dziwne wyrzuty sumienia, choć przecież nic mu nie zrobiłem!
Spędziłem w takiej pozycji kilka minut, po czym...
***
- Takumi! Takumi,
wstawaj! Masz… gościa.
Na dźwięk słowa
„gość” otworzyłem gwałtownie oczy. Wciąż siedziałem pod drzwiami łazienki, a po
policzku ściekała mi cieniutka stróżka śliny, którą szybko otarłem w rękaw koszulki. Do tego obolały kręgosłup wołał o
pomstę i zdawał się być na stałe odkształcony.
Spojrzałem na
przybysza nieprzyzwyczajonym do światła wzrokiem. Czy to bazyliszek? Seryjny
morderca? A, nie! To przecież mój ojciec, który piorunował mnie swoim władczym
i bezlitosnym spojrzeniem. Super. Cudownie do kwadratu.
- Asakura Takumi, czy
mógłbyś mi łaskawie wyjaśnić, co się tutaj dzieje?
Jego wzrok
powędrował w kierunku na półnagiej Ayako, która stała pod ścianą niczym mała,
skrzywdzona dziewczynka i udawała, że jej nie widać. Po cholerę otwierała
obcemu drzwi i wpuszczała go bez mojej zgody do mieszkania?! Teraz ma za swoje!
Co za idiotka!
Tylko „wybrańcy”,
tacy jak ja, potrafili znieść surowe spojrzenie mojego ojca bez odwracania wzroku.
Jednak otwartej wzgardy i obrzydzenia nawet po kilkudziesięciu latach treningu
nie potrafiłem zdzierżyć. A ona jeszcze musiała założyć koszulę, spod której
prześwitywało jej niemal wszystko. MOJĄ koszulę. Zamontuję zamek w szafie,
przysięgam!
- Czy moglibyśmy
porozmawiać na osobności? – ojciec odezwał
się po chwili sugestywnego milczenia.
„Nie, ojcze. To nie
jest dziwka, tylko moja znajoma” – miałem ochotę powiedzieć, ale cudem się
powstrzymałem. Wiem, że prędzej czy później będę musiał mu wszystko wyjaśnić.
- Oczywiście –
odparłem, podnosząc się z podłogi. W ustach czułem już piasek Sahary, dlatego
tylko kiwnąłem na Ayako, żeby sprawdziła, czy przypadkiem nie ma jej w pokoju
obok. Na szczęście sama zrozumiała aluzję. Brawo! Może była jeszcze dla niej
jakaś nadzieja.
- Dlaczego śpisz na
podłodze? – zapytał, poprawiając klapy idealnie skrojonego garnituru. – Kolejna
impreza? Mam tylko nadzieję, że nic…
- Ile razy mam ci
powtarzać, że już nie ćpam?! – wciąłem się w pół zdania. Ojciec bardzo tego nie
lubił, ale nie mogłem już wytrzymać. Czegokolwiek był nie robił, niezależnie od
tego jak bym się starał, dla niego już zawsze pozostanę narkomanem bez przyszłości,
ambicji i jakiejkolwiek wartości.
- Nie unoś się tak –
rzucił, spoglądając ze zniecierpliwieniem na swojego srebrnego Rolexa. – Musimy
porozmawiać.
Dzwonek do drzwi.
Ojciec cicho mruknął, żebym otworzył. Po samym wyrazie jego twarzy
wywnioskowałem, że był poirytowany. Poprawka, on zawsze był poirytowany,
niezależnie od dnia, godziny czy nawet milisekundy.
- Zaraz wracam –
powiedziałem, po czym podszedłem do wejściowych drzwi. Otworzyłem je, nie
kryjąc rozdrażnienia.
„Wody! Wody! Dajcie
mi szklankę cholernej wody, a najlepiej całe wiadro, żebym mógł się utopić”.
- Cześć Takumi! – powiedział
uśmiechnięty Hayato i nie czekając na zaproszenie, wkroczył do środka. – Jak
tam Yuu? Zaglądałeś już do niego? A, no tak. Zapomniałem, że zabrałem ci
klucz.
- Mój ojciec jest…
- Spokojnie –
oznajmił i uśmiechnął się lekko. Wydawał się być w wyśmienitym humorze. Jakim
cudem nie miał kaca? – Porozmawiaj z nim, a ja doprowadzę Yuichiego do porządku
i zjemy sobie śniadanie. Za dwie godziny musisz być w pracy, ale może jeszcze
do nas dołączysz? Chcesz kawy?
