Powracam po baaaaardzo długiej przerwie. Jestem wykończona, można by rzec "martwa" i naprawdę nie byłoby w tym krzytyny przesady. Sesja przede mną, więc jest jeszcze gorzej, ale postanowiłam, że przyda mi się trochę odpoczynku, dlatego dzisiaj zebrałam się w sobie i dokończyłam już dawno temu zapowiadany rozdział.
Ostrzegam, że jest bardzo krótki i dosyć zwyczajny, ale chciałam go wstawić właśnie dzisiaj - w ten piękny i cudowny dzień :D Mam nadzieję, że spędzicie go w ciepłym rodzinnym gronie, bo to chyba jest najważniejsze ;))
Chciałam Wam życzyć wszystkiego co najlepsze, spełnienia najskrytszych marzeń, przyjaciół (ostatnio poznałam prawdziwe znaczenie tego słowa), duuuuuuuużo miłości, bo to właśnie ona sprawia, że dostrzegamy cokolwiek poza jałową codziennością, spokoju i harmonii w życiu osobistym, no i sukcesów we wszystkich dziedzinach życia, bo nic tak nie motywuje do dalszej egzystencji. Bądźcie silni i niezwyciężeni! :D Nie zapominajcie też o moim blogu, tak jak ja nie zapomniałam o Was :)
Trzymajcie się ciepło.
Pozdrawiam
A.M.
**************************************************************************
To był naprawdę
okropny wieczór. Nie dość, że martwiłem się stanem zdrowia Ayako, to jeszcze
chyba na dobre pokłóciłem się z Yuu. Powiedziałem tak wiele chamskich i
niepotrzebnych rzeczy… Ehhh… Pragnąłem go jak najszybciej przeprosić, chociaż w
głębi duszy wątpiłem, żeby to wystarczyło.
Naprawdę nie
chciałem, żeby w taki sposób się o nas dowiedział. Z Takumim spotykaliśmy się
dopiero od dwóch tygodni, więc nie wiedziałem nawet czy traktować to wszystko
na poważnie. Umawialiśmy się i rozmawialiśmy przez długie godziny, nic poza
tym. Tamtego wieczoru jednak po raz pierwszy odrobinę nas poniosło. Odrobinę.
Nie miałem pojęcia, że to wszystko skończy się tak niefortunnie.
Takumi został w
szpitalu. Powiedział, że zadzwonił już do rodziców Ayako i wyjaśnił im wszystko.
Postanowili przyjechać do Japonii jak najszybciej się da. Pozytywna nowina jednak
go nie uspokoiła i w żadnym razie nie
odwiodła od czuwania przy łóżku Ayi przez całą noc. Nawet, gdy powiedziałem mu
o zniknięciu Yuichiego, wzruszył tylko ramionami i burknął coś o tym, że na
pewno wrócił do domu. Ja niestety nie byłem tego taki pewny, więc wziąłem
klucze do mieszkania Taku i postanowiłem to osobiście sprawdzić.
Niestety nikogo w
nim nie zastałem.
***
Obudziłem się na
kanapie Takumiego, mając na sobie pomięty, wczorajszy T-shirt oraz jeansy. Nie
miałem pojęcia, kiedy dokładnie zasnąłem, bo stało się to tak nagle... Czując
ogromne wyrzuty sumienia, postanowiłem czekać na Yuichiego przez całą noc.
Naprawdę miałem nadzieję, że wróci, ale najwyraźniej przepadł na dobre. Taku
także nie pojawił się w mieszkaniu.
Podniosłem się
ociężale, a następnie spojrzałem na zegarek w komórce.
- Kuźwa! – Wypaliłem,
widząc na ekranie zgrabną siódemkę, która bezlitośnie oznajmiła mi, że Akira
przy najbliższej okazji zedrze ze mnie skórę. Bardzo nie lubił spóźnialskich,
szczególnie kiedy miał zły dzień, albo nawdychał się za mało koki.
Nie mogłem iść
jednak do biura w zwyczajnych ciuchach, dlatego wpadłem do pokoju Taku i
wyciągnąłem odpowiednie rzeczy z szafy. Ubrałem się szybko w odrobinę
przyciasne ubrania, a na niewielkiej, biurowej karteczce nakreśliłem szybko:
„Pożyczam garnitur. Zwrócę go wieczorem. H.”. Następnie, jak szalony wypadłem z
mieszkania, zapominając nawet zamknąć drzwi na klucz.
***
- Panie Nakamura, czy
ma pan mi jeszcze coś do powiedzenia?