Z tego potoku
zrozumiałem tylko dwa słowa: śniadanie i kawa. Chwila, chciał mi zrobić kawę? Brakowało mu jeszcze białego, koronkowego
fartuszka i czepka gosposi. Albo ja dzisiaj niezbyt kontaktowałem, albo zmienił
się jakiś układ planet czy… a może teoria o UFO była prawdziwa?
- Tak – bąknąłem,
mając nadzieję, że nie zauważy ciepła, rozchodzącego się po moich policzkach.
Hayato w stroju gosposi. Hmm…
Serce zakołatało mi
szybciej niż zwykle. Nie tylko ze względu na jego onieśmielającą urodę, ale
także ze strachu. Ojciec potrafił we mnie czytać jak z otwartej księgi.
Wiedział kiedy kłamię, kręcę i zgrywam debila. A jeśli zauważy? NIE. Wtedy
byłbym skończony.
Mój język przybrał
kształt precla i przyrósł do podniebienia. Nie mogłem z siebie wydusić żadnego
słowa, tylko ze spuszczoną głową podążałem za Hayato, który zaczął wyjątkowo
swobodnie poruszać się po moim mieszkaniu. Na widok mojego ojca powiedział
grzecznie „dzień dobry”, po czym wyminął go i…
- Nieeeeee! –
wrzasnąłem, jak neandertalczyk, ale było już za późno.
Wszystko widziałem w
zwolnionym tempie, a wszelkie dźwięki odbierałem intensywniej niż zwykle. Słyszałem
głośne szczęknięcie zamka, otwieranie drzwi, kroki ojca, który zaciekawiony
podszedł bliżej, aby przyjrzeć się wnętrzu łazienki...
Moim oczom ukazała
się zmarnowana sylwetka Yuichiego, który spał na desce klozetowej. Wyglądał
fatalnie, a do tego jego ciałem wstrząsały niekontrolowane dreszcze. W
powietrzu unosił się zapach wymiocin i alkoholu. Już po pierwszym wdechu zrobiło
mi się niedobrze.
Szybkim susem
dotarłem do drzwi i zatrzasnąłem je szybko przed nosami ojca i Hayato. Dlaczego
dzisiaj nikt nie myślał logicznie?! Ani Ayako, która swoim wyglądem zrobiła z
siebie ulicznicę, ani Hayato, który musiał otworzyć te cholerne drzwi tuż przed
moim ojcem, ani nawet ja, który jak ostatni przymózg nie potrafiłem wszystkiego
przewidzieć i w porę zatrzymać.
- Takumi, co to ma
znaczyć? Dlaczego ten mężczyzna… To Yuichi? – Ojciec wydawał się jednocześnie zszokowany
jak i nieźle wzburzony. Hayato nareszcie zrozumiał swój idiotyczny błąd i po
prostu się nie odzywał.
- Nic. Po co w ogóle
tutaj przyszedłeś? – warknąłem niechętnie.
- Nie tym tonem,
gówniarzu – syknął jadowicie mój wielce kochany rodziciel, aż poczułem ciarki
na plecach. – Możesz łaskawie odpowiedzieć na moje pytanie?
Wbrew zdrowemu
rozsądkowi, uśmiechnąłem się szeroko.
- Nie wiem o co ci
chodzi? Yuichi testuje właśnie moją muszlę klozetową. Poza tym wczoraj nagle
stwierdził, że widok białych kafelek wpływa na niego bardzo kojąco, dlatego
pozwoliłem mu trochę pobyć w ich otoczeniu. Biedak jest ostatnio bardzo nerwowy…
Na czole ojca
pojawiła się cieniutka żyłka, która zaczęła pulsować w jednostajnym rytmie.
Obserwowałem ją uważnie, gdyż nie umiałem skupić się na niczym innym. Ta chwila
zbawiennego zawieszenia nie trwała jednak zbyt długo.
- Nie mam zamiaru ulegać
twoim prymitywnym zaczepkom – oznajmił ze stoickim spokojem - Kiedy ty wreszcie
dorośniesz? Masz już dwadzieścia pięć lat, a wciąż zachowujesz się jak gówniarz.
Jego twarz wyrażała tak głęboką pogardę, że poczułem dreszcze na całym ciele. Nienawidził mnie - to wiedziałem niemal od zawsze, jednak bardzo rzadko okazywał to w tak bezpośredni sposób.
- Widzę, że nie ma u ciebie warunków do rozmowy, dlatego za dziesięć minut masz być na dole. - kontynuował, patrząc na obrzydliwie drogi zegarek. - Po śniadaniu pojedziesz od razu do pracy, dlatego ubierz się jak cywilizowany człowiek i może najpierw się umyj, bo… cuchniesz.
Jego twarz wyrażała tak głęboką pogardę, że poczułem dreszcze na całym ciele. Nienawidził mnie - to wiedziałem niemal od zawsze, jednak bardzo rzadko okazywał to w tak bezpośredni sposób.
- Widzę, że nie ma u ciebie warunków do rozmowy, dlatego za dziesięć minut masz być na dole. - kontynuował, patrząc na obrzydliwie drogi zegarek. - Po śniadaniu pojedziesz od razu do pracy, dlatego ubierz się jak cywilizowany człowiek i może najpierw się umyj, bo… cuchniesz.
W momencie kiedy
wypowiadał ostatnie słowa spojrzałem jeszcze raz na swoją koszulkę. Nie, tylko
nie to! Cholerny Yuichi! On… ohyda!
A ojciec jak zwykle
wygrał i w dodatku ośmieszył mnie przed Hayato. Powinienem rozebrać się z
obrzyganej koszulki, założyć wieniec z kwiatów i tańczyć w koło, śpiewając:
„Uwielbiam wizyty mojego ojca, kocham go i nie przeszkadza mi, że przy każdym
kolejnym spotkaniu miesza mnie z błotem!”.
Wyszedł, trzaskając
drzwiami.
- Powiało chłodem –
mruknął po chwili Hayato, odprowadzając go wzrokiem. – Przepraszam. Ja… w ogóle
nie pomyślałem.
- Jak my wszyscy.
Widać, że było mu
naprawdę przykro. Wyglądał tak niewinnie i uroczo, że sam miałem ochotę błagać
go o wybaczenie.
- On zawsze…?
- Niestety –
rzuciłem, spoglądając z ukosa na glany leżące pod ścianą. Były pokryte tą samą
mazią co moja koszulka. Westchnąłem ciężko. Nawet nie miałem siły, aby złościć
się na tego idiotę. – To jeszcze nic! Szkoda, że nigdy nie widziałeś go w
akcji. Samym spojrzeniem potrafi zamrozić kostkę lodu. Jego zachowanie dzisiaj
można porównać raczej do słonecznego poranka na Antarktydzie. Niezależnie od
tego jak byłby piękny, wieczorem i tak będzie zimno i chujowo.
Początek dnia, a ja już
miałem wszystkiego dosyć.
***
Znajdowaliśmy się w
niewielkiej restauracji, mieszczącej się na ostatnim piętrze jakiegoś biurowca.
Zmęczonym wzrokiem obserwowałem przez duże okno, jak miasto powoli budziło się
do życia. Była już siódma rano, dlatego drogi coraz gęściej zapełniały się
samochodami Japończyków, zmierzających do pracy.
- Mam nadzieję, że
pojadłeś – odezwał się do mnie ojciec, po raz pierwszy odkąd w ogóle wsiadłem
do jego czarnej limuzyny.
- Tak, ojcze –
odparłem, spoglądając na puste naczynia na stole. Musiałem przyznać, że zupa
miso była fenomenalna! Dawno nie jadłem lepszej. Poprawka, dawno nie jadłem tak
pysznego śniadania. Czasami opłacało się mieć bogatego ojca. – To o czym
chciałeś ze mną porozmawiać?
Nie musiałem nawet
na niego patrzeć, żeby ujrzeć przed oczami gburowaty wyraz jego twarzy. Znałem
go przecież tak dobrze. Szkoda tylko, że on w ogóle nie znał mnie.
Po głośnym
odchrząknięciu zrozumiałem, że będzie to coś poważnego.
- Synu, czy to
niebieskowłose dziwadło jest twoją…?