Zadrżałem, gdy
skórzany koniec szpicruty dotknął mojego policzka, po czym zsunął się po szyi i
dalej, ku rozpiętej koszuli.
- Takie zachowanie
jest absolutnie niedopuszczalne. Pół godziny spóźnienia… Zawiodłem się.
Nagłe smagnięcie
sprawiło, że poczułem ból w okolicy sutka. Z moich nabrzmiałych warg wyrwał się
cichy jęk.
- Niedobrze, Hayato.
Przecież nie pozwoliłem ci się odezwać, prawda?
Klęczałem na
podłodze tuż przed fotelem Akiry, ze związanymi z tyłu rękami. Było mi na
przemian zimno i gorąco. Bałem się. Przecież w każdej chwili ktoś mógł wejść do
gabinetu.
Kolejne uderzenie.
Zacisnąłem zęby, co stłumiło zbierający się w gardle krzyk. Nie miałem odwagi
na niego spojrzeć, choć i tak doskonale wiedziałem, jaki obraz ukaże mi się
przed oczami. Twarz czerwonowłosego demona o surowym, bezwzględnym spojrzeniu.
Tak. Twarz mojego nowego Pana.
- Nagle odjęło ci
mowę? – Akira chwycił mocno za moją szczękę, po czym pociągnął mnie w swoją
stronę. Omal nie straciłem równowagi. – Może uraczysz mnie jeszcze jakimś
wytłumaczeniem? Autobus się spóźnił? Zaspałeś? Nie obchodzi
mnie to.
Jego szczupłe palce
zacisnęły się jeszcze mocniej, wszelkie próby wyrwania się spełzły na niczym.
- Już mówiłem, panie
– udało mi się wydusić. – Ayako trafiła do szpitala i…
- O ile wiem, jest to
wyłącznie zmartwienie Takumiego. Wyjaśnij mi więc, co TY tam robiłeś?
- Pomagałem… szukać
Yuichiego.
- Doprawdy? – Powiedział,
uśmiechając się do mnie niemal czule.
- Tak, panie.
Odetchnąłem z ulgą,
gdy w końcu zabrał dłoń z mojej twarzy. Już prawie nie czułem szczęki.
- I co? Udało ci się
go znaleźć? – Zapytał, przeszywając mnie wzrokiem. Poczułem dreszcze na całym
ciele.
- Niestety nie,
panie.
Zaśmiał się cicho,
po czym wymierzył mi kolejny raz szpicrutą. Spojrzałem w dół, na swoją pokrytą
czerwonymi pręgami klatkę piersiową i… poczułem niewyobrażalną satysfakcję. Wszystkie
jego uderzenia podniecały, dzięki nim czułem się spełniony.
- Od czego by tutaj
zacząć… - mruknął, zerkając na mnie prowokacyjnie. – Może…
Jedną ręką rozpiął
swój rozporek, a drugą chwycił mnie za włosy i przybliżył do swojego krocza.
Uśmiechnąłem się na widok prężącej się przede mną męskości.
- Podoba ci się? –
zapytał Akira, po czym przybliżył moją głowę jeszcze bliżej swojego członka. –
Rób więc to, do czego jesteś stworzony.
Tak. Taki właśnie
byłem. Do tego nadawałem się najlepiej.
Niemal natychmiast objąłem go ustami. Poczułem dłonie Akiry na włosach, które zaczęły nadawać tempa moim
ruchom.
- Jesteś cudowny, ale
wiem, że potrafisz głębiej…
Nagły dźwięk tym
razem biurowego telefonu przerwał nam nasze igraszki.
Z gardła Akiry
wyrwał się rozdrażniony jęk, a dłoń jeszcze mocniej docisnęła moją głowę. Omal
się nie zadławiłem i cudem powstrzymałem mdłości.
- Co jest?! – warknął
do słuchawki. – Przecież mówiłem, że nie wolno mi przesz…
Zamilkł nagle, a na
jego twarzy pojawił się iście szatański uśmieszek.
- Rozumiem… Tak, tak
niech wejdzie. Ochrona? Nie, nie będzie potrzebna. Wyłamał drzwi? To niech
wstawią nowe, nie widzę problemu. Tak, na pewno nie będzie potrzebna –
oznajmił, po czym odłożył telefon na miejsce.
- Wejdź pod biurko,
bo zaraz będziemy mieli gościa – rozkazał, uśmiechając się zmysłowo. – Tylko
nie przerywaj swojej pracy, bo inaczej spotka cię kara.