- Nie – zaprzeczyłem od
razu. Nie zdziwiło mnie to, że po raz kolejny obrażał moich znajomych i
przyjaciół. Zdążyłem się już do tego przyzwyczaić. Coś innego jednak przykuło
moją uwagę. Przecież ojciec nigdy jeszcze nie rozmawiał ze mną na tematy
dziewczyn, miłości i związków. Coś było nie tak, dlatego uniosłem wzrok.
Na jego twarzy ujrzałem
wyraz niesamowitej ulgi, którą szybko zdołał zakryć swoim surowym, posągowym
obliczem.
- To dobrze, że nic
cię z nią nie łączy. Jednak tyle razy powtarzałem ci, żebyś nie sprowadzał do
domu ulicznic. To formalnie moje mieszkanie i nie życzę sobie tego.
- Ayako nie jest
dziwką – powiedziałem, starając się zachować spokój. – To znajoma, która w tej
chwili potrzebuje mojej pomocy. Tyle.
- Nie prosiłem cię o
żadne wyjaśnienia, tylko przypomniałem ci obowiązujące reguły.
„Raz… Dwa… Trzy… Takumi, weź się w garść i
zachowaj spokój. On próbuje cię tylko sprowokować, żeby pokazać ci później jaki
to jesteś dziecinny…”
- Masz teraz kogoś? –
zapytał, nie reagując w żaden sposób na moje milczenie.
- Nie – odparłem, w
głębi duszy marząc żeby ta durna rozmowa dobiegła końca. Po raz pierwszy od
bardzo dawna nabrałem ochoty, aby pójść do pracy.
- Pan Sakai
powiedział mi wczoraj coś innego. Podobno twoja dziewczyna zemdlała i musiałeś
zawieść ją do szpitala. Nie mylę się?
Kurwa. Tak to już
jest, gdy twój ojciec umawia się z twoim szefem co tydzień, aby oglądać zawody sumo. Mimo że wiedziałem o ich długoletniej przyjaźni, nie spodziewałem się, że
ten dupowłaz Sakai zadzwoni do niego na skargę i zakabluje na mnie, jak
nastoletniego recydywistę. Poczułem się niesamowicie kontrolowany, otoczony niewidzialnymi
kamerami, z których obraz przekazywany był na wielką plazmę w salonie mojego ojca.
Codziennie doświadczałem, co znaczyło posiadanie wolności zagwarantowanej tylko
na bezużytecznym świstku papieru w świecie, który tego typu zasady miał w
głębokim poważaniu.
Wiedziałem, że
ściemnianie nie miało najmniejszego sensu, bo i tak od razu by mnie przejrzał.
Dobrze pamiętałem, kiedy w wieku osiemnastu lat, gdy wróciłem do domu ze szkoły,
ojciec zapytał mnie nagle czy już pozbyłem się już wszystkich prochów.
Oczywiście przytaknąłem bez najmniejszego wahania, a on ku mojemu zdziwieniu
wziął telefon i zadzwonił na policję. Przeprowadzili mi rewizję pokoju i
pojechali, nie znajdując niczego. Byłem wstrząśnięty, szczególnie, że za
posiadanie narkotyków mogłem spędzić kilka ładnych lat w więzieniu. Wyrzuciłem
to ojcu, a on odparł tylko, że w takim razie mam się starać żeby tam nie
trafić. Nie miał żadnych skrupułów. Mimo, że policja niczego nie znalazła,
ojciec wciąż wydawał się niespokojny. Wiedział, że kłamałem. Po kilku
dniach przypadkiem znalazł paczuszkę koki pod doniczką w kuchni. I wtedy
rozpoczęło się piekło.
Wzdrygnąłem się na
samo wspomnienie o tym.
- Skłamałem, bo
miałem ważny powód – powiedziałem, zaciskając dłonie w pięści. Ze zdenerwowania
chciało mi się palić, ale gdybym to zrobił, od razu dostałbym od niego ostrą reprymendę.
- Czyli nie masz
dziewczyny? – upewnił się, zupełnie ignorując fakt, że okłamałem szefa i
wymusiłem dzień wolnego na sobie tylko znane pierdoły. Dzisiaj był jakiś dzień
dobroci dla zwierząt, czy co?
- Nie.
- Znakomicie –
odparł, a na jego twarzy pojawił się cień uśmiechu. – To bardzo upraszcza
sprawę.
O co mu do jasnej
cholery chodziło?
- Nie rozumiem… Co
upraszcza? Jaką sprawę?
Ojciec, jak gdyby
nigdy nic, poprawił swój grafitowy krawat, jeszcze bardziej ograniczając sobie dopływ
krwi do mózgu, po czym spojrzał na zegarek, prawdopodobnie droższy od całego
mojego dobytku.
- Słuchaj uważnie, bo
nie mamy zbyt dużo czasu, a ja nie mam ochoty się powtarzać – zaczął,
spoglądając mi prosto w oczy. – Jestem poważnym i szanowanym biznesmenem, który
dorobił się swojego majątku całkowicie od zera. Aby umożliwić mojej korporacji
prawidłowe funkcjonowanie, harowałem jak wół dniami i nocami przez dwadzieścia
lat. Poświeciłem jej niemal połowę swojego życia, dlatego jest ona w
chwili obecnej dla mnie najważniejsza.
- Wciąż nie bardzo
rozumiem…
- Nie przerywaj mi! Przedstawisz swoją nic nie znaczącą opinię, dopiero po moim wywodzie.
Wracając. Czasami dochodzi do takiej sytuacji, kiedy dwie konkurencyjne firmy,
starają się zniszczyć siebie nawzajem, wyeliminować z rynku, co wbrew pozorom
szkodzi im obu. Trzeba temu jak najszybciej zapobiec, dlatego bierze się pod
uwagę możliwość fuzji przedsiębiorstw. Niestety największy problem
stanowy porozumienie obydwu właścicieli firm, aby zbyt wiele nie stracić, ale
zarazem więcej zyskać w późniejszym okresie. A teraz koniec teorii. Mam
nadzieję, że wszystko zrozumiałeś, a jeżeli nie, to twoja strata. Po co cię
tutaj zabrałem? Zapewne wielokrotnie dzisiaj zadawałeś sobie to pytanie. Otóż
wyobraź sobie, że planuję fuzję z przedsiębiorstwem Minamoto – firmą rodzinną,
przekazywaną z pokolenia na pokolenie, której sztandarową zasadą jest to, aby
nie dostała się w obce ręce. No i nareszcie mogę przejść do głównego celu
naszej konwersacji.
Serce waliło mi jak
młotem, a trybiki w mózgu obracały się z zawrotną prędkością. Od tego całego
analizowania informacji myślałem, że zemdleję.
- Podstawowym
warunkiem fuzji jest połączenie się rodów Minamoto i Asakura, co za tym idzie,
któryś z nas będzie musiał się poświęcić, aby porozumienie mogło dojść do
skutku. Ja niestety mam już żonę, więc ty, jako mój jedyny syn, jesteś
zobowiązany do zawarcia małżeństwa z córką prezesa Minamoto – Keiko.
- Ale…
- Poczekaj jeszcze
chwilę, Takumi. Musisz zrozumieć, że nie interesują mnie żadne względy
osobiste. Ty po prostu MUSISZ to zrobić, naprawdę nie masz wyjścia. Życie to
jeden wielki biznes, a ty jesteś niczym więcej, jak moją inwestycją. Łożyłem na
ciebie pieniące przez te wszystkie lata twojej edukacji. Na korepetycje, kursy
i inne rzeczy, które miały ułatwić ci dalsze kształcenie. Niestety, mimo moich
usilnych starań, najzwyczajniej mnie zawiodłeś. Nie spełniłeś choćby w połowie
nadziei, które względem ciebie żywiłem. Zrozum, że teraz masz już właściwie
ostatnią szansę, aby jakkolwiek zaistnieć jeszcze w moich oczach. Nie zapominaj także o długu wobec mnie za te wszystkie lata opieki. Właśnie teraz domagam się jego spłaty. Spotkanie z
Keiko masz umówione na pojutrze na godzinę siedemnastą. Masz użyć całego uroku
osobistego, aby zawrócić jej w głowie. Ta dziewczyna musi oszaleć na twoim
punkcie, rozumiesz?
Minęła chwila, zanim
w pełni otrząsnąłem się z tego natłoku informacji, połączyłem wątki i
uspokoiłem to krwawiące z bólu „coś” w mojej klatce piersiowej. Miałem
wrażenie, że po słowach ojca nie można było już tego nazwać sercem.
- A co, jeżeli jednak
się nie zgodzę? – zapytałem, wypranym z jakichkolwiek emocji, głosem.