Zgodnie z poleceniem
wsunąłem się we wnękę pod ogromnym biurkiem, choć spętane ręce skutecznie
ograniczały moje ruchy. Zrobiłem to właściwie w ostatniej chwili, bo nagle
drzwi otworzyły się z łoskotem i…
- Oddawaj Yuichiego,
padalcu, ćpunie, degeneracie!
… do pomieszczenia
weszła ostania osoba, której mogłem się spodziewać.
- Ja też bardzo się cieszę,
że cię widzę, Takumi – powiedział Akira,
przyciągając mnie pod stołem do swojego członka. – Co tam u ciebie słychać?
Kompletnie mnie
sparaliżowało. Podniecenie zmieszało się ze strachem o to, że nasza tajemnica
wyjdzie na jaw. Ciekawe jakby zareagował Takumi, gdyby… Nie! Nie mógł się
dowiedzieć!
- GDZIE. JEST.
YUICHI?! – Takumi był wściekły. Miałem wrażenie, że zaraz rozszarpie Akirę na
strzępy.
- Może najpierw
usiądziesz i na spokojnie porozmawiamy? Twoje neandertalskie wrzaski ci nie
pomogą, a ja powoli zaczynam tracić cierpliwość – odparł Akira stoickim tonem.
Myślałem, że to
jeszcze bardziej rozjuszy Takumiego, ale po chwili usłyszałem skrzypnięcie
krzesła. Usiadł. Teraz dzieliła nas już tylko cienka ścianka biurka, zaledwie
kilka centymetrów… Zrobiło mi się niedobrze, a na nagich plecach poczułem
spływające kropelki potu. Nie wiedziałem co robić, w szczególności, że ręka
Akiry coraz mocniej dociskała moją głowę. W końcu uległem.
- Grzeczny chłopiec –
powiedział Akira. Nie wiedziałem czy te słowa skierowane były do mnie czy do
Takumiego.
- Chciałem się tylko
dowiedzieć czy już mam szykować wiązankę na grób mojego zaćpanego przyjaciela
czy jeszcze mogę się wstrzymać – warknął Takumi, a ja usłyszałem, jak nerwowo
uderza butem w ścianę biurka.
- Skarbie, nie jestem
potworem – odpowiedział mu Akira. – To, że Yuichi chwilowo u mnie mieszka nie
oznacza, że bierze udział w we wszystkich „narkoparty” i orgiach… No, może z
wyjątkiem tych drugich.
Akira wiedział na co
się pisze, bo natychmiast odsunął mnie od siebie i dyskretnie zapiął rozporek.
Tak jak się można było tego spodziewać, Takumi ze zwinnością lekkoatlety
przeskoczył przez biurko i rzucił się na niego i razem z krzesłem przewrócili
się na ziemię.
Instynktownie
wsunąłem się jeszcze bardziej w głąb biurka, choć nie sądziłem, żeby Taku mnie
zauważył. Był bardziej zajęty spuszczaniem Akirze prawilnego wpierdolu.
- Ktoś tu jest
zazdrosny… - zasugerował Akira kpiarskim tonem.
Wychyliłem się
lekko, aby sprawdzić co się dzieje. Takumi siedział okrakiem na Akirze,
trzymając go jedną ręką za przód koszuli, a drugą zwiniętą w pięść dotykał jego
brody.
- Nie wiedziałem, że
też lubisz takie zabawy… Tylko uważaj, żeby przypadkiem ci nie stanął, bo
byłoby trochę niezręcznie.
Uderzenie. Zamiast
zdławionego jęku usłyszałem jednak śmiech, który przenikał w głąb mojego ciała
i wprawiał je w psychopatyczne konwulsje.
- Mam nadzieję, że
zdążyłeś się wyżyć, bo zaczynasz mnie już trochę nużyć.
Po chwili wykonał
kilka szybkich ruchów i sytuacja zupełnie się odwróciła. Wbrew woli Takumiego
zamienili się miejscami, a z jego gardła wydał się przeciągły jęk.
- Puszczaj! –
Warknął, próbując się wyrwać.
- Dobrze, ale
najpierw wysłuchasz, co mam do powiedzenia.
Takimi znowu zaczął
się wyrywać, czym wywołał tylko uśmiech na twarzy Akiry.
- Nie ruszaj się, bo
zrobię ci krzywdę, a tego bym nie chciał. A teraz słuchaj. Yuichi sam do mnie
zadzwonił, więc to raczej nie do mnie powinieneś mieć pretensje. Ja w
przeciwieństwie do NIEKTÓRYCH nie uprowadzam swoich przyjaciół i nie
przetrzymuję ich w łazience.