- Miałem nadzieję, że
nie będę ci musiał tego wyjaśniać, ale skoro chcesz to proszę bardzo. Po
pierwsze wyprowadzasz się z mieszkania, zabierając ze sobą tylko te rzeczy, na
które samodzielnie zarobiłeś. Oboje wiemy, że jest tego niewiele. Po drugie
natychmiastowo tracisz stanowisko w galerii. Na twoim miejscu nie liczyłbym też
na to, że znajdziesz coś ambitniejszego niż praca na zmywaku w jakiejś
obskurnej restauracji. Mam bardzo duże wpływy. Po trzecie całkowicie zrywasz
wszelkie kontakty z Ruką, a każda próba jego nawiązania będzie zgłaszana na
policję. Po czwarte… Mam wymieniać dalej?
Czy ten człowiek w
ogóle miał prawo nazywać się moim ojcem? Czy którykolwiek ojciec zrobiłby coś
takiego swojemu dziecku? Czy…
- Mogłeś od razu
powiedzieć, że zniszczysz mi życie – szepnąłem, wciąż nie mogąc otrząsnąć się z
doznanego szoku.
- Chciałem uniknąć
tego sformułowania, ale tak, masz całkowitą rację.
- Dzięki za szczerość
– odparłem. – Doceniam, że najpierw postanowiłeś mnie w ogóle o wszystkim
poinformować, niż od razu stawiać na ślubnym kobiercu. Przynajmniej wiem na
czym stoję.
- Jaka jest twoja
decyzja?
Uśmiechnąłem się na
myśl o Hayato i o naszym niedoszłym związku. A może nigdy nie było nam
przeznaczone bycie razem? Miałem zaledwie kilka sekund na podjęcie życiowej
decyzji.
Miłość kontra
obowiązek, czy istniał kiedyś trudniejszy wybór?
Fajny rozdział. Podobał mi się :D Niesamowicie mocno żal mi tego Yuichiego. On jest taki słodki... <33
OdpowiedzUsuńW każdym razie, w pewnym momencie zaczęłam się domyślać, że Takumi zostanie zmuszony do ślubu, ale mimo wszystko miałam nadzieję, że to będzie chłopak Xd A tak poza tym, to nieźle się pokomplikowało ;o
Życzę, żeby weny wróciła ;*
I czekam na kolejny cudaczny rozdział :DD
Biedny Takumi. No co za dupny ojciec. Napadnijmy go w nocy. :)
OdpowiedzUsuńNie mogłam się już doczekać rozdziału i pewnie za kilka dni znowu bedę miała to uczucie.
Dużo weny i miłego wyjazdu. :D
W końcu! Tyle się naczekałam, ale się porobiło ^o^. Pisz dalej bo bardzo mnie ciekawi to wszystko, a najbardziej relacje Akiry z Hayato :D
OdpowiedzUsuńAaa! Jak ja kocham to opowiadanie .^^Tylko teraz żal mi Takumiego :c. No i dochodzi do tego Yuichi (jemu najbardziej współczuję ). Na koniec dodam , że życzę Ci powodzenia w dalszym pisaniu , bo na prawdę te cudeńka wychodzące z pod twojej ręki powalają na kolana. Czekam z niecierpliwością na dalszą część :**
OdpowiedzUsuńPo pierwsze nowa "tapeta" jest śliczna. Po drugie kocham rozdziały, w których narratorem jest Taku! Uwielbiam jego pesymizm, sarkazm, jego kaca też lubię xd No i tekst o UFO mnie powalił na kolana no i "Hayato w stroju gosposi" <3 Po trzecie jestem stanowczo za niedoszłym (nie wiem czy to odpowiednie określenie na ich relacje xd) związkiem Hayato i Takumiego.
OdpowiedzUsuńSama-Wiesz-Kto
Witam,
OdpowiedzUsuńfantastyczny rozdział... no to się teraz porobiło... biedny Takumi.. ciekawe jaka podejmie decyzję... niech sie wyprowadza i zamieszka u Hayato ;]
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
tylko mi nie mów że Takumi wybierze obowiązek... On nie może tego zrobić?! Chyba zabardzo przeżywam to opowiadanie o.O
OdpowiedzUsuńMimo, że go nie lubię to i tak mi go lekko szkoda. Wolałabym, żeby związał się z kimś innym oprócz z hayato, bo on jest mój :p
OdpowiedzUsuń