- Ja nie…
- Ciiii… Bądź cicho,
kochanie. Teraz ja mówię. O czym to… No właśnie! Yuichi przebywa u mnie
dobrowolnie i może wyjść kiedy tylko zechce. A co najważniejsze nie ma dostępu
do żadnych narkotyków. Spokojnie, zadbałem o to.
Takumi zrobił
zdziwioną minę.
- Mówisz poważnie? –
zapytał, łagodniejszym tonem.
- Ja zawsze mówię
poważnie – odparł Akira, nachylając się nad nim jeszcze bardziej. – Yuichi jest
u mnie bezpieczny.
- Jesteście razem?
Widziałem jak…
- Wiem, ale to nic
nie znaczy. I nie, nie jesteśmy.
Usłyszałem
westchnienie ulgi, które wydobyło się z ust Takumiego.
- To dlaczego…
Dlaczego Yuichi nie chce ze mną dalej mieszkać?
- Odpowiedź jest
bardzo prosta…
- Co masz na myśli? –
zapytał skonsternowany.
Akira westchnął i
oswobodził Takumiego. Z sobie tylko znaną gracją, otrzepał dystyngowanie
garnitur i zszedł z mojego pola widzenia. Takumi podniósł się z podłogi i
zrobił to samo.
Usłyszałem
skrzypnięcie otwieranych drzwi.
- To jaka jest w
końcu odpowiedź? – dopytywał Takumi.
- Ehhh… Po prostu
jesteś idiotą, Taku. Przemyśl to dobrze.
- Ale co…?
Drzwi zatrzasnęły
się z łoskotem, któremu zawtórował dźwięk przekręcanego klucza. Adrenalina
gwałtownie opadła i poczułem się zmęczony. Nienawidziłem stresujących sytuacji.
Usłyszałem
zbliżające się kroki, więc wysunąłem się spod biurka. Akira spoglądał w moją
stronę czule, a ja odwzajemniłem to spojrzenie. Miał rozciętą wargę, ale i tak
prezentował się bardzo elegancko.
- Dlaczego mi nie
powiedziałeś, że Yuu mieszka u ciebie? – zapytałem lekko obrażonym tonem.
Czerwonowłosy demon
zbliżył się do mnie, po czym ujął moją twarz w obie dłonie. Zadrżałem i
westchnąłem ciężko.
- Ponieważ nie
pytałeś – odpowiedział, a następnie przywarł do mnie w namiętnym pocałunku. Metaliczny
smak rozpłynął się po moich ustach.
***
To był naprawdę
męczący dzień. Właśnie wracałem z pralni, gdyż musiałem odebrać z niej garnitur
Takumiego. Na szczęście nie udało mi się go zniszczyć, czego przyczyną było
pewnie to, że miałem go dzisiaj na sobie zaledwie dwie godziny.
Powoli zbliżałem się
do bloku, w którym mieszkał Taku. Na ulicach panował nieprzeciętny ruch,
chociaż pogoda była koszmarna. Mroźny wiatr silnie dął, zrywając kapelusze z
głów zabieganych Japończyków, wyrywając z ich rąk gazety oraz wyginając
kolorowe parasolki. Zaczynałem żałować, że nie zdążyłem jeszcze kupić jakiegoś ekwipunku zimowego, bo
było mi przeraźliwie zimno, mimo ciepłej kurtki, którą miałem na sobie.
Z uczuciem ulgi
wszedłem do ciepłej klatki schodowej i w ramach rozgrzewki wbiegłem na
odpowiednie piętro. Zdyszany zadzwoniłem szybko do drzwi, a następnie czekałem
ze zniecierpliwieniem. Miałem okropnie wyrzuty sumienia z powodu dzisiejszej
sytuacji z Akirą. Nie powinienem się już z nim dłużej spotykać, skoro zależało
mi na Takumim. A zależało, nawet bardzo.
Usłyszałem szczęk
zamka i nagle drzwi stanęły przede mną otworem… razem z drobną sylwetką Keiko,
ubraną dokładnie w tę samą koszulę, co kiedyś Ayako.
- Cześć,
przystojniaku – powiedziała z uśmiechem, tworzącym niewielkie dołeczki w jej
zaróżowionych policzkach. Taaaak… Z pewnością właśnie skończyli grać z Takumim
w Scrabble. Na pewno.
- Keiko! Co ty
wyrabiasz?! – Z głębi mieszkania usłyszałem głos wściekłego Taku, który zbliżał
się do nas zapinając w międzyczasie spodnie. Na mój widok zamarł.
- Przy… przyniosłem
garnitur – odparłem, wręczając zafoliowany wieszak Keiko. – Śpieszę się, cześć!
Z dziwnym uczuciem w
klatce piersiowej odwróciłem się na pięcie, z zamiarem szybkiego wyjścia z budynku. Czegoś takiego nie czułem chyba nigdy
dotąd. Zupełnie jakby ktoś uderzył mnie pięścią w brzuch i zawiązał pętlę na
szyi. Można było powiedzieć, że dusiłem się… mentalnie.
Moje zamiary zostały
powstrzymane przez dłoń Takumiego, która silnie zacisnęła się na mym przedramieniu,
uniemożliwiając dalsze ruchy.
- Poczekaj, Hayato!
Musimy chwilę porozmawiać.
Zatrzymałem się i
odwróciłem w jego stronę. Stwierdziłem, że nie będę robił żadnych scen, żeby
nie pokrzyżować mu planów. Poza tym, czy miałem prawo w ten sposób reagować?
Przecież już kilkakrotnie wmawiałem sobie, że nasze spotkania nie mają
najmniejszego znaczenia, po czym jak ostatni kretyn pędziłem do Akiry. Aż do
teraz. Dziwne uczucie…
Taku
szepnął coś do Keiko, a ta tylko pokiwała z uśmiechem głową, po czym udała się
do innego pokoju, zostawiając nas samych. Na szczęście wydawała się zupełnie
nieświadoma powagi całego zajścia.
- Jesteś zły, prawda?
– mruknął, odprowadzając ją wzrokiem. Westchnął ciężko, po czym odwrócił się w
moją stronę.
- Może – odparłem
cicho.
- Przepraszam –
powiedział z miną pełną żalu i cierpienia. - To NIC nie znaczy, naprawdę. Ja po
prostu… muszę. Nie wiem już co mam robić… Co wybrać…
Rozumiałem Takumiego,
ale mimo to jakaś część mnie nie potrafiła zaakceptować zaistniałej sytuacji.
Ehh… Byłem strasznym hipokrytą. Przecież tak właściwie robiłem to samo, tylko w
mniej jawny sposób. Czy tak naprawdę wolałbym nie wiedzieć, że Taku spotyka się
z Keiko? Możliwe, aczkolwiek może wtedy wyzbyłbym się tego dziwnego uczucia,
które teraz dusiło mnie od środka.
Poczułem dłonie Taku
na ramionach. Stanął przede mną i patrzył na mnie w tak przejmujący sposób, że
miałem ochotę go objąć. Stałem jednak nieruchomo i wsłuchiwałem się w rytm jego
serca, które kołatało wściekle.
- Jesteś… - zaczął,
jednak po chwili się zawahał.
- Jaki?
Cały drżał, podobnie
jak i ja. Powietrze wokół nas zrobiło się niezwykle ciężkie i wilgotne. Było mi
duszno, a mój oddech wydawał się coraz płytszy.
- Jesteś dla mnie…
najważniejszy – powiedział, zbliżając się do moich ust.
- Ty dla mnie też. - Usłyszałem
czyjś głos za swoimi plecami.
Odwróciłem się gwałtownie
i ujrzałem Yuichiego. Był blady i ledwo trzymał się na nogach, ale i tak
podszedł do nas wolnym, stanowczym krokiem.
- Przyszedłem po
rzeczy. Dajcie mi sekundę.
- Yuichi! Poczekaj! –
Krzyknął nagle Takumi.
- Akira czeka na mnie
na dole – wycedził przez zęby Yuu, nie racząc mnie ani jego najmniejszym
spojrzeniem.
Ledwie pamiętałem
to, co zdarzyło się później. Ckliwa scena w jednej chwili zmieniła się w
prawdziwą masakrę. Takumi rzucił się za Yuichim, lecz ten odepchnął go od
siebie. Zaczęli się szamotać w korytarzu, stłukli wazon i chyba coś jeszcze. Przerażona
Keiko wyszła z pokoju i zaczęła krzyczeć, a ja starałem się ich jakoś
rozdzielić. Bezskutecznie.
Nie wiem jakim
cudem, ale w końcu wszyscy z wyjątkiem Keiko wylądowaliśmy na komisariacie w
osobnych celach. W dodatku byliśmy skazani na oglądanie rozbawionej twarzy
Akiry, który zastanawiał się, za którego z nas wpłacić kaucję.
To był naprawdę
okropny wieczór…